za nami. Demolka przeszła wszelkie wyobrażenia, takiej syflandii jeszcze w tym domu nie było.
Zabezpieczenia foliowe okazały się skuteczne, sprzątania było mnóstwo, jeszcze do dziś smugi pyłów snują się po domu. Dajemy radę:)
Okna piękne.
Jedna szyba lekko pęknięta w transporcie, serwisant nam ją wymieni na dniach. To nie problem.
Za to jest problem z innej beczki.
Panowie pracowali pięknie.
Okna obrobili ślicznie.
Byli kulturalni, przyjaźni, pracowali uczciwie, dostali jedzonko i kawę.
Myślałam, że słabego punktu nie będzie żadnego - do czasu, gdy na horyzoncie nie pojawił się zięć i nie zasiał poważnej wątpliwości. Panowie do zewnętrznej i wewnętrznej obróbki okien używali tego samego materiału - knauffa... do obróbki tylko wewnętrznej służącego. Zięć chciał ich postawić do pionu, mąż nie dowierzał i nie pozwolił.
Robotę odebraliśmy, zapłaciliśmy, ale wątpliwość pozostała.
Od soboty drążymy temat.
Czterech niezależnych budowlańców (włączając zięcia), dobrych fachowców w swojej branży potwierdziło, że taka obróbka zewnętrzna to dyskwalifikacja dla firmy. Ponieważ przez tynk gipsowy będzie się powolutku, niezauważalnie sączyła woda. Ściana będzie tę wodę piła. Za kilkanaście miesięcy lub kilka lat będziemy mieli cudnego grzyba w całym domu. To jest więcej niż pewne.
Wiecie, dlaczego panowie zastosowali tynk wewnętrzny na zewnątrz? Bo taka robota idzie szybko i jest efektowna. Kiedy na zewnątrz tynkuje się zaprawą właściwą, cementową zabiera to o wiele więcej czasu, bo jest trudniejsze, wymaga precyzji, jest mało komfortowe. Mimo tego, że zaprawa którą zastosowali jest dwa razy droższa od tej właściwej.
Konkluduję, że szefowi mimo wszystko bardziej się opłaca ładować kasę w droższą zaprawę - pracownicy pracują szybciej, efekt wizualny jest śliczny, a klient... no cóż - klient detaliczny o zaprawach stosowanych do obróbki okien rzadko ma pojęcie i w przyszłości nie powiąże efektownego grzyba w każdym pomieszczeniu z wcześniejszą procedurą wymiany okien. Perfekcyjny kant, nieprawdaż? Ciekawe, jak czują się ludzie, którzy tę pracę wykonują i wiedzą, że robią źle. Bo przecież materiały do obróbki kupuje im szef (tak mniemam), a oni na nich pracują. Przecież właściciel firmy musi być świadomy, że gdyby ludzie użyli właściwej zaprawy to nie zdążyliby sześciu okien zrobić w dwa dni. Okna okazały się wyjątkowo trudne, pracochłonne. A panowie u nas pracujący (w czwartek i piątek, cały dzień) na sobotę mieli już nagraną przez szefa kolejną pracę.
Pracujący u nas panowie mówili, że szef bardzo dba o wizerunek i markę. Sam szef przy podpisywaniu umowy powiedział, że pracuje tylko dla klientów detalicznych - w przetargi i pracę dla firm nie wchodzi. Trochę mnie to zastanowiło - wszak na takich zleceniach najwięcej się zarabia. Nie zrozumiałam, o co chodzi. Dziś się domyślam - tak kosi się kasę szybciej. Przy zleceniach dla firm najczęściej jest powołany inspektor nadzoru, on czegoś takiego nie przepuści. Wiem, bo pracuję w firmie, gdzie miedzy innymi takie zlecenia są zamawiane. Zawsze jest protokół odbioru robót budowlanych - i nie ma opcji, żeby właściciel pozwolił sobie na coś takiego.
Firmę wybierał mąż(ja byłam za inną, rozwód wisiał na włosku:), więc on będzie teraz te sprawy dopinał. Taką mamy umowę.
Ja sama też chętnie zadzwonię do Pana Właściciela i powiem mu, że ma problem, spory problem. Bo ja tego tak nie zostawię. Albo pokryje koszty poprawek wykonanych przez kogoś innego, albo przyśle pracowników, żeby ZA DARMO poprawili to, co jest źle zrobione. Najpewniej czeka nas skuwanie zewnętrznych przyokiennych tynków. Które jeszcze dobrze nie zastygły. Już mi słabo...
A dlaczego Pan ma spory problem? Szkoda mi ludzi, którzy ucierpieli tak jak my - i nic o tym nie wiedzą. Ilu klientów zostało w taki sposób potraktowanych? Ilu z nich za kilka lat będzie mieszkać w zagrzybionych chałupach? Moi rodzice też są wśród nich - ta sama firma wymieniała im okna pół roku temu. Dlatego nie można w tym temacie odpuścić. Niech już żadna osoba nie da się na to nabrać.
Nie pojmuję.
Nie jarzę, jak można pracując dobrze, sprawnie, zostawiając świetne wrażenie i estetyczne wykończenie zadowalające nawet najwybredniejszych - tak spieprzyć finał.
Tak oszukać ludzi...
Ja sama czasem robi coś dla kogoś - najczęściej z branży dzierganej.
Staram się bardzo, wykańczam starannie, pilnuję, aby to, co było przez kogoś noszone nie sprawiło mu kłopotu przez lata. Instruuję, jak o dzianinę dbać, jak ją prać.
Nie należę do perfekcjonistów, ale nie mieści mi się w głowie, że mogłabym wziąć pieniądze za coś, co jest niedopracowane. A gdyby ktoś z moich dzianinobiorców zwrócił mi uwagę, że coś zaniedbałam naprawiłabym to natychmiast. Przecież wiecie, jak ważna jest wykończeniówka - a Panowie właśnie wykończenie zrobili po partacku...
Ech.
Będziemy się jeszcze upewniać, choć czterech konsultantów już nasze wątpliwości potwierdziło.
Jest mi przykro i czuję się oszukana - i nie pojmuję, no nijak...
P.S. W kwestii dziergadeł - oba już skończone, jedno idzie do obfocenia we wtorek (szykuje się dobra pogoda), drugie wkrótce trafi na szpilki i obfocę je później. Jesli tylko wszystko pójdzie sprawnie zdjęcia pierwszego dziergadła będą we wtorek:)
Zapraszam!:)