sobota, 3 września 2011

W oczekiwaniu na

coś większego, co to się dzierga sztuk dwie i jeszcze trochę czasu potrzebuje wrzucam parę drobiazgów gdzieś tam w czeluściach archiwów prywatnych wykopanych. Oprócz nich nie pokazywałam chyba jeszcze dwóch swetrów, też z czasów przedblogowych, ale sobie je zostawię na czarną godzinę, kiedy mnie małpa wena opuści do cna, a blog zaświeci pustkami:)

Dziś będzie mix - zapowiadane drobiazgi udziergowe, a na deser coś jeszcze:)

Komplet córkowy - sprzed roku:


Szalik jest podwójny, długi, całość miękka i ciepła. Dziergnęłam jeszcze rękawiczki, ale dziecię nie wie gdzie są, więc fotek nie posiadam:)

Otulacz naszyjny - tu w trakcie produkcji:


A tutaj już gotowy:


Ten falbankowy efekt bardzo mi się spodobał - nie był planowany, po prostu tak wyszło, niemniej planuję go jeszcze kiedyś wykorzystać, azaliż ponieważ powyższy udzierg nie jest mą własnością.

Kiedy ktoś duży siedzi sobie i dzierga, wtedy ktoś mały, szczególnie kiedy jest bardzo zmęczony i świeżo po kąpieli nagle zachowuje się kompletnie nietypowo dla siebie samego - wszak na ekranie trwa właśnie frapująca, zapierająca dech bajka:


Zejście nastąpiło w 5 minut po odpaleniu kompa - po czym młodzieniec spał pochrapując dalej (już w łóżeczku), ja natomiast dziergałam bez wyrzutów sumienia, że się nie zajmuję dzieckiem - samo się sobą zajęło:)

Bywa też tak, że w czasie machania drutami przyszwenda się szarawo-czarnawo-białawy zwierz, wsadza łeb pod dłoń i każe się miziać. Miziam, zwierz żąda zwiększenia dawki. Natenczas miziać przestaję, zwierz krąży i krąży, po czym znienacka i cichcem z miną słodkiego niewiniątka wskakuje na zakazane miejsce:



Ja najczęściej udaję, że nie widzę, ona udaje, że nie siedzi - obie udajemy i jest git:) Kiedy na horyzoncie pojawia się Pan i pada komenda "złaź!" albo i gorsza "na miejsce" wówczas psie cztery litery okazują się tak ciężkie, że zwlec im się z ciepłego miejsca okrutnie trudno! A jak już się zwloką to ciągną się z opuszczonym łbem na wyznaczoną przez Pana pozycję, lokują się na niej i rzucają spojrzenie "no jak mogłeś mi to zrobić..."
Po czym po chwili...
kiedy tylko Pan się oddali...
słychać cichy stukot psich pazurów...
zwierzyna robi dyskretne "hyc!" na jeszcze ciepłe miejsce...
ja udaję, że nie widzę, ona udaje, że nie siedzi, a Pan zrobiony w trąbę:D
No co ja zrobię, że uwielbiam, jak siedzi przy mnie? No co ja mogę na to poradzić?:)

38 komentarze:

Kankanka pisze...

No jak u mnie! Tylko otoczenie bardziej rudawo - beżowe :)))))

Nie widzę nie słyszę nie wiem bardzo często. A zauważyłaś jak pies głuchnie nieraz???? Jak śpi snem kamiennym i nawet trącanie winowajcy nie powoduje podniesienia chociaż powieki?????

Dorothea pisze...

Głuchnie na amen!
A jak odzyskuje słuch, kiedy trzaskanie michą słychać albo szczekanie wroga przez otwarte okno?:)
Jaki start! Jaki sprint! Jak ostro brane zakręty!:)))

Frasia pisze...

To się nazywa słuch wybiórczy :). Zauważyłam, że niektórzy mężczyźni też taki mają - słyszą to czego nie powinni, a tego co się do nich mówi nie słyszą ;)).
Podoba mi się ten otulacz falbankowy. Mam trochę resztek włóczek i to byłby świetny sposób na ich wykorzystanie :).

Dorothea pisze...

Niektórzy mężczyźni, Asiu? Śmiem twierdzić, że wszyscy:)
Słuch wybiórczy vel selektywny, a jakże, w dowolnych konfiguracjach:D

Ata pisze...

Moja Babcia mówiła w takich chwilach nieposłuchu, że się FAJERKI na uszy zasuwają ;-)
Dla nie zorientowanych: fajerki to takie kółka z kuchni węglowej ;-)
Otulacz szyjny mega!
Jako i zezwłoki przed monitorem :-DD

Ksena pisze...

Najbardziej się mi podoba:
Ja udaję, że nie widzę, ona udaje, że nie siedzi , a Pan zrobiony w trabę :D chili u mnie w wersji : Tata zrobiony w trąbę :]:D:P
Ściskam!!!:*

Dorothea pisze...

Ata - na zezwłoki polowałam stąpając na palcach, będąc pewną, że zara wstaną do pionu, a one spały do samego rańca:)
A co do fajerek to kto tu niby jest niezorientowany - ja? Ja?
Foch!
Jam-ci z fajerkami się u ciotki zapoznała i nawet przekładać umiałam - o!

Dorothea pisze...

Chili ojca, rodzonego ojca dziecka w trąbę? A dziecko wie? A co będzie z jego przyszłością i z ojcowskiem autorytetem, Kseńciu droga?:)))
Tyż ściskam:***

Ata pisze...

U ciotki??? Łehehehe!! Pacholęciem będąc już nimi szastałam we własnej kuchni (no prawie własnej)! A jak Babcia nie widziała, to węgla się podsypywało pod blachę :-DD
Fajerki były super! Jak mi tego kurcze brak...

Dorothea pisze...

A fajerki się robiły czerwone jak nie wiem co! Po tem węglu podsypanem:)
We prawie własnej kuchni też były, ino mama i babcia nie dopuszczały dziecka:)
Dopiero ciotka dopuściła - dzięki temu nie zemrę w nieświadomości:D:D:D

Ksena pisze...

:) dziecko chili ojca w trąbę robi :))
Nie ja :]
Ja .grzeczna być i nie robić w trąbę :D Męza
Bo: mimo szaleństwa - gupia nie być
ani taka odważna helołł:))

Ata pisze...

Hyhy! No właśnie te czerwone fajerki mnie zdradzały ;-DD
Bo Babcia tak nie kotłowała pod blachą, żeby jej się gary rozpuszczały od ciepełka ;-DD
To była wizytówka najmłodszej wnusi ;-DD
Nigdy nie krzyczała, tylko kiwała ze zrozumieniem głową nad piromańskimi zapędami ukochanej i chorowitej małolaty :-DD

Dorothea pisze...

Instynkt zachowawczy trza mieć, Kseńciu, nieprawdaż?
Ale przyzwolenie na trąborobienie jest współudziałem:)))

Dorothea pisze...

Och, Ty wnusiu najmłodsza - gary babcine żeś rozpuszczała? Niezłe ziółko było z Ciebie za pacholęcych lat ni nic a nic Ci nie przeszło:D:D:D

Sylwka35 pisze...

Móje rudo-biszkoptowe nieszczęście też głuchnie, zasuwa fajerki, a potem ciągnie kuprem po podłodze - normalka codzienna ;-)
A dziecię - widok cudny - taka młodzież życiem urobiona ;-) Tylko do kochania i całowania.

Elżbieta pisze...

Gadu gadu...a mnie pchły do poduchy, bo nie mam czterech łap;)
A udziergi jak zawsze trafione.
Pozdrawiam serdecznie.

;) pisze...

... udawanioniesłyszenioniewidzenie...
Moja Zuśka też to ma i ja też... Ale Pana w trąbe nie robimy, bo Pan też zakażony przypadłościa... na polu walki pozostała już tylko moja mama, która twierdzi (ha, ha, ha), że byłaby w stanie wychować Zuskę!!!
Dla niewtajemniczonych: Zuśka to roczna kotka Brytyjka - obecnie o wadze 4kg.

Dorothea pisze...

Sylwia - no dziecię zwyczajne spać w każdych warunkach, a że "życie na gorąco", w biegu i z zacięciem - to i spanie dobrze idzie po takim "życiem urobieniu":)

Dorothea pisze...

Elu - wszak pchła to też istota, jak śpiewał pewien znany pieśniarz:)
A może by tak owe cztery łapy sobie sprawić?
Fajna sprawa, ino obowiązków deczko:)

Dorothea pisze...

Millu, ja twierdzę, że psa to jeszcze, ale kota wychować to się chyba nie da, to indywidualisty takie, że szok! Od urodzenia wiedzą, co to kuweta i co się do niej robi, pchają się do miziania i do mruczenia wtedy, kiedy one chcą - i na komendy nijak nie reagują!
Zatem powodzenia życzę mamie w wychowywaniu Zuśki:D

Miałam kiedyś jednocześnie i psa i kota. To była spóła! Wracałam z zakupów na ten przykład z pętkiem kiełbasy, kładłam daleko, doby pies nie gwizdnął. Po czym do kiełbasy dobierał się kot (po wielkiemu cichu:), zżerał co się dało, przy okazji pęto przesuwało się do brzegu blatu, po czym zakradał się pies, porywał pęto - i tyle było po mojej kiełbasie:D
Gadziny wyszkoliły mnie tak, że chowałam ścierwo natentychmiast do lodówki - inaczej spóła przystępowała do działania i nie było co żreć:)

Kankanka pisze...

Na ten temat to sa se posta muszę strzelić jak gadziny łąd w żarciu zaprowadziły.
Niedosłuch częstotliwy to fakt - cecha psów i mężów. Łone to w genach mają.

A na fajerki to ja se zbieram.... siły do gadania. Bo ma być kuchnia na ogródku, żeby w garze pańcia mogła sobie i PSU zupkę na marchewce ogródczanej ugotować.

Dorothea pisze...

Ty Kankanka to masz pomysły... Ciebie w dzicz wrzucić, węgla przynieść, drew narąbać, kołowrota i tego całego drumcośtam zapodać - i szczęście pełne! Wełnę alpaczą dostarczać, no prąd tyż być musi, coby maszyna szyciowa była i coby paczłorki szli.
Raz na kwartał do miasta wypuścić - i szczęścia po uszy!
Dobrze prawię?:)

Kankanka pisze...

O to to właśnie. Tego mi trzeba!

Własny market bym na tej wsi założyła żeby do miasta nie jeździć.

Dorothea pisze...

Będę kupować u Cię - pod słowem honoru! Twojego wyrobu sery i mleko, własnoręcznie przez ślubnego wędzone wędlinki, wełenki z własnego uprzędu... W końcu w dobie autostrady miałabym całkiem blisko:D

Kankanka pisze...

No, to teraz wiem, że warto mieć marzenia!
I z psem będzie wolno wchodzić do sklepu!

Dorothea pisze...

Warto!
Poproszę o rezerwację michy wody dla psa, a dla mię kawusię:)

Kankanka pisze...

Będą stosowne kraniki :)))) bo ja kawę na okrągło mogę pić.
Ale kurki będą porcelanowe i śliczne filiżanki!

Dorothea pisze...

No nieee - wymiękłam zupełnie, kupiłaś mnie, masz mnie na własność:)))
To kiedy otwarcie???

fanaberiapraga pisze...

Ale sielanka :)
Jakbym widziała swojego. Tyle że mój zasypiał na podłodze. Teraz pewnie dźwigiem bym go nie podniosła :)))

Mocno za serce ujęło mnie to o słuchu wybiórczym. Mój Dziadek to miał. Och, jaki fajny facet z niego był :)))

Kankanka pisze...

Ano, jeszcze muszę trochę pomarzyć....

Dorothea pisze...

Basiu - on też na podłodze potrafi, słowo:)
Jak jest zmęczony to nie ma zmiłuj - śpi na stojąco.
A Twój-ci-on nie ma słuchu wybiórczego?
Szczęśliwa kobieta z Ciebie:D

Dorothea pisze...

Aniu - marz, marz koniecznie!
Jak będziesz w takim tempie prząść te kilosy alpaki to się marzenia zrealizują.
Nie mieszkaj powiadomić - pamiętaj!:)

Juta pisze...

Bardzo fajny ten otulacz naszyjny.Zwłaszcza gdy ktoś tak jak ja uwielbia golfy.
"Ktoś mały" przypomniał mi jak to całkiem niedawno mój kochany Projektant (najmłodsza wnuczka)uwielbiał słuchania bajek właśnie w pozycji siedzącej.Finał był identyczny:))))))).
Zwierz jest i cudowny i inteligentny co widać patrząc na niego:)))Kapitalne te jego sumiaste wąsy.
Należę niestety do pokolenia które z fajerkami,z piecykami typu koza było za pan-brat:)))))))
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę miłej niedzieli:)

malaala pisze...

Ja też nie miałabym serca wyganiać :)Miękka jestem :)Śliczny komplecik ,w mikołajowych kolorach :)

Dorothea pisze...

Juciu - to był jedyny raz, kiedy młody człowiek tak skończył:) zazwyczaj siły ma niespożyte i rzadko zasypia w locie.
Zwierz inteligentny i kapitalny, świetny w kontakcie, dużo rozumie. Oczywiście niekoniecznie stosuje się do tego, co rozumie:D Ma już dziesięć lat, a żywotność czterolatka, jest wesołą rozrabiaką z charakterkiem:)

Niedziela była rewelacyjna - ośmiogodzinna wycieczka rowerowa, mnóstwo zdjęć (mąż uczył mnie obsługiwać odziedziczonego po nim Canona, bo sam dochrapał się czegoś lepszego). Mam 50 km w nogach i powoli czuję, jak odpływam w niebyt:)
Ściskam:*

Dorothea pisze...

Malaala no ja też nie mam serca wyganiać, a mam serce do rozpuszczania gadziny:)
A czerwony komplet był gwiazdkowym prezentem, więc zgadłaś:)

nietylkoSZALenstwo pisze...

takie wzory to już prawdziwy majstersztyk ;)))
a psy już tak mają ;) mój jeszcze dodatkowo swoją obecność podkreśla zostawiając wszędzie jasne kłaki ;)twój wygląda na bardziej "zwartego" i nie dzieli się futrem ;)))

Dorothea pisze...

Wiesz, mój jest bardziej "zwarty", bo wymaga dość częstego strzyżenia. To od wiosny do jesieni.
Za to zimą pozwalam mu zarosnąć, wtedy jest mu cieplej, ale za to "koty" niewiadomego pochodzenia fruwają mi po kątach - zanim się połapię, że to z psiej sierści to zawsze trochę trwa, bo w kolorze i fakturze są identyczne jak koty kurzowe:)

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)