środa, 23 października 2013

Upiłam się wczoraj i dziś

powietrzem świeżem.
Październik i plus 20 Pana Celsjusza w tymże październiku świetnie mię robią na system nerwowy.
Ogród prawie dopieszczony, maliny posadzone (ha, będzie sok - już za rok!), truskawki wyplewione i przygotowane do zimowego snu. Truskawki sadzone w lipcu (!) ukorzeniły się pięknie, krzaczki są dorodne, odmiana odporna na choroby. Mniam:)

Jeszcze tylko mój-ci-on przekopie ostatni niewielki zagonek, a w międzyczasie ja dopieszczę kwiatowe rabaty i będziemy mogli wespół wzespół zapaść w zimowy sen (czytaj: dokończyć remont i zacząć sezon narciarski, jeśli tylko kasy wystarczy i Szanowny Śnieg raczy spaść:)

Wydaje się, że jestem zdrowa.
Aż się boję pisać, że na pewno:)
Po bliskiej znajomości z augmentinem (jednak poległam, niestety zatoki nie chciały się łatwo poddać) od ponad tygodnia pracuję i czuję się świetnie.
Mój-ci-on wprawdzie od dwóch dni prycha, ale zajzajery mej produkcji pije i mam nadzieję, że szybko z tego wyjdzie. I że ja się nie zarażę. Capi czosnkiem po cholerze, normalnie nie strzymię...:)

Po raz pierwszy w życiu skończyłam udzierg (musztardowe ponczo) i zamiast go natentychmiast wyprać, ususzyć i Wam pokazać i peanów oczekiwać odłożyłam go... ad acta.
Znaczy na desce do prasowania spoczywa i czeka na me natchnienie (do prania i wysuszenia rzecz jasna), co to go obecnie na stanie nie posiadam.
Doprawdy sama siebie nie rozumiem, ale już nawet nie próbuję:)

W ubiegłym tygodniu przeżyłam czwartą pracową kontrolę w tym roku.
Nazywała się piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip:)
Wypadła świetnie.
Protokół w piątek.
No laurka będzie noooo:)
Jeszcze tylko ZUS, NIK i Izba Skarbowa i limit kontroli na najbliższą pięciolatkę będzie wyczerpany:)
Swoje w tym roku kalendarzowym przeżyłam (w związku z kontrolami), ale przy okazji się zahartowałam.
Znaczy się nie ma tego złego:)

Ostatnio z uwagą i dystansem przyglądam się ludziom.
Będącym w moim zasięgu.
I o ile szeroko pojęta  rodzina mię się cementuje (morda mię się zaciesza), więzi się zacieśniają i radość z tego rośnie, o tyle cała (prawie) reszta zawodzi po całości.
Zdaje się, że latami żyłam w kokonie bezwartościowych złudzeń.
Oraz niepotrzebnych bzdurnych nadziei.
O naiwności moja, jakże Cię pielęgnowałam, hodowałam, hołubiłam...
Bogu dzięki, że otwieram oczy i widzę tudzież słyszę prawdę o tychże ludziach.
Nie, nie z plotek. Od nich samych.
Bezcenne!
A mam tak, że cholernie nie lubię żyć w złudzeniach.
Prawda boli, ale wolę najgorszą prawdę od najpiękniejszych miraży.
Albowiem ważne jest dla mnie życie w rzeczonej prawdzie.
Bardzo ważne.

Temat z mojego poprzedniego posta jest nadal aktualny.
Nie zamierzam jednak dyskusji na ten temat przedłużać w nieskończoność.
Koń, jaki jest, każdy widzi.
A poza tym jest też inne - bardzo pozytywne - oblicze instytucji Kościołem Katolickim zwanej, z którym to obliczem ostatnio miałam do czynienia.
Napiszę.
Niedługo.
Albowiem noszę to głęboko w sercu.
To jest doświadczenie ostatnich dni.
Hardcore - oświadczam. Znaczy mocne.
Warte podzielenia się.

Zatem powinnam:
  1. Uprać, ususzyć i zaprezentować musztardowo - miodowe ponczo i Wam je pokazać;
  2. Napisać o tym, czego doświadczyłam i co mię tak poruszyło w Kościele w ostatnich dniach;
  3. Miałam gdzieś w głowie jeszcze trzeci punkt, ale... zapomniałam! Jak sobie przypomnę to dam znać i napiszę:)
P.S. Łoterloo, czy Ty czaisz, że ON wkroczył już w SIÓDMY rok życia? On, co to się rodził na Twoich oczach??? Czy trybisz, że chodzi do zerówki, jest długi, ciekawy życia i wytrzymały i że jest zadatkiem na rasowego (w najlepszym tego słowa znaczeniu) faceta???
Ja nie nadążam.
Serio:)))



wtorek, 8 października 2013

Chce mi się wyć...

Nie mam siły o tym (klik!) pisać.
Zresztą widzieli i słyszeli z pewnością już wszyscy.

Bóg jest moim Bogiem.
Jezus jest moim Panem.
Jestem chrześcijanką.
Nie wiem tylko, czy to jeszcze jest MÓJ Kościół...

Arcybiskupie - nie słyszałeś? Nie czytałeś Biblii?
O tym, co będzie z tymi, którzy gorszą i krzywdzą najsłabszych???

Gdyby Jezus fizycznie chodził dziś po świecie za takie słowa i postawę równo byś od Niego oberwał.
On się nie patyczkował, kiedy trzeba było.
Powywracał stoły, kiedy handlarze zrobili ze Świątyni targowisko i sprał im tyłki pejczem.
Ciekawe, co zrobiłby teraz, kiedy ci, którzy mienią się być Jego sługami robią tak straszną krzywdę dzieciom, a Ty Arcybiskupie odwracasz kota ogonem i ofiary czynisz winowajcami?

.........................................................

Jak można tak splugawić MIŁOŚĆ...

niedziela, 6 października 2013

O paczaniu

Bo paczam.
A właściwie paczamy na siebie - ja na niego, on na mnie.
Paczanie zaczęło się od lekarskiej wizyty, albowiem zaś się pogorszyło.
No i dycha (znaczy dni dziesięć) w łóżku i na ZUS-owym garnuszku.

No ten biotyk, co anty jest.
Leży.
Ja paczam na niego, on pacza na mię.
Imię jego augmentin.
Wziąć, albo i nie wziąć - oto jest pytanie.
Na razie paczam.
I myślę.
I grzeję dupkę w piernatach.
Się zobaczy, co dalej.

Żółte łamane przez miodowe prawie skończone, ale zabrakło mi wełny.
Mnie!
Mnie NIGDY wełny nie brakuje, bo zawsze biorę z zapasem - a tu masz babo placek.
Zabrakło około 8 dag, przed chwilą zamówiłam dwa motki.
I czeeeeeeeeekaaaaaaaaaam, albowiem chciałam jutro już sobie uprać, ublokować i zacząć suszyć.
Już czułam smak finału, dwie niecałe godzinki temu, a tu bulba.
Żółte ładne będzie.
Znaczy mię się podoba:)

A jutro wezmę na warsztat czerwone albo ciemnobrązowe.
Muszę se udziać jakie giezło swetrowe.
A ponieważ łapy się rozdziergały to trza korzystać:)

A w ogóle to pół rodziny choruje, a najmłodszy członek tejże wylądował w szpitalu.
Na szczęście niegroźnie, ale dożylne antybiotyki brać musi.
Pacjencik dzielny po cholerze.
Dzieciak, który nigdy nie płacze przy zakładaniu wenflonu i zastrzykach, czujecie?
Trzyma się i już i podziw opieki medycznej wzbudza niezmiennie.
(w szpitalu bywał już niejeden raz).
A po prawdzie to musi mieć chyba wysoki próg odczuwania bólu.
I ja wyrodna nawet go nie odwiedziłam, bo nie chciałam mu zawlec swojej infekcyi.

No i tak to.
Jak dostanę brakującą włóczkę do dokończę miodowe, upiorę i ususzę, na Kundzi zawieszę i sfocę.
Pewnikiem około czwartku - piątku.

No to zdrowia wam!
I do następnego:)