sobota, 17 sierpnia 2013

Zwyczajność.

Ledwie siedzę.
Za zmęczenia.
Nic a nic nie żartuję - serioserio.
Zmęczona fizycznie do tak zwanego imentu nie posiadam dziś problemów żadnych - oprócz bólu prawej ręki (od pędzla), nóg (od baaaardzo długiego stania oraz baaaaaardzo licznych przysiadów) oraz dotkliwego pragnienia walnięcia się w bety (co za chwilkę z lubością uczynię).

Rustykalne, drzewnianne drzwi właśnie "dochodzą".
Sztuk pięć, wraz z ościeżnicami.
Dwa dni (wczoraj i dziś znaczy), każda para dwukrotnie bejcnięta (średni dąb) oraz czy pary dwukrotnie polakierowane półmatem. Pozostałe dwie polakierowane raz, reszta w poniedziałek.
Piękne są - ciepły, z lekka ciemnawy odcień, półmat trafiony w dziesiątkę.
Od roku (opalone i oszlifowane) czekały na swój dzień.
Doczekały się.
Ból prawej ręki oraz liczne przysiady pozostają z drzwiami w związku jak najbardziej bezpośrednim:)

Zatem remont idzie do przodu.
Myślę, że w pięciolatce (jej początek - dwa lata wstecz) się zamknie:)
No cóż - ja i mój-ci-on nie darzymy miłością remontowej rozpierduchy.
A tyyyyle jeszcze przed nami!
"Pchnęliśmy" drzwi - zatem motywacja rośnie i pewnie teraz ruszymy z kopyta, choć koszty trzeba będzie mocno ciąć.
Albowiem zawisło nad nami realne widmo bezrobocia jednego z nas.
Jeszcze jest trochę czasu.
Jeszcze się zobaczy, co tak naprawdę będzie.

Jeśli scenariusz, o którym wiemy się sprawdzi, to... to znaczy że z Polską jest naprawdę bardzo źle.
Ja już nie muszę w to wierzyć, ja to mam na wyciągnięcie ręki.
Firma - duża, bardzo duża, strategiczna dla kraju.
To, co się w niej teraz dzieje pachnie totalną destrukcją - znaczy demontażem (czytaj: prywatyzacją) jednej z najważniejszych dziedzin gospodarki.
Wiem o wymuszanym cięciu kosztów liczonych w miliony, o licznych planowanych zwolnieniach (ludzie nie są informowani, kto się z pracą będzie musiał pożegnać, wiedzą jedynie, że zwolnienia będą).
Przewiduję doprowadzenie firmy do upadłości lub do jej skraju - i do korzystnej (dla kupującego) sprzedaży.
I wiem, kto planuje ten zakup.
I słabo mi w związku z tym...

Będzie, co ma być.
Nie lubię się martwić więc tego nie robię, jeno liczę się ze zmianami i staram się na nie przygotować.
Liczę każdy grosz, kupuję tylko to, co konieczne.
I tylko tak bardzo bym chciała, żeby wystarczyło na tegoroczne narty... a nie wiem, czy mając taką perspektywę odważę się na ten cel wydać choćby złotówkę.
Raczej się nie odważę - i dlatego czasem trochę mi smutno.
Ale tylko czasem:)

Niedawno byłam zepsem - sierpniowe gwiazdy świecą przecudnie, a noc taka ciepła... uśmiecham się do niej i ciepło mi na sercu.
A poza tym zaklinam letnie dobra w słoiki - mam ich już ze 150, z czego ponad 50 to cukiniowe leczo, które darzymy oboje miłościom wielkom:)
Jesienią i zimą dokupi się tylko i poddusi jakieś drobiowe mięsko, dołoży trochę startego czosnku - i obiadek za pięć zeta będzie, na dodatek zdrowy jak nie wiem co:)
Planuję jeszcze sos paprykowy, planuję paprykę z pomidorami i cebulą (do zupy gulaszowej), planuję pomidorowe przeciery (pomidory w tym roku są śmiesznie tanie) i fasolkę szparagową w pomidorach (fasolka pięknie rośnie, zbiór planowany na połowę września). Jak zdobędę to zrobię jeszcze tarte antonówki (świetne do szarlotki i pleśniaka) oraz powidła śliwkowe (mniam!). Aha - jeszcze muszę dorobić ogórków po meksykańsku, bo jak dotąd żadne się nie utrzymały - wszystkie pożarłam!

W nielicznych wolnych chwilach powolutku dziergam kolejne ciuszki dla Barbie. Niedługo pokażę.
Czytam. "W sieci" i "Do rzeczy".  Polecam.

W moim szpitalu powoli umiera na raka Danusia.
Zaledwie parę lat ode mnie starsza.
Prosi o modlitwę - wie, że nie ma nadziei, wie, że odchodzi.
Potrzebuje pokoju serca, spokoju ducha, bezpiecznego przejścia do Życia Po Życiu.
Kto się modli niech się za nią pomodli, ok?
Życia nie miała łatwego.
Niechby więc wpadła z ziemskiego marszu prosto w Kochające Ramiona...

I tak to.
Życie i śmierć.
Praca i jej potencjalny brak.
Remonty, przetwory i cudne fizyczne zmęczenie.
Sierpniowa rozgwieżdżona noc.
Pochrapujący na legowisku pies.

Zwyczajność.
Po prostu życie...

6 komentarze:

Ataboh pisze...

Niestety takie są nasze realia... i ludzie ludziom to robią :(
Ale dobrze, że na niebie są gwiazdy i słońce, a obok TEN człowiek. :)

BarbaraS pisze...

trochę mnie przytkało.... pięknie to piszesz...
życie... samo życie:)
miłej niedzieli :)

Nitki A nitki pisze...

Samo życie:(Pozdrowionka:)

AnnaB. pisze...

Niesamowity wpis. Taki prosty, a taki poruszający. Aż mnie cosik ścisnęło w dołku. Dziękuję Ci za takie mądre słowa...

ossa pisze...

Ja się jeszcze nie "przetworzyłam", ale remontowo się wykańczam już :D I bardzo by się przydały nowe kanapy i nawet bardzo odpowiednie znalazłam
ech..
..na narty już od kilku lat nie jeżdzę:(
ale ŻYJĘĘĘĘ
piję kawkę, słucham muzy...

moje-waterloo pisze...

Nie martw się na zapas. Po drugiej stronie drzwi firmy też jest życie ;) Tylko trzeba odważyć się zrobić pierwszy krok.
Ja się odważyłam i nie żałuję. Też z dużej. Też strategicznej. Jak to czytam, to jakbym siebie słyszała sprzed dwóch lat.
I nie żałuję.

Czymam kciuki.
(I za Danusię też).

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)