środa, 31 sierpnia 2011

Paula...

Kibicowałam jej prawie od początku.
Ze świadomością, że finał może być taki, jaki jest...



Ostatnie zdjęcie Pauli z jej bloga...

Walczyła do końca.
Podziwiałam tę walkę, ale w ostatnich dniach widziałam i czułam, że szanse są coraz mniejsze...
Ja już przeżyłam tak wiele, gdybym to ja odeszła to byłoby takie bardziej zwyczajne... dzieci już samodzielne, mogę być przydatna, pomocna, ale już nie jestem niezbędna... naprawdę tak myślę.

Ciężko, kiedy odchodzą tak młodzi ludzie... albo dzieci, małe dzieci...
Ciężko, kiedy odchodzą matki małych dzieci albo ich ojcowie.


Pauluś, dla Ciebie już życie-po-życiu.
Ty już wiesz, Tyś już po tamtej stronie.
Dałaś przykład, jak żyć do końca.
Chciałabym tak umieć.
Dziękuję za wszystko, czego mogłam się od Ciebie nauczyć.

Ech.
Ciężko mi, co tu gadać.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Reset, totalny reset

Byłam.
Krótko, ale zawsze:)
Dziś wróciłam i czuję się, jakbym spadła z innej planety, a jutro do roboty.

Ciekawe, kto zgadnie, gdzie byłam  - ci, co wiedzą na litość cicho być!

Skąd pochodzi to zdjęcie?



 Gdzie jest ta knajpka?


Gdzie zostało zrobione to zdjęcie?


Co to jest za góra? Jak się nazywa?


Słowo daję, że jak ktoś odpowie na wszystkie pytania to będę zmuszona go jakoś nagrodzić:) Ino jeszcze nie wiem jak - się pomyśli i się zrobi:)

Dziergałam sporo, był na to czas.
Trzasnęłam sobie luksusa i pojechałam EuroCity - a co, raz na całe życie wolno, nie? Pańska jazda:) Podejrzewam, że będzie kolejny raz. W każdym razie w EuroCity genialnie się dzierga, genialnie - pociąg jedzie jak po stole.
Było dużo łażenia po plaskaczu, była długa wycieczka rowerowa i była spora trasa górska. W oczach wciąż mam kadry z tych gór - niech zostaną tam jak najdłużej.

Udziergi lecą dwa - jeden wieloskładnikowy, drugi pojedynczy i nieco tajemniczy, dziergany specyficznym sposobem, niedługo pokażę:)
Buziaki dla wszystkich.

Szczególne serdeczności dla tych, którzy sprawili, że ostatnie cztery dni urlopu miałam jak z bajki i że w ogóle poczułam, że miałam w tym roku urlop:) Bardzo, bardzo Wam dziękuję!:)

wtorek, 23 sierpnia 2011

Mam poczucie, mam świadomość

oj mam.
Że mogę być następna.
Li na swoim blogu zadała to pytanie i właśnie na nie odpowiadam.

Chustka walczy o życie i zbiera pieniądze na leczenie.

Li  na swoim blogu napisała:

"Joaśka to fantastyczna kobieta, ma fantastycznego synka i świetnego męża, który nie jest ojcem synka, synek nie ma najlepszego ojca, więc Joanna musi żyć, bo synkiem nie będzie się miał kto opiekować". 

Potrzebne są pieniądze na niestandardowe, nierefundowane metody leczenia

Wpłat można dokonywać tutaj -  Fundacja Rak'n'Roll to fundacja Magdy Prokopowicz, Magda też walczy z rakiem, a przy okazji pomaga walczyć innym.

Fundacja Rak'n'Roll. Wygraj życie!

ul.Chełmska 19/21, 00-724 Warszawa
Multibank
nr rachunku: 73 1140 2017 0000 4502 1050 9042
nr IBAN: PL 73 1140 2017 0000 4502 1050 9042
nr BIC: BREXPLPWMUL
tytuł wpłaty: Joanna Sałyga

Zajrzyjcie na bloga Chustki, warto poczytać.
Do Magdy Prokopowicz też warto zajrzeć.
Niezła szkoła życia, mówię Wam.

Truizmem będzie napisanie, że liczy się każda złotówka. Bo się liczy. Naprawdę każda.
Nie myślcie, że 10 czy 20 zł to mało. To może być bardzo dużo.
To może być wszystko.

środa, 17 sierpnia 2011

Icelandic sweater - opis

 Mój sweter (więcej zdjęć w poprzednim poście):


Moje kolory:
 Lima 0100 - 1 motek:


Lima 0206 - 1 motek:



Lima 0519 - 1 motek:


Lima 8903 - 11 motków:


Zdjęcia kradzione z magicznego loopa, nędznie wykadrowane (pogubiły mi się ramki). Jeśli się spodobała ta wełna można zadzwonić i sobie zamówić, jeśli ktoś chciałby robić z innej - każda, która będzie miała około 180 metrów w 100-gramowym motku będzie się nadawała do tej rozpiski.

Próbki:

Szarości i czernie (takie jak moje):


 Beże i brązy (mam, śliczne):



Niebieskości i granaty (plus jedna zieleń):


Różowości i czerwienie:


Każdy z tych zestawów może posłużyć do zrobienia takiego swetra lub też do każdego innego, w którym ma być kilka barw z jednej tonacji.


"Icelandic sweater" robiłam od dołu i tak też go opiszę. Czytałam, że klasyka tego gatunku ro robienie od góry, ale ja zaczynając nie byłam jeszcze pewna, czego chcę, ostateczną decyzję podjęłam w trakcie dziergania, stąd taki a nie inny sposób "produkcji".

Jestem wysoka, mam dużą różnicę między talią a biodrami, budowę gruszkowatą. Islandzkie swetry z założenia są proste, mój ma wymodelowaną talię, w prostym wyglądałabym źle. Jeśli któraś z Was ma chłopięcą budowę lub mniejszą różnicę między talią a biodrami może ten sweter robić prosto - bez modelowania talii.

1. Dolny ściągacz.

Na druty okrągłe na żyłce 3 mm nabrałam 196 oczek ( lub każdą inną podzielną przez 4), początek zaznaczyłam markerem i przerobiłam 8 cm ściągaczem 2 prawe, 2 lewe. Zmieniłam druty na 4 mm i przerobiłam 1 rząd samych prawych oczek, zmniejszając równomiernie ilość oczek tak, aby zostały mi na drucie 172 oczka (lub każda inna ilość podzielna przez 4).

2. Pas wzoru wrabianego

Ten pas to chart 2 według schematu, w moim przypadku 43 moduły wzoru po 4 oczka w każdym module, 11 rzędów. Układ moich kolorów jest widoczny na zdjęciach.  Szerokość pasa wzoru to około 5 cm, mamy więc już na drutach łącznie 13 cm dzianiny.

3. Korpus

W moim przypadku długość od bioder (czyli początku robótki) do pachy to 49 cm, pozostało więc do zagospodarowania 37 cm do momentu, gdy będę robić karczek.
172 oczka podzielone na pół dają 86 oczek, przerobiłam więc od pierwszego markera 86 oczek, dodałam drugi marker i od tego momentu miałam już przód i tył (choć obie strony są identyczne;).
Co 8 rzędów zgubiłam 4 razy po 2 oczka z każdej strony (trzy oczka przed markerem przerabiałam 2 oczka razem, później 1 prawe, przekładałam marker, znów jedno prawe i znów dwa razem, gubi się 4 oczka w rzędzie).
4x2=8 i to jeszcze mnożymy razy dwa (bo mamy dwa boki) i wychodzi, że zgubić trzeba 16 oczek. W związku z powyższym w talii mamy 172-16 = 156 oczek, 78 oczek na przód i na tył. Przybyło nam w pionie około 21 cm dzianiny, łącznie jest już 34 cm.
Pozostało jeszcze 15 cm. Z tego 5 cm przerobiłam prosto (to jest moja talia), a później równomiernie dodałam przy markerach 2 razy po 2 oczka z każdej strony (jedno przed markerem, jedno za markerem, łącznie 4 oczka w rzędzie) - co 6 rzędów. Przybyło mi więc 8 oczek, na drutach miałam 156+8=164 oczka, po 82 na przód i na tył.

Przyszedł czas na nabranie oczek na rękawy - ja nabrałam 58 oczek na każdy rękaw, na drutach miałam 280 oczek. Pojawiły się 4 markery rozdzielające przód, tył i rękawy. Od tego momentu robiłam raglanem w okrążeniach spuszczając równomiernie co 2 rząd według zasady: 3 oczka przed markerem, 2 oczka razem, jedno na prawo, marker, jedno na prawo, 2 oczka razem. Aby raglan ładnie się układał oczka przed markerem i za markerem gubi się nieco inaczej, ale o tym później. Zgubić trzeba tyle oczek, żeby na drucie zostało 224 oczka albo inna ilość podzielna przez 8, bo jeden moduł karczku ma 8 oczek. Przerobiłam więc 14 rzędów, w co drugim gubiąc 8 oczek i zostało mi oczek 224. I do tego momentu (za wyjątkiem pasa wzoru wrabianego) prawa autorskie i dobra osobiste - wszystko opracowałam sama, ale były poprawki, były przygody, było prucie i było nawet cięcie dzianiny według przepisu Agaty:)

4. Karczek

Tto nic innego jak chart 1 według schematu:) Trzeba sobie wydrukować i lecieć z koksem. A genialność spuszczania oczek na KAŻDY karczek, nie tylko na ten polega na tym, że:

  •  ilość oczek na drucie trzeba mieć podzielną przez 8 (8 oczek to 1 moduł), u mnie 28 modułów x 8 = 224 oczka;
  • rzędów od podstawy karczku do szyi ma być 39;
  • z każdych 8 oczek ma nam zostać 3 oczka, 28 modułów x 3 oczka to razem 84 oczka - i tyle przy szyi mi zostało;
Aby uzyskać ładnie układający się karczek trzeba po kolei:
  • w 15 rzędzie
  • w 22 rzędzie
  • w 28 rzędzie
  • w 33 rzędzie
  • w 37 rzędzie
każdy moduł zmniejszyć o jedno oczko, czyli w każdym module przerobić dwa oczka razem na prawo. Jednym słowem w każdym z 5 rzędów gubimy po 28 oczek - im bliżej szyi tym rzędy "zagęszczają się" i dzięki temu karczek układa się pięknie. To wszystko wynika ze schematu i spokojnie daje się przenieść na każdy inny sweter - mogą być wzory warkoczowe, gładkie, wzór francuski czy też jersey.

Mój karczek zakończyłam plisą 2 prawe, 2 lewe, wysokość plisy 4 cm.

5. Rękawy.

Robiłam na 5 drutach, magic loop nie dla mnie:)
Zaczęłam od 58 oczek, później według zasad podanych wyżej zgubiłam co 8 rzędów po 2 oczka, zostało mi oczek 54. Dalej robiłam już prosto bez żadnych zmian do momentu, kiedy do końca rękawa pozostało mi 13 cm (taką szerokość miał ściągacz korpusu wraz z pasem wzoru wrabianego). W ostatnim rzędzie przed rozpoczęciem wrabiania wzoru dodałam gdzieś-tam 2 oczka, żeby mieć tę podzielność przez 4 i na drutach było 56 oczek. Zrobiłam pas wzoru wrabianego (chart 1), później 1 rząd jednolitym kolorem (u mnie czarnym) oczek prawych i zmieniłam druty na 3 mm. W pierwszym rzędzie ściągacza dodałam równomiernie 8 oczek, na drutach miałam 64 oczka. Przerobiłam 8 cm ściągaczem 2 prawe 2 lewe i ściśle zakończyłam oczka.
Proces produkcji rękawa drugiego powtórzyłam:)

6. Dodatki:

Schematy wzorów wrabianych - klikamy i drukujemy z pdf.
Sposób robienia raglanu - o tutaj, na jutjubie:)

Zmęczyłam się jak cholera:) Jak trochę odetchnę to sfocę jeszcze próbki w innych zestawieniach kolorystycznych, które wczoraj do mnie przyjechały i wkleję je do tego posta.
Dziergajcie, pytajcie - pomogę:)
I zwróćcie uwagę, plisss, czy nie ma byków - w pracy za mnie liczy excel, mogłam się gdzieś rąbnąć:D

wtorek, 16 sierpnia 2011

Islandic w wersji manekińskiej:)

No to siup!
Zamieszczam manekińskie, bo naludziowe będą nie-wiadomo-kiedy, to zależy od osobistego fotografa, światła i różnych takich. No i od temperatury! Na litość, nie każcie mi przy dwudziestu stopniach pana Celsjusza z okładem się w to ubierać. Nie da się i już:)

Fotografem nie jestem, to już wiemy, tak?;) No to lecimy. Zwróćcie uwagę, jak równiutko wygląda dzianina - sweter jest prosto z drutów, przed praniem, a oczka równe niczym w wojskowej kompanii:) Ja aż taka dokładna nie jestem i dziergam dość szybko, znaczy to, że wełna samiuśka się tak układa. I dlatego będzie dobra dla początkujących dziewiarek, bo przyniesie satysfakcję nawet przy niewielkiej wprawie, a dziewiarki zaawansowane mogą sobie kombinacyje tworzyć i też satysfakcje mieć będą:)




Tło badziewne, obraz lekko rozmazany - wszystko gra:) Tło już niedługo będzie, ba - będzie dużo TEŁ przeróżnych, wszak remont się w chacie szykuje, pisałam.
Zbliżenie karczku:



I jeszcze jedno ujęcie:


On ci jest czarny jak noc listopadowa, jak się czerń fotografuje to już wiemy, prawda? No i światło też dzisiaj do bani. Ale co tam - sweter islandzki jest (no para-islandzki, bo wełna z innej bajki) - i tego się trzymam i z tego cieszę.

Wełna to lima, z magicznego tuptupowego luupa (o mały włos nie napisałam "lumpa", aaaależ bym się naraziła, nooo:), o wełnie już pisałam, ale mogę napisać więcej, jakby kto chciał.

Karczek jest we wzorze rozpisany fantastycznie, rewelacyjnie i cudownie (ujmowanie oczek) - mam na wieki wieków sposób na idealny karczek, nawet, jeśli nie będę robić wzorów wrabianych to przyda się do każdego innego dowolnego karczku, byleby się trzymać podanej zasady. Zasadę mogę zdradzić...:)))

No to słuchajcie, ludziska:
  1. Piszcie w komentarzach, jak Wam się podoba;
  2. Piszcie, czy Wam napisać coś więcej - o tym, jak można dobrać kolory (jest propozycja trzech zestawień kolorystycznych);
  3. Czy napisać, ile poszło motków i jakie druty;
  4. I w ogóle piszta, co chceta - ja wszystko przeczytam, a jak będzie chętnych wystarczająco dużo to się wieczorem wysilę i wszystko, co chcecie w tym samym poście opiszę. Mogę nawet opisać, jak dziergnąć cały słiterek, ino wiecie, motywację w postaci komentarzy mieć muszę:D:D:D
Jeśli spadnie temperatura i fotograf znajdzie parę minut to go może naproszę i dodam naludziowe choć jedno, przydałoby się, wiem.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Finiszuję:)

 Tworzę coś takiego:


Zdjęcie podprowadziłam z tej strony. Islandzki wzór pięknie i dokładnie rozpisany, idealnie wymodelował mi się według tejże rozpiski karczek. Został mi jeszcze ściągacz w drugim rękawie i poprawki na dole korpusiku, ale to już naprawdę pikuś. Jutro (hmmm, dzisiaj!:) powinnam skończyć, wyprać i wysuszyć. Po czym sfocić na ludziu, jeśli warunki pogodowe pozwolą.

Sweter jest określony jako męski, ale mnie się spodobał... i miałam nadzieję, że spodoba się też mężowi, że mu dziergnę taki sam i se  będziemy chodzić wespół wzespół uniseks. A tu bulba - mąż obejrzawszy moje "dzieło" stwierdził, że on takiego "kołnierza" nie chce! I weź mu teraz tłumacz, że to męskie jest i że ja zboczona czasem w męskich chodzić lubię:)

Dziergam z tej wełenki. Lima jest świetna - ma sporo alpaki, ma lekki włosek i robi wrażenie. Taki sweter od lat był jednym z moich wymarzonych i wreszcie znalazłam odpowiednią dla niego wełnę. Islandczycy dziergają go wprawdzie z innej, ale ta - póki co - jest poza moim zasięgiem.

Dostałam fantastyczną próbkę od właścicielki sklepu - taką ze wszystkimi kolorami. Lima występuje w kilku zestawieniach kolorystycznych - beże, szarości i czernie (to moje) i zgaszone niebieskości. Z każdego zestawienia można wydziergać taki sweter i nie jest to wcale trudne!

Póki co bardzo polecam tę wełnę. Nie jest droga (wychodzi 18 zł za 100 g), pięknie się w robocie układa, sweter będzie cieplutki.
Na razie tyle - reszta jak skończę, wysuszę i sfocę.

P.S. Zamówiłam sobie już sporą  "porcyjkę" limy w beżach i brązach. Jest w drodze. Z próbek wynika, że kolory świetnie się zestawią. Będzie coś fajnego, ale to trochę później. Najpierw muszę się zmierzyć z chustą - Marta czeka:)

czwartek, 11 sierpnia 2011

Mniam:)

Składniki:

Główka sałaty lodowej
Półtorej łyżeczki miodu
Dwa ząbki czosnku
Oliwa z oliwek
Ocet winny
Szczypta soli

Sałatę poszarpać na małe strzępki, wrzucić do miski.
Miód rozpuścić w małym garneczku. Podgrzać tylko tyle, żeby był płynny.
Dodać rozgnieciony czosnek.
Wymerdać.
Dodać oliwę z oliwek.
Następnie ocet winny.
Merdać, aż się zagęści.
Dodać szczyptę soli.
Spróbować, czy sos smakuje.
Sprawdzić, czy jest go odpowiednia ilość - jeśli nie  dodać oliwę i ocet winny i merdać dalej:)
Powinien być dość ostry, kwaskowaty i słodki - wszak ma "dosmaczyć" całą główkę sałaty lodowej.

Polać sosem sałatę, wymieszać, wciągnąć.
Właśnie skończyłam - pycha! Wprawdzie jutro będę z lekka capić czosnkiem, ale ojtam. Jem takie coś całe tegoroczne lato, wszystkie przeziębienia poszły w cholerę, podniebienie ukontentowane.
Pani inżynier technolog żywienia - mam nadzieję, że TO jest zdrowe?:)

P.S. 1. Proszę mnie nie umieszczać w kategorii "blogi kulinarne"!
To tylko jednorazowy wybryk:)

P.S. 2. Pani inżynier technolog żywienia!
Od wtorku  (16.08.2011) mam urlop i zgodnie z obietnicą we wtorek Waćpanny chusta ląduje na drutach, ok?

P.S. 3. Jako że natura nie znosi próżni coś tam się w nielicznych wolnych chwilach dziergało i dzierga - jak będzie kolejna wolna chwila i dobre  światło pokażę zajawki:) Póki co mam robótki dwie, trupów w szafie brak, trzecią rozpocznę 16 sierpnia. Pani magister inżynier technolog żywienia okaże zrozumienie, Plisssssssssssss:)

Aaaależ pyszna ta sałata!
Jeśli kto ma dobry pomysł na zdrowy i lekki sos do sałaty (najlepiej na oliwie) to proszę uprzejmie o komentarz z przepisem w zamian za mój  - szukam nowych inspiracji!:)

Serdeczności dla wszystkich tu zaglądających:):*

piątek, 5 sierpnia 2011

Poczytajcie.

Nie musicie się zgadzać. Ja też nie jestem bezkrytyczna fanką autora.
Ważne, żeby mieć własne zdanie.
Żeby zadać sobie kilka pytań i szukać na nie odpowiedzi.

Klik tutaj.
I jeszcze tutaj.
I tutaj też kilkamy.
Zajrzyjcie do komentarzy pod postami - dużo ciekawych linków można tam znaleźć...

Ja szukam odpowiedzi..
Na wiele pytań.
Od dawna...

środa, 3 sierpnia 2011

Nie lubię hipermarketów

No naprawdę nie lubię.
Jest mi w nich zbyt ciasno.
Jestem anonimowa.
Jestem tylko koszykiem, do którego wkładam kolejne produkty, koszykiem zobowiązanym do odstania kolejki do kasy, zapłacenia za zakupy, dzień dobry, do widzenia, zapraszamy ponownie.

Owszem, korzystam. Czasem. Wtedy, kiedy jest taniej, kiedy czegoś trzeba kupić więcej (na przykład octu do ogórków:) Mąki. Cukru. Jogurtów. Kawy, herbaty. Reszty nie widzę. W obszernej reszcie się gubię.

Ale tak naprawdę lubię małe sklepiki.
Mają swój klimat. Jestem tam u siebie - rozpoznawalna, swoja. Pani z warzywniaka nieproszona zostawia mi banany w kropki, przecenione - bo takie lubimy najbardziej:) Potrafi mnie dojrzeć ze swojego sklepu, kiedy wracam po pracy do domu i krzyknąć: "mam dla pani banaaaaaany"!
A pani w rybnym podaje mi mintaja o niskim stopniu zlodowacenia, bo wie, że takiego lubię najbardziej.

Lubię małe sklepiki.
Wręcz uwielbiam.
Można liczyć w nich na dobrą radę. Można zadzwonić i zapytać, kiedy będzie dostawa, a ciepły, głęboki głos o przecudnej barwie powie mi wszystko, o co zapytam. Jak wygląda malabrigo sock i do czego się nada będąca właśnie w promocji lima. O tym, że wkrótce nowa dostawa i że trzeba ścibić kasę też się dowiedzieć można bez problemu:)  Można w nich zamówić ręcznie przędzioną i pięknie farbowaną wełnę. Wensy, jedwabie, merynosy, beefele. Jedyne, niepowtarzalne, fantastyczne! Nie-do-przecenienia.
I można pogadać z przemiłą właścicielką o kolorach, gatunkach wełen. Można zapytać o wszystko - i uzyskać odpowiedź.
Można zrobić zamówienie i dostać przemiłego maila zachęcającego do dalszej współpracy. I będzie ta współpraca, będzie! Zwłaszcza, że spinki do szali są prześliczne:)

Hipermarkety stosują chwyty wyuczone w toku nauki zwanej marketingiem. Istnieje wszak przedmiot pod nazwą "psychologia hipermarketów"! Wiedzieliście o tym??? Ja się dowiedziałam kilka lat temu. Jakie stosować chwyty, jakie techniki manipulacji, jakie sposoby, żeby związać ze sobą klienta tak, aby ten niczego się nie domyślał i żeby wracał jak bumerang. Nie zawsze wiedząc, po co i dlaczego.
Odkąd o tym wiem nie daję się nabrać. Do hipermarketu idę zawsze z kartką ze spisanymi zakupami - i nigdy nie kupuję niczego więcej, co będąc jeszcze w domu na niej zapisałam. To mój sposób na siebie i na nieplanowane odchudzanie portfela:)

Nie lubię hipermarketów.
Dziewiarskich też:)
Wolę małe sklepiki, gdzie jestem rozpoznawana, gdzie mnie zawsze ciepło przyjmą, doradzą, miło obsłużą.
Małe sklepiki mają swój klimat. Prowadzą je pasjonaci.
I myślę, że właśnie ich pasje są ich przyszłością:)