Jeden po drugim odchodzą.
Co jakiś czas.
W tym roku trzech, może czterech.
Znikają.
Przestajemy się spotykać na codziennych trasach.
Stąd wiem, że już
ich
nie ma.
Zostaje po nich pustka.
Merdający niewidoczny ogon.
Brzmiące w uszach milczące szczekanie.
Czasem tylko byli właściciele przemkną chyłkiem
o zupełnie innej niż zwykle godzinie.
Jakby chcieli być niewidzialni.
W samotności płaczą.
Mówią o tym ich znajomi.
Mój spacerowicz jest.
Trasy nadal są nasze, choć coraz krótsze.
Szczekanie donośne.
Merdanie radośnie wyraziste.
Tylne łapy z trudem trzymają pion.
To z powodu oblodzenia, na pewno.
Wciskam sobie kit.
Szykuję oczy do łez.
2 komentarze:
Ona nigdy nie odejdzie, zawsze będzie obok i pewnego dnia znów się spotkacie. A może wróci, tylko w innym futerku. Ja w to wierzę
Ciesz się spacerami. Ściskam i odganiam to zło od Was.
Prześlij komentarz
Dobrze, że jesteś :)