wtorek, 30 lipca 2013

Dziś przeżywam.

Wtedy... wtedy byłam cała połamana.
W środku.
Po koszmarnym przeżyciu, po czymś, co nie mieściło mi się w głowie.
Na krawędzi.

I właśnie wtedy Go zobaczyłam, dostrzegłam.
A właściwie zaczęłam dostrzegać... i trochę podglądać.
Był z piękną dziewczyną, która wydawała się być zakochana w Nim po same uszy.
Była naprawdę cudna i taka... taka jakaś autentyczna.
Tak ją postrzegałam.

Przychodził zawsze razem z nią, myślałam, że są parą.
Zawsze też wracali razem.
Tego dnia było inaczej - rozstali się tuż po zajęciach.

Później się okazało, że zupełnie przypadkiem  wsiedliśmy do tego samego tramwaju.
On i ja.
Uśmiechnął się.
Uśmiechnęłam się.
Podeszliśmy do siebie, przedstawiliśmy się sobie... i przegadaliśmy całe 15 minut wspólnej jazdy.
Ja wysiadłam pierwsza, On pojechał dalej.

Wysiadłam, przeszłam kawałek drogi, a później stanęłam jak wryta.
I zaczęłam myśleć, co jest, co mi jest!
Zakochałam się, zauroczyłam? Nie, nie byłam do tego zdolna, nie wtedy, nie po tym, co przeszłam.
Stojąc w miejscu myślałam dalej, próbowałam dojść, co się zadziało.
Dojście do prawdy zabrało mi kilka dni.

Te 15 minut w tramwaju było spotkaniem z kimś, kto miał wrażliwość taką jak ja, wartości takie jak ja.
Kto był do bólu prawdziwy.
Tak czułam, odbierając ten niewerbalny przekaz całą sobą.

Później... później poznaliśmy się bliżej.
Piękna nie była Jego dziewczyną, choć była w Nim zakochana.
Łączyła ich umowa, łączyły wspólne zajęcia, po których odprowadzał ją do domu.
A właściwie odwoził.
Robił tak, bo do tego się wcześniej zobowiązał, zanim jeszcze pojawiłam się ja.
Nawet wtedy, gdy byliśmy już parą nadal towarzyszył jej w drodze o domu, a ja wracałam sama.
Dziwne, prawda?
Z zajęć wychodziliśmy razem, ja byłam już Jego dziewczyną, a On inną odprowadzał do domu.
Jakaż wiarygodność, jakie dotrzymywanie słowa!
Nie, nie byłam na Niego zła.
Postrzegałam taką postawę jako coś bardzo wartościowego.

Kiedy zaczęliśmy się spotykać powiedziałam Mu, co się ze mną stało. O swoim połamaniu.
Widziałam, jak się zakochuje, jak Mu na mnie zależy - i jak nie jestem w stanie tego zaangażowania odwzajemnić.
Zrozumiał.
Przyjął mnie taką, jaką byłam i powiedział, żebyśmy spotykali się nadal. Że zobaczymy. Że nic na siłę.

Ta wolność spowodowała, że stawał mi się coraz bliższy, a moje serce przy Nim zaczęło się sklejać, zabliźniać.
Dzień po dniu, tydzień po tygodniu swoją postawą potwierdzał to pierwsze "tramwajowe" wrażenie, jakie na mnie zrobił.
I przyszedł dzień, kiedy dotarło do mnie, że kocham...że Go kocham.

Wrażliwość taka, jak moja.
Wartości, życiowe fundamenty też takie same.
Prawdziwość, autentyczność i dotrzymywanie słowa.
To, co odkryłam wtedy nadal jest takie samo!
Potwierdzam to dziś - dokładnie po 30 latach naszego małżeństwa.

30 lipca 30 lat temu wzięliśmy ślub.
Urodziliśmy dwójkę dzieci, które juz poszły w pierniki, znaczy na swoje:)
Oboje jesteśmy ludźmi z krwi i kości.
Niejeden raz mieliśmy ochotę wysłać jedno drugiego w kosmos bez możliwości powrotu
Życie wiele razy nas zaskoczyło i dało nam w kość.
I przyszło też w swoim czasie doświadczenie tak ciężkie, że ledwo ocaleliśmy...
Ale ocaleliśmy - dzięki Bogu!

Uśmiecham się dziś do myśli, że ciągle kocham Tego Faceta (i wiem, że też jestem kochana).
Tego mojego nie-ideała.
Ja - kobieta i żona również nie-idealna.
W środku mnie ciągle mieszka młoda dziewczyna, która nie chce się starzeć i próbuje oszukiwać czas (mam nadzieję, że nie metodą "dzidzia piernik:))).
A w oczach mojego męża oprócz zmęczenia często ostrzegam to samo ciepło, które widziałam, kiedy się poznaliśmy... to ciepło, z jakim na mnie patrzy...

Nie wiemy, co przed nami.
Wiemy jedno: bardzo byśmy chcieli razem się zestarzeć (choć się starzeć nie chcę to przecież muszę:).
Sie zobaczy, co przyniesie życie:)

piątek, 26 lipca 2013

Spływam potem... i przedtem też:)

Ja bardzo poproszę to:


zamiast tego:






33 stopnie w cieniu to masakra.
Szczególnie w pracy.
Papiery kleją się do rąk, dłonie spływają potem, zlasowany mózg odmawia współpracy.
A laptop się przegrzewa.

W tej chwili jest 23:33.
Na zewnątrz 25,5 stopni.
W niedzielę i poniedziałek u mnie ma być 38...

Odżywam wieczorami - kiedy biorę prysznic i ląduje pod "klimą".
Znaczy domowym wiatrakiem:)
Od kilku dni to mój najlepszy nocny przyjaciel:)

Jak znosicie tę kanikułę?
Czy jeszcze ktoś razem ze mną czeka na śnieg?:)

niedziela, 7 lipca 2013

Jeziora i jeziorka

Raptem dwa dni i to niepełne.
Ujkędowe.

Dnia pierwszego - jeziorna motorówka.
Wow!
Pierwszy raz w życiu.
Wrażenia niezapomniane, szczególnie podczas zakrętów:)
A później  żagle.
A właściwie żagielki:)
I wieczorne ognisko, znaczy wspólne żarcie przepysznej kiełbachy (jednak ogniskowa lepsza od grillowanej) pifffkiem zapijanej, przerywane tłuczeniem komarów.
Wszystkich nie zarąbałam - mam na ciele ukomarzenie jedno na drugim.
Ot - zarazy jedne.
Drapię się okrutnie.

Dnia drugiego - górska wycieczka, znaczy górki niskie z pięknymi jeziorkami.
Długa spacerowa trasa z lekką podgórką (Vi wie, o co chodzi, choć wtedy chodziło chyba o niegórkę?:)
Kompanija przednia.
Na koniec głodomorską ekipą wpadliśmy do całkiem miłej knajpki i pożarliśmy obiad, po czem podzieliliśmy się na podgrupy i ruszyliśmy każda w swoim kierunku.
Domowym znaczy:)

Zresetowanam.
Przynajmniej z letka.
Mój-ci-on takoż.

No i niespodzianie zlecenie dostałam!
Od młodej panienki.
Będę dziabać na drutach czy te innym szydełku suknię dla... Barbie!
I muszę się sprawić, obowiązkowo.
Jakieś sugestie lub podpowiedzi?
Będę wdzięczna bardzo:)


czwartek, 4 lipca 2013

Jestem winna info

zatem rzeczone poczyniam.

Oko całe z lekkim jeno uszczerbkiem - ufff!
Rzeczony opiłek (czy też cokolwiek innego) widziałam u dziecka naocznie.
W okularach - zaznaczam!
Błyszczał po cholerze, w lewym oku siedział.
W źrenicy.
Po czem następnego dnia wziął i się zutylizował!
Znaczy już go nie widziałam.
Znaczy samoistnie wypadł:)
Pan okulistycznie kształcona stwierdziła jeno rankę (na)oczną i ostry stan zapalny.
Zatem uff raz jeszcze i Bogu dzięki.

Oko zdrowieje, dziecko pracuje, ojciec dziecka niespodzianie powrócił na dni kilka w domowe pielesze - wolność panie, wolność!:)

P.S. Łoterloo - czy Ty masz pojęcie, że ten, w którego narodzinach netowo uczestniczyłaś we wrześniu idzie już do zerówki?
Czy Ty naprawdę masz pojęcie?:)

P.S.2 To co powyżej - ok.
Reszta jest do dupy.
(znaczy nie cała... domowa jest ok). 
Ale nie będę o tym pisać.
Przeżyję, pozbieram się niczym feniks z popiołów i może jeszcze pożyję.
Łatwo nie jest.
Ale komu dziś jest łatwo...

Serdeczności Wam, ludzieńki:)

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozśmieszyłam Pana Boga.

Zrobiłam sobie plan.
Pokontrolny, domowy.
Prosty. Zwyczajny...
Mycie okien (jedno dziennie), sprzątanie, codzienne ciepłe domowe obiadki.
Albo i chłodne - zależnie od pogody.
Dziś miały być przepyszne pierogi z mięsem...

I co? Jajco!
Dziecko (dorosłe) z opiłkiem wbitym w źrenicę oka wylądowało dziś wieczorem na SOR-ze.
Matkę poprosiło o o towarzystwo, albowiem czuło się niepewnie.
Matka dziecku towarzystwa dotrzymała.
Dzielna była i spokojna, zaprawdę powiadam wam (co absolutnie nie leży w jej naturze, znaczy zawsze o taką postawę bój toczyć musi).
Dziecku dziecka towarzystwa dotrzymał ojciec dziecka potocznie zwany dziadkiem.
Dał radę:)

Finał jutro, dziecko na oddziale okulistycznym z rańca będzie już samo (matka dziecka w robocie od rana być musi), albowiem na dzisiejszym okulistycznym (wieczornym) dyżurze medyka od oczów już nie było.
A medyk dyżurny internistyczny się sprawił nieźle - antybiotyk przydzielił, oko znieczulił, dziecko do jutra zabezpieczył.

Dziecko ma męża, mąż z przyczyn zawodowych wyjechany.
Dziecko dziecka pozostaje pod opieką rodziców dziecka (po pierwszym dniu pobytu w przedszkolu zastępczym, albowiem nastały wakacje).
Dzielny mały człowiek, odnajdujący się w każdych warunkach (no prawie).
Odbierałam go dziś z przedszkola osobiście.
Tenże człowiek ma obecnie rozwalone wszystko, o żadnym rytmie nie ma mowy - a mimo to pochrapuje słodko w sąsiednim pokoju, słyszę jego oddech... mama dziecko utuliła... oko to oko, a dziecko to dziecko... utuliła i poszła spać do swojej chałupy.

I tak to.
Dziecko dziecka śpi.
Ojciec dziecka... mam nadzieję, że również spokojnie śpi. Napracował się dziś co niemiara.
Dziadek dziecka pochrapuje słodko - znaczy śpi.
Dziecko jest u siebie... mam nadzieję, że ją bardzo nie boli i że również śpi - i że jej jutro z powodzeniem ten opiłek usuną.

A ja? Stukam w klawiaturę i zaraz idę w kimono, bo jutro czeka mnie kolejny pracowy trudny dzień.
Łatwe się bezpowrotnie skończyły...

P.S. Dobrze mieć rodzinę.
Jak dobrze.