piątek, 16 grudnia 2011

Musi się wylać. Wybaczcie...

Bliźniaczki.
Dwie siostry.
Niepodobne do siebie zupełnie, nie do poznania, że bliźniaczki.
Lat parę ode mnie młodsze.

Z jedną byłam blisko przez wiele lat. Bliskość nie przetrwała próby czasu... a może obie nie dość dojrzałe byłyśmy wtedy? Nie wiem. Czasem żal. Ale powrotu nie będzie... nie da się...
Z drugą znałam się słabiej, ale znałam.
Żywa jak srebro, wesoła, roześmiana. Pomysłowa.
Wcześnie mąż, jej wielka miłość. Szybko dziecko. Jedno. Syn.

Wyjechała z mojego miasta, ta druga, a od tej pierwszej miałam czasem jakieś wieści o tej pierwszej.
Srebro robiło się mniej żywe, było bardziej... ja wiem, oksydowane może...
Zamiast głośnego śmiechu pojawiły się łzy.
Życie zaczęło boleć tak mocno, że stało się trudne. Bardzo trudne. Przerażająco trudne...

Szczegółów znam niewiele, pisać o nich nie będę, ktoś może ją znać, nie trzeba, nie trzeba o tym pisać.
Oceniać tym bardziej, kimże jestem, żeby... żeby...

W ubiegłą niedzielę dostałam wiadomość.
A właściwie WIADOMOŚĆ.
Poraziła mnie, szczegółów nie znałam, wiedziałam tylko, że już na pewno jest po...
Zaczęłam grzebać w necie. Długo nie mogłam niczego znaleźć. Znalazłam...
To ona... i to jest gdzieś tutaj... to tam...? Tam? Ktoś coś słyszał?

Chodzi za mną to wszystko, chodzi i ściska...
Miałam ją gdzieś w sercu i w pamięci, często pytałam spotykając się z tą pierwszą. Wiedziałam, że jest źle, nie wiedziałam, że aż tak.
Znam rodzeństwo, jest ich więcej...
Znam rodziców...


Alicja. Miała na imię Alicja...

Ileż potrzeba desperacji, żeby się odważyć, ile poczucia bezsensu własnego życia, ile bólu!
Piszcie.
Podzielcie się sobą.
I podzielcie ze mną ten ból.
O bólu rodziny nie umiem nawet myśleć.

57 komentarze:

DKdesigns pisze...

Nie wiem.
Gdzieś jest MOJA Siostra.
Gdzieś. Jakoś.

Idą Święta.
Boli. Bo nie wiesz jak wyciągnąc rękę, bo wiesz, ze moze zostac odrzucona, bo wiesz, ze mozesz sobie z tym nie poradzić.

Dorothea pisze...

Wiem, Doroć.
Wiem...

Spróbuj, tę rękę.
Spróbuj.

DKdesigns pisze...

Nie wiem... JAK.
Chociaż chcę.
Chociaz powinno mi to zwisać.
Ale nie zwisa.

Aurelia pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Dorothea pisze...

Mocno napisałaś, Aurelio.
Ale ja się z Tobą nie zgadzam.

Ona walczyła o życie prawie 30 lat.
Inaczej, niż myślisz.

Aurelia pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
martuuha pisze...

Mówienie, że ktoś taki myśli tylko o sobie, jest...hmmm, w moim odczuciu po prostu niestosowne.

Myślę, że jesteśmy bardzo różnie wyposażeni na starcie. I bardzo różne zbieramy "artefakty" w trakcie życia, dorastania - od rodziców, innych ludzi, od samych siebie, od tego, co przeżyliśmy i jak. I suma tych startowych i tych zdobycznych może przed takim krokiem chronić. Ale czasem jest tego za mało. A czasem już po prostu brakuje sił.

Aurelia pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
martuuha pisze...

Jeśli ktoś decyduje się na taki krok, to z pewnością jego życie nie było bajką.

alushka pisze...

Współczuję rodzinie...
nawet nie umiem sobie wyobrazić co czują bliscy w takiej sytuacji... jak "los" nam odbiera bliską osobę jest inaczej, a w tym przypadku gdy osoba sama decyduje się na śmierć... co czują bliscy????
nie umiem pojąć co kieruje osobami, gdy decydują się na śmierć....

zawsze, z każdej sytuacji jest jakieś wyjście... jakieś nie oznacza, że najlepsze, ale póki człowiek żyje.... jest szansa...

ale może ja się na tym nie znam?

*gooocha* pisze...

Znałam kilka osób, które odebrały sobie życie. Wiele razy myślałam, czy to akt odwagi, czy tchórzostwa. Nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie. W każdym razie musi coś w człowieku mocno chyba pęknąć, by zdobyć się na taki krok. Z pozycji bezpiecznej kanapy, z perspektywy nawet własnych problemów, które NIE PRZEROSŁY i jakoś dajemy radę, zbyt łatwo się ocenia, szufladkuje.
Tak naprawdę nigdy nie możemy być pewni w 100% swojej własnej postawy. Życie nie daje gwarancji czy certyfikatów na bezpieczny, bezproblemowy, zdrowy byt.

ewa pisze...

Oczywiście, że życie to nie bajka. KAŻDA śmierć jest straszna. TAKA szczególnie. Aurelio, myślę, że spłycasz problem. Tu nie ma białe - czarne. Jak wszędzie zresztą. Oceniać takiego wyboru nigdy bym się nie odważyła. Bo nie wiesz, czy osoba podejmująca TAKĄ decyzję nie myśli o najbliższych właśnie. I jak musi być przerażona, jak musi runąć jej świat. Jak musi się bać, i nie widzieć przyszłości.
Genetyczne mówisz. A jakież to ma znaczenie.
Nie wiem, czy w ogóle można mówić o potępieniu. Jedno wiem napewno, że trzeba STARAĆ się pomóc, i POMAGAĆ. I temu młodemu chłopcu z Twojej rodziny, i każdemu innemu człowiekowi. Choć mam świadomość. że nie wszystkim da się pomóc. I to jest tragiczne.

Aurelia pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Dorothea pisze...

Nie genetycznie.
Emocjonalnie.

Załamujące jest myślenie tylko o tych, którzy zostali.
Ja wiem, co czuła ona.
Przez lata.
Nie chciałabym być na jej miejscu.

A ocenianie i osąd...
Nie sądźcie, bo takim samym sądem was osądzą.
I tak będzie, i tak zazwyczaj jest.

Dorothea pisze...

Zajrzyj tu, Aurelio:

http://2greenparadise.blogspot.com/2011/12/pamietamy.html

Rozumiesz to?
To też osądzisz?

Dorothea pisze...

http://schizofreniamojegosyna.blogspot.com/ - i jeszcze tu.

Wkurzyłam się jak cholera.
Nie znoszę spłycania...

Kankanka pisze...

Odebranie sobie życia jest największą desperacją i pragnieniem spokoju.
Nie dziwię się samobójcom, to nie oznacza, że ja się na to zgadzam.
Znam samobójstwo z biedy i dumy zarazem. To nieprawda, że wszystko można załatwić, pomóc, wesprzeć.
Ta osoba wykorzystała pełen pakiet i duma oraz własna godność zdecydowały.
A apelów są miliony - tylko odbiorców z odbiciem brak.

ewa pisze...

Aurelio - Ty się nawet nie starasz zmienić jednotorowości myślenia. Zamknęłaś się w pudełku. Skutek ma przyczynę. Pomyślałaś o tym ? Powiem brutalnie. Zapytaj siebie, czy zrobiłaś wszystko, by pomóc temu młodemu chłopcu z Twojej rodziny. Może byś pomogła, a może nie. A Ty OCENIASZ ! Myślę, że NIKT nie jest w stanie zrozumieć i zaakceptować takiej decyzji. Każda tragedia jest inna.

Violet pisze...

Napisałam komentarz...wcięło...
Ty wiesz, ze byłam o krok...
I rozumiem ją.
Nie wiem, co ją spotkało, że podjęła taką decyzję, ale wiem, że musiała doznac ogromnego bólu, cierpienia i pocucia zupełnego opuszczenia... poczuła się w sytuacji bez wyjścia zupełnie bez sił...
Bardzo, bardzo mi smutno...
:***

Dorothea pisze...

Wiem...
Pamiętam... mówiłaś...

Anonimowy pisze...

Czasem rzeczywistość przerasta, czasem po prostu brak w odpowiedniej chwili właściwego człowieka obok.
Ja potrafię zrozumieć...

Dorothea pisze...

Przed chwilą udało mi się dodzwonić do pierwszej.
Żywi dają radę... i nie tracą nadziei.
Zapowiadało się od dawna.
Rozsypało się jej calusieńkie życie... calusieńkie...

ewa pisze...

Strasznie to smutne.

Polka pisze...

Wiesz, ja na co dzień w pracy spotykam ludzi, którzy przed chwilą stracili kogoś bliskiego, bardzo bliskiego- jedni płaczą, drudzy cisi ale zawsze w ich słowach można wyczytać: DLACZEGO? Straty nie da się nauczyć, przechodzić obojętnie, sami wielokrotnie podczas życia tracimy kawałki serca a czas nie staje w miejscu: DLACZEGO? nie ma odpowiedzi, trzeba trzymać w pamięci wspomnienia i żyć jak najlepiej się da bo zawsze jest dla kogo.

Evita pisze...

Wspolczuje rodzinie. Nigdy nie jest tak zle zeby nie bylo swiatelka. Gorzeja kiedy to swiatelko w tunelu ciezko dostrzec, ona pewnie nie widziala. Naprawde zal.

DKdesigns pisze...

Bo to działa w dwie strony.
Aurelia pisała o egoiźmie, ale ten egoizm działa w dwie strony. Można powiedzieć "ten młody człowiek postąpił egoistycznie, bo nie pomyślał o żonie, dzieciach..." Ale być może wcześniej ktoś nie pomyślał o... NIM.... nie zadzwonił w porę, nie zapukał, nie zapytał...

Zajęło mi kilkanaście lat zrozumienie tego, dlaczego Moja Ciocia, mając lat 54, popełniła samobójstwo... dawno temu... Wtedy wszyscy się "wściekli", że jak mogła, że to egoizm... tylko dzień wcześniej nikt nie wpadł na pomysł, żeby Ciocię zwyczajnie... odwiedzić.... Poczuła się niepotrzebna NIKOMU.

Anonimowy pisze...

Z racji zawodu często mam do czynienia z samobójcami, a raczej z sytuacją "Po". Nie czuję emocji, bo nie mogę, bo nie dałabym rady pracować ( nie dopuszczam do siebie emocji ). Widzę rodzinę, decyduję, co dalej z ciałem itp. Tak trzeba.
W samobójstwie najczęściej nie ma żadnego egoizmu, złości, tchórzostwa itp. To jest chwila, moment, czasami ułamek sekundy. I czasami - często mam wrażenie, że to my się spóźniliśmy, bo to była prośba, wołanie o pomoc.

Dorothea pisze...

Monika - masz rację, straty nie da się nauczyć.
No nijak się nie da...

Dorothea pisze...

Evita - no właśnie... jej siostra powiedziała mi dzisiaj, że nie widziała. Że wiele lat spędziła w tunelu, ale światła w nim nie widziała... co nie znaczy, że go nie było...

Dorothea pisze...

Devorgilla - powiedz, jak, no JAK być w porę??? Skąd wiedzieć???
Kiedy ja jechałam na kogutach żeby ratować... Boże, modliłam się całą drogę, zdążyłam, żyje.
Dlatego, że powiedział...
Słuchałam, fakt.
Potraktowałam poważnie, śmiertelnie poważnie.
Ale to była akcja... wszystko mi się przypomniało!

Dorothea pisze...

Anonimowy - dziękuję.
Dziękuję za ten komentarz.
... jesteś lekarzem...?

Ania B. pisze...

Mój Brat zrobił to samo... 7 lat a jeszcze boli jak kur..a mac... i nigdy się nie dowiesz dlaczego... nawet nie próbuj, to moja rada - może gdybyśmy zrozumieli - zrobilibyśmy to samo ?
Pozdr. Ania B.

Dorothea pisze...

Brat... to jedna z gorszych opcji.
Nie próbuję, przeżywam tylko mocno.
W klasie maturalnej koleżanka zrobiła to samo, dwa miesiące przed maturą, głowa w piekarnik...

Niedawno się dowiedziałam, dlaczego.
Po 32 latach...
Belfer mi powiedział, ówczesny wicedyrektor.
Masakra, co jej po belfersku zrobiono - a wrażliwa była...

Ściskam, Aniu, najcieplej.
Na kogutach jechałam po najbliższego... zdążyłam, mogłam nie zdążyć.
Dziś wiem, co było powodem, co w życiu przeżył.
Nie wykluczam, że zrobiłabym to samo musząc żyć tak jak on - mimo tego, że Bóg mi opoką... Nie wiem, czy udźwignęłabym ból, jaki on dźwigać musiał.

Dziś jest już dobrze, stabilnie, dziś śpię spokojnie.
Było o włos...

Dlaczego Twój brat... mówisz, żeby nie pytać? Nie będę.
Przerażające - a cała rodzina robi rachunek sumienia.

Po mojemu tego się tylko psychologicznie uzasadnić nie da.
Dla mnie to świat ducha, nie tyko emocji.

Anonimowy pisze...

W czerwcu, w pewną niedzielę bliska mi osoba założyła sobie pętlę na szyję...w sobotę był u mnie, pił kawę, montował mi szafkę, gawędziliśmy swobodnie...
Z niedzieli na poniedziałek szukaliśmy Go całą noc coraz dalej i dalej, znaleźliśmy dwa kroki od domu...nad ranem...
"Tak postanowiłem"- napisał na kartce, którą miał w kieszeni...
Ksiądz na pogrzebie powiedział "Nie pytajcie dlaczego- bo nie znajdziecie odpowiedzi- to nie na ludzkie pojęcie tylko Boskie..."

czasem to co wydawało się monumentalną skałą, z babiego lata życie utkało....

3warstwyfarby(blog w budowie)

Anonimowy pisze...

w przyszłym roku minie 20 lat od momentu kiedy chciałam zasnąć................ zasnąć i już nie obudzić się........... byłam wtedy na progu swojego życia. Połknęłam nie wiem ile i nie wiem czego.............. I kiedy tak na pół jawie -pół śnie czekałam na ten ostatni sen...........
Cholera jak to trudno się mówi o tym ): choć tyle czasu minęło.
Wtedy jak - to mądrzejsi mówią miałam coś w rodzaju prywatnego objawienia - zatem wierzyć mi nie musicie. Zobaczyłam KOGOŚ, kto mi bez słów powiedział, że nie muszę zasypiać, że ON pomoże mi odpocząć w moich udrękach. Chodziłam po kuchni do samego rana, robiłam to po cichu, żeby nie obudzić matki i dziadków, zasypiałam chodząc, CHCIAŁAM ŻYĆ, JAK CHOLERA, CHCIAŁAM ŻYĆ!!! Wciąż zasypiałam! w przypływie desperacji wsadziłam ręcznik do ust, zerwałam z łańcuszka krzyżyk, co to miałam go na szyi, rozgrzałam nad gazem i wypaliłam sobie na przegubie znak krzyża......... otrzeźwiałam od razu....... mimo połkniętych tabletek bolało jak nie wiem co......... ale przypominało o życiu.......... zwróciłam to co połknęłam i dalej chodziłam po kuchni......... ŻYĆ BĘDĘ!!!!! ŻYĆ!!!! NIE UMRĘ!!!!! ŻYĆ BĘDĘ!!!!!! - jak refren w głowie do rana mi wyło.................
Od tego czasu jak refren powtarzam sobie w chwilach złych: NIE UMRĘ, ALE ŻYĆ BĘDĘ! I spoglądam na bliznę na przegubie dłoni...........
Nie egoizm mną kierował, ale ból, którego się nie da opisać, ból po doświadczeniu strasznych rzeczy, których też nigdy nie zapomnę.......... choć przebaczyłam, dziś już przebaczyłam...........
Przepraszam, że anonimowo się wpisuję, ale kilka osób mnie zna blogowo.......... a sprawa ta jest tak dla mnie intymną rzeczą, że oprócz męża i spowiednika nikt nie wie o niej............. i niech tak zostanie.
Jutro z mężem odmówimy oficjum za zmarłych w jej intencji.
Pozdrawiam Cię Doroto, dziękuję że jesteś i że poruszasz trudne tematy.

Juta pisze...

Nie podejmuje się komentowania takich spraw.Mam tylko ogromną prośbę do "devorgilla". Zrób wszystko a nawet więcej aby ręka nie została odepchnięta.Wiem jaki to ból i wiem jaka ulga.Wiem, że nie mam prawa nikogo oceniać.Nawet a może zwłaszcza tych którzy postanowili odejść tak jak tu opisany przypadek.
Pozdrawiam

Kaczka pisze...

Wkladam w pacierze.

Dorothea pisze...

Dziękuję Wam...
"Nie umrę, ale żyć będę" - wiesz, jaka jest druga część???
"I głosił dzieła Pana" - psalm z Wigilii Paschalnej, niesamowite...

Dziękuję...

Oglądałam "Salę samobójców".
Polski, niesamowity film...

Anonimowy pisze...

Kij w mrowisko lub nie...
Ludzie wołający o MIŁOŚĆ, której co raz mniej i mniej...

Aurelia pisze...

Do Ewy tylko piszę.
Aby nauczyła się czytać ze zrozumieniem !
Podstawa pierwszej klasy podstawówki.
Zastanowi się, na przyszłość, co pisze, jak nie potrafi czytać.
Żenujące jest to co napisał, nie znając faktów.

violica pisze...

W ubieglym roku, w grudniu kolega z pracy odebral sobie zycie. Wszyscy go znalismy i jego rodzine rowniez. Dla niego wszystko juz skonczylo sie. Zal mi tych, ktorzy pozostali. Nigdy nie pozbeda sie pytania "dlaczego", jego malutki synek zawsze juz bedzie synem saamobojcy.
Bylo mnostwo komentarzy, opinii, ocen. Ja mysle, ze nie do nas nalezy ocena TAKIEJ decyzji.

DKdesigns pisze...

Skąd wiedzieć?
Nie wiem, czasem wystarczy (mając kontakt... jakiś... mówimy oczywiście o bliższych osobach) po prostu tak się zachowywać, żeby każdy miał odczucie, że może na nas liczyć. Nawet jesli ten kontakt jest rzadki.

Ja akurat odpokutowałam Ciocię, bo uratowałam komuś zycie. Zdązyłam. Pospołu z przypadkowym policjantem z 997. Ale ten ktoś zadzwonił, w ostatniej chwili, zanim stracił przytomność - zadzwonił. Akurat do MNIE. Obca Osoba w sumie, kiedyś było mnie stać na "Gosposię". Nie znałam nawet Jej adresu, bo bym sama pojechała, wiedziałam z grubsza gdzie mieszka, zadzwoniłam na 997 i ZMUSIŁAM policjanta, żeby Ją znalazł w bazie, żeby wysłał patrol... W środku nocy, patrol wpadł do domu, obudził domowników, oni nawet nie zauważyli... Ale Jej dobudzić nie mógł, wezwał karetkę... Była nieprzytomna przez trzy dni. Ale uratowali. W ostatniej chwili. Dwa lata później spotkałam Ją na Rynku, z nowym mężem, uśmiechniętą, jadła lody...

Może tyle wystarczy, może akurat Ona wiedziała, że chociaż jestem obca - nie zostawię Jej i dlatego zadzwoniła do mnie. A ja Jej uwierzyłam zwyczajnie, nie potraktowałam tego telefonu jak durny żart...

Anonimowy pisze...

"nie umrę, ale żyć będę..." wiem co jest dalej... wiem, Doroto.
Wierz mi, że ten KTOŚ całe moje życie tak organizuje, że nie sposób nie głosić dzieł Jego. Choć realizują się one zazwyczaj w trudzie i doświadczeniu... i nie jest różowo.
Masz rację: NIESAMOWITE TO WSZYSTKO!!!!

DKdesigns pisze...

żaden z nas nie jest odpowiedzialny za cały świat. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkiego i "dać siebie całego"... światu. Czasem myślę, ze wystarczy, że zostawimy (umownie) "otwarte drzwi". Albo ktoś zechce przez nie przejść albo nie, jego decyzja. Jeżeli zechce - naszym obowiązkiem jest być konsekwentnym i zrobić herbatę. Jeśli nie zechce - ma do tego prawo. Ale tez nigdy nie jest tak, ze coś spada nagle. To tylko my nie patrzymy. A bardzo dużo można zobaczyć, jeśli się patrzy. Kiedy wydarza się taka sytuacja - najbliżsi się obwiniają. Czasem słusznie, a czasem nie. A czasem to po prostu był czyjś wybór, a czasem to była ukryta choroba i nie było w tym naszej winy. Patrząc z drugiej strony - niewiele się dowiem, jeżeli mi o tym nie powiesz, prawda? Niewiele się dowiem, jeżeli ukrywasz starannie... Więc czy mogę być "winna", "odpowiedzialna"... Tu też jest dylemat.

Dorothea pisze...

Aurelio, jesteś tutaj gościem, szanuj innych gości.
Będę wdzięczna.
Wykasowałaś wszystkie swoje komentarze - dlaczego?

Ewa umie czytac ze zrozumieniem, zapewniam Cię.
A jeśli zwracasz się do niej w taki sposób to nie powinnaś kasowac tego, co było takiego a nie innego Ewy komentarza powodem.

ewa pisze...

Dzięki Dorotko :-)

Dorothea pisze...

Nu w moich progach znieważac nikogo nie pozwolę!
Rzekłam:)

Anonimowy pisze...

Dorothea, nie jestem lekarzem, jestem prokuratorem (stąd moja obecność na takich zdarzeniach też). Odkąd pracuję w tym zawodzie nie oceniam, nie komentuję. Nie mam tego uprawnień, zresztą nikt nie ma. Mogę jedynie pomóc rodzinie w "ogarnięciu" sytuacji. Zawsze jest mi głupio, jak dziękują za życzliwość, człowieczeństwo. Samobójstwo Alicji jest bardzo drastyczne. Mogę jedynie przypuszczać, że chciała mieć pewność, że na 100% się jej uda i odejdzie.

Aurelia pisze...

To może nawzajem.

Dorothea pisze...

Dzięki, prokuratorze...
Jasne jest dla mnie to, co piszesz - że nie oceniasz.
Trudną masz robotę.

Mówisz, że to wygląda na pragnienie 100% pewności...? Wierzę Ci.

Jakim paradoksem w tej sytuacji jest fakt, że pięć lat temu umierała na nieuleczalną chorobę, że walczyła o życie i walkę wygrała i lekarze określili jej wyzdrowienie przypadkiem medycznie niewytłumaczalnym...
Nie powinna była wyzdrowieć, takie były rokowania.

Kursy krok po kroku - Rękodzieło pisze...

"Jakim paradoksem w tej sytuacji jest fakt, że pięć lat temu umierała na nieuleczalną chorobę, że walczyła o życie i walkę wygrała i lekarze określili jej wyzdrowienie przypadkiem medycznie niewytłumaczalnym...
Nie powinna była wyzdrowieć, takie były rokowania."
Znałam osobę z podobnym problemem, która również odebrała sobie życia, miała na imię Asia...

Anonimowy pisze...

Dorothea, z tą 100% pewnością to tylko moje przypuszczenia. Przy próbie samobójczej przez powieszenie - przy błyskawicznej pomocy można przeżyć ( ale raczej nie warto ), przy tabletkach - można przeżyć, przy przecięciu żył - także, przy skoku z okna - też. Przy rzuceniu się pod pociąg, a zwłaszcza położeniu się na torach szanse są praktycznie zerowe, czyli stąd ta pewność.
W pracy bywa ciężko, ale ja lubię swoją pracę ( nie zrozum mnie źle, np. że lubię obcować ze śmiercią, tragedią itp., ja ją lubię tak ogólnie w całości, choć bywa ciężko ).
Dla odreagowania często jestem na Twoim superowskim blogu. Jest świetny.
aśka

Dorothea pisze...

... superowskim...?
Ajajaj, urosłam!
Cieszę się, Asiu, cieszę się, że możesz tu odreagować.
Ja też mam takie miejsca:)

Anonimowy pisze...

Ciężki temat... i ważny bardzo... Dał mi wiele do myślenia... Nie umiem trafnie i lekko wyrażać emocji ale dziękuję za ten wątek. "Śpieszmy się kochać ludzi...". I dodam - nie obawiajmy się "zawracać im głowy" swoją obecnością, rozmową, pomocą. Czasem wystarczy symbol, gest, ważne by nie za późno. Pomyślałam o bliskich, którym ciężko... że czasem się wydaje, że bezpodstawnie narzekają. Ale to kropla przepełnia kielich i wystarczy kropla, by się przelał. Mnie kilka razy w życiu przemknęła, przez głowę myśl, by przestać istnieć ale... mam dzieci. Jeszcze bardziej niż żyć bałam się zostawić dzieci. Nikt by nie wiedział czemu - gdybym to zrobiła. Teraz jet dobrze i teraz mam bliskich, którym jest ciężko... I cieszę, że ten post skierował moje myślenie na takie tory. "Śpieszmy się kochać ludzi...".

Anna pisze...

Kiedys bylam o wlos od takiego czynu. Przez kilka lat cierpialam na powazna depresje. No i jeszcze to pytanie po co ja zyje, co robie na tym swiecie i dlaczego musze cierpiec... Za to ze pierwsi ludzie zjedli owoc? To byl dla mnie strasznie trudny czas w zyciu.

Bog jednak postanowil mnie wyprowadzic z tego stanu i uporzadkowal balagan w moim zyciu. Znalazlam odpowiedz na nurtujace mnie pytania i chyba pierwszy raz poczulam co to znaczy pokoj. Nawet jako dziecko tego nie doswiadczylam. Zycie na ziemi jest pasmem testow, ktore po prostu trzeba zdac. I teraz tez jak kazdy mam problemy, czasem mniejsze... czasem wieksze i rozne sytuacje doprowadzaja mnie do lez, ale jest dobrze bo wiem, ze istnieje Ktos, Kto zawsze mi pomoze, nawet jak po ludzku myslac rozwiazanie wydaje sie nie istniec.
Pozdrawiam.

Anna http://milosc-rak-codziennosc.blogspot.com pisze...

Smutne to i trochę straszne. I nie będę tu oceniać czy to egoizm czy nie? Czy taki człowiek myśli o innych, co czuje?
Nie wiem, nie oceniam. Skąd mogę wiedzieć co taka osoba czuje i myśli. Pokój jej duszy[*]

Green pisze...

...

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)