Zatem nie warto drżeć:)
Od piątku (znaczy siódmy już dzień) mój-ci-on leży i kwiczy.
Znaczy już kwiczy mniej, ale jeszcze, książkę by można, wszak prawdziwym mężczyzną jest.
Ja byłam dzielna baaardzo.
Po czym w poniedziałek poszłam zepsem na długi spacer.
Było lekko poniżej zera, ludzi prawie wcale, wzięło mnie na śpiewanie.
No to szłam i śpiewałam.
Pies się na mię oglądał, nieprzyzwyczajony widać:P
We wtorek było mi lekko dziwnie w okolicy tchawicy.
Dziś jest czwartek.
Już cienko śpiewam:)
Wzięłam dwa dni chorobowego urlopu (URLOPU, nie ZLA).
Telefon gotuje mi się od rana, afera podatkowa, afera budżetowa, chorowania ni ma!
Przed urlopem pracową kuwetę ogarnęłam bardzo porządnie, a tu masz - afera za aferą.
Albowiem pełno tam takich, co wszystko w aferę obrócą.
To se skarbówkę obdzwoniłam z temi podatkami i już wiem, co i jak.
I mam to głęboko.
Bo se mogę mieć:)
W udziergach dalekobieżnych zrobiłam sobie czasową przerwę.
Dla zdrowotności.
I z braku wolnych godzin, minut i sekund.
I strasznie mi się zachciało czegoś małego i prostego.
Szybko dojrzałam potrzebę - absolutną i bezwzględną.
W robocie upierdzielił mi się pojemnik na przydasie, nadaje się jeno do wyrzucenia.
To se zrobiłam własne pojemniki, na dodatek bezkosztowo.
Całe TRZY.
Na razie stoją w chałupie, ale w poniedziałek je zaniese.
Jednego już przymierzałam - bedzie cud miód, piknie.
Kolory z lampą wierniejsze:
I jeszcze z utensyliami:
I inny rzucik:
A to som, psze Państwa, dżemowe słoiki, obrobione szydełkiem (włóczka rozetti first class, resztki) oraz opasane szydełkową wstęgą z kwiatkiem. I w realu są o wiele ładniejsze, musicie mi wierzyć na słowo! Prezentuję je w chałupie, na tle mojej cudnej ściany (trawertyn z miką, kładziony rękami ulubionego miszcza), ale ich miejsce jest gdzie indziej i tam im będzie ładniej.
To dziergam.
A co czytam?
A nic!
Bo słucham:)
Kupiłam se takie cuś:
A właściwie już obsłuchałam.
Miód na uszy, stosowne napięcie oraz teleportacja w klimaty tamtych miejsc i czasów.
I zdanie: "Czy zechce mi pan wyświadczyć tę uprzejmość...?"
Tego się nie da przekazać, to trzeba posłuchać.Nie wszystkie audiobooki lubię, nie każdy wiernie oddaje nastrój książki.
Ten mnie urzekł, o ile spływające krwią walki sycylijskich rodzin mogą być urzekające:)
Mam jeszcze do obgadania/pokazania (bo obiecałam):
1. Ponczo od mamy (się koryguje, to było konieczne, strrrasznie mi się podoba, pokażę po zakończeniu korekty);
2. Coś, co miałam pokazać, co udziergałam kiedyś - nie mam jeszcze fotek bo nie ma światła (jak się jutro będę w miarę czuła to sfocę, będę w domu w porze najlepszego oświetlenia);
3. Coś o zwierzynie, to jest szok i szał, w życiu się tego nie spodziewałam.
Dziś w ramach strajku nie zrobiłam obiadu i zamawiam pizzę.
W końcu JA TEŻ mogę być chora!
I niech mi tu ktoś spróbuje napisać inaczej...
No niech!
:*
24 komentarze:
To i tak, że zamówiłaś :) mój strajk polega na tym , ze nic nie robię...a moi panowie idą na obiad...do teściowej :)
Nie lubię audiobukow, a czasem żałuje, bo np tutaj widzę fajną obsadę czytelniczą :)
zdrowiej kochana bo na dłuższą metę pizza jest tucząca ;)))))
a pojemniki cud miód! będziesz miała oryginalne biureczko w tym Twoim podatkowym świecie... ojej jak ja nie lubię rozmawiać z Urzędem Skarbowym!
Buziaki :****
@jolajka - teściową mam za daleko :P
@emka - zdrowieję, a pizzy zjadłam niewiele:)
US nie taki straszny, kiedyś był o wiele straszniejszy;)
Śliczne pojemniki, uwielbiam słoiki poubierane w sweterki :)
Ja też dzis strajkuję obiadowo - tyle, że nic nie zamówiłam - wychodząc obwieściłam, że niech sobie pierogi odgrzeją ;) Zdrowi są łapki bozia dała, więc...
Pojemniczki cód miód i orzeszki...
Chorować możesz ale nie przesadzaj z tym - bez chorowania też mozan nie zrobić obiadu ;)
@ Que Sabe - ja dopiero zaczynam uwielbiać pojemniczki w swetereczkach:)
@ Ataboh - nie miałam pierogów do odgrzania! A chorować nie mogę i nie chcę :P
Piękności wielkiej pojemniki, normalnie szyk i elegancja :-) Ja też choruję, więc dziergam - serca koralikowe, otulacz, obejrzałam kilka filmów. Tak więc posyłam życzeń zdrowia moc z pozycji horyzontalnej takoż ;-)
Aaaaaa, a obiad zoorbiło najstarsze dziecko - mniam ;-)
Chyba od gapię pomysł na ubierane słoiki:) bardzo mi się podoba.
Ojciec chrzestny-ok.
@Sylwka - choruję więc dziergam - nowe hasło dla dziergaczek :P Dziecko chciało przynieść zrobiony obiad, ale powiedziałam, żeby dało sobie spokój - taka dobra jestem :D
@ Ewa - a odgapiaj, odgapiaj, ja też tego z kosmosu nie wzięłam:D Nawet jakby się stłukły można wsadzić nowy, a ubranka trachnąć na każdą porę roku, jeśli wola i łaska:)
Świetne pojemniki. Zdrówka życzę:)
Świetny pomysł na zużycie resztek. I to urocze w dodatku.
"Ojciec Chrzestny"- uwielbiam, książkę i film.
Może to głupie,ale gdy czytam książkę- widzę postacie i słyszę dialogi, dlatego nie znoszę gdy ktoś czyta na głos. Psuje mi to moje wyobrażenia. Tak samo mam z filmami, nigdy nie oglądam z opcją lektor albo w dubbingu.
Czyżby się okazało,że piesa zdrowa będzie a rak zdechł na amen? Mam nadzieję,że tak właśnie jest :)
Fajne te pojemniki, ja właśnie zaczęłam robić 2 szydełkowe torby na wiosnę
świetne! pozdrawiam serdecznie i czekam na dalsze wieści, zdrowotne, zwierzęce i udziergowe
Śliczne one są. Ja chyba mało kumata jestem, bo nie mogłam pojąć, jak one to robią, że są stabilne :)
Ale ładne:) pozdrawiam! a jak byłam w Harrachowie, to sobie myślalam o Tobie...ciepło:)
Cudne ubranka:) serdecznie pozdrawiam:)
"Ojciec Chrzestny" jest na mojej liście lektur obowiązkowych, ale skoro Gajos go czyta, to może posłucham. Słoiki ubrałaś rewelacyjnie.
Że ładnie twoje pojemniczki wyglądają nie musisz przekonywać, widać to.
Ojca chrzestnego czytałam, ale tak sobie myślę,że w takim wykonaniu z przyjemnością posłuchałabym.
hmm, jakoś nie słuchałam jeszcze żadnego audiobooka. Jestem wzrokowcem, mam wrażenie, że wątki mi będą uciekać :) ale może kiedyś dojrzeję?
świetny blog! Obserwuję !
Prześlij komentarz
Dobrze, że jesteś :)