... mniej więcej sześć lat temu.
Średniego wzrostu, ciemnooka. Była bardzo smutna. Bardzo małomówna.
Wyglądała jak zastraszona dziewczynka.
Dorosła dziewczynka...
Po kilku tygodniach jej bywania u nas dowiedziałam się, że nie ma pracy. I że jest po studiach prawniczych. Po niej samej widać było, że wiele przeszła. Bardzo mało było w niej życia... I bardzo chciała pracować, ale praca nie chciała się dać znaleźć. Koneksji żadnych, żadnych znajomości. I żadnych ofert.
Udało jej się zaufać jednej z nas, przed tą osobą otworzyła się całkowicie. Mnie udało się zbliżyć do niej na tyle, że mogłyśmy od czasu do czasu porozmawiać i nawet czasem się pośmiać. Cieszyłam się z tej bliskości. Leżała mi na sercu ta dziewczyna, czasami miałam wrażenie, że ból który w sobie nosi rozsadzi kiedyś jej serce, a samotność wewnętrzna nie pozwoli żyć.
I dane było mnie, nam wszystkim oglądać na własne oczy, jak przemieniany jest człowiek, uzdrawiane jego serce, przywracana, a właściwie budowana na nowo wiara, że jest się kimś i że przez sam fakt człowieczeństwa jest się wartościową istotą. Bo poczucia własnej wartości nie daje nawet kilka ukończonych elitarnych kierunków ani też mnogość tytułów przed nazwiskiem. Najgłębsze poczucie własnej wartości ma się tylko w Nim...
Zmieniała się z miesiąca na miesiąc. Po pewnym czasie znalazła się też praca - miejsce dla niej tak dobre, że szyte prawie na miarę. Po jakimś czasie za namową swojego szefa postanowiła spróbować zdać egzamin aplikacyjny. Ten, który zdawali ongiś jedynie ludzie mający wiadome rodzinne koneksje. Nie miała w sobie wiary, że ma choćby cień szansy.
Spróbowała.
Zdała...
Mocno szwankowało jej zdrowie, a w perspektywie były studia aplikanckie, 3 lata i 6 miesięcy bardzo ciężkiej pracy. Wyjazdy, praktyki. Pracowała z całych sił mając jednocześnie świadomość, że po ludzku nikt za nią nie stoi. Że jest zdana na siebie - a jednocześnie nie tylko na siebie... że jest krucha emocjonalnie, wrażliwa... Często mówiliśmy jej, że kiedy zabiera głos, kiedy w trakcie dyskusji nad trudną sprawą postanawia się wypowiedzieć to jej dwa zdania tchną taką precyzją, że nam wszystkim opadają szczęki. Nigdy nam nie uwierzyła...
Studia aplikanckie pomyślnie skończyła okupując każdy egzamin potężnym stresem.
Niecały miesiąc temu podeszła do ostatniego, najważniejszego egzaminu, pisałam Wam.
Cztery dni po sześć godzin, dzień po dniu.
Dziś dostałam sms-a następującej treści: "Zdałam!!!! Boże, zdałam!"
Wzruszenie trzyma mnie już długo.
To kolejna z ludzkich historii, którą znam i która zapiera mi dech w piersiach.
Za kilka dni ją przytulę i uściskam - Panią Radczynię, która o własnej wartości, tej najpierwszej, tej ludzkiej dowiedziała się od Najwyższego, a której wartość zawodową potwierdziła Najjaśniejsza Komisyja wydając werdykt: "Nadaje się! Może radzić!":)
P.S. 1. Jak to dobrze mieć znajomego radcę prawnego:)))
P.S. 2. Nie mogłam się oprzeć, żeby tego nie napisać! O dzierganiu też JESZCZE będzie, następnym razem:)