czwartek, 28 lipca 2011

Kochani moi!

Poprzedni post dotyczył nowych pięknych wełenek, tak?
Na dziewiarskim blogu to wszak norma:)
Aczkolwiek komentarzowa dyskusja przybrała obrót nieplanowany i arcyciekawy:)

Pod poprzednim postem można zatem znaleźć:
  • Przepis na ogórki po meksykańsku
  • Przepis na ogóry w curry:)
  • Rozbudowaną dyskusję na temat diety dotyczącej niełączenia produktów
  • Rady certyfikowanego technologa żywności odnośnie zasad zdrowego żywienia
A to wszystko ZA DARMO - dziś promocja, proszę państwa:)
Zapraszam do poczytania - może komu się to na coś przyda, bo mnie na pewno, choć sporo z tych rzeczy już wiedziałam.

(I tylko po wielkiemu cichu wspomnę, że lima kupiona w magicznym luupie u Agi jest fantastyczna! Jeśli ktoś chce mieć ciepły, miękki, jesienno - zimowy sweter to naprawdę warto ją mieć!)

Dodane po godzince:

WYPRZEDAŻ U VIOLET! Urugwajskie merino w dobrej cenie - polecam!

sobota, 23 lipca 2011

Aaaaale naprzędła!

No takiego wyboru jeszcze u kaszmirowej Laury nie było, odkąd pamiętam.
Wensy, corriedale, jedwabne beefely - cudne!
A nazwy - muszę ją zapytać, skąd ona bierze pomysły do nazw.
Ja bym takich nie potrafiła wymyślić.
Impression, Sleeping Sun... Marzenie!

Zresztą zobaczcie (większego się zrobić nie da, bo się rozjeżdża):

 To jest Sleeping Sun:)



Zobaczę, czy wytrwam we włóczkowej abstynencji. Toczę nierówną walkę, żeby nie kliknąć... wszystkiego!
Ale wtedy to już tylko cały miesiąc tylko chlebek, nawet bez masełka:) Dobrze, że jest zapas mąki chlebowej i drożdży:)
Tym bardziej, że ostatnio od magicznego luupa, czyli od Tuptupa przyszły do mnie dwie wełny - malabrigo (już pokazywałam w jednym z ostatnich postów), a później jeszcze... no wiecie, dobra cena i w ogóle... no więc się skusiłam i kupiłam to:

Piękna, głęboka czerwień - mięciutkie, puchate, miodzio! Będzie z tego coś ładnego, sweterkowo - bluzkowego.
Wypadałoby chwycić za druty i lecieć z koksem, azaliż nieprawdaż?
No to lecę!
Kłaść do słoików ogórki:)))

środa, 20 lipca 2011

Mnie też smutno...

I zwlekam z usunięciem z lewego panelu linka z tym zdjęciem:



Nie czytałam dotąd całego bloga Małgosi.
Właśnie nadrabiam...

poniedziałek, 18 lipca 2011

Poznałam ją mniej więcej...

... mniej więcej sześć lat temu.
Średniego wzrostu, ciemnooka. Była bardzo smutna. Bardzo małomówna.
Wyglądała jak zastraszona dziewczynka.
Dorosła dziewczynka...

Po kilku tygodniach jej bywania u nas dowiedziałam się, że nie ma pracy. I że jest po studiach prawniczych. Po niej samej widać było, że wiele przeszła. Bardzo mało było w niej życia... I bardzo chciała pracować, ale praca nie chciała się dać znaleźć. Koneksji żadnych, żadnych znajomości. I żadnych ofert.

Udało jej się zaufać jednej z nas, przed tą osobą otworzyła się całkowicie. Mnie udało się zbliżyć do niej na tyle, że mogłyśmy od czasu do czasu porozmawiać i nawet czasem się pośmiać. Cieszyłam się z tej bliskości. Leżała mi na sercu ta dziewczyna, czasami miałam wrażenie, że ból który w sobie nosi rozsadzi kiedyś jej serce, a samotność wewnętrzna nie pozwoli żyć.

I dane było mnie, nam wszystkim oglądać na własne oczy, jak przemieniany jest człowiek, uzdrawiane jego serce, przywracana, a właściwie budowana na nowo wiara, że jest się kimś i że przez sam fakt człowieczeństwa jest się wartościową  istotą. Bo poczucia własnej wartości nie daje nawet kilka ukończonych elitarnych kierunków ani też mnogość tytułów przed nazwiskiem. Najgłębsze poczucie własnej wartości ma się tylko w Nim...

Zmieniała się z miesiąca na miesiąc. Po pewnym czasie znalazła się też praca - miejsce dla niej tak dobre, że szyte prawie na miarę. Po jakimś czasie za namową swojego szefa postanowiła spróbować zdać egzamin aplikacyjny. Ten, który zdawali ongiś jedynie ludzie mający wiadome rodzinne koneksje. Nie miała w sobie wiary, że ma choćby cień szansy.
Spróbowała.
Zdała...

Mocno szwankowało jej zdrowie, a w perspektywie były studia aplikanckie, 3 lata i 6 miesięcy bardzo ciężkiej pracy. Wyjazdy, praktyki. Pracowała z całych sił mając jednocześnie świadomość, że po ludzku nikt za nią nie stoi. Że jest zdana na siebie - a jednocześnie nie tylko na siebie... że jest krucha emocjonalnie, wrażliwa... Często mówiliśmy jej, że kiedy zabiera głos, kiedy w trakcie dyskusji nad trudną sprawą postanawia się wypowiedzieć to jej dwa zdania tchną taką precyzją, że nam wszystkim opadają szczęki. Nigdy nam nie uwierzyła...

Studia aplikanckie pomyślnie skończyła okupując każdy egzamin potężnym stresem.
Niecały miesiąc temu podeszła do ostatniego, najważniejszego egzaminu, pisałam Wam.
Cztery dni po sześć godzin, dzień po dniu.
Dziś dostałam sms-a następującej treści: "Zdałam!!!! Boże, zdałam!"

Wzruszenie trzyma mnie już długo.
To kolejna z ludzkich historii, którą znam i która zapiera mi dech w piersiach.
Za kilka dni ją przytulę i uściskam - Panią Radczynię, która o własnej wartości, tej najpierwszej, tej ludzkiej dowiedziała się od Najwyższego, a której wartość zawodową potwierdziła Najjaśniejsza Komisyja wydając werdykt: "Nadaje się! Może radzić!":)

P.S. 1. Jak to dobrze mieć znajomego radcę prawnego:)))
P.S. 2. Nie mogłam się oprzeć, żeby tego nie napisać! O dzierganiu też JESZCZE będzie, następnym razem:)

środa, 13 lipca 2011

Mam nową wełenkę!

A właściwie będę miała, ale już zaklepane, moje, moje!
Przed chwilką kupiłam, wcześniej dostałam próbki, to coś malabrigo sock się zwie i jest naprawdę śliczne w macaniu i wyglądzie takoż.
Kupiłam o takie, o takie właśnie, całe 4 motki, będzie coś ładnego z tego:


Nazywa się Malabrigo Sock 854 Rayon Vert, już z  niecierpliwością czekam na dostawę do domu, pewnie do piątku zaraza dolezie. Zasadzałam się na prześliczne winogrona, ale tym razem w dostawie nie było, co się odwlecze to nie uciecze i jeszcze kiedyś sobie kupię:)

A pozwalam sobie na zmianę tematu ze studenckiego na włóczkowy, bo... obrony jednak w lipcu nie będzie. Przegryzam się z ta wieścią od rana, nastawiłam się na lipiec bardzo, ale już właściwie ze zmianą terminu chyba się pogodziłam. Muszę się jeszcze z tym przespać, co za chwilę uczynię:) Ponieważ byłam nieco spóźniona z pracą i tym nieszczęsnym zaległym egzaminem zabrakło mi kilku papierów, które powinnam była złożyć w dziekanacie, a z powodu rzeczonego spóźnienia nie złożyłam. Prawdę mówiąc nie było wiadome, kiedy należy złożyć... no trochę bałaganu na mojej uczelni jest.
Się mówi trudno i żyje się dalej, większe problemy w życiu bywają i doskonale o tym wiem.
Zatem:

  1. Wracam do dziergania pełną parą (pada, nareszcie pięknie pada, wręcz ma lać; ja wiem, ze ludzie na urlopach klną, ale ja nie na urlopie i dzisiejszy dzień był masakrycznie lepki, nie-do-przejścia jak dla mnie) - Martuuha, Twoja chusta ruszy w sierpniu na wakacjach, proszę mnie nie indagować w tej sprawie, już i tak wyrzuty sumienia mię z wielkim mlaskiem żrą! A jak ruszy to i dobrnie do końca:). No więc pada i się wełna nie będzie do rąk lepić.
  2. Planuję porządki, z rozkoszą, z radością promienną, uwierzy ktoś??? Nie jestem pedanciarą, ale po trzech latach studiowania i po roku mieszkania "na kupie" zarosło, przyrosło i obrosło mi okrutnie!  Już się nawet za porządki zabrałam, szafki kuchenne wypucowane, jedno okno umyte i jedna firanka zawieszona:) Reszta sukcesywnie, bez pośpiechu. To ma być przyjemne i pożyteczne:)))
  3. Obrona będzie we wrześniu, urlop dwutygodniowy wyjazdowy w sierpniu - i na wrzesień też planujemy remont wstępny strategiczny - wymianę okien i drzwi wejściowych, będzie w chałupie niezła rozpierducha, oj będzie, ale okna tego po prostu wymagają, pamiętają jeszcze II wojnę światową (jak mniemam), uwierzy ktoś???
  4. Mam taką zwyczajną potrzebę, żeby pożyć. Po prostu sobie POŻYĆ. Ugotować dobry obiad (już zaczęłam). Upiec mężowi ulubione ciasto (zapomniał już, jak smakuje). Włożyć ogórki w słoiki! I paprykę - bo to jemy namiętnie. Rower. Piesza górska wycieczka, jak będzie chłodniej. Ogród, który domaga się kobiecej ręki. Uwielbiam grzebać się w ziemi - uwielbiamy oboje, byle nie w 30 stopniowym upale:)
  5. A jak już sobie pożyję... to mi się zechce nowych wrażeń i nowych zaangażowań. Zresztą te najważniejsze już długo na mnie czekają, ja też za nimi tęsknię bo to fundamenty mojego życia, wreszcie do nich na dobre wrócę. A następne sobie wygeneruję - zapisuję się we wrześniu na prawo jazdy, a co! Lada moment wypadnie nam "z obiegu" kierowca w osobie mojego taty, no niestety inaczej się nie da. I mój-ci-on się przełamał co do mojej w tym temacie aktywności (wcześniej twierdził, że kierowcy ze mnie nie będzie, ale na szczęście tylko krowa nie zmienia poglądów, on je zmienił pod wpływem własnych zdrowotnych ograniczeń, w razie czego znajomą prostą trasą wszystkich do lekarza doholuję:))). Tato psem ogrodnika nie jest - swoim autem mi jeździć pozwoli w odróżnieniu od mój-ci-onego, który dłuuuuuuuuuuuuugo mi będzie towarzyszył i mnie (życzliwie!) pilnował. Jak myślicie, czyim autem będę jeździć chętniej?:) Tym bardziej, że mój-ci-on jeździ statecznie, stabilnie i przewidywalnie, a ja na autostradzie na bank minimum 150 km/h spróbuję, a co! (tylko ciiiicho, coby mnie nie namierzyli już teraz!:D:D:D)
I tak to, proszę państwa. Póki co grzmi - jaki piękny odgłos! Lada moment pies się będzie domagał szczególnej troski - jak była młoda to nic ją nie ruszało, teraz już doświadczenie życiowe jej mówi, że grzmoty są groźne i tego się trzyma! Niechby się ulęgła piękna burza, taka głośno mrucząca, byle nikomu i niczemu krzywdy nie wyrządziła.

Oooo - znowu grzmi. Pies postawił uszy na baczność i niespokojnie się kręci. Czuję, że tę noc spędzimy razem i blisko siebie - na szczęście paskuda świeżo po kąpieli, jutro ją będę strzyc:)

poniedziałek, 11 lipca 2011

Jeśli ci jeden mówi, żeś osioł...

to się zastanów.
A jeśli dwóch - to se kup siodło!

Mnie powiedziało o tym dwóch promotorów (albo i trzech, straciłam rachubę), jeden pracownik dziekanatu, jedna żona dziekana i cała masa studentów-po-obronie. Zatem muszę kupić siodło! Bom osioł, na to wygląda! Za wszelkie próby udowodnienia mi tegoż bardzo Wam, komentującym poprzedniego posta, dziękuję:)

Jako że pytanie moje nie było grzecznościowe, a odpowiedzi bardzo sobie cenię (inną drogą nie posiadłabym takiej wiedzy od tak doświadczonych istot) ogłaszam zatem, że bronię się 26 lipca!

Jakby co będzie na Was! Pociągnę "za konsekwencje" i zastosuję prawo odpowiedzialności zbiorowej:)
Muszę się tylko jeszcze wyrobić z papierologią do dziekanatu - jest tego trochę. Mam nadzieję zdążyć.

Wybaczcie zatem - odpływam do krainy długu publicznego i dylematów związanych z zaciąganiem pożyczek publicznych, gdzie rozważę  rolę banku centralnego w finansowaniu tegoż długu, sprawdzę, co pan Owsiak myśli o autonomii banku centralnego względem rządu (swoją drogą rozpatrywanie tych zagadnień na przykładzie USA zamiast na przykładzie Anglii byłoby ciekawsze, albowiem bank centralny USA jest bankiem komercyjnym, proszę państwa, to daje efekt motyla w kontekście całego świata). Spróbuję też sobie przypomnieć cykl koniunkturalny i jego etapy. Aaaaaaaaależ będę świadomym ekonomicznie człowiekiem, choć przyda mi się to wszystko jedynie do dyskusji akademickich. Których nie cierpię!:)

Nie, zamęczać się nie zamierzam, nie martwcie się, kochani - dwie, góra trzy godzinki dziennie, spokojniutko, mówicie, że to luuuuuzik - ja wam wierzę i do tej nauki palemki do drinków już mam:)))

A jak mi komisja nie będzie przychylną...
Jeśli taka sytuacja zechce mieć miejsce...
To na członków rzeczonej komisji rzucę UROK.
Osobisty:)))

Albowiem rzeczona komisja męski skład ma, panowie sporo ode mnie starsi - jeszcze mam szansę.
Może ostatnią w życiu.
Na ten urok!:)))

To spadam. S T U D I O W A Ć.
Zaglądać mi tu, pisać i wspierać, odpowiedzialność za to, coście rzekli brać, jasne?
Będę sprawdzać obecność! Na to znajdę czas:)
Jak się komu nie będzie chciało komentarza pisać to niech chociaż kropkę postawi:)

P.S. Odzyskałam niepodległość - młodzi poszli na swoje!
Nie ma to jak wolna chata, mówię Wam:)))

czwartek, 7 lipca 2011

Pytanie

Od promotora - bdb:)
Od recenzenta - bdb:)
Można się bronić 26 lipca albo we wrześniu.
Promotor "zjechał mnie" dziś telefonicznie za to, że się chcę bronić we wrześniu.
Kazał iść na żywioł w terminie lipcowym i z wrześniem się nie wygłupiać.
I kazał się nie przejmować!

Posłuchać jego czy siebie?
Piszcie,mądrzy ludzie, bo ja zgłupiałam doszczętnie.
Wolałabym się jeszcze spokojnie douczyć.
A ten mię tu ciśnie, no!

Co robić??? Poradźcie, doświadczeni ludzie!
Iść na ten żywioł niedouczoną?
No iść?