sobota, 26 marca 2011

Jeszcze trochę, jeszcze cztery dni

i będę mogła wrzucić na druty dwa nowe projekty - ponczo i chustę.
Będą dziergane równocześnie, na zmianę.
Egipcjanin na razie będzie musiał poczekać:)

Mózg wentyluję godzinnymi wieczornymi spacerami - dzięki temu jeszcze nie sfiksował. A na spacerach mam od kilku dni w uszach słuchawki. To nietypowe dla mnie - ale jakże cenne!
Słucham, wysłuchuję, przesłuchuję, nasłuchuję.
Autor tego, co słucham żywcem mówi do mnie... o mnie.
O mojej drodze.
O tym, czego doświadczałam - i co czasem kwestionuję nie będąc pewną, czy mi się nie wydaje...
W meandrach życia wewnętrznego łatwo się pogubić, łatwo ulec złudzeniu - a tu się okazuje, że złudzeń nie było, że tak po prostu jest, że to jest prawda.
Cieszę się.

Z pewnych ważnych i bardzo bolesnych powodów moje zaufanie do ludzi Kościoła od pewnego czasu jest mocno ograniczone. Ufam tylko tym, którzy są prawdziwi, u których czuję prostotę, zaangażowanie, autentyczność. Nie przeszkadza mi ich słabość i grzeszność - byleby sie tylko nie kreowali na innych, niż są.
A to jest rzadki gatunek...

U niego wyczuwam taką autentyczność.
Przeorało go życie, ma wiele niedostatków emocjonalnych i niedoskonałości i jest tego świadomy.
Świetnie wyczuwa pychę i skłonność do lansowania się, na kilometr rozpoznaje próżność - przede wszystkim u siebie.
Fantastycznie zna Biblię i czyta ją w oryginale - udało mu się przejść barierę myślenia właściwą ludziom zachodu i nauczyć się czytać Słowo tak, jak zostało napisane - obrazami.

Pelanowski.
Nazywa się Augustyn Pelanowski
Mieszka w Krakowie, na Skałce.
Mam jego wszystkie książki - jeszcze nie wszystkie przetrawiłam, ale są dla mnie cenne.
A w słuchawkach mam nagrania z tej sesji.

Etapy mojego życia wewnętrznego wyznaczają zawsze książki - tak jakoś jest, że w odpowiednim momencie jest mi dana lektura, która stanowi kolejny krok, kolejny przełom. Tak się dzieje mniej więcej co dwa - trzy lata. Czytam dużo więcej, ale przełomowe książki są jak perły w tych lekturach - stawiając mnie pod ścianą, kwestionując moje myślenie i moje postawy powodują trwałą zmianę. Oczywiście jestem świadoma, Kto za tym stoi:) I jestem Mu ogromnie wdzięczna. Zawsze mnie odnajduje...

Posłuchajcie.
Poczytajcie.
Może jego teksty dla kogoś staną się czymś cennym na dziś, może przewietrzą ducha, zapalą światło.
Ten człowiek jest prawdziwy i nie teoretyzuje.
Dużo w życiu cierpiał, jest tym cierpieniem oszlifowany, można mu ufać.

Nazywa się Augustyn Pelanowski.

wtorek, 22 marca 2011

Ciężko mi...

Z dnia na dzień coraz ciężej  - spada wydolność, zmęczenie bierze górę, brakuje sił.
I kiedy tak siedzę w pracy z uczuciem, że pcham pod górę swój kamień niczym Syzyf... nagle wchodzi mój paczkonosz.
Pod pachą taszczy niewielkie pudełeczko.
I nie chce ani złotówki!
Patrzę na niego zdziwiona, bo niczego się nie spodziewam, niczego nie zamawiałam.
Podpisuję.
Rozrywam opakowanie - i...






i chce mi się i śmiać i płakać - sama nie wiem, co bardziej...
Te zdjęcia pożyczone z bloga Violet, ta pożyczka ma sens bo to on przecież go dla mnie zrobiła, to dwa różne szale z różnych wełen, mój jest jeszcze inny, w kolorze ecru i już wiem, że nazywa się Milky Waves. Kiedyś kupiłam taką eteryczną wełenkę, zabrała ją ode mnie bo ja bladego pojęcia o takich szalach jeszcze wtedy nie miałam,  kiedyś miał być szal, kiedyś...
Nic się nie przyznała, że już dzierga!

Jest piękny i jest mój - i tak bardzo w porę przyszedł -  w czas, w którym dużo we mnie bólu i samotności.
Ona wiedziała, ona rozumie.
Idę się przytulić do mojego ocean waves.
I wytrzeć oczy, bo mi zwilgotniały.

Kiedy mój brat pacholęciem będąc dostał swój pierwszy duży rower spał ze swoim skarbem przy łóżku, miziając w nocy pedał, ramę czy koło.
Istnieje prawdopodobieństwo, że zasnę dziś głaszcząc mój piękny estoński szal.
Nie zasnę w nim, bo jest eteryczny jak mgiełka i mogłabym go uszkodzić.
A jest dla mnie bardzo cenny - bo wiem, bo mam pewność, że to dar prosto z serca.

Zdjęcia będą - kiedyś, jak skończę syzyfową pracę, odpocznę i będę się nadawała do obiektywu. Bo dziś do tej cudności to ja zupełnie nie pasuję - wypadam przy niej i cienko i blado:)

poniedziałek, 21 marca 2011

Ja też dostałam cynk:)

Że w Kaszmirze nowa dostawa.
I dostałam dziś próbki od Laury...
Ech, szkoda gadać.

Między innymi mam próbkę tego, pojedynczej nici:




Jest piękna...  Jest tak piękne, że nie mam słów!
Wszystko jest piękne.
Nie kupuję dziś tylko dlatego, że OBIECAŁAM!
Naprawdę jej obiecałam. I muszę się obietnicy trzymać, bo ja czasem kupuję spod lady:)))
I mam próbki i fioletowe, i zielone - i bieluśką alpakę - bajka!
Wszystko to można mieć.

Mało mnie ostatnio - ryję w robocie niczym kret i ledwo żyję.
Nie mam czasu na nic, aeolian leżakuje, czekają już inne zadania.
Jak się zrobi luźniej w pracy to się zacznie na uczelni.
Ściskam wszystkich bardzo, bardzo - może niedługo mi się uda wziąć druty do ręki i czymś sie pochwalić - choć kawałeczkiem.

Ściskam wszystkich... z pracy!
Do 20.00 muszę wytrzymać.
Jeszcze dwa tygodnie takiego życia.
Buziaki!

Dopisane o 18.15:

15 minut po opublikowaniu posta nic już nie ma!
Chyba powinnam przeprosić za... fałszywy alarm:)
Ale można dzwonić i zamówić - to jest jakiejś wyjście!:)

poniedziałek, 14 marca 2011

Nowa wełna

Telegram z nocy 14.03.2011, opublikowany 15.03.2011 godz. 7.55:

Laura napisała w nosy kolejnego sms-a stop
Aparat tym razem NIE KŁAMIE stop
Ze zdaniem artystki i producentki nie dyskutuję stop
Albowiem się z nim zgadzam! Stop:)

A teraz oryginalna notka:

Przyszła przed godzinką.
Zdjęć jeszcze nie mam, aparat kłamie, będę po południu poprawiać w gimpie, może pokażę.
Moim zachwytom nie ma końca:)
Gatunek ten sam, co w fioletowym otulaczu - ręcznie przędziona i ręcznie farbowana wensleydale, zamówienie zrealizowane... na zamówienie:) Gdzie? No znoooowu w u Laury, no nudna jestem, wiem:)))

Najpierw oddam głos Basi, znawczyni tej wełny, jednego z moich niekwestionowanych autorytetów w rzeczonej materii (napisane w jakimś komentarzu ale nie pamiętam, gdzie i w jakim, na pewno napisała to Basia), a`propos moich ówczesnych zachwytów i ćwierkań:

"Dorota,ja Ci się wcale nie dziwię.Ta wełna ma w sobie magię.Godzinami mogę patrzeć jak odbija się w niej światło i na pewno gotowa dzianina Cię nie rozczaruje. Sama wełna nosi się świetnie. Włosek się nie zbija, nie filcuje.Mam z tego czapę z dziurami - grzeje jak piec:)"

Ja planuję z tego sweter.
Pulower czy kardigan - jeszcze nie wiem, to nieważne, to się znajdzie.
Najważniejsze, że mam już swojego wensa:)
Nareszcie!

W trakcie powstawania wełny trwała debata na temat koloru.
Który miał się ulęgnąć.
Nazwą roboczą była "czekolada".
Później - w związku z blaskiem i połyskiem wensowym - ktoś napisał w komentarzu, że można ją nazwać "Murzyn w oliwkach". Bo brąz i błyszczący.
Po pierwszym farbowaniu Laura dała mi znać, że wyszło "stare złoto" i że trzeba będzie farbować jeszcze raz.
Po drugim farbowaniu Laura uzyskała odcień... no właśnie.

Czekolady? Nie!
Brązowy??? Też nie!
Odcień brązu... i mlecznej czekolady... przebłyski starego złota i gorzkiej czekolady...

W końcu dostałam od Laury sms następującej treści:
"Jak nie Murzyn w oliwkach to może Egipcjanin w złotym pyle - w skrócie FARAON?"
Padłam Zeszłam!
Ta to ma pomysły:D:D:D

Zatem sie postaram
wieczorem
zaznajomić państwa
z samiuśkim Faraonem!

Jeśli ani aparat ani ja sobie nie poradzimy - Faraon nie przybędzie!
Nie mogę mu na samym początku perfidnie zszargać opinii:)

P.S. Dobra, dobra - same chciałyście!
Tabajka naryczała, że mam nie marudzić o aparacie, a zaraz przylezie Ata i powie, że zdjęć nie umiem! Schiza z Wami i już!
Zdjęcia nie oddają.
Ani połysku, ani gry świateł, ani tonów, ćwierćtonów ani złota ani urody żadnej.
Resztę se dośpiewajcie:)





czwartek, 10 marca 2011

W Kaszmirze u Laurki

pojawiły się nowe wełny.
Były w sklepie... dwie godziny.
Nie zdążyłam się nawet zamachnąć, zapatrzeć, pomyśleć, co bym chciała!

No dobra.
Będą następne, jutro leci do mnie specjalnie zamówiony czekoladowy wens (nie jestem klientem specjalnym - Laura farbuje wełny dla każdego, trzeba zadzwonić, dogadać się co do koloru, oferta jest dla każdego!)

Są za to markery, te, które pokazywałam nieszczęśliwie sfotografowane.
Teraz mogę pokazać prawdziwe, porządne fotki - nie mojego autorstwa:

 Zestawy jednokolorowe:




Zestawy wielobarwne:



Są śliczne - to rękodzieło, filcowe kuleczki autorstwa bardzo zdolnej artystki, którą wszystkim polecam, niejedną rzecz która wyszła spod jej rąk już u siebie mam. Markery zrobiła mamoon - kobieta z pasją tworzenia:) Mam je w domu, używam - polecam serdecznie! Szukajcie w sklepie Laury w dziale "Nowości" - wyłażą jako pierwsze:)))

niedziela, 6 marca 2011

Żałość mię bierze...

Smutno mi!
Wydziergałam.
Przymierzyłam (błąd, błąd, nigdy więcej - to jak dla kierowcy usiąść za kierownicą auta, podobno później już się MUSI tymże autem z salonu wyjechać).
Zachwyciłam się sobą w tym, co wydziergałam (wiem, prawie narcyzm, trudno!).

I co dalej? Ano muszę oddać!
Bo nie dla siebie dziergałam.
Muszę oddać, jutro raniutko priorytetem odrzutowym paczuszka poleci w Polskę.

Oto skromny, nieduży przedmiot nie mój - ale pożądania mojego:


 I jeszcze kwiacior:



Wensleydale ręcznie uprzędzione i ufarbowane przez Laurę, Damę Od Kaszmirów:)
Wensleydale niecałe 500 metrów, przecudny fiolet z drobinkami żywego granatu, kropelkami różu, błyszczący, lekko kosmaty i promienny - wspaniały! Gdybym była rodem z indiańskiego plemienia dałabym temu wensowi imię "Fiolet w Którym Tańczy Słońce".

Otulacz można naciągnąć na ramiona i się nim wyłącznie ogrzać, można go też udrapować, spiąć broszką - kwiaciorem i przy okazji ogrzania również się nim przyozdobić.

Oczywiście zdjęcia nie oddają, ale to standard. Dzianina w rzeczywistości jest ciemniejsza i bardziej nasycona.
W gimpie spędziłam ponad dwie godziny, ale ja dyletant jeszcze i dopiero się uczę.
Idę pakować paczkę i płakać z tęsknoty za otulaczem.
Pociesza mnie tylko fakt, że idzie w bardzo dobre ręce (nie, wcale nie tam, gdzie wszyscy myślą, że idzie,  nie tylko ona jedna lubi fiolety:) - i pociesza mnie nadzieja, że spodoba się przyszłej właścicielce.

Właścicielko - pisz mię na maila, czy może być, na maila pisz, tam możesz walnąć caluśką prawdę!

To idę.
Tę paczkę.
Słowo się rzekło.

(A do Krakowa i tak pojadę, adres znam, wydrę całego wensa jakiego u Laury w chałupie znajdę i po czerwcu sobie uprzędę - a co! Że nieudolnie? Trudno! Że mi wyjdą supły, bo nitkę porwę i poplączę? Trudno - zniesę! Dla wensa zniesę bardzo, bardzo dużo).

wtorek, 1 marca 2011

Uprzejmie donoszę,

że mam COŚ.
Ładne to coś.
Kolorowe, okrąglutkie, nieduże.
Bardzo przydatne.
Mam to COŚ, albowiem zostałam testerką.

Coś wygląda tak (zdjęcie nieciekawe, nie krzyczcie):



To nie bombeczki choinkowe - to markery, ręcznie robione, z filcu. Twarde kuleczki na druciku - łezce.
Kolory mają prześliczne - mój aparat kłamie, to już wiedzą wszyscy.
Przesuwają sie miękko po drucie.
O nic nie zahaczają - słowo!
Odczepić się ani wypiąć nie mają szans - po prostu dobra konstrukcja.
Nadają się do drutów różnej grubości.
I jeszcze prześlicznie na tych drutach wyglądają:)

Artysty nie zdradzę - nie wiem, czy mi wolno:)
Markery niedługo pojawią się u Laury, w Kaszmirze. Wiem to już na pewno, to się z Wami wiedzą tajemną podzielę - no nie będę taka, noooo.
Będą w dwóch rodzajach - komplety jednokolorowe i wielokolorowe.

Oczywiście dziergam. Aeolian się całkiem nieźle rozwija, ale teraz na kilka dni poszedł w odstawkę, a na drutach mam piękną fioletową wensleydale, Laurowego uprzędu.
Tempo dziergania będzie jednakowoż mieć tendencje spadkowe, niestety.
Albowiem... pospolitość skrzeczy.
Pospolitość nosi nazwę pracy licencjackiej i nijak jej ominąć, przeskoczyć ani też obejść.
Trza napisać - i koniec! No i jeszcze obronić tę zarazę.
Nie wiedziałam tylko, że to będzie takie okropnie nudne (mój promotorze, nie czytaj!).
Że to wszystko, co już wiem i na czym od lat pracuję będę musiała nieustannie i bezwzględnie podpierać mądrymi cytatami z jeszcze mądrzejszych książek, ustaw i rozporządzeń i udawać, że nie mam doświadczenia i nie wiem nic!

To ja już wolę dziergać, sto razy wolę!
Bo tu nie muszę udawać, że nic nie wiem, bo coś wiem - i nie muszę się tłumaczyć, skąd to wiem:)