środa, 12 czerwca 2013

Przeżyłam.

Niewiarygodne, ale przeżyłam.
2,5 miesiąca nieustannej kontroli finansowej (jedna po drugiej), przy czym ostatni tydzień to było apogeum.
Do dziś.
Znaczy kontrola nr  2.

Niezapowiedziana (znaczy zapowiedziana 15 minut przed).
Mało czego się w życiu boję. Naprawdę.
Dużo przeszłam, czuję się zahartowana.
TEGO zawsze bałam się jak diabeł święconej wody...
Jeszcze nigdy TA instytucja mnie nie kontrolowała.
Mało kto  z TEGO wychodzi ocalony.
Ja wyszłam.
Nie pojmuję, dlaczego.
Dzięki Najwyższemu.

Jutro urlop. Napięte do granic ciało i rozhuśtane emocje domagają się resetu.
(albowiem we współpracy z kontrolującymi byłam bardzo merytoryczna, wielce opanowana i nieprawdopodobnie pogodna.
Frycowe płacę teraz. Schodzi ze mnie wszystko. Na szczęście płacę nie rozległym zawałem - jak moja koleżanka po fachu, jeno masakrycznym przemęczeniem).

Idę spać.
Pojutrze mam egzaminy kancelaryjno - archiwistyczne - idę na żywca.
Czas na naukę zabrała mi ta druga kontrolująca niezapowiedziana  INSTYTUCJA.
Znaczy ostatnie dwa tygodnie.
Mam zamiar zdać - cokolwiek to znaczy.

Na mnie już czas.
Dobre nocy, kochani!:*


1 komentarze:

Anna http://milosc-rak-codziennosc.blogspot.com pisze...

Ufff to odpoczywaj teraz. Za egzamin trzymam kciuki. Połamania długopisu :)

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)