czwartek, 1 listopada 2012

Co sie wylać miało - się wylało.

Wyryczałam się.
Smutek się jeszcze pęta i szwenda, ale ja żyję dalej.
I  od wielu lat już nie biegam, nie pędzę, nie warto:)
I oczywiście nie martwię się!
Płaczę, wściekam się, wyrażam gniew, klnę - ale się nie martwię.
Strata czasu.

Dziś odwiedziłam cmentarz, poszwendaliśmy się z mężem i pięcioletnim "załącznikiem", zapalaliśmy znicze (zapałki w ręku dziecka to pożar, ale młody się nauczył i radość go rozpierała!), modliliśmy się, dużo z małym gadaliśmy.

(znalezione w necie)

Na koniec kupiliśmy lizaki pod cmentarzem - wiecie, te takie, co były kiedyś, moje smaki dzieciństwa, pożarłam trzy i się zepsułam! Na szczęście niegroźnie:)

(sfocone przez mój-ci-onego)

Później spokojny obiad u córki, pogaduchy, zero stresu, luz, święto, po prostu święto.

Puszczanie papierowych samolocików i chichoty do imentu:)
Smakowanie chwil.
Uczę się, uczę smakować jedną po drugiej.
Uczę się zapominać w zabawie, w radości, niczym małe dziecko.

Na koniec dnia przyszło mi wyprawić małego w bety, jako że reszta sobie poszła, a ja jako popsuta zostałam.
Wykończony młody nie buntował się, umył co trzeba i przylazł na przedsenne pogaduchy.
Zamierza być pilotem, zatem umówiliśmy się już na podniebne włóczęgi - mamy PLAN!
Zaczął odpływać w momencie, kiedy opowiadałam mu o podświetlanych nocą pasach startowych i o wieży kontroli lotów:)
Zapytany, co było najciekawsze i najfajniejsze w dzisiejszym dniu odpowiedział... "puszczanie samolocików z dziadkiem!":D

P.S. Tak, przyjdą jeszcze inaczej przeżywane "te" dni.
Dzisiejszy dzień Wszystkich Świętych i jutrzejszy Dzień Zaduszny, czyli Święto Zmarłych.
Będę stać nad grobami najbliższych, spotykać się z rodziną i łykać łzy.
Ale nie dziś, jeszcze nie dziś.
Zajmę się tymi dniami, kiedy przyjdą.

15 komentarze:

Gackowa pisze...

U Ciebie lizaki pod cmentarzem sprzedają, u nas pańską skórkę. Diabli wiedzą z czego się to robi, pewnie z cukru i piany z białek na gorąco, a barwi się toto sokiem z buraka i kawałki pakuje w papier pergaminowy. Obowiązkowy element cmentarnych wypraw. W ZOO tez sprzedają.
Kupujemy zawsze niby dla dziecka, ale sami też zjemy.

Dorothea pisze...

Pańską skórkę???
Nie znam!
Fajne to kupowanie "niby-dla-dziecka":)
Ja wpitalałam od razu po wyjściu z cmentarza:D
Mam tylko nadzieję, że młodemu nic nie będzie - wrąbał połowę tego, co ja.

Anna http://milosc-rak-codziennosc.blogspot.com pisze...

Ach, dużo siły na jutro Ci życzę:*

Dorothea pisze...

Dzięki, Aniu:***
I za całą resztę też:)

ossa pisze...

kuzynka częstowała obwarzankami- zawsze raz do roku kupuje :
tradycja świąteczna

Dorothea pisze...

Co region to obyczaj - cukierasy, pańska skórka i obwarzanki:)))

Mar pisze...

uściski Dor!

Juta pisze...

Witam Cię serdecznie.Bywam ,zaglądam,czytam nawet wtedy gdy nie komentuje.Zdrowie się posypało i czas mi się strasznie skurczył:)))))
Pomalutku jednak wracam i przynajmniej na razie mam zamiar pozostać:))))
I uwierz mi Kochana,że to powiedzenie o tym "co nas nie zabije to nas wzmacnia" ma sens.
Pozdrawiam bardzo cieplutko:)

Ania M. pisze...

A ja wychodziłam tylko z psem. Poza tym pracowałam, pracowałam do godziny 3 w nocy.
I kontemplowałam - ból węzła przy uchu.

monisieczka pisze...

jak byłam mała nie wiem dlaczego rozbawiałam dorosłych na śmierć bo na cmentarzu domagałam się MĘSKIEJ skórki )

Rybeńka pisze...

monisieczka :D:D:D

martuuha pisze...

po co zapraszasz do korespondencji mailowej, skoro na maile nie odpisujesz?

coraz dziwniej mi tu bywać :(

Mar pisze...

posłałam majla, nie wiem czy doszedł, jakby co maramausch@gmail.com

Dorothea pisze...

Doszedł:*

Anonimowy pisze...

To pięknie było, jeszecze gdyby nie to zepsucie... U nas nic: ni lizaków, ni skórki - pierwsze słyszę. U nas ino znicze, chryzantemy, i smętne po grobach wyprawy...

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)