piątek, 9 września 2011

Dziękuję Wam

Czytam, czytam od zawsze.Odkąd pamiętam.
Nie przepadam za powieściami, chyba, że są nośnikiem głębokich treści.
Najmocniej do mnie mówi literatura oparta na faktach. Dość podobnych do siebie, przyznaję.
To, co czytam angażuje mnie całą, uczy, pomaga znajdować choć częściowe zrozumienie dla spraw trudnych.
Dla bardzo trudnych.
Dla tych najtrudniejszych także...
Pozwala poznawać, oswajać się, znajdować odpowiedzi choćby połowiczne.
I bardzo praktyczne - na tym zależy mi ostatnio najbardziej.

Filozofia, metafizyka, psychologia i duchowość pasjonują mnie również ogromnie, ale póki co pozostają na nieco dalszym planie.
Na pierwszym jest świat doświadczeń i uczuć ludzkich...
A net to również przede wszystkim czytanie, czytanie i jeszcze raz czytanie.
I poznawanie...

Pierwsza była ta książka:


Zdjęcie ze strony empiku

Wryła się we mnie, zakorzeniła, jej śladów nie da się zatrzeć. Są dobre - już to wiem. Wszystko co wiedziałam wykorzystałam, kiedy umierał na raka mój teść. Wszystko okazało się prawdą. Jestem wdzięczna tym ludziom, że z taką precyzją podzielili się cierpieniem własnej córki i swoim. Ja skorzystałam na tym ogromnie. Przeczytajcie. To wielkie bogactwo.

Później przyszedł czas na kolejną lekturę:

Zdjęcie ze strony wydawnictwa www.czarne.com

Autorka z pasją opisuje życie z chorobą przewlekłą. Walkę o każdą godzinę i każdy dzień. O wstanie z łóżka. Latami nie wychodzi z domu (nie może, zdrowie jej na to nie pozwala), jest bardzo sama ze swoją chorobą. Znajduje sposób, żeby z nią żyć i o tym opowiada. To jedna z ważniejszych pozycji w mojej biblioteczce.

Ostatnią z tej serii jest książka Ani Bartuszek - Anny Black: (klik)


Zdjęcie ze strony empiku

Z nerwem, emocjami, żywo opisuje Ania swoje zmagania ze stwardnieniem rozsianym (SM). Jest prawdziwa do bólu. Aktualnie zmaga się z wychodzeniem z kolejnego rzutu - można poczytać o tym na jej otwartym blogu. Warto przeczytać, tak samo jak dwie poprzednie.

Jednak ostatnio najcenniejszą, najmocniejszą lekturą są dla mnie wszystkie blogi zalinkowane w pasku bocznym mojego bloga pod nazwą "Z zapartym tchem" i "Życie po życiu".
Dla ich autorów mam ogromną wdzięczność. Niewyobrażalną.
Otwierają przestrzenie, o których mi się nie śniło.
Pokazują prawdy, które znam ciągle bardzo słabo.
Pozwalają przyjrzeć się rzeczywistości, o której niewielkie jeszcze mam pojęcie.
Im bardziej są w swoim przekazie prości, zwyczajni i autentyczni tym więcej mogę od nich wziąć, pozwolić, by się wyryło w pamięci, czekać na czas, kiedy będę mogła z tej skarbnicy skorzystać.

Bardzo Wam dziękuję, wszystkim.
Wasze słowa to dla mnie najprawdziwszy skarb.
Czytając Was nigdy nie szukam sensacji.
Szukam prawdy o życiu - takim, jakim jest.
I znajduję, w większości znajduję...

Czas korzystania z Waszej wiedzy właśnie nadchodzi.
Wśród ludzi z mojej pracy w trakcie diagnozy są dwa nowotwory.
Dowiedziałam się dzisiaj.
Sprawy wyglądają poważnie.
Z jedną osobą łączy mnie silna więź, z drugą znacznie mniejsza.
Obie mówią.
Rozmawiamy.
Czekają właśnie na ułaskawienie - lub na wyrok.
Dzięki temu, co od Was wiem wiedziałam dziś, co robić, a czego nie.
Kiedy mówić, a kiedy milczeć.
A kiedy się dowiem, jakie są wyniki będę wiedziała, że trzeba im Was pokazać, dać namiary - bo są wśród Was ludzie, którzy pomogą chętnie, podzielą się doświadczeniami, podadzą kilka praktycznych rad, jak sobie w skrajnych sytuacjach zwyczajnie życiowo radzić.
Jesteście praktykami - ja, na dziś na godzinę 21.24  w tych tematach jestem jeszcze teoretykiem.
Ze świadomością, że już jutro wszystko może się zmienić.
Mam za sobą piętnastoletnią ciężką chorobę (na dziś jestem zdrowa, ale nie na zawsze), ale ona była "z innej bajki".

Chciałabym ich jakoś przekonać, że warto żyć do końca, do ostatniego tchu - jeśli taki będzie obrót spraw.
Gdyby ktoś z Was - ciężko chorych, niepełnosprawnych,  walczących mógł mi coś jeszcze podpowiedzieć byłabym bardzo wdzięczna.
Chciałabym się tym chorym mądrze na coś przydać, jeśli tylko będą mieli potrzebę skorzystać.
Coś pcha mnie w tym kierunku - nie wiem co...
Wiem jedno: nie można cierpieć w totalnej samotności. To nieludzkie.

Was wszystkich - blogujących i nie-blogujących proszę:
podpowiedzcie mi.
Napiszcie.
Pomóżcie.

A za to, co już od Was wiem dziękuję najmocniej, jak umiem.

Dodane 10 września 0 21.50:

Maggie (klik - blog) napisała ntkę na temat, który poruszyłam w tym poście.
I dodała link do teledysku - naprawdę warto go obejrzeć, pomaga zrozumieć:

Każda chwila (klik)

14 komentarze:

Agnieszka Rucińska pisze...

czytałam "sposób na umieranie", niesamowita książka , bardzo pomaga spojrzeć z innej perspektywy na życie własne i innych. Zaczyna się dostrzegać te same wartości w zupełnie innym pryzmacie. Świetnie, że polecasz ją ludziom, bo tak na ogół ludzie nie zdają sobie sprawy z przemijania, z tego co dzieje się w ludzkim umyśle gdy już wiesz, że to koniec. Pozdrawiam serdecznie

Agnieszka Rucińska pisze...

no i jeśli mogę się do czegos przydać to chętnie służę pomocą i doświadczeniem. Mojego maila znajdziesz w profilu. Ja także uważam, że umieranie w samotności jest nieludzkie. Zdrowi i egoistyczni ludzie często mówią, że ktoś zasługuje na takie odejście. Nie wiem jakim prawem inni osądzają skoro nie są Bogiem. Często też w takich momentach widać naszą wartość i ile znaczymy dla świata. Nikt nie zasługuje na samotność w ostatniej chwili. Ważne jest by pomóc godnie przejść w tej drodze, chociażby trzymając za rękę. Wtedy ta osoba jest dużo spokojniejsza i już mniej strachu w jej wnętrzu.Pozdrawiam

Marzycielka pisze...

Ja chyba już nie umiem o tym pisać...

Violet pisze...

Dzięki za namiary. Ja chcę się uczyć, oswajam z tematem śmierci swoje dziecko. I smuci i denerwuje mnie fakt wypierania śmierci z życia we współczesnym świecie. O tym się nie mówi.
Chcę żyć świadomie z gotowością na smierć. Chcę, by moje dziecko wiedziało, że śmierć jest częścią życia, że kiedyś odejdziemy.
Mądra z Ciebie kobitka:)
Ja też dziękuję, że mogę sie uczyć od Ciebie:*

martuuha pisze...

a ja nie chcę wiedzieć, ile razy w ciągu nocy może być potrzeba przebierania pieluchy. I nie chce wiedzieć, jak walczy się o każdy łyk wody, żeby chociaż nawodnić, żeby z pół łyżeczki serka, albo zupki, jak dla niemowląt. I nie chcę wiedzieć, jak to jest, gdy ukochana osoba budzi się zawiedziona, że jeszcze nie umarła. Nie chcę wiedzieć.
Bo wiem.

Juta pisze...

Myślę że poruszyłaś temat rzekę.Moim zdaniem przeczytanie najmądrzejszych nawet książek nie zmienią naszej wrażliwości do otaczającego nas świata i ludzi.Inspiracją powstania tego posta jest sytuacja jaka zaistniała wśród Twoich znajomych.Ale uważam (trochę intuicyjnie,trochę na podstawie czytania tego co piszesz i to czym się interesujesz)że Ty bez dodatkowych rad będziesz świetnie wiedziała jak reagować i się zachować a tym samym pomagać w razie potrzeby.Zwłaszcza że napisałaś o swojej przebytej chorobie.Wiem jedno z doświadczenia że są osoby które by bardzo chciały a niestety nie nadają się do pomagania innym potrzebującym w sposób taki jak by tego chcieli.I niestety odwrotna sytuacja również ma miejsce.To o czym tu piszę podyktowane jest tylko albo aż doświadczeniem życiowym.Przewlekła bardzo długa choroba zakończona odejściem bliskiej osoby towarzyszyło mi gdy miałam zaledwie naście lat.Powtarzało się to w moim życiu kilka razy.I uwierz że nie ma jednej recepty na postępowanie w poszczególnych przypadkach.Tak jak każdy człowiek jest odrębną indywidualnością tak i jego przeżywanie problemów związanych z chorobą będzie bardzo indywidualne.Dlatego uważam że książki polecane na pewno warto przeczytać ale nie szukać w nich gotowych recept.Te recepty podpowie nam nasza intuicja,wrażliwość i chęć płynąca z serca niesienia pomocy.Szanuje opinie osób nie zgadzających się ze mną w tym temacie.
Pozdrawiam serdecznie życząc wszystkim absolutnego "ułaskawienia"

Elżbieta pisze...

Ja nie napiszę nic o sobie, może tylko to, że brak mi odwagi. Ty mówisz prostym, ludzkim językiem o trudnych sprawach które są w naszym życiu. Coraz częściej dotykają blisko, dzieją się za ścianą, w pracy. Wiem po sobie, wtedy brakuje słów, barkuje wiedzy jak pomóc. Proszę dziel się z nami swoją odwagą, wiedzą.
Pozdrawiam.

Romachej pisze...

Przypomniał mi się film K.Zanussiego "Za ścianą" (Komorowska- Zapasiewicz), a oglądałam go jako 12-latka i wówczas nie mogłam pojąć, dlaczego ta kobieta chciała umrzeć.Jako dojrzała osoba zrozumiałam, jak bardzo człowiekowi potrzeba miłości, przez jej brak dzieją się złe rzeczy. Dziękuję za te tytuły, bo po okresie odrętwienia (nowotwór u Syna) powolutku wracam do świata.

Basia pisze...

A mnie przypomniał się dobry film "Zjazd barbarzyńców".Nie mogę go zapomnieć.Widziałyście? Pozdrawiam, Dorotko.

Maggie pisze...

Dorothea, oczywiście, że mail od Ciebie sprawi mi radość, pisz:)
pozdrawiam serdecznie,
Maggie
http://maggiebb.blogspot.com/

Maggie pisze...

Napisałaś:..,,Nie można cierpieć w totalnej samotności. To nieludzkie..,,- to esencja moich przemyśleń.

Anonimowy pisze...

Jako wolontariuszka hospicyjna zapraszam do nas... Tak wiele jest ludzi czekających na trochę miłości, choćby na naszą obecność w ostatniej godzinie. Widzę, że dojrzewasz do tej szczególnej posługi. Przecież Pan potrzebuje naszych rąk, żeby wypełnić swoją obietnicę: "a kiedy zachorujesz, ja sam przyjdę poprawić ci posłanie". Pozdrawiam serdecznie i jakby co to teresa50@gazeta.pl :-)

Basia pisze...

Dorotko! Jak juz jestesmy w tym temacie, to...Dorota, która asz w Życiu po... żyje, napisała 10 września. an tak w ogóle -martwi mnie strasznie,ze Andzia trafiła do szpitala. I Joasią S. sie martwię, tak smutno.Tak mądrze piszesz o wierze , o Bogu.szkoda,ze nie a Cię bliżej...

Sylwka35 pisze...

Dziękuję, nigdy nie wiadomo kiedy nam się taka wiedza przyda ...

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)