I dlapsa.
Psa zmęczyłam na amen - wylatałam, nakarmiłam, ululałam, padł i śpi.
A na spacerze zepsem zbierałam liście... cuda, panie, cuda!
Liście przytargałam do chałupy.
Pasłam oczy kolorami jesieni.
Brązami buków, żółciami klonów, czerwienią... też klonów:) Klony są the best!
I głogów.
Znaczy owoców, nie listowia.
I nieprzytomnymi barwami dzikiego wina.
Liści - nie owoców:)
W chałupie w małym kartonowym pudełku leżały niedawno uzbierane kasztany i żołędzie.
Mętne, smutne, zapomniane.
Przykurzone.
(Kasztany uwielbiam i zawsze mi żal, kiedy podsychają, pleśnieją i trzeba je w końcu wyrzucić).
Tym razem wyrzucania nie będzie.
Polazłam po lakier. Bezbarwny.
I po szewski klej (bo musiałam też naprawić sobie buty do kijowania, a klej szewski się okazał klejem wielofunkcyjnym, ino capił przeokrutnie:)
Skleiłam buty.
Wyprasowałam liście (przez gazetę).
Polakierowałam kasztany i liście.
Szewskim klejem przykleiłam żołędzie do czapeczek - trzymią się po cholerze!
I takoż je polakierowałam.
I udało mi się, udało zatrzymać jesień, zatrzymać na dłużej czas kasztanów, żołędzi i obłędnie kolorowych liści. Kasztany w koszyczku wyglądają prześlicznie i cudnie się błyszczą, z ich smutku i przykurzenia nie zostało już nic, żołędzie czekają, aż przymocuję je do dębowej gałązki, a z klonowych polakierowanych liści będzie piękny bukiet - jutro, już jutro:)
Fotki mają się nijak do treści posta (tyle, że jesienne są), ale zdjęć żołędziowo - kasztanowych jeszcze nie posiadam, albowiem pracę zakończyłam całkiem niedawno, a nie chciałam focić z błyskiem.
Może uda się jutro:)
Uwielbiam jesień - jej kolory, jej zapachy, jej wczesnowieczorną "złotą godzinę" - jeśli dzień jest słoneczny - i jej cudne mgły... Uwielbiam!
P.S.1. Zakupiłam i przeczytałam książkę (klik!). Zaimponowała mi kobieta, zaimponowała nieprawdopodobnie... Czytałam zachłannie, połykałam kartkę po kartce, będę musiała przeczytać jeszcze raz dokładnie i zrobić notatki.
Bo kilka zdań z tej książki bardzo mi się przyda.
W życiu.
P.S.2. Dzieje się!
Ale o tym... potem:)))
6 komentarze:
aleś natargała!
No tak mam!
I nic na to nie mogę poradzić:D
piekne zdobycze :))
Ja kiedyś zbierane kasztany wrzucałam do łóżek, do odczynienia uroków oczywiście :)
Teraz nie zbieram, nie gromadzę, mało kto docenia moje widzenie jesieni. Targam kwiaty i chwasty do wazonu, lubię jak jakiś kwiatek do mnie kiwa łepkiem.
Barwne trofea jesienne.
Hihihi! Ty rękodzielniku :-DD
Liście popsikaj zwykłym, najtańszym lakierem do włosów - też powinny się trzymać :)
Prześlij komentarz
Dobrze, że jesteś :)