niedziela, 26 kwietnia 2015

Jako że

z ostatniej (szóstej - od października licząc) infekcyi,
trwającej (z dzisiejszym - objawowo mocno schyłkowym - dniem włącznie) dwa pełne tygodnie wylazłam byłam bezantybiotycznie i bezzwolnieniowo - świętuję!

Popijam miód mniszkowy własnoręcznie uwarzony, z letnią wodą rozcieńczony (buduje odporność w długim czasokresie).
Mój-ci-on urywa mniszkom łebki, ja warzę.
Mamy już całkiem sporo tego specyfiku:)
Poz tym łykam Spirulinę Pacific - 6  tabletek dziennie.
Do tego jeszcze sok z cytryny, okazjonalnie czosnek z miodem.
Albowiem
zamierzam
być zdrową.

Się zobaczy.
Może się uda?
No niechby!

Jeśli kuracja się powiedzie za dwa tygodnie zaczynam etap hartowania.
Znaczy wracam na rower i kije, niezależnie od pogody.
Się zobaczy.
Czy się uda:)

3 komentarze:

errata pisze...

To widać mamy podobne priorytety. Ja też, aczkolwiek powoli, wyłażę z choróbska. A mam zamiar pożegnać je wszystkie.
Musi nam się udać.:))

Sylwka35 pisze...

O tak, kije dobre na wszystko :-)

Anna pisze...

a co się ma nie udać? uda się!

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)