piątek, 26 kwietnia 2013

Pracujesz.

Robisz, co trzeba. Taka jesteś.
Starasz się.
Wspierasz, popierasz, zabierasz głos, opowiadasz się po stronie.
Czy słusznej? Nie wiem. Twój wybór.
Zbyt mało mam danych, by mieć w tym temacie własne zdanie.

Przedwczoraj widzę Cię, gdy po pokonaniu kilku schodów brakuje Ci tchu.
Gorzej - zupełnie nie możesz złapać oddechu.
Oparta o fotel łapiesz oddech niczym ryba..
Twarz masz sinobladą.
Patrzę i widzę, że nie jest dobrze...
Dochodzisz do siebie, bierzesz się do roboty.
Jestem niespokojna...

Wypchnięta na siłę lądujesz dziś na oddziale chirurgicznym, rano.
Około 13.00 biorą się za Ciebie.
Podobno otwierają.... i tylko zamykają.
(podobno nie-ma-co-leczyć - rozrośnięty, przerzutowy skorupiak).
Ściągają wodę z brzucha i z płuc (sporo).
To (póki co) jedyne, co można dla Ciebie zrobić.
Najbliżsi _i_nie najbliżsi płaczą krokodylimi łzami...

Tyle wiem.
Wieści prawdziwe, rzeczywiste.
Takie życie, takie - kurwunia - życie...

Proszę o modlitwę - jeśli cudu nie będzie to niech będzie choć ten pokój, którego świat dać nie może, a w który wierzę całym sercem...

P.S. Przed Bogiem każdy ma imię.
ONA to moja imienniczka.
Polecam ją tym, którzy się modlą - napiszcie, że jesteście, plissss...

wtorek, 23 kwietnia 2013

Jest - już jest!


Reszta tutaj (klik!). Ja już zamówiłam, już czekam, mam nadzieję że nie będę czkać długo.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Ostatnio pisałam

w środę.
I znów kolejna środa za pasem.
Pojutrze.

Real wygrywa z netem.
Po trosze z wyboru, po trosze z konieczności.

Z konieczności - albowiem z trudem utrzymuję się w pionie (pracapracapraca).
Mierzę się z nowymi (pracowymi) okolicznościami - i na szczęście daję radę.
Tak się składa, że ze względu na wzgląd muszę być kuloodporna i przeciwpancerna...
I jestem!
Choć po powrocie do domu  padamnanos.
Poza kuloodpornością - niestety - codzienne prawie dziesięciogodzinne ślęczenie przed kompem skutkuje odrzutem totalnym od rzeczonego, gdy tylko znajdę się w domowych pieleszach.
(no czasem lajknę cóś wiadomo-gdzie).
Uprzejmie upraszam przebaczenia, że jest mię mało.

Ziobra dalej bolą, larwy jedne...
Dochtór rację miał, że to potrwa.
A ja durna nie wierzyłam! No bo żeby aż tyle?
Pływanie na szczęście mi służy - ale czy posłużą kije? Nie wiem.
Spróbuję w czasie długiego ujkęda.
Czarciego pazura mam! Stosuję:) Zastanawiam się tylko, czy nie będę po tym potrzebowała egzorcysty!

Nie dziergam.
Nie-mam-kiedy-nawet-o-tym-pomyśleć.
Żyję.
Kocham.
Życie też kocham, choć ostatnio jest mi trudniej.
Je kochać znaczy.
Ale ciągle mi to życie smakuje... a jak przestaje - to dodaję stosownych przypraw - i wspomniane wcześniej ŻYCIE odzyskuje smak!

Kankanka i Devo - bywam we Wro!
W okolicznościach służbowych, w miarę regularnie.
Co Waćpanie na takie dictum???


środa, 17 kwietnia 2013

Nijak nie daję rady

ogarnąć całej kuwety.
Pochorowała się mocno pracowa koleżanka.
Trza kobitę zastąpić, szefowa prosiła.
Od dziś zatem mam dwa etaty, albowiem swoje zrobić muszę, nie-ma-że-boli.
Plus pół etatu w innej firmie.
Szkoda, że nijak nie mogę się sklonować!

Pozostaję z nadzieją, że jakoś będę pod ochroną, że jakoś dam radę pracować po 14 ha na dobę - i że z tego wszystkiego nie osiwieję bardziej (i tak się maskuję, żeby jasne było:)
I że koleżanka w końcu w spokoju ducha pozostając ozdrowieje - i do roboty wróci.
Bo tylko to ma sens.

Na szczęście długoujkędowego urlopa mię nie zabrano, zatem wkrótce (czytaj: za niecałe półtora tygodnia) ruszam przed się, na cały tydzień, w wyśmienitem towarzystwie!
I na szczęście już wiem, że nie warto się martwić - i że martwić się będę później:)
Czego i Wam i sobie najserdeczniej życzę:)

Przede mną kije, spacery, szmery - bajery, wieczorne Polaków rozmowy i wespół wzespół dzierganie, rowery, baseny, knajpeczki i piffffko na przemian z winkiem i finką!
Aaaach!
Już nie mogę się doczekać:)

środa, 10 kwietnia 2013

Pamiętam.

I czekam na prawdę.


Czekam.
Będę czekać póki żyję.

P.S. Czekacie jeszcze?
Doczekamy się?

Ten film był wczoraj w TVP. Widziałam go wcześniej. Polecam.


niedziela, 7 kwietnia 2013

Nic nie poradzę. W duszy mi gra!



P.S. Na nartach było cudnie.
W aquaparku tudzież!
A pożegnanie sezonu narciarskiego...?
Chyba kolejne - za tydzień:D:D:D

piątek, 5 kwietnia 2013

Jutro żegnam

sezon narciarski.
Wprawdzie nie tam, gdzie najbardziej bym chciała, ale ojtam.
Skoro nie mogę tam, gdzie chcę, to chcę tam gdzie mogę, co nie?
Ze czy godzinki albo i cztery pojeżdżę, bo tam gdzie jadę nie ma kanapy, ino orczyk.
Jazda będzie - i tego się trzymam!
A później to już wiosna może przyjść - ja się zgadzam:D

Robota pracowa obrobiona.
Mam kontrolę ale daję radę, przeżyję:)
"Ziobro" jeszcze pobolewa, ale nie na tyle, żeby jutro nie pojeździć:))) 

Vi niedawno napisała, żebym mniej gadała, a sfociła wreszcie udziergi. Się postaram:)