wtorek, 27 maja 2014

Prawda. Trudna, ale prawda.

Do przeczytania:   Agent "Wolski".

Do obejrzenia -  według poniższego.
Części jest więcej.
Na tubie.




Monotematycznie ostatnio, wiem.
Dzielę się tym, co znalazłam.
I co wydaje mi się ważne.
Nikt nas w myśleniu nie wyręczy.

Mam nadzieję, że znajdzie spokój ducha.
I że będzie mu wybaczone.
Wszak miłosierdzie jest pierwsze przed sądem.
Przynajmniej u Tego, Który Jest.

poniedziałek, 26 maja 2014

Póki co

jest te 32,35% (nie wiem, czemu PKW tak długo z ogłoszeniem oficjalnego wyniku zwleka).
Cieszę się bardzo.
I choć to tylko eurowybory to mam nadzieję, że w parlamentarnych będzie jeszcze lepiej.

Każdą wolną chwilę w ostatnich miesiącach spędziłam na czytaniu.
Książek, witryn internetowych.
Włączyłam samodzielne myślenie, analizowałam, robiłam notatki.
Spis moich lektur mogę podać, jeśli ktokolwiek będzie chciał.
Skończyły się moje wątpliwości.
Wiem, co jak i dlaczego.
Nie wszystko jeszcze wiem, ale wiem sporo.
Wiem, kto jest kim i skąd się to wzięło.
Szukałam prawdy.
Znalazłam.

Czy jestem spokojniejsza? Niekoniecznie.
Mniej wiesz lepiej śpisz...
Ale ja z tych, co wolą wiedzieć, więc dalej będę drążyć.


 (zdjęcie z internetów)

Dokończymy.

A poza tym to zasuwam na hektarach - popadało, pogrzało, wylazło zielsko i ślimory (ma ktoś niechemiczny sprawdzony sposób??? Będę wdzięczna za podpowiedź. Utłukłabym zarazy na amen - żrą wszystko, wszystko!)
Zielsko dziś skrupulatnie wyhakałam i właśnie nie mogę się ruszać:)

Remont na ostatniej prostej.
Aktualnie odświeżane jest ostatnie pomieszczenie, czyli kuchnia (remontowana gruntownie 3,5 roku temu, zasyfiona w trakcie obecnego remontu).
Kuchnia dostanie nowe ubranko - farbę/tynk dekoracyjny pod nazwą "duna".
Do tego impregnat, który sprawi, że ściany będzie łatwo wyczyścić.
W sobotę będzie odbiór i ostateczne rozliczenie.
Jeśli nie to chyba się potnę!

Odnalazłam aparat.
Mam już tła (znaczy ładne ściany) do fotografowania moich udziergów.
Tylko czasu jeszcze nie mam, ale to już niedługo się zmieni:)
Nadziergałam deczko i mam co pokazywać.
Zacznę, jak tylko będę mogła.

Pozdrowienia ślę serdeczne:*

piątek, 16 maja 2014

Czekałam.

I wreszcie nadchodzi.

Nie pełza.
Nie drepcze.
Ba - nawet nie kroczy i nie postępuje.
Nadchodzi krokami pszępaństwa SIEDMIOMILOWYMI!

Mój upragniony
wyczekany
wytęskniony

KONIEC REMONTU STULECIA - HA!
Tak się cieszę - o tak:


(fotka z internetów)

Przede mną jeszcze tylko tydzień cierpliwości.
Może nawet mniej.
To już pikuś - po prawie czterech miesiącach:)
A później kupa.
Kolejnej roboty znaczy.
Skręcania mebli, sprzątania, układania.
Będzie tego na dwa miechy z okładem.
A jeszcze później...
Planuję być Prawie Perfekcyjną Panią Domu:P

Netu jeszcze nie mam, ale już niedługo, niedługo.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem - pomogły!
Bo jak to się dzieje to człowiek ni cholery nie wierzy, że wytrzymie.
A wytrzymał.
No i rozwodu nie będzie - udało się:)
Za to będzie cienki chlebek z masełkiem albo i bez, oj będzie...:)

P.S. Nigdy więcej, nigdy w życiu, za żadne skarby!
To co zrobiliśmy musiało być zrobione, powtórki nie będzie, ma wystarczyć do śmierci.
Jeno czasem się chlapnie farbą jak się co pobrudzi - nie częściej, niż co cztery lata.
Rzekłam!

piątek, 2 maja 2014

Nie będę pisać.

O tym, że ledwo żyję.
I że trzymiesięczny remont kapitalny wraz z koniecznością zamieszkiwania na placu boju to zuuuuo.
I że moje emocje to obecnie masakryczna sinusoida.
(mój-ci-onego takoż. Najgorzej, kiedy oboje mamy dół jak wół...)
Czuję, jak mię dusi i ściska.
Jak mi brakuje przestrzeni na najprostsze życiowe czynności.
Oczywiście nie będę o tym pisać, ani jednego słowa.

Nic nie napiszę też o tym, że zostały tego cyrku jeszcze dwa tygodnie.
(przy dobrych wiatrach!)
I że ekipa się wywiązuje i nie trzeba jej nic a nic pilnować.
I że ludzie mówią, że można-wytrzymać-choćby-na szpilkach.
Nie!
Nie można.
Znaczy ja nie mogę, a mój-ci-on po prostu śpi.
(znaczy teraz, bo już nocka ciemna)
I tyle.

W międzyczasie dzieją się NAPRAWDĘ ważne rzeczy.
Urodziło się dzieciątko, niewiele brakło, a nie żyłoby - a żyje i ma się!
Może opiszę, jak skończy mię się beznecie (w weekend net mam warunkowo, później zaś posucha).
Umarła nagle kobieta, widywałam ją codziennie, żona pracowego kolegi mój-ci-onego.
Pogrzeb w poniedziałek.
Życie - po prostu życie...

A ja i tak chcę.. chcę łazienki!
Prysznica, umywalki, kibla...
Pokoju zwanego szumnie SALONEM, gdzie będę mogła rozsiąść się spokojnie z lapkiem na kolanach, a nie tak jak teraz wisieć półdupkiem  na kawałku kanapy.
Chcę posprzątać, poukładać wszystko na miejsce, gotować obiady - chcę żyć!
A tu jeszcze sracje - instalacje, elektryczne i różne takie inne, płytki - srytki, armatury i tiurniury, oświetlenie, rolety, firanki...
Ja NAPRAWDĘ nie jestem stworzona do takich wyborów, a muszę ich dokonywać.
Panicznie boję się błędów.
Albowiem drugiego razu, drugiego TAKIEGO remontu nie będzie.
MÓJ zapowiedział.

Dobra.
Proszę uprzejmie przesiać przez sito, odcedzić, podzielić przez dziesięć.
Tak czuję się DZIŚ, w piątek 2 maja o godzinie 23.22.
I MUSIAŁAM się wypluć, wygadać,  odessać, emocji skłębionych upuścić.
Jutro może już być inaczej:)
A pojutrze znowu tak samo:)))

Będę niezmiernie wdzięczna za każdy komentarz, w którym opiszecie jak Wy znosicie takie rewolucje.
Czy jest ktoś, kto to LUBI???
Czy są tacy, co nie cierpią?
Napiszcie. Wszystko przeczytam!
Albowiem czasem czuję się jak jakaś istota niespełna rozumu, która nie potrafi tu i teraz cieszyć się tym co ma, tym, że ma za wszelkie dobra czym zapłacić, że będzie mieć pięknie...

Nie.
Nie jestem elastyczna.
Nigdy tego nie ukrywałam.

Piszcie.
Będę bardzo, bardzo wdzięczna.