poniedziałek, 31 grudnia 2012

Już to wiem.

Nie ma złych i dobrych lat.
Są tylko lata łatwiejsze i trudniejsze.
Po najczarniejszej nocy wstanie dzień, po beznadziei wróci nadzieja.
I będę żyć dalej, żyć do końca.

Jak był ten rok?
Emocjonujący, obfity w wydarzenia, pełen życia w życiu.
Dwie bardzo poważne choroby w rodzinie, obie zakończone wyzdrowieniem.
Radość:)
Odejście mentalne bliskiej mi przez bardzo wiele lat osoby, z jej woli.
Ból i smutek.
A później wewnętrzne poukładanie i mnóstwo dobra, które z nie-mojej decyzji się stało.
Wdzięczność:)

Początek odbudowywania bardzo ważnej relacji w rodzinie.
Zawaliliśmy obustronnie, ale... odbudowy wola takoż obustronnie silna, pracy będzie dużo, emocji jeszcze więcej.
Radość, radość, radość!!!

Latałam na kijach - nie wylatałam wprawdzie 2012 kilosów choć taki był gryplan, ale wylatałam niewiele mniej.
No i nauczyłam się pływać - ha! Niespodzianka dla mnie samej, która jak dotąd tylko "po warszawsku":)))

Mam dach nad głową.
Mam co jeść i w co się przyodziać.
I czym pachnieć:)
Mam pracę. Mamy pracę. Wszyscy w rodzinie mamy pracę.
Mam miłość.
I Miłość też mam.

Żyję dziś, tu i teraz - śmieję się i płaczę, kocham i i cierpię na przemian - ale czuję, że żyję!
Nie jutro, nie pojutrze, nie w wyobraźni - dziś, tu i teraz, w każdej chwili!
Piotr (klik) przed chwilą przypomniał, że tak właśnie żyli z Joanną.
Uczmy się od najlepszych. Ja się uczę.

Życzę Wam, nam Życia - żywego, mocnego, prawdziwego, życia do końca!
 I niech będzie nam wszystkim dane widzieć zdarzenia w czasie we właściwym wymiarze - niech dzie!
Nie tylko w Nowym - 2013:)

P.S. Niedługo fajerwerki - uwielbiam!


piątek, 28 grudnia 2012

Wymuszona domówka

Hello.

Święta byli pikne.
Bardzo bardzo.

Za to tera my siem z chłopem dochrapali.
Obazwei, wespół wzespół.
Łon - zapalenie czegoś-tam, z gorączką i antybiotykiem, zwolnienie do końca roku.
Ja - zapalenie tchawicy i gardła (dochtórkę zatchło, jak w mą gardziel zajrzała), z gorączkom mniejszom, bardzo podobny antybiotyk (ten trzytabletkowy), zwolnienie do... 04.01.2013.
Generalnie łon bardziej chory, a ja bardziej zwolniona.
Ale lekarzów innych mamy - żeby nie było!

Byłam dziś jeszcze krótko czygodziny w pracy, zrobiłam co czeba.
Później żeśmy we dwie sztuki zepsem czecim chrapali chwilkę dłuższą czterogodzinną.
A teraz pozostaje grzać tyłek w piernatach, łykać prochy i czekać na lepsze jutro:)

Szkoda mi pływania i kijów, bardzo szkoda.
W zamian za to się wyśpię.
I może wreszcie podziergam?

P.S. A to znacie? Do śmiechu, nie do płaczu, serio:)


czwartek, 27 grudnia 2012

Dostałam mailem

ale przed świętami nie chciałam pokazywać.
Poproszona przekazuję dalej.
Z miłością.


środa, 26 grudnia 2012

Niesamowite...

Najpierw tu: Przeczytajcie, o co syn zapytał ojca (klik!).
Koniecznie!

A później zobaczcie to:



Niesamowite.

P.S. Piękne Święta.
Jedne z najpiękniejszych w moim życiu.
:***

niedziela, 23 grudnia 2012

Opowieść wigilijna

Moja własna, choć nie o mnie.
Miała być...
Mam ją w sercu, w głowie i na klawiaturze też mogłabym mieć.
I bardzo bym chciała Wam ją opowiedzieć, bardzo jest tego warta.
Ale nie dam rady, albowiem zaraz padnę.
Ślip mię się klei.
Padnę, jak nic.

 (zdjęcie z netu)

Ten rok jest szczególny.
Pracowa praca do końca, do ostatniego dnia i tchu, naryjopad i szaleństwo, ale wyrobiona jestem jak rzadko.
Się cieszę:)

Ekipa Seniorów wypadła z pomagania w świątecznych kulinariach.
Chyba na dobre...
Tym razem to im  trzeba posprzątać, ugotować i upiec, na dodatek dietetycznie, nie ma że boli.
Się robi:)
Mój-ci-on własnoręcznie (czytaj: maszynowo:) upiekł swemu teściu, a memu ojcu drożdżoworodzynkową bułę. Senior zachwycon:D

W zamian Ekipa Młodych zwarła szyki, co cieszy bardzo i nieco odciąża.
I choć sporo jeszcze pichcenia na jutro zostało to chwilka wieczorna jest, coby słówko skrobnąć.
Patrzę na niegotową jeszcze choinkę (gotowa będzie jutro).
Piszę z wyrka, wwąchana w zapach grejpfrutowego olejku.
Myślę o jutrzejszym dniu...
O każdym z nas.
O dzieciarni, która napełni dom radosnym śmiechem.
O młodych, z których połowa to nasze przyszywane dzieci.
O seniorach, którzy nie dotrą i do nich dotrzeć będzie trzeba (kupiliśmy im cud-miód prezencik, radocha będzie jak trza!).
O K. myślę, który ostatnio bywa u nas co roku, bo jakoś się nie składa, żeby w Ten Dzień mógł być z tymi, z którymi by chciał...

 (też z netu)


Połowa naszych corocznych wigilijnych ludzieńków  nie jest naszą biologiczną rodziną.
Tak jest od lat.
I to jest naszym największym wigilijnym skarbem:)

Kogoś zabraknie. Jak co roku.
Ale ja już rozumiem i już nie rozdzieram szat, już wiem, że tak musi być.
Dlatego radości jutrzejszego dnia nic mi nie odbierze:)


Radosnego świętowania Narodzenia Tego, Który Jest.
Który Był.
I Który Przychodzi.
Wszystkiego dobrego Wszystkim moim Czytającym!

Ze specjalną dedykacją piosenka, która co roku szarpie mi serce:


P.S. Dzięki za komentarze pod poprzednim postem, wszystkie przekazałam.
P.S.2. Kupamięci - dziś 20 basenów, stylem pięknym klasycznym, gdyby był czas, to i 40 by wyszło - ha!
Cieszę się jak dzika norka:D


wtorek, 18 grudnia 2012

Niedaleko mnie

w małym sklepiku, w którym często robię drobne zakupy pracuje kobieta.
Dziś po raz pierwszy zamieniłyśmy więcej niż parę słów.

Syn, prawie 16 lat, obecnie ostatnia klasa gimnazjum.
W marcu 2012 wykryto u niego chłoniaka złośliwego.
Przypadkiem chłoniak był w miejscu, w którym dał się wykryć.
Onkologia Wrocław, operacja, chemia.
Wyniki "po" najlepsze z możliwych.
Rokowania świetne.
Regularne badania na Hirszfelda.
Wszystko na dziś ok.

Ale jest problem.
Chłopak przed chorobą był żywy, wręcz nadaktywny, rozrabiaka do imentu.
Świetny uczeń.
Po diagnozie, operacji i chemioterapii zgasł.
Totalnie.
Nie wchodzi w relacje.
Nie uczy się.
Na niczym mu nie zależy.
Matce zakomunikował, że ma wyj*bane na wszystko.

Rozumiem to.
Chciałabym jakoś pomóc.
Gdzie mogę ją skierować? Jakieś forum, stowarzyszenie, wirtualna grupa wsparcia?
Chłopak z psychologami gadać nie chce.
Przesiedzi przepisową godzinę i wychodzi.
Matka martwi się o niego bardzo.

Jeśli ktoś z Was wie, jak pomóc matce, a w konsekwencji chłopcu - napiszcie, bardzo proszę.
Ja nie mam pojęcia.

sobota, 15 grudnia 2012

Magic moments

150 pierogów ulepione i zamrożone, scurkom żeśmy dziś wespół wzespół lepiły.
Lepienie i ploty, gadanie z sensem i bez sensu, ciepła herbata z domieszką serca, dużo śmiechu.
Babskie darcie pierza:)
(nieustannie jestem wdzięczna, że jest tak blisko, że oboje są względnie blisko, że nie w Szkocji albo na innej Antarktydzie, wdzięczna bardzo).

Zakupy zrobione, mięso i pochodne zamówione, prezenty czekają na pakowanie, już wszystkich obkupiłam, uwielbiam, kiedy w dniu Wigilii michy im się cieszą, bo udało się trafić. Uwielbiam!
A po niedzieli najdroższy kupi prawdziwnego chojaka, po czym z małolatem będą go ubierać.

W kuchni dziś odwierty i nawierty, od 15.00 mniej więcej, mój-ci-on z rocznym poślizgiem montuje to, co zostało jeszcze do zmontowania, a ja się cieszę jak głupia zamiast się wściekać, dlaczego tak późno:)
Dojrzewanie do tego co ważne niektórym zajmuje nieco więcej czasu:P

Pracowa robota pierwszy raz w życiu ogarnięta na tyle, że bezstresowo czekam na poniedziałek - pierwszy raz od 13 lat tak się czuję, zatem warto odnotować - kupamięci!

Jest 22:35.
Leniwie sączę Grand Imperial Porter (klik!) - piwo dla prawdziwych mężczyzn:P
Jutro basen, albowiem rozbaseniłam się nieprzytomnie i pełną parą uczę się pływać stylem klasycznym (klik)!
Albowiem jak dotąd z pływaniem u mię cienizna była.
Ale już się wynurzam, synchronizuję, koordynuję i przez okularki paczę - takie z szerokim kątem widzenia, a jakże! Jeszcze tylko głębokości się boję, ale... wszystko mija, nawet najdłuższa żmija:)
Tego się czymam!

W planach jeszcze 4 ciasta (w tym roku to mój pies i moje pchły), farsze i inne nadzienia, mięs pieczenie, domu strojenie, stołu nakrywanie, albowiem w tym roku centralne rodzinne obchody Narodzenia Tego, Który Jest będą się odbywać u nas.

Codziennie
w tym wszystkim
co najmniej pół godziny (najczęściej z okładem!)
dla Victora Frankla (klik)!.
Czytam go z wujkiem google i ciocią wikipedią, notatki poczyniam, coby zatrybić, zakumać, zajarzyć.
Serce rośnie!

Co u Was? Jak świąteczne przygotowania, jakie ciasta, mięsa, jakie tradycje?
Piszta, ludziska - piszta!

czwartek, 13 grudnia 2012

13.12.1981

Pamiętam.
Byłam dorosła.
Młoda, ale całkiem dorosła.
Mieszkałam wtedy we Wrocławiu.

Pamiętam poranny smród gazu łzawiącego i szczypanie w oczach na Placu Pereca (mówiło się o nim "Gasplatz"), kiedy jechałam tramwajem do pracy.
Jak szczypało to znaczy, że w nocy walka była...

Pamiętam zajezdnię na Grabiszyńskiej i zostawiane tam pod tablicą kwiaty (robiłam oko do motorniczego, tramwaj zatrzymywał się na przystanku, wypadałam z niego, leciałam pod tablicę, rzucałam kwiaty, biegłam do czekającego na mnie tramwaju).
Pamiętam okropną uliczną bitwę i pałowanie młodych mężczyzn, milicyjne suki, zacietrzewionych zomowców, armatki wodne (w grudniu!) - oglądałam to z okien tramwaju...
Trochę się bałam - nie miałam we Wrocku zameldowania, jakby się tramwaj zatrzymał, jakby wpadli i wylegitymowali to zostałabym spałowana i zamknięta na dołek na 48h...

Pamiętam wojskowo - zomowcowe patrole.
I świniaka, którego wiozłyśmy z mamą - świąteczną kontrabandę, której nam nie znaleźli i rodzina miała co jeść na święta.

I w stanie wojennym poznałam mój-ci-onego, pamiętam, jak po randce w czas godziny policyjnej na piechotę pomykał do domu..
Poznałam, zakochałam się, pokochałam z wzajemnością - i czymiem się do dziś!:)

Ale mię dreszcze przeszli po tej fali wspomnień...

P.S. To co powyżej to jest kopia.
Mojego własnego komentarza do tej notki (klik!)
Ale siebie samą chyba mogę kopiować?:)

Co Wam zostało w pamięci z tych lat?
Napiszcie.
Ciekawam bardzo.

środa, 12 grudnia 2012

Jaka piękna data:***

12.12.2012 - piękna, azaliż nieprawdaż?
Moja kochana, wrażliwa, pięknowłosa, pięknogłosa i utalentowana Vi (klik!) urodziła się właśnie 12.12!
I dziś ma taką piękną datę swoich własnych urodzin:)

Violet - dla Cię od mię kwiaty:


Toast szampanem:


 I piosenka:


I niech jak najczęściej będzie Ci pięknie, dobrze, spokojnie, radośnie...
A najmocniej - odnajdywania SENSU we wszystkim!
Całuje Cię i publicznie ściska SENSOmaniaczka:)

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

P.S. Zdjęcia z netu (coby nie było, że prawa autorskie i dobra osobiste).

Czy udało mi się być pierwszej w całowaniu Twego pyszczycha???
Mam nadzieję, że tak!

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Dzieje się!

Oj - dzieje:)

Tutaj (klik!) się dzieje.
Zajrzyj.
Załóż konto, zaloguj się. Ja już tam jestem! Szeregowcem jestem:)
Napisz, co możesz dać, jakie masz umiejętności, możliwości, kompetencje.
Jesteś potrzebny/potrzebna/niepotrzebne skreślić P:

To ma sens.
Sens - jeden z najgłębszych sensów!
A o sensie można tutaj (klik!)
I jeszcze tutaj (klik!).
I można jeszcze o tutaj - klik!

Wszystkie czy książki mam. Od kilku dni.
Paczom na mię, a ja się zaczytuję.
Pożeram, pochłaniam.
Później będę trawić:)

Najprawdziwsze, najgłębsze rekolekcje.
Czuję się tak, jakby mi przyłożono do paszczy maskę z czystym tlenem.
Oddycham, zatycham się, oddycham, oddycham...
Nadzieja zdecydowanie NIE JEST matką głupich.
I warto ją mieć (choćby w ilościach chemicznie śladowych), i warto czekać.
Żeby z perspektywy, z oddali, z dystansu - ujrzeć SENS...

P.S. Zasypało nas, zawiało, zmroziło.
Was też?

piątek, 7 grudnia 2012

Trochę spóźniona jestem,

ale to przez roboty huk.
Spełniam prośbę Magdy (klik tu!)



Szczegóły - w tym poście (klik!)
Zróbcie coś dla niej, plisss.
Ona ma 30 lat, męża i małą córeczkę...

Kto może.
Kto chce.
Niech zrobi!

wtorek, 4 grudnia 2012

Jaka piękna jesień...:D

Całkiem zimowa:)

Fotograf  sfotografował fotografującego fotografa, znaczy mój-ci-on - mię, znaczy to sem ja:


Jeśli się uda to efekty mojego pstrykania dorzucę wieczorem w tej samej notce, te udatne znaczy się.
A jak się nie uda dziś to dorzucę jutro.

I jeszcze mam na kilka pytań odpowiedzieć i kilka pytań ułożyć - no roboty kupa, jak nic! Ale to już będzie chyba w następnej notce.
Póki co - do wieczora!

**********************************************************************************************
No to już prawie wieczór,  jezdem - i lecimy z koksem - tym razem moja tfórczość, jakoś musicie to zdzierżyć:P

Przyroda ogólna znaczy bajka:


Bajki ciąg dalszy:


I jeszcze:


Tu my se jedli smażeny syrrr:


Ta niebieskość nie podrasowana, serioserio:


A tu detalik taki:


I jeszcze brylanty:


I inne brylanty trochę mniej brylantowe:


I takie cudo, no cudo, okrutnie trudne do sfocenia - megaszadź, była wszędzie, wszędzie:


O, tutaj całe szadziowe drzewo - i niebieska niebieskość niedoniebieszczana, słowo:



I koniec wycieczki:


Znaczy koniec trasy.
Nosy i łapy nieźle podmarzły, ale zostały wypluskane , wymoczone i wygrzane w ciepłych basenach Polanicy, Dusznik i Kudowy. W Kudowie po czeskiej stronie dopadłam czarnego Kozela - ha! To od 2 miesięcy moje kultowe piwko. I takim pozostanie już na zawsze:)

Było cudnie.
Zabrakło Tego, Który Zachorzał i jego Połowicy, ale sie nadrobi. Wkrótce:)
W drodze powrotnej Zdrowiejącego odwiedziliśmy - jest już w chałupie, pomyka z prędkością światła i czuje się fantastycznie, a prowadzi dietetycznie:)

P.S. Zdjęcia prosto z aparatu, bez obróbki.
Ale co oko mój-ci-onego, to oko, nie?
On umie patrzeć - oj umie:)