sobota, 29 września 2012

Nie mam pomysłu na tytuł.

Najpierw proszę tutaj (klik!).
Poźniej, zarezerwowawszy 37 minut i 24 sekundy - tutaj (również klik).
Może się przydać coś do obtarcia oczów i nosa.

Zawartość i wartość - jak dla mnie - bezcenna.

P.S. Teraz o mnie:
  1. 10 lat - śmierć 85-letniego dziadka. Na  żywo, naprawdę, hic et nunc. Moja dziecięca (nad)wrażliwość ogromna, przyjęcie prawdy o śmierci - proste. Tak widać jest i tak ma być. Wszystko słyszę i widzę. Dziadek umiera w domu, jestem świadkiem, mama płacze i opiekuje się do końca, o wszystkim wiem. Amen.
  2. 19 lat - samobójstwo przyjaciółki. Przeżycie ogromne, świadomość śmierci - normalna. Śmierć JEST i nie można od niej uciec.
  3. 25 lat - śmierć 85-letniej babci. Oswojenie, zero strachu, współuczestniczenie w opiece, obecność do ostatniego oddechu. Obserwacja odchodzenia... babcia "pakowała się" przez 15 lat przed śmiercią, przeżyła większość swoich dzieci... i nie bała się śmierci. Czekała na nią jak na dobrego gościa. I tak odeszła - spokojna, pogodzona. Od tego czasu wiem, jak wygląda agonia. I zupełnie się jej nie boję.
  4. Półtora roku temu... (klik!) zbieram owoce wcześniejszych "treningów". Dzisiaj to wiem, dopiero dzisiaj.
Nie warto ukrywać prawdy o chorobie i o umieraniu.
Nie warto oszukiwać siebie i innych.
Dzięki temu, co w moim życiu dane mi było przeżyć jestem zahartowana.
Nie wiem tylko, jak to się sprawdzi w kontekście mojego własnego odchodzenia.
Jedno wiem - na bank, na 100% będę mogła o tym się przekonać!

P.S. Na dole i drobnym drukiem - jedyne, czego nie umiem sobie wyobrazić to odchodzenie własnego dziecka. Mam nadzieję, że nie będę musiała tego doświadczać... mam nadzieję.

niedziela, 23 września 2012

Żyję:)

i mam się, choć bywam tak rzadko, że kiedy wczoraj mój własny blog pokazał m się w nowej odsłonie wewnętrznej to zeszłam. Ale nic to - lubię wyzwania, dam radę:)

Obiecałam foty, fot nie było, ktoś mi przypomniał o słowie harcerza.
Jakby nie patrzeć harcerz ze mnie marny:)
Kilka udziergów leży nie sfoconych, remont trwa, brakuje tła, miejsca i dobrego światła. Ale mam taką jedną robótkę, taką specjalistyczną, co jeść nie woła, żaden termin nie goni, można ją w każdej chwili wytargać z zakamarków i trachnąć elemencik.
A elemencików mnóstwo:)

Skąd pomysł? Z raverly, o stąd właśnie (klik).
A dlaczego właśnie to? Nie pytajcie - nie wiem!
Któregoś dnia wpadło w oko, zamówiłam kilka małych motków katii missisipi, spróbowałam - i wciągnęło mnie. Będzie narzuta, coś około 1,6 m na 2,20, na razie mam 1,6 na 1,6 - całkiem sporo.

No to fotki:








Dzianina trochę pognieciona, ale nie mogę jej za często prasować. No i światło kiepskawe - ale cóż, przyroda:)
Za to kolory wierne i to mnie cieszy.
I sam udzierg też mnie cieszy.
Grzać nie ogrzeje, nie taka jego rola, ale na sam widok tych kwiatów na trawie morda mi się śmieje, a mroczną zimą śmiać się będzie jeszcze bardziej:)

P.S. Pamiętajcie o Joannie (klik). Szczegóły można znaleźć tutaj(klik), trzeba tylko trochę poszukać. Można też pisać do mnie na maila, wyjaśnię, o co chodzi.
Serdeczności ślę - piszcie, jak Wam się ten mój cudak podoba, a jak się nie podoba to też piszcie!:*

piątek, 14 września 2012

Ogłoszenie specjalne

Asia - Chustka ma się nie najlepiej...
Potrzebna jest pomoc, o której można przeczytać tutaj.
Jeśli ktoś może pomóc niech skontaktuje się majlowo na adres podany u Li.
Pomóżcie.
Proszę...