piątek, 2 maja 2014

Nie będę pisać.

O tym, że ledwo żyję.
I że trzymiesięczny remont kapitalny wraz z koniecznością zamieszkiwania na placu boju to zuuuuo.
I że moje emocje to obecnie masakryczna sinusoida.
(mój-ci-onego takoż. Najgorzej, kiedy oboje mamy dół jak wół...)
Czuję, jak mię dusi i ściska.
Jak mi brakuje przestrzeni na najprostsze życiowe czynności.
Oczywiście nie będę o tym pisać, ani jednego słowa.

Nic nie napiszę też o tym, że zostały tego cyrku jeszcze dwa tygodnie.
(przy dobrych wiatrach!)
I że ekipa się wywiązuje i nie trzeba jej nic a nic pilnować.
I że ludzie mówią, że można-wytrzymać-choćby-na szpilkach.
Nie!
Nie można.
Znaczy ja nie mogę, a mój-ci-on po prostu śpi.
(znaczy teraz, bo już nocka ciemna)
I tyle.

W międzyczasie dzieją się NAPRAWDĘ ważne rzeczy.
Urodziło się dzieciątko, niewiele brakło, a nie żyłoby - a żyje i ma się!
Może opiszę, jak skończy mię się beznecie (w weekend net mam warunkowo, później zaś posucha).
Umarła nagle kobieta, widywałam ją codziennie, żona pracowego kolegi mój-ci-onego.
Pogrzeb w poniedziałek.
Życie - po prostu życie...

A ja i tak chcę.. chcę łazienki!
Prysznica, umywalki, kibla...
Pokoju zwanego szumnie SALONEM, gdzie będę mogła rozsiąść się spokojnie z lapkiem na kolanach, a nie tak jak teraz wisieć półdupkiem  na kawałku kanapy.
Chcę posprzątać, poukładać wszystko na miejsce, gotować obiady - chcę żyć!
A tu jeszcze sracje - instalacje, elektryczne i różne takie inne, płytki - srytki, armatury i tiurniury, oświetlenie, rolety, firanki...
Ja NAPRAWDĘ nie jestem stworzona do takich wyborów, a muszę ich dokonywać.
Panicznie boję się błędów.
Albowiem drugiego razu, drugiego TAKIEGO remontu nie będzie.
MÓJ zapowiedział.

Dobra.
Proszę uprzejmie przesiać przez sito, odcedzić, podzielić przez dziesięć.
Tak czuję się DZIŚ, w piątek 2 maja o godzinie 23.22.
I MUSIAŁAM się wypluć, wygadać,  odessać, emocji skłębionych upuścić.
Jutro może już być inaczej:)
A pojutrze znowu tak samo:)))

Będę niezmiernie wdzięczna za każdy komentarz, w którym opiszecie jak Wy znosicie takie rewolucje.
Czy jest ktoś, kto to LUBI???
Czy są tacy, co nie cierpią?
Napiszcie. Wszystko przeczytam!
Albowiem czasem czuję się jak jakaś istota niespełna rozumu, która nie potrafi tu i teraz cieszyć się tym co ma, tym, że ma za wszelkie dobra czym zapłacić, że będzie mieć pięknie...

Nie.
Nie jestem elastyczna.
Nigdy tego nie ukrywałam.

Piszcie.
Będę bardzo, bardzo wdzięczna.


10 komentarze:

ewa pisze...

Oj, nie wiem, czy Ci pomogę. W poniedziałek zaczynam remont łazienki, przesuwany czasowo z różnych powodów. To TYLKO remont łazienki, A ja już cierpię od momentu podjęcia decyzji o nim. Doskonale Cię rozumiem. Nienawidzę remontów, A to, ile on trwa u Ciebie, to wariatkowo po prostu. I rozumiem doskonale TCO, że więcej tego nie chce. Owszem, po remoncie jest super, jak te smrody remontowe też już się ulotnią. Ale sam remont dla mnie to dokładnie tak samo, jak Tobie SAMO ZUO !
Rozmarzyć się jedynie można : że co jakiś czas albo kupujesz nowe lokum wykończone tak jak chcesz, albo zlecasz kompleksowy remont ekipie projektancko-wykonwczej (bardzo zaufanej) a sama jedziesz na ten czas w ciepłe czy zimne kraje, czy do Przasnysza na przykład - tam, gdzie Ci się akurat zechce. Jedynie taka rzeczywistość byłaby znośna, a może nawet i przyjemna .

moje-waterloo pisze...

Bardzo Cię wspieram mentalnie. Pcham w Twoją stronę mnóstwo energii, samozaparcia oraz... poczucia humoru. Nie to jak, czasem, niezła głupawka na środku pobojowiska.

gosiaB pisze...

Wysyłam dobre moce. Wytrzymasz, bo cel jest tego wart. Dasz radę, bo nie masz innego wyjścia:))) A remontów nikt nie lubi. Cztery lata temu przeżywałam to samo i udało się. A remontowych wyborów też nie cierpię. Ściskam cieplutko i trzymaj się Dzielna Kobieto:)))))

vipek pisze...

Wytrzymałaś tyle to i dotelepiesz do końca.To nic że nerwy zszarpane ale jak bedzie piiiknie:):)
Ja ci najnormalniej zazdroszczę.PRzede mna dosłownie tak wielki remont albo i większy.Masz ten komfort, że remonciarze swojscy, zaufani.Za przykład partactwa zapodam Ci opis jak mi "zaufana" firma wylewała podłogi po zdjęciu starych desek.Uwinęli się szybko, pozim trzyma, nie ma skoków, uskoków,różnicmiedzy pomieszczeniami.Normalnie bajeczka.Tylko nie mogę na ten beton połozyć żadnych desek, paneli dopóki nie podniosę centralnego ogrzewania.Przecudni fachowcy pozalewali mi betonem rury.I żeby zakryli je całkiem.Rury w 2 pokojach do połowy zalane a przestrzeń od podłogi do kaloryfera milimetrowa.czyli zycie na betonie jeszcze ze 2 lata(już 4 za mną) zanim kapitalnie przerobimy c.o.
Nuic, uroki starego domostwa.
Wspieram myslami, ślę dobre prądy i cieeerpliwości kobieto:):):)

Kaczka pisze...

No wiesz, w dziewiatym miesiacu ciazy rozpakowalam osiemdziesiat kartonow dobytku, spalam na materacu, nie mialam pralki, a cieple posilki jadalam raz dziennie w Ikei :-). Nigdy wiecej, ani ciazy (ech...), ani przeprowadzki (akurat...)!
Teraz pisze ten komentarz z wygodnej kanapy lypiac jednym okiem na wymarzony od stuleci kredens wiec... wszystko kiedys mija.
Trzymam kciuki!

Anonimowy pisze...

Ja lubię :))) Na początku był chaos. Jak się coś dzieje, to jest nadzieja, że będzie lepiej, a w każdym razie inaczej. Jak wszystko stoi w miejscu, to stagnacja, bagno, zaschnięty badyl, zero planów, beznadzieja, tylko położyć się i umrzeć... No dobra, może przesadzam, ale ja bym ciągle zmieniała, remontowała, przestawiała, rzucała wszystko jak jest i zaczynała od nowa. Nie wspominam, tylko marzę i planuję. Idę do przodu. Bo nie o to chodzi, żeby złapać króliczka, ale żeby gonić go :). Jak kończy się remont, to ja od razu mam nowy plan...

Violet pisze...

Nawet ja sie boję czegoś takiego. Już przeżywam remont w przyszłym mieszkaniu. Ale byłam cwana. W urzadzaniu i wybieraniu pomoze mi fachowiec:)
Buziole:***

Unknown pisze...

Znam ten stan i to szaleństwo nastroju. Remont najpierw wyczekiwany i upragniony dość szybko zamienia sie w koszmar. Całkiem niedawno zakończyłam u siebie remont łazienki i na razie ciągle mam remonto-wstręt.Nic a nic mi nie przeszło mimo że łazienka cudna wyszła, teraz ciągle ją sprzątam a rodzina popatruje na mnie jak na wariatkę. Co było najgorsze w tym upiornym czasie??? Decyzje które musiałam podejmować

DD pisze...

Przezyłam. U mnie trwało to prawie miesiąc. Ale z każdym kolejnym dniem było coraz gorzej. Na szczęście ekipa remontowa była mało uciążliwa i w porządku.
Pisałam o tym u siebie:
http://furtka11.blogspot.com/2013/09/sciana-jak-kobieta.html
http://furtka11.blogspot.com/2013/09/fachowcy.html
http://furtka11.blogspot.com/2013/09/godzina-r-nadesza.html

makneta pisze...

Nie znoszę i dlatego remontu nie było u nas od dawna. Tak że współczuję, że tyle tygodni to trwa, ten twój remont to jakaś generalka jest. Ale ponoć komfort życia potem się poprawia.
Trzymaj się.
Pozdrawiam

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)