środa, 11 lutego 2015

W poprzednim poście

zbyt szybko przelałam emocje na elektroniczny papier.
Nie żałuję, jednakże powinnam być bardziej zrównoważona.
Postanawiam poprawę.

Psina nie zdrowieje, ale też w widoczny sposób się nie pogarsza.
Cieszy się życiem.
Je, pije, bawi się.
Ma nawet oznaki psiej płodności i rwie się do panów.
Wczoraj była na prawie godzinnym spacerze i o własnych siłach weszła do domu.
Czasem bywają gorsze dni.
Postaram się pamiętać o tym CZASEM, żeby siebie i Was niepotrzebnie nie szarpać.
Dwa miesiące temu lekarz powiedział, że ma szanse na trzy do sześciu miesięcy.
Można więc przyjąć, że na dziś ma jeden do czterech.
Staram się tym nie żyć i o tym nie myśleć.
Czasem to jest trudne.

Moja wyjechana chora poprawia się.
Dostałam cudnego mm-sa z nią w roli głównej - siedzi podparta poduchami, w obu rękach trzyma gazetę. Nie czyta jej, ale trzyma sama - !
I zawadiacko patrzy prosto w obiektyw komórki:)
Mówi, myśli, rozumie.
Uczestniczy w rozwiązywaniu krzyżówek.
Potrafi samodzielnie napić się z butelki.
Jest intensywnie rehabilitowana.
Przy pierwotnych totalnych zerach w skali Barthela postęp jest ogromny.
Są z nią najbliżsi - są mądrze, pogodnie, zwyczajnie.
Cieszę się jak głupia.
I wzruszam.

Wieczorami dziergam, jednak nie mam kiedy focić.
Wracam do domu późno, nie ma już dobrego światła.
A jeśli nawet światło jest to ja nie mam sił.
W pracy pomór, pada człowiek za człowiekiem (grypy, oskrzela, płuca, gorączki), a z racji ograniczonego zatrudnienia pracując w zwykłym, normalnym trybie wszyscy jesteśmy niezastąpieni. No PRAWIE wszyscy. Przy zmasowanym ataku chorób jest już masakra. Przejmujemy jednak wzajemnie swoje obowiązki starając się, aby wszystko jakoś ogarnąć. Będąc dziś na takim doraźnym i nietypowym dla mnie "zastępstwie" usłyszałam wielce zdziwione pytanie (nie wszyscy w akcję wsparcia się angażują):
- Ooooo, a czy TY masz to w zakresie czynności???
- Nie mam - odparłam.
- To dlaczego TO robisz????? - zdziwienie było jeszcze większe.
- Bo TRZEBA - odpowiedziałam wielkimi literami.
Nie ja jedna, taki czas, trzeba.
I trzeba też ogarnąć swoje.
W związku z tym pracuje się duuużo dłużej.
A po powrocie do domu zalicza totalny naryjopad.

Nie zapominam jednak, że tak wiele osób nie ma pracy, a tak bardzo jej potrzebuje.
Od niedawna szczególnie o tym pamiętam.
Za tę świadomość jestem bardzo wdzięczna.
I za osobę, dzięki której ją mam, również.

Drżę, żeby zarazki nie dosięgły i mnie.
Do moich zadań nie da się albowiem delegować nikogo.
Czasem dobrze to, a czasem źle.
Kontrole wszelakie - omijajcie mnie.
Wszak w ostatnich dwóch latach wykonałam wasz plan.
Pięcioletni... z okładem!

7 komentarze:

Ataboh pisze...

No i znów mądry piękny tekst :) Fajnie ,ze jesteś :)

Dorothea pisze...

@Ataboh - Ty na moje teksty patrzysz przez różowe bryle, jak nic:)

e-nick pisze...

Dorotko, po to tu jesteśmy. Przelewaj emocje kiedy tylko masz taką potrzebę. Ja też muszę się zawsze wygadać jak coś mnie męczy. Czasem żałuję, ale tylko tego, że nie zawsze chlapnę w tę stronę co powinnam. Ale na duszy lżej... Pozdrawiam, Ewa

Dorothea pisze...

@ e-nick - jednak mam wątpliwości. Pomyślę. Żeby niepotrzebnie nie chlapać.

Anna pisze...

"naryjopad" - trafne ujęcie

Sylwka35 pisze...

Ano właśnie, jak trza to trza i nie ma się co dziwować - dobrze, że są tacy jak Ty, co to się nie dziwują i nie histeryzują z powodu chwilowego "naryjopadu" :-) Pozdrawiam

urbasia pisze...

Czy mogłabym poprosić o namiary na ten ośrodek? Na priv.U mnie w rodzinie też wydarzyło się :-(
Pozdrawiam

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)