sobota, 18 kwietnia 2015

Rosół, pies, mniszek, zamach, włóczki.

Cokolwiek by się nie działo oprócz modlitwy nie mogę NIC.
Dlatego na siłę staram się żyć swoim życiem.
Na siłę, bo myśli są niepokorne.
I nieposłuszne.

Właśnie gotuję aromatyczny rosół.
Rosół to dobra rzecz na skołatane nerwy i na wzmocnienie, rosół to taka rzecz prosta dla każdego, kto nie ma poparzonego przełyku i może go przełknąć.
Pachnie w całym domu.
Zaraz ugotuję makaron.

Pies czuje się różnie, ale zdecydowanie żyje na całego.
Ma kłopoty z apetytem, kłopoty selektywne nieco, bo własną michę z suchą karmą omija, natomiast chętnie podżera razowy chlebek z pasztetem z pańskiego stołu, na ten przykład.
Zamierzam go dziś oszwabić.
Kiedy ugotuje się rosół rozmoczę w nim kilka suchych psich chrupek, dodam gotowaną rozgniecioną marchewkę i trochę pokrojonego mięsa, zrobię z tego jednolitą papkę i gadzinę nakarmię z ręki. Jak znam życie da się zrobić w bambuko i wciągnie do ostatniego kęsa.

W ogrodzie mamy multum mleczajstwa, czyli po mądremu mniszka lekarskiego. Żółto, aż strach! Dziś planowane są (a właściwie juz realizowane, mężowskimi rencamy) kwiatowe zbiory, po czym będę warzyć miód mniszkowy (wygooglajcie sobie) - prosty jak konstrukcja cepa, sprawdzony w rodzinie, wspomaga odporność.
A z odpornością u mnie kiepsko, od tygodnia kolejna porządna infekcja. Na szczęście bez ZLA i antybiotyku, na szczęście organizm walczy (przed południem walczy pracując, popołudniami walczy w poziomie), muszę więc wysłać na front dodatkowe wojska mniszkowe. Póki co lecą miody, cytryny w ilościach hurtowych, tran oraz imbir. W drodze jest Spirulina Pacific. Jeśli tę infekcję pokonam bezchemicznie będę się cieszyć jak dzika norka.

Dotarł "Zamach na prawdę" Małgorzaty Wassermann. Dawkuję go sobie, bo w połączeniu z lokalnymi "atrakcjami" (dwa dni temu zginął w wypadku brat znajomej, wspominałam? Chyba nie. Jakby tych płonących było mało...) stanowi mieszankę piorunującą. Więc dawkuję, a jak już nie mogę to po prostu rzucam w kąt.

Włóczki leżą i patrzą, coś tam kombinuję z jedwabiem ale średnio to widzę i pewnie będę pruć, nie umiem się skupić na projektowaniu. To minie, wiem, trzeba poczekać.

Co u Was? Co dziś robicie - gotujecie, sprzątacie, pracujecie w ogrodzie - co robicie ZWYCZAJNEGO? Poczytałabym... piszcie, jeśli wola i łaska, jestem głodna codzienności.

P.S. Przed chwilką wysłałam SMS-a: "Wiesz może, co u T.?"
Odpowiedź: "Lepiej. Przeszczepiono mu skórę na ręce, goi się. Czekamy."

????
Co może być dalej po TAKIM poparzeniu???
... czy jest na sali lekarz...?

24 komentarze:

Kamilla pisze...

Doroto, u mnie piekna pogoda, wiec dzisiaj jedziemy z cala rodzinka na spacer nad ocean...generalnie to plazy latem unikam jak zarazy, ale teraz bez tlumow, upalow powinno byc milo, troszke spacerku, cos zjemy i taki relaks. Posylam duzo pozytywnej energii do Ciebie, bo tyle zlych wiesci moze kazdego zdolowac:) Pozdrawiam:)

Dorothea pisze...

@ Kamilla - oceanu zazdraszczam, ale cieszcie się, cieszcie się jak najbardziej! Odpoczywajcie :) Jak tylko wyzdrowieję wsiadam na rower - i przed siebie!

Kamilla pisze...

ja to wole jeziora, bo nad pieknymi polskimi jeziorami spedzialm cale dziecinstwo i mlodosc, a ocean jak dla mnie za duzy, woda za slona, ale na wiosenny spacerek jak najbardziej. Zawsze mowie moim dzieciakom, ze moje marzenie to maly domek nad jeziorkiem z tarasem...rozmarzylam sie;)

Dorothea pisze...

@ Kamilla - marzenia dobra rzecz:) Ja tam oceanu jeszcze nie widziałam, stąd to zazdraszczanie. A jeziora cudne są, uwielbiam kajak, szuwary i jeziorną ciszę...:)

Kamilla pisze...

no wlasnie, to sa moje klimaty:)

Dorothea pisze...

@ Kamilla - jednakoż pozdrów ode mnie ocean, może go kiedyś sama przywitam:)))

emka pisze...

u mnie remont na całego... ja uczę się zarządzania z pozycji siedząco leżącej a przed chwilą wyszli od nas goście... taka to sobota była... zwyczajna zupełnie :)
Odstresuj się kochana... całego świata nie zbawisz.
Buziaczki :*******

ovillo pisze...

Ja latam po Górach Sowich, pilnie się szkolac. Pozdrawiam.

Unknown pisze...

A u mnie dzisiaj pachnie barszczem ukraińskim... :-) A rosołek to ja miałam wczoraj :-)
Poza tym posucha szydełkowo-drutowa... Nie dziergam nic :-) Odpoczywam na całego :-)
Pozdrawiam serdecznie.

Dorothea pisze...

@ emka - świetna pozycja do zarządzania, prawdziwie szefowska:)

Dorothea pisze...

@ ovillo - po Sowich, o ja cieee... kocham je, też bym polatała!

Dorothea pisze...

@ Kasia J. - smacznego barszczyku zatem! A posuchy dziergacze paskudne są, na szczęście mijają. Dobrego odpoczynku:)

Kankanka pisze...

U mnie sajgon, bo szyję. Niby składam, ale zaraz porozkładam. Dziś ciepło, słonecznie, chciałabym na ogród, ale muszę szyć. W inne dni brak czasu i ciśnienie mam coraz niższe. Dorotko - ciszy i spokoju Ci życzę :)

Sylwka35 pisze...

Ja leniuchuję, wreszcie - po zwariowanym tygodniu, pracowitej sobocie, dziś czas na gotowanie, pranie, spokojną muzykę w tle i jakieś robótki oczywiście, zaraz po tym, jak się blogowo obrobię :-) Pozdrawiam i dobre myśli ślę.

Dorothea pisze...

@ Kankanka - Przydałaby Ci się pracownia, oj przydałaby... A ciśnienie może kawą albo guaraną? Za dobre życzenia dziękuję:)

Dorothea pisze...

@ Sylwuś - osz Ty ADHD, gotowanie i pranie to dla Ciebie spokój :P
Dzięki za dobre myśli. Ślij, niech je przyswoję:)

Agnieszka Korzeniewska pisze...

U mnie też był dziś pyszny rosołek... Jak u mamy... :) Pozdrawiam wiosennie z Belgii

Agnieszka Korzeniewska pisze...

U mnie też był dziś pyszny rosołek... Jak u mamy... :) Pozdrawiam wiosennie z Belgii

małypsychopata pisze...

Chcesz czegoś zwyczajnego? Proszę Cię bardzo. Wstałam o 4:10, poszłam do pracy. Na 4 godziny, bo tak mi dzisiaj przypadło. Wróciłam pieszo, bo zmienniczka się spóźniła o 15 minut a mój autobus nie... Spacerkiem zrobiłam te 6 km. Po drodze zakupy, w domu obiad, coby męża nakarmić. Porwałam się na puree z groszku, pierś z kurczaka i marchewkę. Smakowo rewelacja,ale wizualnie wyglądało jak zielonkawa kupa niemowlaka. Mąż pochłonął ilość nieprzyzwoitą. Później on poszedł załatwiać jedne sprawy, ja skończyłam wszystko co miałam zrobić i usiadłam. Po kilku minutach Tatuś zadzwonił, że ma prośbę,żebym mu podeszła do apteki i przyniosła lek. No to poszłam. Wróciłam i po tym jak znalazłam szczęśliwe koty śpiące w szafie mojego męża stwierdziłam, że ja im kurwuś zazdroszczę. Szczęśliwe, najedzone, wyspane, wypoczęte i robią co chcą i są nieprzyzwoicie kochane. Jeśli można sobie wybrać następne wcielenie, to chciałabym być moim kotem. Mogę? Spokojnej nocy:)

Dorothea pisze...

@Agnieszka Laviolette - rosołek dobra rzecz:) Za pozdrowienia bardzo serdecznie dziękuję:*

Dorothea pisze...

@ małypsychopata - nie dość, że psychopata, to jeszcze mały...:P Daj plisss bardzo przepis na to danie, podejrzewam, że robi się szybko, jeśli tylko groszek może być puszkowy:)
No i dzięki za ten opis Normalnego Dnia;)
Taki jeden pan, który sprząta pod moją klatką schodową często mówi do mojego psa: "ty to masz dobrze - wyprowadzą, pogłaszczą, michę masz pełną i zarabiać na nią nie musisz..."; To tak w temacie kotów.
Niestety na następne Twe wcielenie w kociej wersji się nie zgadzam, albowiem planuję wspólne spotkanie w niebie:)

Dorothea pisze...

Aaaaa... o miodzie mniszkowym zapomniałam.
Zrobiłam węgielek - no taaaki prosty ten przepis! :)
Teraz robię drugi.
TEGO nie zepsuję:)

małypsychopata pisze...

Groszek konserwowy:) Odlewasz zalewę, gotujesz kilka minut w mleku, możesz doprawić cukrem solą czy pieprzem, dodać koperek (co tam lubisz). Bierzesz blender i wziuuu gotowe:).
PS: Odlej sporo mleka, w którym będziesz gotować groszek, bo inaczej wyjdzie Ci breja:P
Spotkanie w niebie brzmi nieźle. Nie wiem tylko, czy psychopatę wpuszczą...Może jak mały, to się przeciśnie:P

Dorothea pisze...

@ małypsychopata - sękju:) Może wpuszczą...? :D

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)