piątek, 20 czerwca 2025

Wróciła

1. Wróciła do siebie. Mama wróciła. Od początku tego tygodnia wróciły jej siły, wrócił rytm dobowy. Nie wrócił apetyt, ale póki co to nie problem. Ma sporo zapasów.

2. Dziś się zakrztusiłam. Bardzo mocno. Nie mogłam złapać oddechu. Dusiłam się. Przerażające doświadczenie. Pobiegłam do mamy, żeby mnie ratowała, huknęła między łopatki. Przeszło mi o włos od utraty przytomności. Co na to mama? "No ja to dziś już nie zasnę"... Skupienie na sobie. Czemu mnie to nie dziwi?

3. Mąż wyjechany. Ogarnę rzeczywistość. Muszę...

wtorek, 3 czerwca 2025

Mam mamę

już w domu. Osłabiona okrutnie. Na dwóch ciężkich antybiotykach. Z rozregulowaną pracą jelit. Z saturacją 67... Koncentrator tlenu ma już przy łóżku. Po dwugodzinnym natlenianiu saturacja 85... 


Zapalenie płuc w toku. Objawy udaru minęły, ale sam udar będzie się wycofywał jeszcze kilka tygodni. W uszach mamy aparaty, w nosie wąsy tlenowe. Na stole masakryczna ilość leków. Mama mówi, że jest jej trudno. Rozumiem ją...

Nie jest dobrze. Wygląda na to, że funkcje życiowe u prawie 89 - letniej kobiety słabną, że niektóre narządy po prostu się zużyły...Tak czy siak będziemy przy niej. Posiłki, pranie, opieka bezpośrednia. Dotąd mama opiekowała się kotami - karmiła je, sprzątała. Robiła to z własnej woli. Teraz ja przejmuję te obowiązki. Wraz ze stanem mamy bardzo zmienia się moje życie. Na razie jeszcze czuję chaos, ale to wszystko się poukłada.

piątek, 30 maja 2025

W imię

tego, że nie ma tego złego... mamy zapalenie płuc! Tomograf wykazał czarno na białym zapalenie płuc jak drut. I jak tu się nie cieszyć? Kto zrobiłby mamie badanie tomograficzne płuc, gdyby nie była w szpitalu? Musiałaby czekać ponad miesiąc, nawet gdyby to badanie zrobić prywatnie.

Podejrzewałam u mamy jakieś schorzenie płuc, ale co ja tam wiem, a do lekarza? Po co do lekarza, przecież nic jej nie jest i ona się do lekarza nijak nie wybiera. A tak mamy diagnozę i mamy wdrożone leczenie. Zatem codziennie o poranku idzie w żyłę potężna lufa antybiotyku i już widać poprawę :)

Na poniedziałek planowany jest wypis, mam nadzieję, że niespodzianek nie będzie.

środa, 28 maja 2025

Czasem...

nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło. I w tej właśnie sytuacji chyba tak jest:)

- jest udar niedokrwienny potwierdzony rezonansem, objawy się wycofały, leczenie trwa;

- jest wykonywanych sporo badań - rezonans głowy, tomografy korpusu oraz szczegółowy płuc, usg serca, usg naczyń w okolicach szyi, holter, rozliczne badania krwi;

- wykryte niedotlenienie organizmu (saturacja 80) poskutkowało podpięciem chorej pod wąsy tlenowe z dobrym rezultatem (saturacja 95);

Do mojej mamy nie mówi się "babciu", tylko "proszę Pani"; z kulturą informuje się o odkrytych w trakcie badań problemach oraz o wdrożonym leczeniu; z dbałością podaje się leki, które mama na codzień przyjmuje; chorą się myje, pielęgnuje, smaruje; jedynym minusem jest nietolerancja żywienia szpitalnego, co jednak przy ogromnej nietolerancji glutenu i laktozy przez mamę czyni szpital całkowicie usprawiedliwionym.

Dziś mieliśmy dzień trudny jeśli chodzi o możliwość dotarcia do mamy z wiktem i opierunkiem, ale cudnie się zaangażował niespełna osiemnastoletni prawnuk z narzeczoną (tak, dobrze czytacie, rzeczony oświadczył się kilka miesięcy temu i został przyjęty), oboje dostarczyli co trzeba, zatem "proszę Pani" została zaopatrzona we wszystko, co było jej potrzebne oraz godzinne pogaduchy z młodzieżą Pani uskuteczniła.

A dlaczego nie ma tego złego? Otóż mama moja zostanie przebadana wzdłuż i wszerz, co mnie jako głównej opiekującej się nią osobie jest straszniście potrzebne! Będę wiedziała, jak mam jej pomóc, w którą stronę pójść, jak jej życie ułatwić. Wiem już, że trzeba bukować wizytę u kardiologa i że koniecznie trzeba działać w sprawie koncentratora tlenu.

P.S. Wybaczcie, że nie odpowiadam na komentarze, ale po prostu nie mam czasu ni sił. Każdy komentarz czytam i za każdy jestem bardzo wdzięczna. Serdecznie Was pozdrawiam!

poniedziałek, 26 maja 2025

No i...

tak to.

Niedziela, 25.05.2025, południe.

Mama bełkocze, ma opadnięty kącik ust, oko i brew, po lewej stronie. Podejrzenie udaru. Karetką przyjeżdżają ratownicy, w kilka minut. Badają, wykluczają udar. Mama zostaje w domu.

Niedziela, 25.05.2025, godzina 17.30. Stan mamy bez zmian, choć kącik może opadnięty trochę bardziej. Jedziemy na SOR. Mama przyjęta od razu, podejrzenie udaru, wielkie zdziwienie, że ratownicy tego nie dostrzegli. Na cito badania krwi i tomograf. Czekamy, co dalej.

Niedziela, 25.05.2025, godzina 21.30. Lekarz wzywa mnie na salę chorych, pacjentka nie zgadza się zostać w szpitalu na neurologii - ! Perswadujemy jej, że powinna zostać, wprawdzie tomograf nie wyszedł zły, ale trzeba jeszcze obserwować i badać, będzie robiony rezonans magnetyczny. Koniec końców mama się zgadza. Wkrótce później blokuje sobie komórkę, telefon żąda kodu PUK! O losie...

Poniedziałek, 26.05.2025, córka przejmuje telefon, ja szukam kodów PUK i PIN, szczęśliwie je znajduję, robię zdjęcie i wysyłam córce. W kilka minut telefon zaczyna działać, ufff! W tym samym czasie telefon zostaje mamie dostarczony. Na godzinę 14.30 wybieramy się na oddział. Zobaczymy, co dalej...

wtorek, 6 maja 2025

Dobrze pamiętam

maturalne dni, choć czasy to baaardzo dawne. Było kasztanowo, majowo, pachnąco. Szłam dość spokojna, w miarę pewna siebie. Maturę z języka polskiego napisałam jednym ciągiem, prawie na wdechu, w zapale i przekonaniu o słuszności moich tez. "Postawy człowieka w obliczu zagrożenia życia w oparciu o wybrane przykłady literackie". Pooooszło!

Maturę z matematyki... no cóż, połowę napisałam sama, połowę ściągnęłam. Jak się okazało ściągnęłam perfekcyjnie, nota bene to było w moim życiu pierwsze ściąganie. Przeżywałam jak mrówka poród, czułam się niekomfortowo, ale ściągałam. To były czasy, gdzie na maturze ściągała znakomita większość człowieków, a ściągi umieszczane były w kanapkach. Zresztą matematyka mieliśmy fatalnego, w matematykę umiała tylko jedna osoba, która maturę pisała samodzielnie.

Egzaminy ustne to biologia i chemia, do tych egzaminów uczyłam się niewiele, wiedzę miałam z lekcji. Poszło jak złoto, pytania miałam jak pode mnie pisane, dziś już ich zupełnie nie pamiętam.

No i okazało się, że psim swędem napisałam najlepszą maturę w roczniku, średnia 5,0, szóstek nie było. Zaskoczyło mnie to nieprawdopodobnie, albowiem z polskiego pisałam pracę jak na owe czasy totalnie kontrowersyjną, a z matematyki do końca żyłam w niepewności. Miałam głębokie poczucie totalnego niezasługiwania na tę ocenę przez matematykę. Po prostu jej nie umiałam i tyle.

Najlepsze jest to, że dziś te maturalne wyniki nie mają już żadnego znaczenia. Pozostały wspomnienia egzaminacyjnej aury, pamiętam siebie siedzącą w maturalnej sali, pamiętam co czułam, pamiętam majowe zapachy. Pamiętam też, jak ówczesny wicedyrektor, mój ulubiony nauczyciel od biologii przyszedł do mnie do domu i poprosił mnie, bym odebrała ze szkoły jego córkę. Miał jeszcze coś do załatwienia w szkole i... był dość konkretnie pijany. Mój autorytet w czasie maturalnym z hukiem spadł z piedestału!

I tak to :) A jak wasze maturalne wspomnienia? Pisaliście maturę czy też nie? Pięknie i serdecznie zapraszam do komentowania, jestem ogromnie ciekawa tego, co się u Was w te dni działo :)

poniedziałek, 28 kwietnia 2025

Wielkie

święto demokracji. Czyż demokracja nie jest przereklamowana? Jak myślisz?



Bo ja myślę, że tak. Że jest przereklamowana.

poniedziałek, 21 kwietnia 2025

Ku pamięci

Papież Franciszek.

Poniedziałek, dzisiaj, 21.04.2025 godzina 07.35.



niedziela, 20 kwietnia 2025

Alleluja!

Zmartwychwstał Pan! Grób jest pusty!

Pięknego świętowania Świąt Zmartwychwstania

życzę wszystkim moim blogoznajomym:***




sobota, 19 kwietnia 2025

Liturgia Wigilii Paschalnej

1. Liturgia Światła ze śpiewem "Exsultet", czyli Orędzia Paschalnego - jednego z najpiękniejszych hymnów liturgicznych.

"Weselcie się już zastępy Aniołów w niebie,
weselcie się słudzy Boga!
Niechaj zabrzmią dzwony głoszące zbawienie,
gdy Król tak wielki odnosi zwycięstwo!"


2. Liturgia Słowa.
3. Liturgia Chrzcielna.
4. Liturgia Eucharystii.

"Oto bowiem są Święta Paschalne, w czasie których zabija się prawdziwego Baranka, 
a Jego Krew Poświęca domy wierzących.
Jest to ta sama noc,
w której niegdyś ojców naszych, synów Izraela,
wywiodłeś z Egiptu i przeprowadziłeś suchą nogą
przez Morze Czerwone".

Wielka Sobota

Starożytna homilia na Świętą i Wielką Sobotę

Zstąpienie Pana do Otchłani

Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził tych, którzy spali od wieków. Bóg umarł w ciele, a poruszył Otchłań.

Idzie, by odnaleźć pierwszego człowieka, jak zgubioną owieczkę.

Pragnie nawiedzić tych, którzy siedzą zupełnie pogrążeni w cieniu śmierci; aby wyzwolić z bólów niewolnika Adama, a wraz z nim niewolnicę Ewę, idzie On, który jest ich Bogiem i synem Ewy.

Przyszedł więc do nich Pan, trzymając w ręku zwycięski oręż krzyża. Ujrzawszy Go praojciec Adam, pełen zdumienia, uderzył się w piersi i zawołał do wszystkich: "Pan mój z nami wszystkimi!" I odrzekł Chrystus Adamowi: "I z duchem twoim!" A pochwyciwszy go za rękę, podniósł go mówiąc: "Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus.

Oto Ja, twój Bóg, który dla ciebie stałem się twoim synem. Oto teraz mówię tobie i wszystkim, którzy będą twoimi synami, i moją władzą rozkazuję wszystkim, którzy są w okowach: Wyjdźcie! A tym, którzy są w ciemnościach, powiadam: Niech zajaśnieje wam światło! Tym zaś, którzy zasnęli, rozkazuję: Powstańcie!

Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych. Powstań Ty, który jesteś dziełem rąk moich. Powstań ty, który jesteś moim obrazem uczynionym na moje podobieństwo. Powstań, wyjdźmy stąd! Ty bowiem jesteś we Mnie, a Ja w tobie, jako jedna i niepodzielna osoba.

Dla ciebie Ja, twój Bóg stałem się twoim synem. Dla Ciebie Ja, Pan, przybrałem postać sługi. Dla ciebie Ja, który jestem ponad niebiosami, przyszedłem na ziemię i wstąpiłem w jej głębiny. Dla ciebie, człowieka, stałem się jako człowiek bezsilny, lecz wolny pośród umarłych. Dla ciebie, który porzuciłeś ogród rajski, Ja w ogrodzie oliwnym zostałem wydany Żydom i ukrzyżowany w ogrodzie.

Przypatrz się mojej twarzy dla ciebie oplutej, bym mógł ci przywrócić ducha, którego niegdyś tchnąłem w ciebie. Zobacz na moim obliczu ślady uderzeń, które zniosłem, aby na twoim zeszpeconym obliczu przywrócić mój obraz.

Spójrz na moje plecy przeorane razami, które wycierpiałem, aby z twoich ramion zdjąć ciężar grzechów przytłaczających ciebie. Obejrzyj moje ręce tak mocno przybite do drzewa za ciebie, który niegdyś przewrotnie wyciągnąłeś swą rękę do drzewa.

Snem śmierci zasnąłem na krzyżu i włócznia przebiła mój bok za ciebie, który usnąłeś w raju i z twojego boku wydałeś Ewę, a ta moja rana uzdrowiła twoje zranienie. Sen mej śmierci wywiedzie cię ze snu w Otchłani. Cios zadany Mi włócznią złamał włócznię skierowaną przeciw tobie.

Powstań, pójdźmy stąd! Niegdyś szatan wywiódł cię z rajskiej ziemi, Ja zaś wprowadzę ciebie już nie do raju, lecz na tron niebiański. Zakazano ci dostępu do drzewa będącego obrazem życia, ale Ja, który jestem życiem, oddaję się tobie. Przykazałem aniołom, aby cię strzegli tak jak słudzy, teraz zaś sprawię, że będą ci oddawać cześć, jak należy się Bogu.

Gotowy już jest niebiański tron, w pogotowiu czekają słudzy, już wniesiono salę godową, jedzenie zastawione, przyozdobione wieczne mieszkanie, skarby dóbr wiekuistych są otwarte, a królestwo niebieskie, przygotowane od założenia świata już otwarte".



piątek, 18 kwietnia 2025

Wielki Piątek

Eloi, Eloi lema sabachthani!



czwartek, 17 kwietnia 2025

Wielki Czwartek

Ostatnia Wieczerza.

Sakrament Kapłaństwa.

Sakrament Eucharystii.

Gethsemani...

wtorek, 15 kwietnia 2025

Kiedy


jedziesz szukać leku i koniec końców go zdobywasz, psiocząc ile wlezie (monjuaro ostatnio ma cenę przeokrutną, zwalającą z nóg - nawet w aptece CEFARM-u), a przy okazji trafiasz na przeuroczą knajpkę, i lądujesz z MCO na ciepłej, przepysznej kolacji, z której zapomniałeś sfocić jedzonko, natomiast sfociłeś fantastycznego (mlask!) portera:


Wszystko, co wszamaliśmy było wybitne: ja - flaczki i pierogi ruskie, MCO - placek po węgiersku. Zwyczajnie nie wiem, czy dałoby się zrobić smaczniejsze. Rozpływających się (dosłownie!) w ustach pierogów jeszcze nigdy nie jadłam.

Do tego wszystkiego nasze oczy mogły podziwiać tę cudną, przepiękną... no właśnie, co? Kolaż poniżej:


Oraz cieszyć oko wyszywanymi poduchami:


Na koniec pytanie: gdzie byliśmy? W jakiej miejscowości? Z czego ta miejscowość słynie? Kto zgadnie lub kto wie???

wtorek, 8 kwietnia 2025

Czas

wykopaliska się skończył. Definitywnie. Wszystkie elementy plastikowe i metalowe wykopano i wyrzucono, wielki dół zasypano, niedługo będzie można posadzić na nim kwiatki.

Pora zatem na dalszą część zachwycającej wiosny. Zatem czas magnolii:

 


Oraz czas spacerów nad jeziorem, po lesie i okolicy:






W świecie dużo się dzieje. Za dużo. Z grubsza wiem, co i jak, ale angażuję się powierzchownie. Świata nie zmienię, a bardzo cenię sobie spokój wewnętrzny. Dlatego skupiam się na cudach przyrody, które widać na każdym kroku. Trzeba tylko podnieść lub pochylić głowę i dostrzec to, co obecny czas nam daje.
Latem będzie jeszcze więcej kolorowych cudów. Będę je focić, by o nich pamiętać.
W rodzinie póki co mamy pokój i spokój. Moje ciało po trochu się podnosi z choroby. To małe kroczki, ale są.
Jestem wdzięczna, bardzo wdzięczna. Mogę już trochę popracować w ogrodzie, to dla mnie wielki dar. Już wiem, że mogę go nie mieć.

Za co jesteś wdzięczna/wdzięczny? Podzielisz się?

środa, 2 kwietnia 2025

Dzięki

@mp, właścicielce bloga dłubię, bo lubię zagadka wykopaliskowa została rozwiązana :)

Przypominam - jest tak:


a było tak - ta daaaam!


Zatem @mp serdecznie dziękuję za info w komentarzu, wydaje się, że kopać jeszcze sporo będzie trzeba, coby od-kopać lub też wy-kopać mauzera beczkę 1 000. Jest nadzieja, że to nie szambo, że to zbiornik na wodę. Szambo albowiem by capiło, a to co zostało odkopane póki co nijak nie capi :D:D:D

niedziela, 30 marca 2025

Początek

był całkiem niewinny. Otóż pojechałam z moimi panami do tzw. ogrodniczego, nakupiłam kwiatów przeróżnych, o nazwie "kwiatki, bratki i stokrotki" oraz narcyzy i mocno kiełkujące już cebule lilii w liczbie ośmiu. Załadowalim kfiatki do auta, pojechalim do chałupy, zaplanowalim sadzenie nazajutrz. Nazajutrzem zająć się miały chłopaki - znaczy przekopać, nawieźć oraz zagrabić grządkę, która na skutek ich działań powstać miała.

Nazajutrz chłopaki jak rzekły, tak uczyniły, kopaczem głównym zażyczył sobie być syn, towarzyszył mu w niedoli Mój-Ci-On. Czasem krótkim wszystko szło jak się patrzy, po czym za kolejnym wykopem synu memu coś wyraźnie zgrzytnęło pod łopatą. Podczas kolejnego wykopu zgrzytnęło jeszcze silniej, za wykopem kolejnym łopata utknęła. Wyraźnie i mocno utknęła.

Zadziwilim się wszyscy, po czym syn stwierdził, że czeba okolice utknięcia sensownie okopać, by się do całości jakoś dokopać. Rozpoczęło się zatem okopywanie z dokopywaniem w miejscu utknięcia.

Poszłam se zrobić kawę. Z mleczkiem. Se piiiiiiłam. Se poszydełkowaaaaałam. Po czem postanowiłam do chłopaków zajrzeć. Co obaczyłam? Ano to:


Okopywanie z dokopywaniem w miejscu utknięcia zaowocowało... wykopaliskiem! I to, w mordę misia, jakim! 

1. Okopywania dokonał syn, przy czym dni kilka później zachorzał był z temperaturą wysoką, no marzec bywa zdradliwy jak nie wiem co!

2. Wykopalisko pozostało zatem niezagospodarowane, syn albowiem przeznaczył sporo czasu na zdrowienie, mąż będąc w towarzystwie syna ostrożnym się stał wielce, coby nie zachorzeć jak on (wydaje się, że mężu udało się infekcji uniknąć);

3. Ja w międzyczasie zostawiłam panów samopas i wróciłam na rodzinne domowe pielesze; wcześniej posadziłam większość kwiatów (co widzieliście w poprzednim poście), lilie zabrałam ze sobą, ale jeszcze ich nie posadziłam; mam nadzieję, że jakoś do sadzenia dotrwają.

No i mam pytanie: co widzicie na zdjęciu??? To, co widać jako swego rodzaju obramowanie jest zrobione z metalu, całkiem nieźle już przerdzewiałego. To w środku jest z plastiku, tak przynajmniej badanie palpacyjne wskazuje. Niemniej CO TO JEST? CO TO JEST??? Tego nikt nie wie... Zatem dawajcie, może od Was kochani dowiemy się, czym jest nasze wykopalisko???

poniedziałek, 24 marca 2025

Jeszcze

trochę - tym razem - kolorowego, cudnego urlopu. W roli głównej kwiatki bratki:


i stokrotki:


Nasadziłam, niech rosną. Dzięki nim zrobiło się kolorowo i wesoło, cieszą oczy, bardzo cieszą. Drugą część bratków, stokrotek oraz prawie kwitnących już narcyzów posadziłam w innym miejscu, rozjaśniły rabatową rzeczywistość. Na tejże rabacie MCO posadził swego czasu tulipany, w innym miejscu rosną też hiacynty, zatem będzie kolorowo i będzie się działo:)

Jeszcze moje ukochane i ulubione drzewko, zdjęcie nie najlepsze, robione w pełnym słońcu. Araukaria chilijska, prezent od syna. Rośnie trzeci już rok, a lat ogółem ma chyba cztery. Na zimę opatulam ją grubą warstwą włókniny, daje radę nawet w mroźne dni. Obecnie ma około metra:


Urósł mi też ciekawy rozchodnik, nasiało się go mnóstwo nie wiem skąd. Póki co nie usuwam go, zobaczymy, jaką zrobi robotę.


Póki co to by było na tyle. Za chwilkę niedługą napiszę post z lekka archeologiczny. Życie czasem zaskakuje niespodziewanymi zwrotami akcji. Albowiem kupiłam jeszcze cebule lilii, ale z powodów archeologicznych posadzić ich nie mogłam. Przywiozłam cebule do domu, posadzę je w lokalnym ogrodzie.

piątek, 21 marca 2025

Dostałam

urlop. Niby mam go teraz skolko ugodno, ale na przykład wyjechać mogę rzadko. A teraz wyjechałam:)

I mam las, cuuudny las:



Mam też jezioro, niebo niebieskie bardzo mocno, więc i woda w akwenie ma stosowny do nieba kolor.


Jeździmy na rowerach (syn zrobił nam ekstra park maszynowy - wyremontował i wyposażył dwa rowery, to samo zrobił z rowerem swoim). No i mamy do dyspozycji trzy rowery, korzystamy z nich do wypęku.


W sitowiu na zdjęciu z rowerami mieszkają żaby. Na razie jeszcze śpią, ale kiedy przychodzi ich pora warto tam podjechać choćby dla samych atrakcji akustycznych :)

Wieczorami palimy w kominku, popijamy smakowite drinki, oglądamy filmy, gadamy, gadamy, gadamy.


Oprócz tych wszystkich atrakcji gotuję z upodobaniem moim wdzięcznym pożeraczom, dziergam na szydełku oraz urządzamy niewielki ogródek (panowie kopią, ja nakupiłam kwiatków i czekam na przekopaną i użyźnioną glebę, żeby je posadzić).

Dziś ciepły dzień, marcowe 18 stopni nie zdarza się często. Aż chce się żyć w tej temperaturze i w tych błękitach nieba - i w tym lesie, który mam na posesji. A w odległości niewielkiej mam las duuuuży, prawdziwą puszczę pełną dobra wszelakiego - od olejków eterycznych począwszy na jesiennych grzybach wszelakich zakończywszy.

poniedziałek, 3 marca 2025

Dużo mówi

ta grafika. Wręcz bardzo dużo...


Co do loży B`NAI B`RITH to założył ją (bądź odnowił po latach) w Polsce Lech Kaczyński. CHABAD LUBAWICZ z kolei ulęgła się w Rosji.

Jakie Wam się nasuwają przemyślenia bądź może jaką wiedzę posiadacie w związku z wyżej prezentowaną grafiką?

(Źródło grafiki - FB, internety).

niedziela, 2 marca 2025

Widać, słychać i czuć!

Już prawie wiosna. Z dnia na dzień powoli odkrywa przed nami swoje oblicze:


To jeszcze jest właściwie oblicze przedwiośnia:


Niemniej za chwileczkę, za momencik...


Ze wszystkich pór roku chyba najbardziej nie lubię upalnego lata. Tak - zdecydowanie tak. Wiosną, jesienią i zimą po prostu mogę się ubrać lub rozebrać, latem nie mam gdzie uciekać, a temperatury powyżej 30 stopni osłabiają mnie i nie pozwalają żyć.

Jaką porę roku lubicie najbardziej? Jaka pora roku najbardziej Wam służy?

piątek, 28 lutego 2025

Takie mam, a co!

Sobie nabyłam drogą kupna.

Niezapominajki:


Imię i nazwisko autorki tych prac jest na zdjęciu.

Kwiat jabłoni:


Zakochałam się i musiałam kupić, na żywo są jeszcze piękniejsze:)

Żonkile:


No i jeszcze maki: 


Są duże, pięknie zrobione, budzą podziw. A jeszcze jak się te kolory obok siebie położy to cud miód ultramaryna! W prezencie dostałam koszyczek do pisanek, taki jak na zdjęciu tylko bez pałąka. Przesyłka była pięknie zapakowana, nic się w transporcie nie uszkodziło.

Żeby takie cudo zakupić trzeba sobie wyfejsbuczyć panią Krystynę Krajewską i u niej zamówienie złożyć.

Jak Wam się te pisanki podobają?

czwartek, 27 lutego 2025

Pooonczki, poooonczki! Smacznego!

I przyszedł dzień, że mnie wzięło! Znalazłam przepis, kupiłam składniki, zaplanowałam robotę - i pooooszło! Zagniotłam ciasto, dodałam drożdżowy rozczyn, zamiesiłam cuzammen to kupy i postawiłam do wyrastania. Dobrze, że w przepisie stało jak byk, że ciasto rośnie powoli, że po wałkowaniu i wykrawaniu ponczków będą plaskate płaszczki i że absolutnie nie należy się tym przejmować. To mi dało spokój ducha - cokolwiek nie wyszło, musiało byś dobrze :)


Zatem po wyrośnięciu ruszyłam do smażenia, proces przebiegał bezproblemowo, niemniej pilnowałam czasu bardzo, wszak wystarczy chwilka i może być pozamiatane. Trzy minutki na jednym boczku, trzy minuty na drugim - i po smażeniu. Miałam cztery tury, ponczków mi wyszło sztuk 15. Z plaskatych placuszków wyszło to, co na załączonym obrazku:


Zeżarłam dwa. Psze państwa, nawet jeśli walczę o dobrą wagę to na dwa ponczki naprawdę mogę sobie pozwolić. Bilans energetyczny się zgadza, w ciągu pięciu godzin zjadłam ledwie dwa posiłki. Pojadł MCO, pojadła córka, jeden talerz ponczków dałam jej do chałupki, cztery ponczki zostały dla Mój-Ci-Onego. 

Ucieszonam wielce i takoż ukontentowana, mam nadzieję, że Wam pączki smakowały tak samo, jak mnie. Tłusty czwartek uważam za... obejdzięty? Tłusty czwartek został przez nas obejdzięty z pompą, smakowało wszystkim nieziemsko. To były moje drugie pączki w życiu - pierwsze były totalnie nieudane, te były idealne. Przepis okazał się być świetny. 

Przepis macie TUTAJ. 

niedziela, 23 lutego 2025

Schudzanie

Przez większość mojego życia byłam szczupłą, wysoką dziewczyną/kobietą. Byłam zdrowa, mogłam ubierać się tak, jak chciałam. Jeszcze dziesięć lat temu byłam metabolicznie zdrowa, nauczyłam się pływać i jeździć na nartach, Piękne czasy... :)

Niepostrzeżenie, rok po roku zaczęło być mnie więcej. Po cichu - po wielkiemu cichu! Rozchwiał się mocno mój metabolizm, byłam coraz okrąglejsza, i - nie wiem, jak to się stało - długo tego nie zauważałam. Byłam wciąż dość aktywna fizycznie, jeździłam na rowerze, pracowałam w pocie czoła w ogrodzie. Mimo nadmiaru kilogramów byłam sprawna.

Najgorsze przyszło około dwa lata temu. Jeszcze chodziłam na siłownię, ćwiczyłam z osobistym trenerem, stosowałam różne diety, ćwiczyłam sposoby odchudzania. I nic - nic, ani odrobinę mniej! I wtedy zrozumiałam, że jestem rozwalona metabolicznie, że mój organizm kompletnie nie ogarnia norm związanym z żywieniem. Czułam się koszmarnie, rosło też poczucie winy z powodu tego, co się ze mną stało.

Rok temu w styczniu złamałam kompresyjnie kręgosłup, MRI pokazało też wcześniejsze identyczne złamanie, tylko w innym kręgu. Zaczęłam szukać przyczyn, poprosiłam lekarza o diagnozę osteoporozy - ot tak, żeby ją wykluczyć lub potwierdzić. Równolegle inny lekarz wspomniał, że mogę mieć szpiczaka mnogiego (a fuj!). Kiedy na badaniu densytometrycznym wyszła mi zaawansowana osteoporoza zaczęłam się śmiać z radości, że to nie szpiczak - nie szpiiiiczak!

Rok 2024 był jednym wielkim bólem. Ani leżeć, ani chodzić, ani stać. Wspominam go jak koszmar. Nie dałam rady gotować, kiepsko mi wychodziło sprzątanie. Zamawialiśmy obiady, coby zjeść coś ciepłego. Gotowania zaczął się uczyć MCO, szło mu słabo. Zresztą ubiegły rok i dla niego nie był łatwy, musiał znosić różne dolegliwości związane z chorobami, jakie zostały mu zafundowane.

Rok 2024 był rokiem, w którym moja waga zwiększyła się o 12 kg... Nie obżerałam się, jadłam rozsądnie. Jednak sporo leżałam, baaaardzo mało się ruszałam. Jeszcze nie wiedziałam, na czym polega otyłość i dlaczego ta choroba mnie dopadła. Zaczęłam szukać ratunku, bałam się, że kolejne kilogramy zrobią za mnie inwalidkę. Znalazłam COŚ, ale długo się bałam zastosować tę terapię. Niepokój nie pozwalał mi w nią wejść, na dodatek koszt miesięczny terapii był powalający. W końcu nadszedł ten dzień, kiedy zdecydowałam, że wchodzę w to.


Odkryłam internetową przychodnię, umówiłam wizytę online. Spotkanie odbyło się w przyjaznej atmosferze, pani doktor przedstawiła mi trzy różne sposoby zmniejszania wagi, wybrałam jeden z nich, pani doktor zaaprobowała, po czym wysłała mnie na badania. Powiedziała, że jeśli wyniki badania krwi będę dobre będzie można wdrożyć leczenie. Śmignęłam więc piernikiem na badania, wyniki były dobre, dowiedziałam się, że mam zdrowe nerki oraz wątrobę, tak samo wyszło z tarczycą, szwankował jedynie lipidogram (za wysokie trójglicerydy). Poczułam się zdrowa jak qń i zgłosiłam się do pani doktor, która przepisała mi następujący lek:


Dawka początkowa była 2,5 mg, do dawki widocznej na zdjęciu jeszcze nie doszłam. Raz w tygodniu robię sobie zastrzyk, po czterech tygodniach otrzymuję kolejną receptę na kolejną dawkę leku. Każda kolejna dawka jest mi przepisywana po wizycie kontrolnej, każdy kolejny krok jest uzgadniany - co, jak i kiedy. Czuję się zaopiekowana :)


Do figury ze zdjęcia jeszcze mi daleko, niemniej szanse są ogromne, że do niej z czasem dotrę. Lekiem, który przyjmuję jest mounjaro (tirzepatyd). Jest on agonistą receprora GIP oraz GLP1. Reguluje proces trawienia, wpływa też mocno na uczucie głodu - zmniejsza je. Jestem niesamowicie zdziwiona, że jem obecnie mniej więcej połowę tego, co kiedyś, a przecież nie obżerałam się. Choćbym chciała nie mogę zjeść więcej, bo jest mi wtedy niedobrze. To uczucie jest tak mocno motywujące, że po prostu nie da się zjeść więcej, bo się wtedy bardzo cierpi.

Zrozumiałam, że muszę mieć za mało hormonów GIP i GLP1, że te niedobory spowodowały, że zaczęłam przybierać na wadze. Obecnie tirzepatyd pięknie to wszystko reguluje. Leczenie będzie trwało aż do skutku, czyli do osiągnięcia takiej wagi, gdzie moje BMI będzie poprawne. Obecnie jest mnie 4 kg mniej, jeszcze ładniej dzieje się z obwodami. Mąż mówi, że wyładniałam, że mam młodszą buzię :-). Cieszę się bardzo. O caluśkiej drodze staram się nie myśleć, cieszę się procesem, raduję się drogą, jaką przed sobą mam. Często myślę o tłuszczu trzewnym, który się właśnie wytapia, czyniąc mnie powoli coraz zdrowszą. Po trzech miesiącach planuję badania kontrolne, jestem bardzo ciekawa wyników.

Napisałam duuuuużo - po części ku pamięci, a także dla Was. Może ktoś potrzebuje pomocy, może macie w rodzinach kogoś cierpiącego na otyłość, może ten obszerny post komuś zwyczajnie się przyda. Dajcie znać w komentarzach, pytajcie, a ja postaram się odpowiedzieć. No i zdrowia Wam życzę - zdrowia metabolicznego, a także zdrowia szeroko pojętego. Specjalne pozdrowienia ślę do Roksanny - trzymaj się kochana z całych sił i zdrowiej nam!

środa, 19 lutego 2025

Wiktor Frankl

"Wiktor E. Frankl był psychiatrą i terapeutą. Pochodził z Austrii, lecz był Żydem. Z tego powodu został uwięziony w obozie koncentracyjnym. Pracował jako psychiatra i neurolog na uniwersytecie w Wiedniu, a także jako profesor logoterapii w American International University w Kalifornii. Logoterapia to innowacyjna koncepcja Frankla. Jej głównym założeniem jest poszukiwanie sensu życia."*

"Książka << Człowiek w poszukiwaniu sensu>> opisuje doświadczenia, jakich jej autor doznał jako więzień niemieckiego obozu koncentracyjnego. Opowiada w niej, do jak podłych zachowań potrafi doprowadzić człowieka pobyt w tego rodzaju miejscu. Jednak autora zafascynował pewien fenomen. Niektórzy więźniowie Auschwitz i innych obozów nie tracili nadziei, a nawet potrafili zachowywać optymizm w takich sytuacjach. To z kolei wzbudziło takie zainteresowanie Frankla, że postanowił opracować całą metodę psychoterapeutyczną opartą na swoich obozowych przeżyciach. To właśnie temu poświęcona jest druga część książki. Frankl wykłada w niej swoją myśl terapeutyczną. Czyni to jednak w sposób zrozumiały dla szeregowego odbiorcy."**



*, ** - treści zamieszczone w poście są dosłownymi cytatami ze strony "Tania książka". Zdjęcia książek również pochodzą z tej strony.

niedziela, 16 lutego 2025

Czytam, myślę, szukam...

Klik.

Po raz kolejny, nie pamiętam już który. Lubię wracać do książek Viktora Frankla. Karmią duszę. Sycą intelekt. Robią robotę.


Znacie tego niesamowitego psychiatrę? Jeśli nie to serdecznie polecam. Naprawdę warto.

"Wielkie rzeczy nie powstają w wyniku impulsu, a w wyniku poskładania małych rzeczy w jedną całość" - Vincent van Gogh.

środa, 12 lutego 2025

Demotywatory,

czasoumilacze, łotry i gagatki - czyli moje futra :)

Kiedy odeszła nasza sznaucurka bardzo chciałam mieć jeszcze jednego psa. Niestety zgody na to nie wyraził Mój-Ci-On i musiałam się dostosować, bo argumenty miał poważne i jedynie słuszne. Zaczęłam mu zatem wiercić dziurę w brzuchu, coby się zgodził na kota... jednego kota! No i się zgodził na-jednego-kota, wybraliśmy rasę (Maine Coon), podjęliśmy decyzję i się zadziało! Do domu wprowadziła się dama i królowa, odważna i mężna wielce Kofi (nie Coffee, nie Koffee lecz po prostu Kofi, tak w kociej metryce stoi:)


Kofi okazała się być zwierzęciem wielce niezależnym, a mnie po miłości do psa ciężko było pokochać kota... Wypłakiwałam się MCO, że ja chyba kota pokochać nie umiem! I wtedy Kofi ciężko zachorowała, były dwie operacje, trudne leczenie, momentami nawet strach o to, czy zwierzątko przeżyje. Moje serce otworzyło się wtedy i pokochało koteczkę, która paradoksalnie zaczęła się mnie bać i ode mnie odwracać, to ja w końcu byłam tą złą, która ją kłuła i wlewała do jej gardziołka różne paskudne mikstury. Koniec końców to MCO dostał kota, Kofi chętnie przyjmowała z jego rąk pieszczoty, mnie ciągle traktowała jako zło konieczne. 

Po trzech latach mąż dał się naprosić na kolejnego kota, tak, abym ja również mogła mieć kogoś do głaskania i przytulania. W domu zagościł Rudolf, z tej samej hodowli co Kofi. Rudolf okazał się być miziakiem, przytulasem, trochę tchórzem, a trochę cwaniakiem.


Do tego Rudolf pokochał mnie bezgranicznie. Wprowadzany do naszego kocioludzkiego stada został przez Kofi potraktowany warkotem i syczeniem, choć zachowaliśmy zasady socjalizacji z izolacją. W tym trudnym dla Rudka i Kofi okresie wzięłam kilka dni urlopu, żeby jakoś ogarnąć domową sytuację. Czas poświęcony futrom w tym okresie okazał się bezcenny, Kofi przestała warczeć i syczeć, Rudolf się zaadaptował w swoim nowym domu; po kilku dniach Kofi zrobiła sobie z Rudka swojego synka, a po osiągnięciu trzech lat życia chłopak stoczył "walkę o niepodległość" i w ten sposób uniezależnił się od swojej przybranej mamy:)))


Moje dwa koteły mają się dobrze, każdy z nich ma swój drapak (tu zgodnie wespół wzespół okupują jeden z nich). Żyją w miarę zgodnie, choć czasem pióra lecą, a z kocich gardeł wydobywają się syki i warkoty. Psychika kotów rasy Maine Coon jest bardzo ciekawa, to są w zasadzie kotopsy - łażą za człowiekiem, domagają się bliskości, komunikują swoje potrzeby, gadają. Kofi waży 12 kilogramów, Rudek nieco powyżej 10 kilogramów. Odkąd karmię moje futra wysokomięsną mokrą karmą koty zupełnie nie chorują. Do każdej porcji jedzenia dolewam każdemu z nich porcję wody, która zostaje pochłonięta razem z jedzeniem. Raz w tygodniu zwierzaki dostają żółtko, w ciągu doby pochłaniają 800 gram karmy.


czwartek, 6 lutego 2025

Pitu pitu

Przeziębienie gilowe w styczniu przyszło i w styczniu je pożegnałam. Na szczęście spokojnie było, nie to co rok temu, kiedy złamałam krąg piersiowy. Och wtedy siedziałosiedziałoooo! Dobrze wiedzieć, że może być gorzej i z cierpliwością nabytą niedogodności znosić.

Osteo w procesie, się leczy, skutki punktowo wyeliminowane, przyczyn szukamy cały czas. Niekoniecznie są do odnalezienia, te przyczyny.

Dzisiaj Doroty, będzie świętowanie, polubiłam łyskiii, będzie świętowanie z menżem przy łyski :)))


Wczoraj byli goście, bratanica z mężem i dziećmi. To ona straciła swoje pierwsze dziecko (córeczka, zmarła w jej łonie w ósmym miesiącu ciąży). Dziś ma dwóch synków, jeden pięcioletni, drugi roczniak, cudne dzieciaki z ogromniastymi oczami.

Życie bywa nieprzewidywalne że och, trzeba to jakoś brać na klatę. Pewną przewidywalnością jest emerytura Mój-Ci-Onego, to już niedługo, czekam bardzo. Emerytura menża będzie znacznym dochodem w naszym budżecie. Niech już to się stanie, jeszcze kilkanaście dni. Wyczymię.

Zatem oddalam się z gracją świętować, pyszczycho imieninowo całować możecie, nie obrażę się, będzie mię miło straszniśśśśście! :***

P.S.Edycja - oraz dostałam kwiaty, których zdjęcia tu zamieszczam :)