Wczoraj.
Już miałam skrobać.
A dzisiaj jest dzisiaj, wróciła trzeźwość umysłu - i siercoszczipatielność paszła w pierniki:)
Zapodaję zatem, że:
- Nery zdrowe - stan ostry okazał się być stanem ostrym jeno bakteryjnie, za co niech Wszechmocnemu będą dzięki. Bakcyli milionpińcet wytłuczone, wyniki dobre, nery całe, a po nieludzkiej gorączce i silnym bólu pozostało jeno wspomnienie. Przy okazji dzięki serdeczne wszystkim, co mi mądrą radą uratowali żołądek (przed ketonalem znaczy). Tobie Gackowa szczególnie - kupiłam, co kazałaś, żarłam, jak w ulotce stało - dziur w narządzie chyba się nie dorobiłam:)
- Robię nadal na trzech etatach, ale już się przyzwyczaiłam i nawet mi z tym nieźle. Ot - człek chyba elastyczna istota jest (u mnie to rzadkość, ale jednak). Drugi etat, ten zaraz po pracy zawodowej bywa całkiem sympatyczny - nie zawsze trzeba ciężko pracować, czasem wystarczy posiedzieć i pogadać, przynieść ze świata najświeższe ploty i interesująco je opowiedzieć ciesząc się jednocześnie uśmiechem, jaki wywołują na twarzach słuchających. Ze wszystkich lekarstw świata najlepsza jest miłość i obecność - stwierdzam jednoznacznie. Oraz poczucie bezpieczeństwa, jaką ta obecność daje tym, którym brakuje sił. Usłyszeć takie słowa - bezcenne i wzruszające. Co wcale nie oznacza, że zawsze jest idealnie:)
- Zatem żyję. Ba - nawet dziergam! Odkorkowało mię:) Na razie nieśmiało, rzeczy proste i całkiem niewielkie - jakieś mitenki, jakieś getry, ot taki rozruch po długim przestoju. Szykuję się do zimy (córka się ze mnie nabija:) - tak, pierwszy raz w życiu jestem zapobiegliwa, odświeżam (piorąc) moje dzianiny, dorabiam do nich dodatki, wszak lato to jedynie mgnienie oka i zaraz sobie pójdzie, a ja będę mieć na jesień i zimę wszystko, czego mi potrzeba. Mam jeszcze do wykończenia kilka "ufoków", w tym dwa pilne, dawno obiecane. Jak się rozkręcę to się za nie wezmę i wreszcie będę mieć z głowy, bo wyrzuty sumienia już mi spać nie dają. Jak zrobię coś ciekawszego niż getry i mitenki to sfocę i wrzucę - obiecuję! No chyba, że chcecie takie zwyklaki oglądać to je też obcykam - tylko napiszcie, że chcecie. Ale macie chcieć naprawdę, a nie dla picu!:D
- Po okresie dzikich burz (poszedł w kosmos dekoder telewizji cyfrowej) i jeszcze dzikszych upałów, po miesiącu nieobecności (z powodów wiadomych) wylądowałam wreszcie w ogrodzie - a tam... dżungla! Tak dorodnych ogórków, cukinii, szparagowej fasolki, cebuli i innych cudów wianków jeszcze nie widziałam! Dały radę chwastom, owocują jak szalone, ogórki kwitną jak oszalałe i się panoszą, cukinię mam już swoją, o czarnej porzeczce, wiśniach i agreście nie wspominając. W garze dosmażam czarnoporzeczkowy dżem, pachnie w całej chałupie, jutro - jeśli mój "drugi etat" da mi urlop (wszystko zależy od kondycji moich podopiecznych) - będę warzyć wiśniowe soki.
Dziękuję.
Niech Wam zostanie oddane - po stokroć!
12 komentarze:
bardzo dzielna Dziewczyna z Ciebie!
zdrowia, zdrowia, Tobie i bliskim.
myślę ciepło.
(oraz: aaaagrest masz?! chcę!!)
bardzo mnie uradowal ten wpis..oby tak dalej...a zdjecia oczywiscie,ze chce...pozdrawiam ania
No cudny, pozytywny wpis. Cieszę sie Dora, bardzo, bardzo. Ach ty wiesz jak bardzo:)
Jakby Ci Ketonal coś wypalił, to byś wiedziała, tego nie sposób przeoczyć.
Nerki jak Ci wiadomo, lubią wracać. Znaczy zapalenie lubi wracać. Parę dobrych rad mam jeszcze w zanadrzu: opamiętaj się i nie kąp w tym roku w zimnej wodzie, nawet do kolan nie właź do żadnych akwenów, jeżeli nie masz osteoporozy to spokojnie paś się żurawinowymi sokami, tabletkami itp. To trzyma miliony bakterii w ryzach.
Inne dobre rady mogę mailem wysłać, bo nie wiem, czy przyzwoite, choć życie ratujące.
No to chyba już dość tych atrakcji zdrowotnych w ostatnich czasach. Masz dbać o się, i te soki warzyć, bez oparzenia!!!!!!
To mi chyba oddało w sensie.
Onegdaj z teściem śmy posprzątali odrębny ekosystem, czyli pokój Obywatela. Bo tam jest inny ekosystem. Tego śmy pod uwagę nie wzięli...
Efekt - oboje cierpimy od póltora tygodnia na tzw. "rumień zakaźny". Teścia chcieli hospitalizować, ale uciekł. Ja przezornie od razu w progu zapodałam medycynie za półtorej stsówy (łojezu, zabolało...), ze hospitalizować się NIE DAM. Jest pieknie. Kategorycznie nie wolno mi chodzić, a najlepiej niech się w ogóle nie ruszam, bo ledwo opuchlizna nieco zmaleje - to jak pójde (!) siusiu - od razu robi się z powrotem...
Ale jestem wielkoduszna i wyrażam niepohamowaną radość z faktu, że Inni NIE CIERPIĄ na rumień zakaźny i pełzną ku lepszemu :-)
Ale fajny wpis! Dzięki za podzielenie się takimi dobrymi wiadomościami i dobrym stanem ducha!
Kilka zdań bardzo mi zapadło w serce - z akapitu 2 i z PS. A jeśli chodzi o warzywa z ogrodu - to cóż! Ach, cudownie to opisałaś. Zapach w domu musi być wspaniały.
No brawo, że przetrwałaś - sił życzę, duchowych i fizycznych, i dziergaj, dziergaj, bo ckni mi sie do twych drutowych cudeniek.
Nie zertol się, tylko dawaj te zdjęcia! Możę się zainspiruję wreszcie, bo ostatnie mitenki oddałam potrzebującej i nie mam weny na nowe.
:)
Całuski
Ela
Uff, bardzo się cieszę, że wszystko w porządku :)) Ale słuchaj Gackowej, co by do nawrotów nie dopuścić :))
Moim zdaniem możesz pokazywać wszystko z mitenkami i takimi tam na czele :))))
Właśnie- pokaż coś prostego, bo jak widzę skomplikowane wytwory niektórych Pań, to ogarnia mnie niemoc, zamiast weny twórczej:)))
I dbaj o siebie.
Wysyłam moc dobrej energii:)
ela
Prześlij komentarz
Dobrze, że jesteś :)