Nie pełza.
Nie drepcze.
Ba - nawet nie kroczy i nie postępuje.
Nadchodzi krokami pszępaństwa SIEDMIOMILOWYMI!
Mój upragniony
wyczekany
wytęskniony
KONIEC REMONTU STULECIA - HA!
Tak się cieszę - o tak:
(fotka z internetów)
Przede mną jeszcze tylko tydzień cierpliwości.
Może nawet mniej.
To już pikuś - po prawie czterech miesiącach:)
A później kupa.
Kolejnej roboty znaczy.
Skręcania mebli, sprzątania, układania.
Będzie tego na dwa miechy z okładem.
A jeszcze później...
Planuję być Prawie Perfekcyjną Panią Domu:P
Netu jeszcze nie mam, ale już niedługo, niedługo.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem - pomogły!
Bo jak to się dzieje to człowiek ni cholery nie wierzy, że wytrzymie.
A wytrzymał.
No i rozwodu nie będzie - udało się:)
Za to będzie cienki chlebek z masełkiem albo i bez, oj będzie...:)
P.S. Nigdy więcej, nigdy w życiu, za żadne skarby!
To co zrobiliśmy musiało być zrobione, powtórki nie będzie, ma wystarczyć do śmierci.
Jeno czasem się chlapnie farbą jak się co pobrudzi - nie częściej, niż co cztery lata.
Rzekłam!
5 komentarze:
Kochana! Zawsze po nocy wstaje dzień. To i remont musiał się skończyć. Teraz czas uczcuć owo zakończenie!
Ooooo! GRATULACJE!
To był REMONT TYSIĄCLECIA!!!!
Teraz będziesz chodzić po włościach i się napawać :-)
Nooo, gratuluję! ja chyba nawet nie odważę się zacząć:)
Jak dobrze być na swoim:):)
tyle radości i satysfakcji.
Pozdrawiam
Prześlij komentarz
Dobrze, że jesteś :)