niedziela, 31 marca 2013

Alleluja!


czwartek, 28 marca 2013

Cicho, cichutko, cichuteńko...

nadszedł Wielki Tydzień.
Z dni Wielkich dziś już jest Wielki Czwartek - a po nim będzie takiż sam Piątek i Sobota.
A wraz z Nimi wszystko, co jest dla mnie Sensem Istnienia.

Mało mam czasu w tym roku.
Przygotowania doczesne ograniczyłam do absolutnego minimum.
(Poza tym... może niedługo trzeba nam będzie przy świeczce i chlebie nieomaszczonym świętować.
Pora się szykować).

Przygotowania duchowe... zmilczę.
Nie mam się czym pochwalić.
Nie mam sukcesów, dorobku, zwycięstw.
Mam puste ręce, które Jemu pod Krzyż przyniosę.
Na usprawiedliwienie mam tylko, że kocham najlepiej jak umiem, że jestem w czasie i miejscu, o którym wiem, że są najlepsze - dla mnie i moich bliskich.
A przecież w miłości mieszczą się wszystkie nakazy.
A właściwie... właściwie w Jego Miłości.

Idę myśleć o Najważniejszym, w międzyczasie ostro pracując.
Terminy pracowe takie, że nawet obite i obolałe żebra nie pozwalają spocząć.
Nic to.
Póki cisza w sercu i spokój póty można robić wszystko.

Zaraz zrobi się ciemno.
Jezus wyjdzie z uczniami na górę Oliwną.
To drzewo pamięta Jego czasy i do dziś tam rośnie:



Dziś chciałabym być tym drzewem...



sobota, 23 marca 2013

Złamałam żelazną zasadę:)

I polazłam na zbooka:)
Tylko krowa nie zmienia poglądów;)
(zarzekałam się jak żaba błota, że nigdy, nigdy, NIGDY!!! - i paczcie!)

Nigdy nie mów nigdy:)

Zatem od wczoraj jestem w społeczności fejsowej.
I całkiem mi się to podoba:)

Kto mię znalazł niech napisze - ale bez podania linka, plissss, bardzo bardzo plisss!

P.S. Ziobra zdrowieją - jeszcze bolą, ale Doreta z tramadolem i reszta cukierków dają radę.
W życiu i w rodzinie wszystko ok - póki co.
Łapię oddech:)
Do świąt jestem wprawdzie na ZLA, ale jutro się naćpam przeciwbólaków  i polecę z Dżinksem na bajkę (czarownik z krainy Ozzz, 3D) do Multikina - może mię nikt nie wypaczy:D
W każdym razie nie donoście, plisss!:***

Ściskam ciepło wszystkich!
I do następnego.

wtorek, 19 marca 2013

Cytat - cytat z Twittera!

"Strzeżmy Chrystusa w naszym życiu.
Troszczmy się jedni o drugich.
Z miłością chrońmy dzieło stworzenia".

Strzegę.
Troszczę się.
Chronię jak umiem!

I już wiem - wiem!
To z pewnością będzie MÓJ Papież.
Jeśli pozostanie tym, kim jest dziś.

Cieszę się. Bardzo.
Bardzo!:)

poniedziałek, 18 marca 2013

Doigrałam się!

Na wyjeździe narciarskim z Vi (tydzień temu) w pewnym momencie przywaliłam nieźle w stok. Spotkanie "na szczycie"  dotyczyło moich prawych żeber.
Zabolało jak jasny gwint.
Tego dnia dość często się wywalałam, a każdy upadek potęgował wcześniejszy ból.
Z jazdy na jazdę byłam coraz bardziej zmęczona.
W końcu zrezygnowałyśmy z dalszego jeżdżenia i doczołgałyśmy się do bazy (dosłownie!).
Zastanawiałam się, czy żebra nie są czasem pęknięte, ale gdyby były to pewnie ból byłby nie do zniesienia, a z tym co czułam jakoś dało się żyć.

Zełknęłam ketonal setkę.
Zakupiłam bandaże i się owinęłam.
Następnego dnia poszłam jeździć:)
Udawało się jeździć bez wywrotek, bo gdybym znów parę razy zaryła w stok nie dałabym rady jeździć dalej.

Później nastąpił kolejny tydzień.
Co miało boleć bolało, ból męczył, utrupiałam go czym mogłam, do pracy łaziłam i jakoś obleciało.
Po czym nastąpił kolejny atak zimy - i poczułam ZEW.
Vi była już daleko u siebie, ale udało się zmontować ekipę - zatem przedwczoraj hajda na stok, na modrą, do Harrachova!
Jeździłam 8 godzin.
Owinięta bandażami i na ketonalu - ale jeździłam i było fantastycznie.
Po powrocie w domowe pielesze okazało się, że jakby z lekka boli bardziej.

W niedzielę olśniło mnie, jak szybko się dowiedzieć, co mi jest.
Bo gdybym zaczęła od lekarza rodzinnego pewnie stałabym w kolejkach do specjalistów.
Poleciałam więc rano na SOR.
Puściutko było!
Przyjęto mię natentychmiast, piernikiem zrobiono zdjęcie, fotka poszła via net na kompa do medyka i zostałam przezeń przyjęta pół godziny po zgłoszeniu się na oddział.

- Boli panią? - zapytał dochtór.
- Boli po cholerze! - odrzekłam byłam.
- I będzie bolało jeszcze miesiąc albo i więcej, oj będzie... - odparł medyk.
- Złamanie? Pęknięcie??? - pytam.
- Nie, aż tak to nie. Ale bardzo silne stłuczenie żeber, o tu, widzi pani?
(no jasne, wszyyyyystko widzę:)
- To czemu aż tak długo będzie bolało?
- Bo TO tak boli. Po prostu!

Pani dostała świzdek stosowny, informację, że w poniedziałek piernikiem do rodzinnego i że tego się nijak nie leczy inaczej jak tylko przeciwbólakami.
Tudzież wypoczynkiem i oszczędnym trybem życia.
Pani do rodzinnego poszła.
Pani dostała 2 tygodnie medycznego urlopu zwanego powszechnie ZLA oraz:
1. Trosicam
2. Doretę
3. Fastum żel.

Trosicam wygląda rozsądnie, fastum to pewnie każdy zna, ale ta doreta.. ona mię niepokoi z lekka. To mieszanka tramadolu z paracetamolem, ulotka zawiera takie rarytasy, ze pomimo silnego bólu mam wątpliwości, czy toto wciągać.

Brał ktoś z was tę doretę?
Wchodzić w to czy odłożyć na półkę i zastąpić ketonalem?
Które zło mniejsze?
Jakby się kto podzielił informacjami będę wdzięczną niezmiernie.

P.S. Stłuczenie żeber raz obity tyłek i udo totalnie nie stanowią demotywatorów do jeżdżenia na nartach w kolejnym sezonie:P

niedziela, 17 marca 2013

Zgadzam się

w 100 procentach.
Zgadzam się z Mar (klik!).
No zgadzam się i już!

Czytałam jej post i przypomniała mi się Francine Rivers i jej trylogia.
"Znamię lwa".
1. "Głos w wietrze".
2. "Echo w ciemności".
3. "Jak świt poranka".

Najpierw połknęłam.
Później wróciłam i przeczytałam jeszcze raz, trawiąc.
Mnóstwo we mnie zostało - na zawsze.

A później dopadłam "Potęgę miłości", tej samej autorki.
Wszystkie te książki zmieniły mnie bardzo i poszerzyły horyzonty - i każdą z ich najserdeczniej polecam!

P.S. Wczoraj 8 godzin zjazdów w Harrachowie, 60 km w jeden dzień!
Obłędne słońce, zimno, świeży śnieg.
Cudo!
Zakończyłam sezon narciarski 2012/2013. Czekam na następną zimę!
Na wiosnę też czekam:)))


środa, 13 marca 2013

Słodziaczek!

Słodziaczek u Kankanki (klik!):)


Się zapisałam i biere - jakby co!
To że wygram to oczywista oczywistość:)
Są jeszcze chętni?
Oby jak najmniej:P

niedziela, 10 marca 2013

Fotki z Harrachova - i nie tylko fotki:*

Niewiele, bo zajęta jeżdżeniem i nacieszaniem się zapomniałam, że w komórce mam całkiem niezły aparat!
Dobrze, że zrobiłam choć kilkanaście, publikuję rzecz jasna tylko kilka.

Stąd zjeżdżałyśmy - szczyt Czarciej Góry:

 (nasza trasa to Ryżoviste Alfa - 2.200 metrów! Zrobiłyśmy lekko 60 km!)


parkujące nartki i kijki - urzekły mnie:)
właściciele jedzą i piją w knajpce na szczycie:)


Pięknowłosa w kolejce po herbatkę:*


A tu członek ekipy odbierającej nas z Harrachova próbuje swoich sił na moich nartach:


Moje upadki na trasie to była norma, ale Vi wyrypała się tylko raz - pozując do foty:P:P:P


I jeszcze raz - Dżingiel przybiegł z odsieczą ratować ciotkę:



Dobrze było móc to przeżyć, och, jak dobrze!
Sprawdziłyśmy się w ekstremalnych (jak dla nas) warunkach.

Vi - to dla Ciebie.
Ty wiesz:***


A tu polskie słowa:

Trafi się czasem w życiu ktoś,

Ani wróg ani druh – ot gość,

Nie wiesz kto to, a wiedzieć chcesz

Jak naprawdę z nim jest.

 
 Weź go w góry, weź za pan-brat,

Niech zobaczy co mgła, co wiatr,

Jedną liną się zwiąż i bacz,

Wtedy poznasz kto zacz.


 Gdy zobaczysz, że zwiądł, że zmiękł,

W jego oczach odczytasz lęk,

Zwinie graty i ruszy w dół,

Mówiąc, że źle się czuł.


 To nie żałuj i gnaj go precz

Nie dla  niego już wiesz, ta rzecz,

Próżno było na szczyt go wieść,

Nie o takich ta pieśń.


 Gdy dotrzymał ci dróg i bied

Choć był chmurny i zły, lecz szedł

A gdyś odpadł jak głaz od skał

On cię trzymał choć łkał.


 I gdy szliście jak w bój, na szczyt

Jak pijany był, to nie wstyd,

Już o niego się nie bój nic,

Jak na siebie tak licz.

Ech, życie...:)))

Szczęśliwe jak dzikie norki:)
Wyjeżdżone do imentu!
Ja z podejrzeniem pękniętego żebra:D (boli, nie bardzo mogę się schylać, trudniej niż zwykle mi się oddycha).

Próbuję zasnąć z wiadomym skutkiem:D
Vi leży i takoż próbuje zasnąć, ale nadal jeździ na nartach:)))
Juro rano się rozstajemy:(((

Śnieg nie był najlepszy.
Mgła była jak cholera - miejscami dosłownie mleko!
Tyle, że jak ktoś naprawdę chce jeździć to mało co go zatrzyma:)
Nas NIC nie było w stanie zatrzymać - ani ból, ani hardcorowe przeżycia ( o tym w następnych odcinkach), ani ogromne zmęczenie.
Dałyśmy radę.
Obie, wespół wzespół - dałyśmy radę!!!
I miałyśmy z każdej sekundy, minuty i godziny naszego współbycia nieprawdopodobną frajdę:)))

Dobranoc!
Jak dam radę to jutro (tfuj, dziś:) następny post z fotami.
Naszych osobistych facjat u mię na blogu oczekiwać nie należy:)

P.S. Smakowanie chwil jest cudowne.
Jestem szczęśliwa!
A czeski Cernyj Kozel jak zwykle najprzewyborniejszy - dopijam ostatnie kropelki:)))

niedziela, 3 marca 2013

Kupamięci:)

Aaaaaaaaaaaaaaach!



I and my big Brother:)
Niezapomniany dzień, niepowtarzalne chwile.
15 zjazdów!
Modrá - 2.200 m długości - moja!
Moja, moja, mojaaaa!:)))

P.S. Niedługo powtórka z rozrywki.
Nie-dłu-go!
Jeno w nieco innym składzie.
Czeeeeeeeeekaaaaaaaam!:)
:***