Wyzdrowieć muszę, albowiem już od piątku zamierzam stacjonować tu:
I mieć taki widok (jak będzie mgliście):
I będę sobie spacerować po tej dolinie:
Powinniśmy dotrzeć tam pierwsi i zadekować się na mecie, po czym cierpliwie i z utęsknieniem czekać na podróżujących, którzy dotrą do celu nieco później. W planach mamy porwanie drutami dziabniętej Laury oraz doprowadzenie rzeczonej do miejsca naszego kwaterunku (Pani ta złożyła wszak oświadczenie woli, że się zgadza - póki co więc pewnikiem przędzie, bo jak nic jej skarby rozdrapiemy, wszak obiecała nas zabrać do swojej PRACOWNI, a tam... no sami wiecie - któż nas upilnuje!:).
W planach jest jeszcze spotkanie z Inką vel Pomarańczką, właściwie powinnam wpisać ją wcześniej, ona do Laurowych wełenek też się dorwać na bank będzie chciała:) No i w planach jest jeszcze koniecznie spotkanie z Agnieszką and company - no nie wyobrażam sobie nie zobaczyć się z Agą and z company się nie zobaczyć nie wyobrażam sobie tym bardziej:)
Się zabiera żarcie, coby na miejscu tylko na obiady chodzić (gotować nie zamierzamy!), się zabiera kłapaczki osobiste, druty i wełny, się zamiaruje gadać, łazić, gadać, dziergać, gadać, gadać... i jeszcze raz gadać:)
I się poznawać i się nacieszać sobą do imentu.
To są plany babskiej części, mężczyźni będą sobie musieli jakoś dać radę:)
No czasem im towarzystwa dotrzymamy, żeby nie było:)))
P.S. Męża osobistego publicznie przepraszam za złodziejstwo zdjęć jego ręką robionych z albumu Picasa. Tylko mu nic nie mówcie - przyznaję się na wszelki wypadek (wiecie, no te prawa autorskie i dobra osobiste, no sama o tym głośno krzyczę no to się przyznać muszę, umówmy się), tak naprawdę to on tu nie zagląda i jak mu nie powiecie to nie będzie wiedział!