sobota, 23 lipca 2011

Aaaaale naprzędła!

No takiego wyboru jeszcze u kaszmirowej Laury nie było, odkąd pamiętam.
Wensy, corriedale, jedwabne beefely - cudne!
A nazwy - muszę ją zapytać, skąd ona bierze pomysły do nazw.
Ja bym takich nie potrafiła wymyślić.
Impression, Sleeping Sun... Marzenie!

Zresztą zobaczcie (większego się zrobić nie da, bo się rozjeżdża):

 To jest Sleeping Sun:)



Zobaczę, czy wytrwam we włóczkowej abstynencji. Toczę nierówną walkę, żeby nie kliknąć... wszystkiego!
Ale wtedy to już tylko cały miesiąc tylko chlebek, nawet bez masełka:) Dobrze, że jest zapas mąki chlebowej i drożdży:)
Tym bardziej, że ostatnio od magicznego luupa, czyli od Tuptupa przyszły do mnie dwie wełny - malabrigo (już pokazywałam w jednym z ostatnich postów), a później jeszcze... no wiecie, dobra cena i w ogóle... no więc się skusiłam i kupiłam to:

Piękna, głęboka czerwień - mięciutkie, puchate, miodzio! Będzie z tego coś ładnego, sweterkowo - bluzkowego.
Wypadałoby chwycić za druty i lecieć z koksem, azaliż nieprawdaż?
No to lecę!
Kłaść do słoików ogórki:)))

105 komentarze:

tuptup pisze...

no a zdjęcia robótek to kiedyś łaskawie pokażesz? już nie masz żadnych wymówek - praca napisana, dzieci wyprowadzone, obrona za jeszcze trochę.. haaalo? gdzie są robótki? :)

tuptup pisze...

a laurowe motki też już obczaiłam - miodne są :)

Green pisze...

Czerwień przepiękna.
Aż żal, że mam dwie lewe ręce.
Nawet szalika nie potrafię zrobić, a miałam zapał na długi szalik, rękawiczki i czapkę...do momentu, kiedy moja mama nie stwierdziła:

- Ty się zabijesz drutem i zmarnujesz włóczkę...
ekhm...

dodgers pisze...

I musisz kusić? Mnie mój nazecony ukatrupi, jak kupię coś znowu, a dopiero z czarną wełenką wróciłam i musiałam się ugryźć w język, bo bym wygadała :) A jak byś Kochana miała taką potrzebę nagłą posiadania Tych Cudeniek, to wyślę ci gołębiem coś do tego chlebka, a jak się owe skończy to zawsze można rosół z gołąbka, ponoć zdrowy :)
W Poznaniu już słoneczko wychodzi a u was?
Buźka :)

Dorothea pisze...

Tupcia - nie ma jeszcze co pokazywać, w mordę misia!
Dziś rządzą ogórki:)
Jutro spróbuję, czy się udały - lata całe nie robiłam;)

Dorothea pisze...

Greeńska, lubisz czerwony?
Ja teeeż:)))
No i wisi nad Tobą matczyna "klątwa" co do drutowania:)
Łap za badyle - nie zabijesz się, a włóczkę można spruć:)

Dorothea pisze...

Dodgers, muszę kusić innych, skoro sama nie mogę kupić!
Idą zmiany domowe wiekogabarytowe, pasa zaciskam, a to zupełnie nie po mojemu. Ja już pierogi nawet sama lepię, bo tańsze (no i hmmmm... lepsze!:)
Wełenkę się PRZEMYCA. Cichcem, coby chłop nie wiedział. Mam opanowane do perfekcji:)

A co do słoneczka, moja droga, to u mię świeciło już od rana - i co Ty na to? Z przerwami, ale świeciło caluśki dzień:)

Green pisze...

Mnie nie ma kto nauczyć. A jak chciałam,żeby mi ktoś coś udziergał za kasę to zostałam zabita śmiechem.
No...

Dorfi pisze...

Wełenkę przemycić do domu nietrudno. Gorzej ze schowaniem ;)

Dorothea pisze...

Brakuje Ci miejsca, dorfi? Zrób wyprzedaż:)))
A w ogóle to przegapiłam zmianę Twojego blogowego miejsca - zaraz muszę się poprawić!

Dorothea pisze...

Green, dlaczego się nabijali, że za kasę?
I kto Cię zabił???
I dlaczego???

dodgers pisze...

A ja na to jak na lato !! Deszczu się nie boję- dostałam kalosze w mega róże i robię furorę w tramwajach, a co, niech mam:) Wełenki przemycać nie trza, bo Mój jest dalego za lasami- to ja taka papla czasem :)A propos czerwonego, to coś w powietrzu wisi, bo mnie się marzy takie wino czerwone, konkretniejsze i cieplejsze, tym bardziej jak kusisz pięknościami :)

Dorothea pisze...

Dodgers, czerwone zawsze dobre - jak czerwone półwytrawne wino:)
Ja czerwone mogę i strażackie, i winne, i inne.
Czerwony zawsze był mój:)

Juta pisze...

Mimo że nazwy tych pięknych włóczek przyprawiają mnie o zawrót głowy,absolutnie Cię rozumie.Przeżywam takie same dylematy w temacie sznurków:))))))))))
Pozdrawiam.

Dorothea pisze...

Juciu, czy sznurki też są kosztowne?
Na sznurkach to ja się nie znam wcale - znaczy na takich, z których wyrabiasz swoje cudeńka:)

Green pisze...

Znajoma. Bo powiedziała, że jestem leniem. I mi się nie chce. A ja nie mam zdolności i nie umiem się nauczyć, no i nie mam od kogo.

Juta pisze...

Jak na emerycką kieszeń to i owszem.Zwłaszcza lniane.Ale co tam narzekać.Przyjemności podobno muszą kosztować:)))))

Dorothea pisze...

Green - znaczy jeśli nie masz zdolności (jeśli to prawda!) i jeśli nie masz się od kogo nauczyć to musisz za kasę, nooo!
I nie ma w tym nic dziwnego:)
Polataj po dziewiarskich blogach i zobacz, jak wiele dziewczyn dzierga dla kogoś.
Wiele kobiet nie umie/nie lubi/nie może/nie chce/niepotrzebne skreślić.

A znajomą z tymi poglądami to na drzewo banany prostować!

Dorothea pisze...

Juta - pewnie, że muszą:)
Zwłaszcza takie urocze i niespotykane, jak Twoje:)

Sylwka35 pisze...

No to się pięknie zaczerwieni - już się nie mogę doczekać Twoich dziełek. Weź no chociaż te ogórki pokaż ;-)

Anonimowy pisze...

No piękne...ale ja tak jak Green...Miłego, pogodnego dnia,Dorotko!Basia

martuuha pisze...

Green - bo to trzeba wiedzieć, do kogo uderzać, zeby nie zabił śmiechem :)) A jak "dobrze" (;-)) trafisz to jeszcze cnotę cierpliwości potrafi wyrobić chyba bardzie niż samodzielne dzierganie ;-))))))

martuuha pisze...

(jak rany julek, ona się w końcu w kurzy i albo mnie pogoni, albo w końcu wydzierga tę chustę ;-) hihihi

Dorothea pisze...

Sylwia - ogórki wyszli mniam, z nowego przepisu:)
Jędrne, chrupiące, dziś była degustacja - a jak się popławią w przyprawach dłużej to niech się komercja schowa:)
Ogórki pokażę, ale jak zrobię jeszcze te po meksykańsku. Raz w życiu jadłam, niedawno zdobyłam dobry przepis. Mogę jeść same nawet, cały słoik do dna (choć gęba nieco piecze) - są wspaniałe!

Dorothea pisze...

Green, łapiesz, co Martuuha Ci usiłuje przekazać?:)
Martuś - nie pogonię, cnotę cierpliwości kształtuję... w Tobie i w sobie też!:)))

Anonimowy pisze...

Dorotko, a mogłabyś się podzielić przepisem na te meksykańskie ogóry ? Pozdrawiam. ewa :-)

Dorothea pisze...

Ewciu, meksykańskie właśnie dochodzą, jutro rano powinny być już jadalne:)
Są różne proporcje soli i chili - jak spróbuję własnogębnie (a rzucę się na ogórki rankiem, jestem pewna) to będę wiedziała, czy ten przepis, który mam jest dobry czy należałoby go zmodyfikować.
Jeśli okaże się dobry to go wkleję jutro, ok?
Po południu albo wieczorem.

Anonimowy pisze...

Dobra, najpierw sprawdź własnogębnie :-). A ja mam przepis na ogóry w curry. Obłędne, naprawdę wyjątkowo dobre. Jak byś chciała, to też Ci dam. Dobranocka i buziaki. ewa.

martuuha pisze...

ogóry w curry są git. potwierdzam własnogębnie.

Dorothea pisze...

Ok - wierzę Wam dziouchy:)
I przepisu oczekiwuję!
Póki co latam co chwilę do kuchni i podżeram:)
Gęba mnie letko pali, ale nic to. Nawet zalewę podpijam! No pyyycha!
Ciekawe, ile meksykańskich dotrwa do rana (bo w nocy też bywa różnie:D:D:D)

martuuha pisze...

ogórkowe nocne napady? CIONŻA?!?!? :P

Dorothea pisze...

Oszsz zarazo, chciałabyś, co?:)
Nie ma, nie ma!
Nie CIONŻA ino ogóreczna żarłoczność.
Pyyyyyyycha!
Zeżarłam stosunkowo niewiele:D:D:D

martuuha pisze...

hłe, hłe, hłe... ale co się tak zaperza? ja nie rozumiem... :) (niewiniątko)

Dorothea pisze...

OGÓRKI PO MEKSYKAŃSKU

2,5 kg ogórków
1,5 główki czosnku
8 łyżek oleju
1 łyżeczka chili (pieprz cayenne)
1,5 szklanki octu 10%
0,5 kg cukru
4 pełne łyżki soli

Ogórki ze skórką pokroić wzdłuż na cząstki (większe na połówki, mniejsze na ćwiartki), zasypać salą, wymerdać i odstawić na 6 godzin. Następnie odlać wodę, posypać chili i przeciśniętym przez praskę czosnkiem.
Zagotować olej, gorącym polać ogórki, później zagotować ocet z cukrem i również gorącym polać ogórki. Wymerdać. Odstawić na 12 godzin. Postawić rottweilera, coby pilnował przed wyżeraniem:)
Wkładać do słoików i zalać zalewą. Nie pasteryzować.
Z 2,5 kg ogórków wyszło mi 5 słoików o pojemności 0,6 litra (z czego jeden zeżarłam)- ogórki w trakcie obróbki tak śmiesznie się kurczą i robi ich się mało.
Chili można dać więcej (niektóre przepisy podają nawet 3 łyżeczki), ale wtedy gębę się będzie mieć wyparzoną do końca życia:D:D:D
Smacznego!
To czekam na ogóry w curry:)

martuuha pisze...

chyba wieksze na ćwiartki, a mniejsze na połówki, co? ;P

Dorothea pisze...

Oko Wielkiej Siostry wypatrzyło - oczywiście korekta: Większe na ćwiartki, mniejsze na połówki:)

Dorothea pisze...

Dziewczyny - czekam, woda się gotuje, muffinki co się z wczoraj ostały czekają - zaczynamy świętowanie Anny:) Możemy zagryzać meksykańskimi, jakby co:D

Anonimowy pisze...

OGÓRY Z CURRY

1,5 kg ogórków śreniej wielkości (lepsze większe)
2 cebule

Zalewa :
1 litr wody
1,5 szkl. cukru
1,5 szkl. octu 10%
1,5 łyżki soli
3 łyżki curry

Przyprawy :
listki selera
gorczca

Wykonanie :
Ogórki umyć, osuszyć i razem ze skórką pokroić w pionowe plastry (cienkie). Wodę, cukier, ocet, sól i curry zagotować. Do gorącej zalewy wrzucić pokrojoną w cienkie półtalarki. Zdjąć z ognia i ostudzić.
Do każdego słoika włożyć po listku selera, ok. pół łyżeczki gorczycy (ja mieszałam jasną z ciemną) i pionowo plastry ogórka. Zalać ostudzoną zalewą. Pasteryzować 2 minuty.
Składniki starczą na ok. 4 słoiki poj. 900 ml.
O MATKO, JAKIE DOBRE. sMACZNEGO !

No, to teraz mamy czas na kaweczkę :-)
Buziaczki Dorotko :-) ewa

Dorothea pisze...

Dobra.
Jutro robię wersję próbną:)
Czterosłoikową - jak podajesz.
Jak dobre to pewnie zeżrę jeden słoik od razu:)))
A selery przypadkiem kupiłam dziś z takimi wiechciami, że szok!

Już widzę te pionowe, cieniutkie plasterki... mniam... jak dotąd przyglądałam się takim cieniutkim w marketach, ale jak już sobie kupiłam to mi gębę nie w tę stronę wykrzywiało:)))

Już mi ślinka leci, chyba pójdę przegryźć muffinka meksykańskim:D

Dorothea pisze...

Ewcia, a jakiej firmy przyprawę curry polecasz? Bo ja za bardzo z tym ustrojstwem doświadczenia nie mam.

Anonimowy pisze...

Ostatnio kupowałam z Kamisa, ale moim zdaniem naprawdę nie ma znaczenia z jakiej firmy. Najczęściej kupuję w Lidlu. Używam tej przyprawy do wielu rzeczy-do zup, fasolki szparagowej. Naprawdę nie zauważyłam jakiejś różnicy. No, chyba, że jakaś pastewna bardziej jestem i nie znam się na snobizmach kuchennych.

A u nas,... niespodzianka : LEJE I GRZMI .
ewa

Dorothea pisze...

Pastewna - bomba:)
Leje i grzmi? A u mię gwiazdy i przyjemny chłodek... a rano ma być słoneczko:)
Już będę cicho, żeby Cie nie wkurzać:)

Anonimowy pisze...

No, pod wieczór powkurzała mnie taka jedna i przysłała znad morza mms-em piękny zachód słońca, tak na pociechę :-), a u mnie w tym czasie pierony waliły i grad padał. My , jak w Anglii teraz, o pogodzie nawijamy. Ale swoją drogą, jak oni wytrzymują moknięcie przez 3/4 roku, to dalibóg nie wiem. Dorotko. Dobranoc i kolorowych snów.
A może nie warto się kłaść. Zaraz 26 - Anny - poloneza czas zacząć i szampanem szczelać :-)
pa pa ewa

martuuha pisze...

curry to curry, nie ma znaczenia, kupuje noname w biedronce, czy innym lidlu. zresztą - umówmy się - te przyprawy przypływają statkiem z indii, tak? i się rozładowują w jakiejś gdyni czy innym szczecinie. I się podstawiają ciężarówki, w jednym rządku: Kamis, Milano, Avo, Prymat, Kotanyi czy inne. I rozjeżdżają się w różne strony. A na końcu różnią jedynie logo, opakowaniem i ceną. Ot cała filozofia.

Dorothea pisze...

Nie zgadzam się i już!
Porównywałaś Waćpanna?
Ja porównywałam i dla mnie ziele angielskie Kamisu inaczej pachnie i aromatyzuje niż np. Prymatu. Inna ma jakość.
Wiem, co mówię!
I tego będę się trzymać:)
Po robocie lecę po kurrry:)

martuuha pisze...

phi!

martuuha pisze...

kurczę, tak mi szkoda, jak sobie pomyślę, że te szampany to dziś mogły być na cześć upragnionego dyplomu :( ech...

Dorothea pisze...

Ja ciee... Mnie nic nie szkoda - nic a nic:)))
Im dalej w las tym mniej się przejmuję, czego i Tobie życzę:D:D:D

martuuha pisze...

ależ - ja już zdałam i nie przejmuję się tak bardzo, że do dziś śmiesznych 30 złotych za dyplom nie zapłaciłam i nie odebrałam.
ale dobrze, że masz luz :)

Dorothea pisze...

Obawiam się, że nawet za duży - powinnam się COKOLWIEK przejąć, coś poczytać - a ja ogóry z curry:)))
Ale to dopiero jutro - dziś nie zdążyłam:)

dodgers pisze...

No to kradnę i ja przepis na meksykańskie- tatko i ja uwielbiamy wykręcanie mordki, ale musi być mega ostre- takie aż do łez :)I właśnie- my tu pitu pitu, a Wać Panna się nie przyznaje nawet, czy coś w kwesti drutowania jest na rzeczy he? A egzamin się zda sam- zobaczysz:)

Dorothea pisze...

dodgers - w takim razie dodaj więcej chili! Wypali pyszczek:)
Coś na rzeczy jest, ale rzecz się nie posuwa do przodu - remonta się zaczynają:)

Anonimowy pisze...

W sobotę będę robić zajzajerowe meksykańskie ogórtasy. Radzisz więcej chilli...no, dobra, jakby co. straż pożarną trza będzie wezwać. A teraz lecę do roboty. Dobrego dnia :-) buziaki. ewa

martuuha pisze...

u-dzier-gi-u-dzier-gi-u-dzier-gi!

dodgers pisze...

O to czapa z gazety i 200 % normy? A rzecz ową schowaj coby się nie ukurzyła :)I tylko nie pisz proszę, że u Ciebie słoneczko i to od rana, bo pęknę z zazdrości :)

Dorothea pisze...

Dziewczynki kochane, pół dnia było słoneczko! Teraz już nie ma, ale mu wybaczam:) Temperatura moja ulubiona (około 20 stopni), jest git.

A Martuuha niech mię wytłumaczy, dlaczego curry firmy Prymat zawiera gutaminian??? Co to ma znaczyć? Mój-ci-on pojechał w markety szukać curry bezglutaminianowego. I mam nadzieję, że znajdzie!
Ewcia w sobotę będzie robić zajzajerowe, meksykany, ja będę robić curry... i zajzajery też, albowiem zostało mi około półtora słoiczka.
Nawet mi do naleśników z mięsem pasują, niedługo będę je dodawać do żelków i lodów:D:D:D

Dorothea pisze...

O ja cieeeee! Licznik mi pokazał 90001 wejść! (moich nie liczy:)
Chyba na 100 tysięcy trza jakąś imprezę szykować... co myślicie???

martuuha pisze...

zaczęłabym od tego, że curry nie jest przyprawą, a mieszanką przypraw i to już daje pole do manewru. aaaale, na Boga, przecież człowiek nie umiera od paczki curry z glutaminianem!

martuuha pisze...

ja myslę, że za 90 000 należy się fuksjowa chusta :D

martuuha pisze...

i co to są zajzajery???
(spamerka ze mnie)

Violet pisze...

to ja wypatruję maila a tu się taaaka ogórowa dyskusja prowadzi, no ładnie.
Mnie mama swoimi małosolnymi uszczęśliwiała na wyjezdzie, nie lubie ogórków, ale tymi się zajadałam.
Doro, zakitraj w piwnicy choć po słoiczku po koncentracie pomidorowym tych currowych i chillowych... smaka mam.;)

Dorothea pisze...

Violuśka - gość od okiennych pomiarów spędził u nas dwie godziny z hakiem, za trzy tygodnie demolka wstępna, a jak się spiszą, to zaraz później w tej samej firmie wszystkie drzwi:)
Także mailik będzie, nie bój żaby:)
Ogórki zakitram, ale będę musiała strasznie dużo silnej woli użyć:)))

Marta - zajzajer literalnie to HCl, czyli kwas solny:)
A potocznie to cóś, co "wypala" paszczę, czyli żrące chili na ten przykład.
Aleś się czepiła tej chusty, noooo...:)))

Dorothea pisze...

Marta - od jednej paczki nie, ale wiesz, ile ja już tego gluta w życiu zżarłam??? I wiesz, co to z człowiekiem robi? To jak mogę to unikam - a co!
Zdrowa żywność, jak się tylko da:)

Violet pisze...

No choć tycie słoiczki, co jeden ogorek zmieszczą, pliiis:)

A z fuksjową chustą.. Doro, ja bym już straciła cierpliwość, weźże i zrób ją.

Anonimowy pisze...

Znaczy będziesz miała niezłą rozpierduchę remontową. Ale potem jak będziesz miała pienknie. O matko jak ja nienawidzę remontów. Ale po remontach to nawidzę.

@ martuuha - a jeszcze co do zajzajeru (uzupełnię Dorotkę) - to kiedyś w dawnych, dawnych czasach, i nie za górami i lasami, tylko u nas, z zazdrości panienki oblewały sobie liczka , coby zbrzydzić jej urodę, i coby wzięcia nie miała. To były czasy :-). ewa.

martuuha pisze...

pitolenie...serio. z jednej strony zdrowa żywność, a z drugiej strony kieliszek wina, które jest równie niezdrowe. zdrowy rozsądek rządzi.

Violet pisze...

No jak to? Wino podobno zdrowe i na trawienie i na krew... tylko przesadzac nie trzeba, coby wątroby nie rozwaliło.

martuuha pisze...

alkohol niezdrowy. a wino wyłącznie czerwone i wyłącznie wytrawne. no ale wiecie, o co mi chodzi. żeby nie przesadzać w jedną czy drugą stronę

Violet pisze...

Aha. Bo już myslałam, że na wódkę się musze przestawić:)
A wytrawne niedobre, półsłodkie najlepsze...

martuuha pisze...

no ale wlaśnie - albo zdrowe, albo półsłodkie.
i żeby się nie oszukiwać, że się robi wszystko dla zdrowia i popija potem to zdrowie słodkim winem ;-)

Violet pisze...

Ech, zlituj sie i powiedz chociaż, ze czekolada zdrowa... ta o dużej zawartości kakao...
I nie chcę słyszeć o tłuszczach trans;)

martuuha pisze...

zdrowy to jest błonnik kakaowy ;D

Violet pisze...

A Kochana porad dietetycznych to moze tanio udzielasz?
Bo lekarz kazał mi tak jakby schudnąć (ekh 30 kg) a ja zostałam sama w domu z tabliczką czekolady i chipsami...
I ciężko mi idzie:(

Dorothea pisze...

Marta, no ja Cię palnę! Glut zdrowy a wino nie?
No nieeee...
Viola, to od dziś nie jemy nic, NIC!!!:)

Dorothea pisze...

Martuuha fachowiec od żarcia, Violetko, mówię Ci! Na soczewicę Cię przestawi:D:D:D

Violet pisze...

Nienawidzę soczewicy:( ja tylko węgle lubię... znaczy węglowodany...

Dorothea pisze...

Ewa, rozpierducha będzie straszna, ŻYCIOWA, ba - EPOKOWA! Dziecka z domu wyrzucilim, teraz my!
(a tak naprawdę to oni też się remontują:)
Wszystko idzie "pod młotek", ino po kolei, ale pomalutku i z przyjemnością:)
Aaaale będzie ładnie, jak się to już skończy:)

martuuha pisze...

ja nigdzie nie powiedziałam, że glutaminian sodu jest zdrowy!!!!!!! bardzo się oburzam, jak ktoś mi wkłada w usta słowa i znaczenia, których tam nigdy nie było. Bardzo.
Ja tylko apeluję o zdrowy rozsądek, ale nie upieram się, każdy ma jakiegoś bzika, wolno wam.

ps. soczewica jest zdrowa.
pps.na węglowodanach samych się ciężko chudnie

martuuha pisze...

aaaa... wiem, co jeszcze miałam napisać - curry firmy MIKADO, czyli made for Lidl nie ma gluta. nie zawsze co droższe to lepsze.

Violet pisze...

No wiem, ze ciężko. Próbowałam na samym białku, ale też bez efektu (i tak jest efekt jojo).
Od gluta cięzko uciec, w tylu produktach jest...

Dorothea pisze...

O ja cieee, Martuś, kajam się w prochu i popiele, NIE POWIEDZIAŁAŚ!!!
Bzika nie mam, tak mniemam:)
A do lidla się wybieram po zmywarkowe tabletki, to sobie zerknę na bezglutaminianowe curry.
Lidla lubię:)

martuuha pisze...

no bo nie chodzi, żeby coś samo...
fajne efekty daje zasada niełączenia, ale jej działanie to głównie i tak ZMNIEJSZENIE ilości, i wynikająca niejako z zasady niełączenia - większa ilość warzyw w miejsce dotychczasowego mięsa, czy ziemniaków.

po krótce: są dwie grupy: węglowodanowe i białkowe, których w obrębie jednego posiłku łączyć nie wolno. I grupa neutralna: tłuszcze oraz warzywa (ale nie ziemniaki, czy groch, fasola, warzywa w sensie kalafior, sałata, pomidor, rzodkiewka, fasolka szparagowa, ogórki, no takie - lekkie). i w obrębie jednego posiłku jemy produkty z dwóch grup: albo węglowodany i neutralne, albo białka i neutralne. Przy czym bliżej sniadania raczej węglowodany i bliżej kolacji raczej białka.

I tak.. jeśli kanapka, to nie z szynką, a z papryką (moje ulubione z czasów tej diety danie: kanapka posypana obficie przyprawą przygotowaną przez rodowitego Greka z połówką papryki surowej - jak jabłko). Jeśli jajko - to gotowane i samo, albo z rzodkiewkami, albo z pomidorem.

Jeśłi na obiad kasza, to z mizerią, albo buraczkami. Bez sosu i mięsiwa. Jeśli mięso (nadal bez sosu i panierki) to z furrą surówki.

Wieprzowinę powinno się minimalizować, ale ze swojego doświadczenia nie polecam cyckokurzęcej monotonii. no i smażenie tak samo - do minimum.

Violet pisze...

T z czym jeść ziemniaki?
Dzięki, coś słyszałam o tej metodzie, ale nie rozumiałam co i jak.
Troche mi rozjaśniłaś...
Czyli rozumiem, że jedzona własnie bułka z jajkiem jest moja ostatnią:)

martuuha pisze...

z mizerią, z surówką z kapusty, z gotowanymi warzywami, z marchewką gotowana, albo lepiej surową. no z warzywami :)

Violet pisze...

aha, oki:) To już wiem, co jutro na obiad:*

martuuha pisze...

tylko tak - to nie jest metoda na szybki efekt. ale też skutków ubocznych nie ma. poza głodem w zależności od tego jak bardzo zmniejszasz porcje. Prawda jest taka, że zjadanie 3 plastrów schabu z kilogramem botwinki też nie da efektu. zmniejszenie ilości jest zasadnicze.

ZAWSZE efekty odchudzania poprawiają otręby czy błonnik. I ZAWSZE trzeba pamiętać o piciu wody. Półtora litra to naprawdę nie jest zbyt wiele.

martuuha pisze...

taaaak, a z ziemniaka to poproszę pieczątkę spamera dnia!

Violet pisze...

No to mam dwa problemy w zasadzie - pic nie pije prawie wcale:( dziś szklanka herbaty (jeszcze stoi) jedn fruo-duo i jeden jogurt do picia.
Drugi - defekt związany z chorobą układu trawiennego - praktycznie nieustający głód.
Otręby w domu są, to rano dodam sobie do czegoś...

Dorothea pisze...

No i jeszcze indeksy glikemiczne węglowodanów warto prześledzić, nieprawdaż? bo takie na przykład buraczki czy suszone morele czy daktyle to niewskazane są - podnoszą poziom insuliny we krwi, a insulina chce zaraz więcej cukru.
A do słodzenia polecam xylitol (mam i czasem używam, choć generalnie nie słodzę) albo stewię (jeszcze nie próbowałam, ale wypróbuję). Xylitol wygląda identycznie jak cukier, ale ma inny skład (jest cukrem brzozowym), dużo o nim jest w bogutynie i tam go można kupić.

Dorothea pisze...

Spamer - nie truj, mądrze gadasz, to Cię nie wykasuję:D:D:D
Prosimy o jeszcze:)

martuuha pisze...

picie to PODSTAWA. Jakiś czas temu naukowcy znów nieco przeorganizowali piramidę żywieniową i w nowej wersji (ta nowa wersja to sprzed dwóch lat może, ale w tym temacie nic się nie zmieniło, zmienia się graficzna forma przedstawiania zaleceń) - podstawę piramidy żywieniowej stanowi równy rządek butelek wody. W pracy wypijam 2-4 wiadra herbaty (kubasy po 0,4-0,5 l) plus woda na popitkę. W domu 1,5 l wysokomineralnej wody codziennie. To w dużej mierze pomaga też na problemy z trawieniem i zastoinami.

otręby TYM BARDZIEJ potrzebują wilgoci, wtedy ich działanie jest pełniejsze, i nie ogranicza się tylko do "szczotki". Do posiłku z otrębami (2-3łyżki ale regularnie) szklanka picia to niezbędne.

Jeśli woda Cię nie przekonuje nie idź w gazowane, ani tym bardziej słodkie. Wszelkie owocowe napoje, w kartonikach wyglądających jak soki - też nie. Do wody można wciskać sok z cytryny, wrzucać listki mięty, melisy świeżej. Niektórzy lubią też bliskowschodni napój - jogurt z wodą mineralną plus pietruszka, melisa, cytryna chyba też. trochę soli.

martuuha pisze...

jeśli chodzi o cukier to nie polecam zamienników, ale ja jestem niesłodząca, a kilo cukru stoi u mnie od dwóch miesięcy.

jesli chodzi o alkohole slodzące - czyli wszystkie kończące się na -ol, przy stosowaniu normalnie do słodzenia to jeszcze, ale one w nadmiarach mogą powodować biegunkę (przykładem - gumy do żucia)

no zasadniczo w ogóle większość owoców, co zmaczniejszych to są jednak mocno cukrowo dające w kość: banany, winogrona, czereśnie, gruszki, suszone też wszystko - raczej sporadycznie i jako liczony do puli posiłków, a nie "przygryzak"

Dorothea pisze...

Oooo, ja też chlam! Mój pracowy kubek ma 0,5 litra i nosi nazwę "wiaderka":)
Widzisz, Violuś? Jak ja Ci mówiłam, że masz pić to się słuchać nie chciałaś, małpizno.
Może Marty posłuchasz, hę?
Maruś - Ty jesteś technolog żarciowy...?

martuuha pisze...

dowiedziono, że za otyłość w stanach w najwiekszym stopniu odpowiadają słodzone napoje gazowane:cola, fanta, pepsi, oranżady, etc...

o redbullach pisać nie muszę?

martuuha pisze...

ano jestem. inzynier od żarcia. mam na to papier ;-) (nie, nie żółty tym razem)

Dorothea pisze...

No u mnie xylitol (to jest alkohol???) raz spowodował efekt z gatunku "za siódme drzewo", ale wtedy naprawdę przesadziłam z ilością:)
To naprawdę jest alkohol???

martuuha pisze...

a z piciem -prosty ekseryment. policz ile razy dziennie idziesz do toalety. albo zrób prosty test objętościowy przy użyciu wiaderka i własnej dobowej produkcji. mniej niż półtora litra wygląda niepokojąco.

martuuha pisze...

alkohol w sensie chemicznym, nie alkohol w sensie trunku, używki.

Dorothea pisze...

A stewia - co o niej myślisz?

martuuha pisze...

Dziewuszki, mam trudne zadanie na wieczór noc: muszę: wciąż kąpiel, ostudzić ciasto, i uchować je (i siebie) przed zniszczeniami dokonanymi przez rudego kota. do kuchni nie mam drzwi. zresztą tam stoi kuweta, więc zamykanie drzwi do kuwety jest strzałem w stopę. chyba w wannie się ciasto odstoi do rana, jak ja cie nie mogę ;-)

martuuha pisze...

stewia - u nas nie jest dopuszczona jako słodzik, a skoro nie można jej oficjalnie stosować (w przemyśle, etc), to niewiele o niej wiem, przykro mi.

martuuha pisze...

i macie od cioci marty na dobranoc: http://grooveshark.com/#/s/Trape+La+Verite/3IheYk?src=5

jestem oczarowana tą muzyką.

Dorothea pisze...

Dobranoc, ciociu!
Babcia pozdrawia:D:D:D

Violet pisze...

Oki, idę chlać aż popadnę w nałóg wody z miętą. I jem w miare rozdzielnie, o il dam radę.
Jutro ryba z warzywami. Albo ziemniaki z warzywami. Jeszcze nie zdecydowałam.
Martuś, wielkie dzięki!!!

Kankanka pisze...

Dorotko miła, a dałabyś ten przepis na łogóry mi tak do mejla???? Ja go mężowi zapodam.... nie mogę skopiować, a on nie może wszystkiego czytać, bo mi się dziwić nie przestanie......za trudne te rozmowy dla człowieka pracującego i twierdzącego, że nic go nie dziwi.

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)