niedziela, 28 listopada 2010

Zaś czerwono, ale musi tak być:)

I zaś ponczek, szczególny bardzo, bo i dla osoby szczególnej:)))

Miły, przytulaśny, cieplutki. Mechaty i włochaty. Z mnóstwem ciepłych emocji w każdym oczku i lekką niepewnością w trakcie dziergania, czy rozmiar będzie właściwy. Na szczęście był i jest:)))
Klon poprzedniego czerwoniastego, ba - nawet odcień ten sam, ino włóczka inna.

Proszę państwa - oto miziany swego czasu na kolanach Włoch na swej uroczej właścicielce!
Rzeczona wygląda w nim przepięknie i niezmiernie kobieco, oczyma własnemi widziałam, płcie męskie komplementami potwierdzają - aż żal, że na tych zdjęciach jest taka niewyraźna...:)))






(Czy państwo widzą ten włos, jego kręconość, obfitość i cudność? Zazdraszczam okrutnie!)



I brocha:





Broszka cudnej urody (jak dla mnie) projektu mojej córcianki, ino nie wiem, dlaczego mi cholera jedna na tym zdjęciu niewyraźna wyszła! Jutro się dowiem i naprawię:)
I jutro wkleję dziewiarskie szczegóły.

P.S. 1 - już naprawiłam, a właściwie Vi naprawiła.
P.S. 2 - dziewiarskie szczegóły poniżej.

Dodane 29.11.2010.

To teraz dziewiarskie szczegóły:
  1. Projekt - wiadomo, jaki, przepis poniżej:)
  2. Włóczka - merino angora ISPE, o taka , nazwałam ją "winny Włoch", bo jest koloru ciemnego czerwonego wina;  - 70% wełna merino, 30% angora, 50 gram 160 metrów. Nitka ładnie skręcona, mięciusieńka, kosmata i włochata, delikatna w dotyku, niesamowicie przyjemna w mizianiu:)
  3. Druty - 5 mm, Knitt-pro.
  4. Ilość włóczki - na wszystko razem 12 motków, dziergałam podwójną nitką, choć były momenty, że tego żałowałam - bałam się, że dzianina wyjdzie za gruba. Na szczęście moje obawy się nie potwierdziły. Poza tym to było moje pierwsze zetknięcie z angorą, bliskie spotkania z moherem dopiero przede mną;)
  5. Efekt - bardzo miękka, bardzo przyjemna dla ciała dzianina, niesamowicie ciepła. Kompletnie niegryząca - wrażliwiec włóczkowy, dla którego była robiona zaświadczył, że prawdę mówię:)
  6. Uwagi i ostrzeżenia - z włóczką trzeba delikatnie, zachować należy najwyższy stopień ostrożności w obchodzeniu się z rzeczoną. Prać oczywiście ręcznie, w letniej wodzie, wydeptać w ręczniku, suszyć rozłożone. Prać według przepisu zbiorowego autorstwa zamieszczonego w jednej z poprzednich notek.
  7. Uwagi eksploatacyjne - upraszam właścicielkę o takowe, jak tylko się nimi podzieli natychmiast zamieszczę.
  8.  Już się właścicielka podzieliła, więc cytuję:" Włóczka przemiła w dotyku, megaciepła, nic a nic nie gryzie. Nie przewiewa jej. Dzianina ładnie się układa, gniecie się troszkę, ale potem na ludziu pod własnym ciężarem się prostuje.
    Na razie mocno kłaczy - te kłaczki wyłażą, czepiają się odzieży, ale samo ponczko się nie kulkuje, nie zbija się ten włosek w kulki - czyli super. Włóczka bardzo szlachetna, nigdy takiej nie miziałam:)" (
    a doprawdy miziała włóczek przeogromne mnóstwo:)
To jest trzecia kupiona przeze mnie włóczka z firmy ISPE (poprzednio wielbłąd i kiddys mohair) i do żadnej z nich nie mam zastrzeżeń. Pięknie uprzędzione, dokładnie takie jak w opisie, szlachetne. "Winnego Włocha" mam jeszcze kilka motków na ciepły, delikatny sweterek - bluzkę, a z kiddys mohair`u powstanie niedługo piękny, zwiewny szal utkany przez moją kochaną Mistrzynię Od Chust i Szali:). Wydaje mi się, że nie przesadzę, jeśli napiszę, że ISPE to jest po prostu marka sama w sobie i że włóczki tej firmy można kupować w ciemno. Mimo wszystko jednakże na własną odpowiedzialność:)))

czwartek, 25 listopada 2010

Przepis na "Ponczo Dorothei":)

Postanowiłam i poczyniam, co poniżej.

Pojawiają się komentarze pod zdjęciem wielbłądowego ponczka w pewnym znajomym miejscu, mam subskrypcję i dostaję powiadomienia na maila. Prawie wszystkie zawierają prośbę o przepis na ponczo:) Nie mam czasu rozsyłać wzoru każdemu, kto o to prosi, a z drugiej strony nie roszczę sobie praw superautorskich do tego mojego udziergu:) Wobec tego w związku z powyższym, a wobec poniższego oficjalnie zamieszczam ten przepis tutaj - w takim kształcie i formie, jak został zredagowany. Nie będę już w nim niczego poprawiać - jak się komuś wyda ten przepis nieczytelny to niech go rozgryza do skutku:)

Przepis był wysłany mailem do konkretnej osoby i w takiej tez formie tu się pojawi. Bardzo bym chciała z czystej babskiej ciekawości, żeby osoby, które to ponczo zrobią zechciały je pokazać - wiecie, baba to baba, ciekawość zaspokoić musi:). Widziałam już jedno, premiera drugiego się szykuje (nie zdradzę, gdzie:) - wychodzą śliczności! Zatem umawiamy się, ok? Ja wam przepis, a Wy mi podgląd na fotki, może być?:)

Jednocześnie pozostając zdrowa na umyśle składam prawnie ważne oświadczenie woli - więcej przepisów na tym blogu oczekiwać nie należy! Nie mam na to czasu:)

A oto "Przepis na "Ponczo Dorothei":)

"Zaczyna się je od góry.
Nabierasz na okrągłe (lub skarpetkowe) druty 80 oczek metodą provisional cast one, żeby później wykończyć tak, jak będziesz chciała. Te 80 oczek pasuje do włóczki, która wymaga drutów między 4 a 5 - czyli do grubszej. Jeśli włóczka cienka i druty cienkie to oczek trochę więcej, zawsze później po spruciu łańcuszka możesz jeszcze obwód szyi spokojnie zmniejszyć, a zwiększyć się już nie da.

80 oczek nabrane.
Robisz 1 okrążenie, co 20 oczek umieszczasz marker.
Markery masz z przodu, z tyłu i na obu ramionach.
Przerabiasz w okrążeniach.
Co 2 rząd przez markerem i za markerem dodajesz oczko (jak nabierać to wiesz - chodzi o to, żeby się kładły w odpowiednią stronę. Robiłaś sweter dla Leszka, to wiesz). Ja dodawałam po 1 oczku oczko przed markerem i oczko za markerem - pomiędzy dodanymi oczkami były dwa oczka zwyczajnie przerabiane, tak to wychodziło i ładnie się układało.
Dodajesz 4x2 oczka, razem 8 oczek w co 2 rzędzie.

Dość szybko przestaje się dodawać oczka na ramiona - praktycznie jak się tylko długość ramienia skończy. Po naciągnięciu wychodziło mi około 10 cm - zależy, jaka miała być plisa przy dekolcie. Jak to ramię już będzie dobrej długości to przestajesz dobierać oczka na ramiona - lecisz w okrążeniach i cały czas co 2 rząd dobierasz oczko przed markerem i oczko za markerem - z przodu i z tyłu, razem 4 oczka co 2 rząd.
Ot, i cała filozofia:)
Robisz tak długo, jak długie chcesz mieć poncho albo ile włóczki wystarczy:)))

W wielbłądzie z przodu i z tyłu mam warkocz z 8 oczek, z każdej strony warkocza 2 oczka lewe. Więc dobierałam przed warkoczem i za warkoczem i wyszło bardzo ładnie. Może jakiś szerszy wzór i spokojnie można dobierać oczko przed motywem i oczko po motywie. Ważne, żeby były 4 oczka co 2 rząd.

I ważne, żeby na końcu oczka zamykać względnie luźno - żeby można było spokojnie podnosić ręce.
I na końcu wypruwasz łańcuszek z provisional cast one i wykańczasz dekolt tak, jak chcesz jadąc sobie do góry."

Miłego dziergania wszystkim - i pokazywać udziergi, bo ścigać będę!:)))

sobota, 20 listopada 2010

Strażacki:)

Rok temu kupiłam sobie czarne, czarne buty.
I czarną, czarną kurtkę...
I czarne, czarne spodnie...
I jak nic trzeba było coś z tą czernią zrobić, bo stanowczo za czarna była:)


Się wymyśliło i się dziergnęło.
Się nie przewidziało, że kolor będzie strażacki.
Ale jako że czerni było dużo to strażacki ją ożywił.
I tak powstał zestaw czapa + szalik + długaśne, naciągane na rękawy kurtki rękawiczki.
Komplet na siarczyste mrozy (jak dla mnie minus jeden to już jest siarczysty:)

Nie mam na ludziu, bo słonka nie ma. Zatargałam co miałam do roboty i mizernym aparatem osobistem obfociłam. Będzie słonko to dokleję fotkę na ludziu:)

Dodane 22.11.2010:

Już mam na ludziu:) Wrzucam na początek, coby widać było.

 Odsłona pierwsza:




Odsłona druga - z sznaucurką:)


J jeszcze jedno:



 Kawałek szalika:



Czapa na piłce do siatki:




 I zbliżenie wykończenia:




 Rękawice prawie do łokci:



 I całość:


 I jeszcze raz:



Szczegóły techniczno - włóczkowe wkrótce, albowiem dziś padamnanos i naryjopad:)
(cienizna te fotki, mąż robi ładniejsze, muszę się naumieć)


To teraz dziewiarskie szczegóły:
  1. Komplet własnego pomysłu, inspiracja u Violet (mailowe pogaduchy)
  2. Włóczka - rozetti first class żarówiasta, kupiona tutaj  - 50% wełna merino, 50% akryl microfibra, 50 gram 115 metrów. Nitka ładnie skręcona, miękka, jakość włóczki jak na mieszankę wełny z akrylem według mnie jest wyjątkowa. Ostatnio rozpuściłam się wełnami 100%, ale z first class raczej nie zrezygnuję. Nitka ma świetną sprężystość, to pewnie ta microfibra. I jest niedroga. Z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu - nie wymaga specjalnej pielęgnacji, jest bezpieczna i daje świetny efekt. I nieźle sie blokuje, choć oczywiście nie ta, jak wełna 100%.
  3. Druty - 4 mm, Knitt-pro, do czapki i rękawiczek druty nr 3, skarpetkowe, dziergałam na okrągło.
  4. Ilość włóczki - na wszystko razem 10 motków. Wzór włóczkożerny, rękawice bardzo długie, dzierganie podwójną nitką - to wszystko spowodowało duże zużycie włóczki.
  5. Efekt - ciepła dzianina, po praniu dość miękka, dobrze się nosi. Prawie się nie mechaci, jest wytrzymała i sprężysta, miła dla ciała. Mechacą się lekko rękawiczki, ale takie ich prawo. Robię im lifting golarką i jest ok.
  6. Uwagi i ostrzeżenia - właściwie brak. Prać oczywiście ręcznie, w letniej wodzie, wydeptać w ręczniku, suszyć rozłożone.A właściwie odwirować też można - kiedy ten komplet robiłam nie miałam jeszcze pojęcia o pielęgnacji delikatnych dzianin:)
  7. Uwagi eksploatacyjne - nie mam żadnych negatywnych. Nosi się świetnie, dobrze grzeje, przy wielkich mrozach wkładam pod spód drugą parę rękawiczek i nie rusza mnie nic:) Bardzo lubię ten komplet i będę go pewnie nosić aż do zdarcia - kosztował mnie dużo pracy i bardzo mi się podoba. No i ta żarówa do czerni - jak dla mnie miodzio:)

czwartek, 18 listopada 2010

Uśmiechnij się:)

Mąż mi przysłał maila z tym zdjęciem, dedykuję je wszystkim dziergaczkom:)))



To dopiero odwaga, pewność własnej męskości i luzik! A komplecik ciekawy, nie uważacie?:)

środa, 17 listopada 2010

O praniu i blokowaniu dzianin z delikatnych włóczek

To co dziś napiszę nie jest moją autorską własnością. Kilka dni temu rozmawiałyśmy na ten temat na pewnym znanym czacie, opowiedziałam wtedy co wiem, Elliszewa prosiła, żeby powtórzyć jeszcze raz. Pomyślałam, że napiszę taki post, bo ta wiedza naprawdę jest przydatna i może kogoś uratuje przed sfilcowaniem pięknej włóczki. Ja musiałam nauczyć się na własnych błędach, czego nikomu nie życzę. O mało nie skończyło się zawałem:)

Pozbierałam więc to, czego się dowiedziałam czy to ze słyszenia, czy z filmików czy też wyczytałam nie-wiem-już-gdzie. Odkąd zniszczyłam piękną chustę z merynosa zasady te stosuję zawsze i odkąd to robię nigdy nic złego z włóczką mi się nie dzieje.

Zaczynam rzecz jasna od zakupu delikatnej, szlachetnej włóczki, później mozolnie dziergam z niej równie delikatną dzianinę. Mam na myśli wełnę 100% o dowolnym składzie, niemniej jednak najbardziej podatne na filcowanie jak dotąd wydają mi się merynosy. Szefowa e-dziewiarki poradziła mi też, żeby być ostrożną przy wełnie wielbłądziej, co sobie wzięłam do serca, ponieważ ona także wymaga szczególnego traktowania. I na dodatek nie chce "pić" wody - trzeba ją do tego zmuszać dźgając paluchami:)

Mam więc gotowy wyrób "w stanie surowym", następnym krokiem jest kąpiel tegoż wyrobu. Woda do kąpieli musi być chłodna - znacznie niższa od temperatury ciała ludzkiego, ale nie zupełnie zimna. Jeśli kąpieli następujących po sobie ma być kilka temperatura każdej kolejnej wody powinna być identyczna. Do wody dodaję odrobinę płynu zmiękczającego przy mniej szlachetnych włóczkach, przy merynosach i wielbłądach kropelkę mydła do mycia rąk - płyny zmiękczające im szkodzą. W trakcie kąpieli pod żadnym pozorem dzianiny nie ściskam, nie dociskam ani nie wyciskam! "Kłuję" tylko opuszkami palców, żeby wchłonęła wodę.

Kiedy już dzianinę wykąpię wyjmuję ją z miski, wylewam wodę, miskę odwracam i taki zwarty, zupełnie nie rozciągnięty kłąb na tej misce kładę. Woda sobie bokami ścieka, ja cierpliwie czekam. Jak już wstępnie odcieknie wyścielam umywalkę ręcznikiem i kłąb dzianiny na ten ręcznik przenoszę. To kolejny etap pozbywania się wody. Pod ciężarem dzianiny woda wsiąka w ręcznik, często też delikatnie ręcznik z wierzchu zawijam i szybkim ruchem odwracam na drugą stronę, coby woda wsiąkała w drugą część ręcznika.

Kiedy już kolejnej porcji wody się pozbędę przygotowuję duży suchy ręcznik. Rozkładam go na podłodze, delikatnie przenoszę odsączoną dzianinę i na tym ręczniku równie delikatnie ja rozkładam. Niedokładnie, wręcz niedbale, w miarę równomiernie. Ręcznik zwijam jak rulon makowca, niezbyt ściśle, po czym włażę na niego z buciorami i zawartość ręcznika wydeptuję. Kiedy widziałam to na filmiku  nie mogłam uwierzyć, że zawartość ocaleje:) Tymczasem z dzianiną naprawdę nic złego się nie dzieje, mogłoby się natomiast dziać, gdybym ten rulon próbowała wykręcać czy wyduszać.

Jeśli wody w dzianinie nadal pozostało dużo czynność powtarzam z użyciem kolejnego ręcznika, aż uzyskam tak odciśniętą dzianinę, jakiej potrzebuję.

Jeśli jest to sweter rozkładam go tylko na suchym ręczniku nadając mu dokładnie taki kształt, jaki chcę uzyskać i zostawiam w świętym spokoju, dopóki nie wyschnie. Jeśli jest to chusta to ją blokuję - czyli napinam, naciągam przy pomocy szpilek nadając jej w ten sposób pożądany kształt i również zostawiam do wyschnięcia. Dobrze napięta chusta z wełny100% zachowa dokładnie taka wielkość i taki kształt, jaki jej nadam.

To wszystko, co mi przyszło do głowy. Proszę Was o uwagi w komentarzach i współtworzenie tego posta - wszystkie istotne uwagi dopiszę później, żeby informacja była kompletna. Mam nadzieję, że dzięki temu opisowi ocaleje wiele pięknych merynosów, wielbłądów i innych pięknych włóczek, a ich właścicielki nie będą płakać nad nieopatrznie i nieświadomie zniszczonymi dzianinami:)

Dopisane:

Padły pytania, jak prać, kiedy się już zabrudzi.
Oto sprawdzone rady:

Mariolcia radzi:  "Postępować tak, jak w pierwotnym moczeniu, tylko mydła do wody trzeba dodać więcej, żeby brud zszedł. Nie za wiele, żeby nie było dużo piany, nie za mało, żeby usunąć brud.  Środków zmiękczających żadnych."

Ulesia radzi: "SA8™ Delicate jest płynem do prania delikatnych tkanin z jedwabiu, bawełny oraz syntetyków. Skutecznie usuwa plamy z naturalnych tłuszczów oraz zabrudzeń kosmetykami. W tym celu należy przed praniem nalać płyn bezpośrednio na plamy. Może być stosowany do prania ręcznego jak również w pralkach. Jest skuteczny nawet w niskich temperaturach, nawet w zimnej wodzie. Nie wymaga dodatkowego płukania. Ma delikatny kwiatowy zapach. Produkt ten jest w formie koncentratu, dostępny w Amway, też eko, bio i b. dobry".

Orange radzi: "to ja też napiszę - mam ECOVER Delicate. jakiś belgijski, podobno bardzo pro-eko;) i pięknie pachnie.  Ja kupiłam (i widziałam tylko w) w delikatesach Bomi."

evasosnowiec radzi: "płyn z lanolina dostępny tutaj (klik) - wypróbowany, dobry".

Violet radzi:  "a ja piorę i pluczę w płynie Globi - tani i nic się złego nie dzieje, wełnianą kołdrę tez w tym piorę".

Seremity radzi: "Zamiast miski do góry dnem + ręcznika na umywalce można użyć stojącego odcedzaka z małą ilością oczek (mam coś takiego, wygląda jak durszlak, tylko z plastiku).
Duży ręcznik można także kłaść na krześle czy łóżku i na nim siadać (choć w skrajnych przypadkach można sobie tą metodą zamoczyć spodnie)". 

Pozbierałam informacje, jakby się komu co ulęgło jeszcze to koniecznie piszcie!

Ale coś już mamy - środki sprawdzone, przetestowane, mamy w czym wybierać:)

wtorek, 16 listopada 2010

Chusta podróżniczka:)

Podróżniczka - bo w całości wydziergana w podróży - w czasie jazdy lub też na miejscu. Szału co do efektu nie będzie, bo zdjęcia w sztucznym świetle. Wkładka w stroju przypadkowym, więc nie bardzo pasującym do chusty. O modelu i wzorze pisałam w poprzednim poście, jest bardzo zwyczajny - kto nie uwierzył to się teraz wynudzi:)

Kolorowa. Moja pierwsza (choć taka to już trzecia;). Ciepła, radosna, rozjaśniająca ciemne stroje i bure dni, świetnie zastępująca szal, otulająca ramiona. Ta widoczna na zdjęciach zrobiona trochę na nietoperka - tak jak chciałam. Już wiem, jak to zrobić i będę mogła powtórzyć:)

Tu w całości:



I z tyłu:


I z profilu:



I z bliska - zamotana w ulubiony sposób:




To teraz dziewiarskie szczegóły:
  1. Projekt chusty ogólnie znany, zmodyfikowany przeze mnie dodaniem dodatkowych oczek (mniej więcej w 4 rzędach równomiernie rozłożonych w całej chuście co 5 oczko dodałam oczko dodatkowe z poprzecznej nitki, to dało efekt nietoperka)
  2. Włóczka - Magic Yarn Art,  kupiłam ją rok temu tutaj  - wełna 100%, 100 gram 200 metrów. Nitka 1-ply. Wełna konkretna,  dość zgrzebna, podgryzająca, z włoskiem. Na gołe ciało nie próbowałam i w życiu nie spróbuję:) Jedyna kolorowa włóczka YA, z jaką miałam do czynienia, większych zastrzeżeń nie mam.
  3. Druty - 4 mm, Knitt-pro.
  4. Ilość włóczki - na wszystko razem około 4 motków. Niecałych 4 motków.Tym razem dziergałam nitką pojedynczą.
  5. Efekt - ciepła dzianina, po praniu dość miękka, dobrze się nosi. Prawie się nie mechaci, jest wytrzymała.
  6. Uwagi i ostrzeżenia - właściwie brak. Prać oczywiście ręcznie, w letniej wodzie, wydeptać w ręczniku, suszyć rozłożone.
  7. Uwagi eksploatacyjne - nie mam żadnych negatywnych. Poprzednią chustę (bo ta jeszcze ciepła) eksploatowałam bardzo mocno i często bez należnego szacunku, nic się z nią nie działo.
W czeluściach domowych szaf wykopałam jeszcze ciepły sweter, pokażę za czas jakiś. Jak dostanę fotki od właścicielki włoskiego pączka to również je zamieszczę. Na wykończenie (rękawy) czeka golfik z melanżowego merino fingering, ale dużo bardziej kusi mnie estoński kwiacior, co się go na wojażach nauczyłam.  No i śmieją się do mnie nowe włóczki - urugwajskie merynosy 3-ply, tweedowe duńczyki, piękna winna cascade, kashmir w kolorze ecru i piękna włóczka aranowa na takiż sweter przeznaczona. Wszystko to na osobistych półeczkach. Śmieje się też przepiękny jedwab Debbie Bliss w elegancką bluzkę mający się zmienić i te moteczki merino lace, co na zdjęciu frontowym kolorami świecą.

Na wszystko przyjdzie czas.
Na razie na druty pójdzie chyba estoński kwiacior i to nie z włóczki lace, ale chyba z kashmiru (nie mylić z prawdziwym kaszmirem). A później będzie ciepły sweter - może duński hamelton? A w międzyczasie jakieś przerywniki, na które przyjdzie ochota, kiedy duże projekty zmęczą.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Dziś goły tekst - ostrzegam, cobyście się nie zanudzili:)

W tytule napisałam ostrzeżenie mierząc każdego swoją miarą, bo sama, gdy wchodzę na dziewiarski blog i nie widzę żadnego zdjęcia czuję się zawiedziona i jest mi smutnawo:) Ostrzegłam - to mogę pisać spokojnie:)

Wróciłam wczoraj z warszawskich wojaży, z moimi kochanymi gospodarzami się nagadałam i nachcichrałam, pyszności najadłam, nowych potraw dietetycznych nauczyłam, włóczek namacałam, na dziewiarskim spotkaniu stolicznym byłam, 11 godzin drogi powrotnej zaliczyłam (jak się macha drutami to zupełnie tego nie czuć, nic a nic:) Jeszcze siedzę z kawką w wyrku, śniadanie wciągnę za chwilkę, obiad wieczorem:)

Abrazo... ach, abrazo dostałam! Patrzę na nie i tak mocno mi się kojarzy prezent z osobą, która go dla mnie zrobiła. Uczę się nowych wspaniałych doznań i planuję, co kupić, żebym mogła mój prezent na siebie założyć. On wymaga stosownej oprawy, mam o czym myśleć:) I z pewnością wymaga odpowiedniej okoliczności na swój pierwszy raz. Jak znam życie okoliczność takowa z pewnością się znajdzie.

Zdjęć z warszawskiego spotkania zamieszczać nie będę - nie są autoryzowane, a dziewczyny pozwoliły się "opstrykać" tylko pod takim warunkiem, że ich publikować nie będę. Zdjęcia mam zatem na wieczną rzeczy pamiątkę, kto był na spotkaniu, a maila mi poda to rzecz jasna na pewno mu wyślę, potrzebuję tylko trochę czasu, żeby się z tematem uporać. Na spotkaniu było świetnie - macanie, mizianie, dzierganie, dużo śmiechu i gadania, pyszna kawa. Niektórym ręce o mało nie odpadły po zwinięciu milionpińcetnego  motka:). Cztery godziny minęły jakby to była jedna, mogłabym tam siedzieć spokojnie drugie tyle:) Gościnną gospodynię sobotniego wieczoru i wszystkich, których mogłam poznać serdecznie pozdrawiam i ściskam - mam nadzieję spotkać się z Wami jeszcze niejeden raz!

Długa podróż i pobyt u moich gospodarzy zaowocował nowym udziergiem:) Czas jakiś temu - będzie rok z okładem - kupiłam cały kilogram włóczki. Zrobiłam z niej pierwszą w życiu chustę - sposób robienia znalazłam na jakimś blogu, wzór wymyśliłam sama (żadne wyżyny, prosty jak konstrukcja cepa). Chusta mnie się spodobała i służyła mi wiernie czas jakiś. Spodobała się mojej córce i poszła do niej na służbę:) Machnęłam zatem następną, służyła mi wiernie jakiś czas... spodobała się córcinej kuzynce - i poszła sobie:) Zrobiłam zatem trzecią, tej już nie oddam, nie ma szans. Z kilograma włóczki zostało mi 20 metrów, jeszcze mi kilka z nich będzie potrzebnych do wykończenia. Wczoraj po długiej podróży zamiast paść martwym bykiem wrzuciłam wyrób gotowy do wody, ublokowałam, schnie. Jak uschnie wykończę gadzinę, jutro albo pojutrze wrzucę zdjęcie. Zwyczajna, gruba, ciepła chusta, zdobią ją kolory, abrazo przy niej to arystokracja, proszę zatem oczekiwania mieć stosowne - żeby nie było, że nie ostrzegałam:)

Z wyprawy przywiozłam dwie nowe umiejętności, które sobie cenię wielce - Violet nauczyła mnie pięknego wzoru chustowego i jeszcze mi go w pocie czoła rozpisała, wdzięczność moja nie zna granic i już dziś go wypróbuję. A Małgosia, gospodyni spotkania pokazała mi ukochaną falbankę na ravelry wypatrzoną - pięknie i starannie ją udziergała, ja ją sobie sfotografowałam i już wiem, jak ją zrobić:)

Lecę wrzucić do gara obiad, ja dziś się lenię jeszcze, ale rodzina głodna za czas jakiś wróci i jeść będzie chciała. Serdeczności raz jeszcze dla tych, co ich poznałam osobiście i dla wszystkich tu zaglądających.

sobota, 6 listopada 2010

A co tam, pokażę coś:)

To wprawdzie nie Włoch, ale jego starszy brat:)
Teraz zdjęcia, późną nocą dziewiarskie szczegóły.

Całość:



I detal:



Kłania się Masowy Producent Ponczków:)))

Dopisane 08.11.2010:

To teraz dziewiarskie szczegóły:
  1. Projekt poncza oparty na tym samym modelu, co wielbłąd i melanż, na dole rząd prostego ażuru w ramce z prawych oczek.
  2. Włóczka - fina dk,  można ją kupić tutaj  - wełna 100%, 50 gram 140 metrów. Nitka skręcona, ile-ply nie wiem, nie napisali:) Wełna dość delikatna, dobrej jakości, nie podgryza, bez włoska, gładka, wydajna. Na gołe ciało nie próbowałam, ale golf szyi podżeraniem nie zmęczył:)
  3. Druty - 4 mm, Knitt-pro.
  4. Ilość włóczki - na wszystko razem około 14 motków. Tym razem dziergałam znów nitką podwójną:) Nitka jest grubsza niż fingering, z pojedynczej można spokojnie udziergać bluzeczkę, nie tylko sweterek.
  5. Efekt - ciepła dzianina, dobrze się nosi. Mój kolor, jestem bardzo zadowolona:)
  6. Uwagi i ostrzeżenia - właściwie brak. Prać oczywiście ręcznie, wydeptać w ręczniku, suszyć rozłożone.
  7. Uwagi eksploatacyjne - nie mam żadnych negatywnych. Noszę na zmianę z melanżem, noszę od kilku tygodni, jak dotąd dzianina się nie zmechaciła. W ciągu dnia troszeczkę się gniecie na zgięciach, ale prostuje się równie szybko, więc się nie przejmuję.
Niedługo będzie jeszcze Włoch - bracia różnią się w dotyku, trochę też w wyglądzie, kolor jest prawie identyczny. Włocha wrzucę jak tylko obfocę właścicielkę, to znaczy niebawem:) I bardzo dużo dobrego napiszę o włóczce, z której jest zrobiony - oczywiście jeszcze bez specjalnych uwag noszalno - eksploatacyjnych, bo Włoch dopiero będzie debiutował.

Dziecko mi wczoraj uratowało bułkę - jak kto chce wiedzieć, co to jest bułka musi wrócić do poprzednich postów:) Córka wrzuciła rzeczoną na manekina (nie mogąc znieść mojej chęci pozbycia się tejże i mojej niechęci do patrzenia na nią), dodała różne różniste cudeńka i kazała się w to wystroić dziś do roboty. Znaczy się wystylizowała matkę:) Się posłuchałam, się zestaw podoba, ale fotek nie dam jeszcze. Po pierwsze - bo nie mam, a po drugie - bo mi niektórzy komentujący każą zwolnić tempo:))) Posłucham się, a co. Lubię Was, muszę dbać...:)))

Pojutrze jadę w Polskę, do stolycy i już się nacieszyć nie mogę na wyjazd, na moich gospodarzy kochanych i na dziewiarskie spotkanie:)
The Day After Tomorrow!

(O tym, co po powrocie nie myślę, pomyślę o tym jak wrócę,  perspektywy trudne, ale radę dać trzeba, jak zwykle)

Tym, których nie znam jeszcze, a będę miała przyjemność poznać już dziś piszę - do zobaczenia!:)

poniedziałek, 1 listopada 2010

Obiecanki i ... spełnianki, czyli melanżyk

No to jam ci już dzisiaj opstrykana, fotografowi mojemu serdecznie dziękuję (choć tu nie zagląda:), pyszczycho wycałowałam i kawkę na to konto pyszną wypiliśmy wespół wzespół. Fotograf mój-ci-on dobry jest i maszynę ma dobrą, a na samiuśkim dole umieściłam link do różnistych jego fotografii. A ładnie pstryka, lubię oglądać jego zdjęcia:) I jeszcze szkolenie w gimpie mi maluśkie zrobił, obróbka zdjęć (zmniejszanie rozdzielczości, reszty nie ruszałam, ma być czysta prawda:) zatem poszła migiem.

Koniec gadania, gadanie będzie na czacie, wstawiam zdjęcia:

Poncho:


Beretka:


Mitenki:


I kilka ujęć całego kompletu - takie:

I takie:


   I jeszcze takie:



To teraz dziewiarskie szczegóły:
  1. Projekt poncza oparty na tym samym modelu, co wielbłąd, beretka z głowy, mitenki takoż, najprostsze z możliwych.
  2. Włóczka - rozetti landscapes, dostępna tutaj, wełna 100%, 100 gram 200 metrów. Nitka skręcona, ile-ply nie wiem, nie napisali:) Wełna z gatunku bardziej zgrzebnych, dobrej jakości, lekko podgryzająca, bez włoska, gładka. Na gołe ciało nie polecam, na swetry, rękawiczki i inne różności jak najbardziej.
  3. Druty - 4 mm, Knitt-pro.
  4. Ilość włóczki - na wszystko razem około 7 motków. Tym razem dziergałam nitką pojedynczą:)
  5. Efekt - ciepła dzianina, bardzo dobrze się nosi.
  6. Uwagi i ostrzeżenia - właściwie brak. Prać oczywiście ręcznie, wydeptać w ręczniku, suszyć rozłożone. Jak będzie za duży wyrób można go świadomie zmniejszyć filcując - ja tak zrobiłam z beretką, nie zaszkodziło jej filcowanie zupełnie.
  7. Uwagi eksploatacyjne - nie mam żadnych negatywnych. To mój ulubiony zestaw pracowy (no bez beretki, umówmy się:), z mitenkami da się śmigać po klawiaturze, a ja u siebie w pracy zimno mam. Komplet nosi się fantastycznie, nie gniecie, nie sprawia żadnych kłopotów. No i grzeje - nie tak jak wielbłąd czy merynos, ale naprawdę grzeje. Mnie, zmarzluchowi należy wierzyć bezwzględnie i absolutnie:)
I to będzie na razie chyba koniec szaleństwa z postami, bo jutro już do pracy trza iść.
Chociaż... kto to wie! A może wpadłam w ciąg i dopiero się okaże, że nie mogę przestać?:)
Jak znam życie to ono mnie otrzeźwi. Ale ciąg dalszy nastąpi z pewnością - mam jeszcze parę zamierzchłych (nieco) wynalazków do pokazania i przystojnego Włocha na drutach. Się dzieje, proszę państwa, się dzieje!:)))