poniedziałek, 31 października 2011

Urzeczona pięknem

tego, gdzie byłam i co widziałam zabieram Was w siedmiogodzinną górską trasę.
Będzie długo.
Mogą rozboleć nogi.
Dzianina na trasie będzie tylko jedna.

Muszę to pokazać, muszę - i przeżyć to jeszcze raz.
Zdjęcia są mojego autorstwa i nie zostały poddane żadnej obróbce - tam naprawdę TAK było...

Najpierw buty - muszą być dobre buty, macie takie?

To ważne w czasie górskich wędrówek - bezpieczna kostka, nie czuć nierówności podłoża, bieżnik pozwala iść bezpiecznie.


 Pierwszy widok, około godziny 10.00 nowego czasu:


Idziemy dalej, wchodzimy w las:


Tu już jestem na etapie, gdy zapiera mi dech od tego, co widzę, a to dopiero początek:


Gdzieś na trasie trafiam na takie cudo i udaje mi się je sfotografować:


Nie wiem, co to jest, ale zachwyciło mnie, spróbowałam makra:


Zaczyna się bajka, bajka czy raj - nie umiem tego nazwać:

I już się nie chce gadać, tylko patrzeć, patrzeć - i chłonąć...


Skała taka i niebo wariacko błękitne:


Mój-ci-on - w swoim szale, w objęciach swojej pasji:)


Obiecana dzianina - ktoś miał na szyi, zdjął i pozwolił mi sfocić:)))


Cudowności ciąg dalszy, jeszcze światło jest piękne, jeszcze słońce wysoko:


Pozuje mi szyszka - znowu próbka makra:


Słońce coraz niżej...


Ale kolczaste łebki pustych buczynek widać jeszcze całkiem dobrze:


Powoli się ściemnia...


I zachód słońca w górach:


I ostatnie już zdjęcie:


Przeżyłam to jeszcze raz...:)
Jakaż to radość mieć wreszcie trochę lepszy sprzęt i uczyć się fotografowania - jakaż radość! Zapominałam chwilami, gdzie jestem, dwa razy zgubiłam się w lesie - szłam "za aparatem", tak było pięknie, że zapomniałam patrzeć na oznakowania szlaku! Zdjęć zrobiłam milionpińcet, niestety nie da się pokazać tego wszystkiego...
Będę wracać do tych zdjęć, gdy przyjdą późnojesienne szarugi.
Bo jest w nich tyle światła, tyle radości - dobrze móc to oglądać, jak dobrze!

Dziś czuję, że mam mnóstwo mięśni, dobrze, że to był urlopowy dzień:)
W samochodzie udziergałam drobiazg - jutro go skończę i postaram się sfocić, mają być piękne dni, więc będzie dobre światło. Córka marznie w pracy, prosiła, żeby ją poratować czym prędzej - to udziergałam migiem.

Kto dotrwał do końca postu i się nie rozczarował i nie zanudził?
A kto zgadł, w jakich górach byłam?:)

Serdeczności dla wszystkich:)

piątek, 28 października 2011

Krótko i na temat

Wieczka pisze w komentarzu:

"I jak kolczyki - przyszły, doszły? i jakie są - bo moje przyszły i jeszcze cudniejsze są niż na zdjęciach
wielkie dzięki za odkrycie harapati i za blog celtic - też genialny"

Odpisuję publicznie:)

Przyszły! Ich piękna nie umiem oddać słowami - mistrzostwo wykonania, precyzja, delikatność, kunszt - wszystko z najwyższej półki:) Kobietki u mnie w pracy chodzą i wzdychają do nich (mam dziś na sobie fioletki oraz grubą, ciepluśką ciemnofioletową chustę z tej oto obłędnej wełny, chusty jeszcze Wam nie pokazywałam, pokażę, jak przyjdzie ODPOWIEDNI czas:), lęgnie się już pracowo-koleżankowe zamówienie do biżuteryjnej mistrzyni Harapati. Ja sama też przetrząsnęłam jej galerię od deski do deski i zaraz do niej piszę, co bym jeszcze chciała:)

Oooo, coś podobnego bym chciała (kradzione z bloga Harapati):


Muszę jeszcze jeno do Artystki napisać, czy takie mi zrobi... i kasy nazbierać, bo poszalałam i w portfelu przeciąg:)

A blog zarazy celtyckiej...  no genialny, musi być genialny - no przeca jaki pan, taki kram:))) Uwielbiam i te dziergadła i jej pisanie, czytałam latami blog, którego już nie ma, więc jak ją znowu znalazłam to postanowiłam podzielić się zarazą ze światem - niech i inni dobrze się bawią i podglądają celtyckie plecionki:)

Celtycka zrobiła na blogu porządną galerię swoich prac - można wpaść i podziwiać, naprawdę jest co, zachęcam wszystkich!

wtorek, 25 października 2011

Dwóch postów w ciągu dnia

jeszcze nie było.
Dziś będą.
Muszą!

Devorgilla oszalała ze szczętem. Robi candy! I rozdaje... ogromne, ciepłe celtyckie szale - własnoręcznie dziergnięte!. Ja już widziałam te produkty dawno. For sale były! Że ona zechce je rozdać za darmo w życiu bym nie pomyślała! Ona szaleje, my korzystajmy:)))
Mówię Wam, zajrzyjcie chociaż. Jest tego mnóstwo, szanse są duże - bierzcie, jak dają!

Tu jest avatar:


Widziałam czerwone, fioletowe, różowe, kilka białych, brązy i beże - no po prostu szał! Jeśli komuś się podobał mój mizerny celtycki kwadracik to na candy znajdzie... esencję celtycyzmu:)))

Lećcie, mówię Wam!
Pani Matematyk i Geometra jeszcze inne zgadywajki wymyśliła i niespodzianki dla tych, co zgadną - szykuje się niezła zabawa! A Devorgilla poczucie humoru ma nieprawdopodobne - przepony mamy zagrożone wszyscy:)))

A tu przykład tego, co ona rozdaje (kradzione z bloga):




Czyż to nie czyste szaleństwo???

poniedziałek, 24 października 2011

Qadratto finito

Celtycki ukończon.
Ma 21/21 cm.
Wyszło, że patrząc na wzorzec Celtyckiej się nie wywiązałam należycie, a przy okazji pomyłek... zaprojektowałam nowy wzór:)








Zatem jak się tylko obrobię nieco wracam do oryginału i będę piłować, aż zrobię dokładnie według schematu.
I zrobię ponczo z takich WŁAŚCIWYCH kwadratów.
Każdy kwadrat robi się osobno, później się je łączy.
Będzie wyzwanie:)

Ukończone mam jeszcze dwie chusty, ale czekają na dobre foty i na właściwy moment do prezentacji - i czekają na dokończenie mitenek do kompletu z jedną z chust.
Na drutach małe co nieco, niedługo pokażę:D
Naprawdę małe, przerywnik, ale jakże sympatyczny i ciepłe uczucia budzący...
Pokażę, jeszcze trochę.

O kocie w worku pamiętam - Kankanka, słyszyyyysz?:)

A póki co - remontu part II.
Bród i smród, na szczęście ubóstwa chwilowo nie ma, bo wszystko kosztuje:)
Dziś urlopowałam się i czuwałam ja. Zamknięta zepsem w jednym pokoju, w którym dało się żyć. Następne dni bierze na klatę mój-ci-on.
A to dopiero prace przygotowawcze!
Właściwa ekipa wchodzi za około półtora tygodnia.
Oj, będzie się działo...

Mąż mi dzisiaj nadał tytuł "remontowej lokomotywy":D:D:D
No to będę.
Napędzanym elektrycznie szynobusem, a nie jakąś tam lokomotywą!
Zaplanowałam, że będę tym szynobusem dośmiertnie.
Albowiem zawsze, ale to zawsze mieliśmy w chałupie jakiegoś niedorobionego "smroda" w postaci ... kilkanaście lat nieremontowanego pomieszczenia. Koniec z tym! Co cztery lata, nie rzadziej, Po tym remoncie stulecia - odświeżanie co cztery lata. Rzekłam!

Oczy średnio, byłam u okulisty. Tendencja jaskrowa zniżkowa, powolna, nieuchronna.
Powiązanie z cholesterolem... i z wieloletnią chorobą, którą przeszłam.
Jutro odbieram nowe szkła do czytania.
Co pół roku obowiązkowa kontrola ciśnienia śródgałkowego. Jest niepokojąco zmienne.
Z jakimś kątem przesączania coś nie teges.

Zatem remont w chałupie - i remonta we mnie, nie ma wyjścia:)
Nie, nie przejmuję się, słowo!
(jakby kto wiedział, jak sobie przeczyścić żyły i tego dziada cholesterolowego usadzić to byłabym wdzięczna. Nie mam ochoty na wylew, zawał czy ślepotę!)
Nie lubiłam się badać.
Szłam jak musiałam.
To się skończyło.
Teraz będę co pół roku - grzecznie, bez przypominania.

To lecę!
Niedospanie daje o sobie znaaaaaać:)

sobota, 22 października 2011

Zaraza... i kolczyki!

Zaraza mię dopadła.
Wiedziałam, że nadciąga nieuchronnie.
Nie wiedziałam, że będzie kolejnym nieuleczalnym nałogiem.
Generalnie jest niedobrze, bo z przeproszeniem jeszcze tylko tego mi brakowało...

Zaraza ma nazwę własną.
Zwie się "zaraza celtycka" i ma ścisły związek z tą oto zarazą celtycką, będącą istotą żyjącą.
Poznał człowiek babę lat temu kilka w necie, w okolicznościach innych niż dziewiarskie poznał, niczego się nie spodziewając spokojnie sobie żył. Że baba dzierga wiedział, wiedział też i widział, co dzierga. Ale że wciąga? Tego nie wiedział! Po latach na niejakim raverly przyglądając się dziełom rzeczonej odkrył, że to ona!
Maila przez raverly napisał, ucieszył się jak jaki głupi...

Baba okazała się bardziej niebezpieczna, niż myślał.
Bo ona nie tylko dzierga - ona projektuje, artystkom jest, po nocach nie śpi, węzły celtyckie plecie - i wciąga!
Innych w ten proceder wciąga, nosz jasny gwint!

Podstępnie mi pokazała swoje pomysły.
Jeszcze bardziej podstępnie i cichcem przysłała mi na maila kilkanaście z milionapińcet projektów i delikatnie zapytała, czy mi się podobają... zaraza, mówię wam!
Haczyk połknęłam.
Od wczoraj plotę celtyckie węzły klnąc momentami w żywy dym (no teraz już nie, ale na początku gorrrąco było) - i oczy przecieram ze zdumienia patrząc na to, co mi spod drutów wychodzi! I że ona ta samiuśka wymyśliła, no! Plecionki umiem robić, plecionki lubię, ale takie zawijasy dziobię pierwszy raz. Będzie tego więcej:)

Jakby nie patrzeć powoli idę w etno. Mam kolejny plan na poncho - tym razem według celtic patterns niejakiej Devorgilli - poncho z kwadratów. Poniżej zajawki tego, który dziś skończę:









Mówię wam - jazda jest niezła, ale efekt miodzio! Trza to jeszcze skończyć, uprać, oczka równiuśko ułożyć - i się ponapawać:) Będzie zatem celtyckie ponczo, nie wiem jeszcze, kiedy będzie i z czego, koncept trza będzie dopracować i wełnę stosowną dobrać. Po raz pierwszy od dawna dziergam na drutach prostych - czuję się, jakbym działa na patykach! Oduczyłam się:)

No i kolczyki. Uszy sobie przebiłam, to się powoli trza obkupić. Szukałam czegoś, co by mi się podobało, nie miałam pojęcia, że w sieci jest tego całe mnóstwo! Co nie oznacza, że wszystko mnie się podoba. Szukałam, szukałam - i znalazłam piękne miejsce. Zamówiłam kolczyki, już są zrobione, już niedługo do mnie przyjadą, a ja dostałam ich fotkę. Fotka jest autorstwa właścicielki galerii Harapati (klik!), dostałam ją na maila:



Nie mogę się doczekać:) A jakby się kto na stronę Harapati wybrał i zobaczył tam nowe kolczyki, takie z orientalnym akcentem, o takie (zdjęcie ukradzione z galerii, a dokładnie żywcem stąd):


to chciałam tylko zaznaczyć, że właśnie wysłałam maila do właścicielki, że te TEŻ CHCĘ i mam wielką nadzieję, że je już dla mnie zarezerwowała. Więc się proszę, drodzy państwo, nie napalać, ino poczekać na następne:)

wtorek, 18 października 2011

Już po wszystkim - czyli fotoreportaż:)

Napisałam posta.
Z godzinnym wyprzedzeniem!
Na godzinę 20.00 ustawiłam.
Nie wcisnęłam "PUBLIKUJ"!
O 19.30 musiałam biec - bardzo nagła sprawa.
Przepraszam bardzo za spóźnienie - wybaczcie!
To teraz wciskam "publikuj" - i jedziemy:)

Rzecz dzieje się między 17.00 a 18.00 na placu budowy (czytaj: w remontowanej chałupie) dziecków osobistych.
Niecnie podrzucone podwójne lub potrójne komentarze zostały starannie odsiane, losy pocięto specjalistycznym sprzętem i wrzucono do bębna.
Bęben maszyny losującej to pierwotnie dzieckowy prezent ślubny - piękna waza/amfora/kij wie, co to jest - inkrustowane srebrem COŚ zamieniona później na plastikową miskę,  a losującym jest Wiadomo Kto:)No to jedziemy:

 ETAP I - LOSOWANIE GŁÓWNE

 Bęben maszyny losującej pełen analogowych losów:


Przesypywanie losów do michy - bęben jest za mały, nie można mieszać!


Przesypujemy....



i przesypujeeemyyy...


Mieszamy - dokładnie, starannie i długo:


Uwaga - losujemy (nie umiemy czytać i zbytnio nie kumamy, o co cho):


Prezentujemy z komentarzem: "Ooooo, wygrała biedronka!:)


Faktycznie - wygrała biedronka, widać to na drugim zdjęciu:
Biedronkowa Frasiu - uściski i gratulacje!:)



ETAP II - LOSOWANIE... KOTA W WORKU:)

czyli losowanie nie-wiadomo-jeszcze-czego dla tych, którzy byli najbliżej odgadnięcia, co będzie przedmiotem Candy:)

 Bęben maszyny losującej ponownie pełen analogowych losów, losów tylko kilkanaście:


 Przykładamy się w skupieniu do drugiego etapu:


Przyszły właściciel kota w worku już wylosowany:


 "Ooooo, a teraz wygrał jakiś chrząszczyk!" - słychać radosny głosik:)
Kankankowy "chrząszczyku" - ściskam Cię ciepło, kot w worku jest Twój:D:D:D


Jakby nie patrzeć kochani konkluzje są dwie:
1. Wygrała... FAUNA:D:D:D - pozdrawiam Biedronkę i Chrząszczyka:)
2. Wygrał Śląsk - obie stolice - jedna Dolnego, druga Górnego - coś kurka siwa na rzeczy jest!

I co Wy na to? Jak się ma drobna fauna do Górnego i Dolnego Śląska? Bo ja nijak nie jarzę:) Poproszę sugestie i podpowiedzi!

Wszystkim pięknie dziękuję za wspólną zabawę i za świętowanie rocznicy bloga, prawdziwe butelki już można odkorkować, bo już po pracy, już wieczór:) Tych, co tym razem nie wygrali pocieszam serdecznie i łzy ocieram (jeśli płyną) - jeszcze nie raz się będziemy się tutaj bawić, mam taką nadzieję!

No i bloczek skończył roczek:)

Całkiem duży już jest i samodzielny:)

Przywiązałam się do tego miejsca, do Was, którzy zaglądacie, komentujecie, współtworzycie. Bo przecież bloga nie pisze się tylko dla siebie. Pisze się, bo się chce, żeby był czytany. I się cieszy, jak czytany jest:)
Ja piszę, bo lubię dziergać. I pokazywać to, co zrobię i oglądać to, co pokazujecie.
Lubię być w tym "dzierganym stadzie". Czasem w "owczym pędzie", kiedy muszę szybko coś dzierganego skończyć:)

Piszę, bo lubię pisać. Zawsze lubiłam. Lubię się wygłupiać i uwielbiam, jak inni robią to razem ze mną, a ja z nimi. Uwielbiam, kiedy ze śmiechu boli mnie przepona:)
I piszę, bo lubię ludzi (no nie wszystkich, nooo, ale 99% się łapie:).
I jeszcze dlatego, że lubię się uczyć i poznawać - a dzięki Wam rozwijam się dziewiarsko i... ludzko:)
I jeszcze po to, żeby się czasem podzielić czymś, co przeżyłam, nawet jeśli to trudne jest...

Mam dobre, ciekawe życie w realu, sieć nie jest dla mnie alternatywą dla samotności, póki co nie musi. Jednakowoż życie rządzi się swoimi prawami, zwroty akcji ma nieprzewidywalne, nie wiem, co będzie za kolejnym zakrętem. Nie zastanawiam się:)
Ale... właśnie dzięki sieci i blogowi nawiązałam bardzo cenne dla mnie kontakty.
W relacjach bezpośrednich mogłoby się to nie wydarzyć.

Dlatego cieszę się! Cieszę się, że jesteście - i każdemu z Was życzę jak najlepiej:)
Dziś świętujemy - zapraszam na lampkę wina!




Tak jak zapowiadałam - losowanie wczesnym wieczorkiem, z dokumentacją foto lub filmową, a o 20.00 ogłoszenie wyników cukierasowej zabawy:)

Zatem będzie wieczorem jeszcze jeden post - ale świętować możemy już od teraz, tam, gdzie sie właśnie znajdujemy.

Dobrze, że jesteście!!!
Ściskam wszystkich najmocniej i najcieplej, jak umiem::*

poniedziałek, 17 października 2011

Ogłoszenia specjalne

Hej!
Wróciłam z jury, złaziłam szlak orlich gniazd, wytańczyłam się ze ślubnym i z innymi nie-ślubnymi takoż, powietrza mam po pępek i zdjęć mnóstwo nowem-starem aparatem dziabniętych - mogę dalej żyć:)

Ogłoszenia mam trzy - następującej treści:

1. Tu ma bloga taka jedna (klik), to taka... taka świruska celtycka:) Nic tylko węzły i węzły i przeplatanki i cuda wianki. Gdzieś tam w gienetyce ma jakąś kwaterkę szkockiej krwi (pewnie po pradziadku pradziadka) i na głowę jej się ta domieszka rzuciła:D:D:D Projektuje cudnie i projektuje coraz to insze nowości, a teraz wpadła na pomysł... wspólnego przedsięwzięcia! Bedziem dziergać, focić, słać i robić różne różności - praca netowa zespołowa. Roboty z tym nie ma wiele, a jak to wszystko poskładamy do kupy to może być nieźle. Poza tym rzeczona świruska nieprawdopodobnym poczuciem humoru epatuje, no bez pampersa ani rusz i za to ją kocham dozgonnie:) Zatem lećcie "Na Celtyckom", obaczcie, czy wam sie widzi - a jak sie widzi to się zapisujemy, dziergamy wespół wzespół -  bedzie super, mówię Wam!

2. Cieszy mnie niezmiernie 110 (stan na godzinę 08.22) chętnych na moje niskotemperaturowe  udziergi, wprawdzie jak się jeszcze kto dopisze to szanse pozostałych zmaleją, ale ojtam - na tę jesień candów się narobiło tyle, że szok! Zatem kto jeszcze chętny dziś do godziny 23.59 ma szansę - niech się wpisze o tu, pod tym postem (klik) i udział bierze. Wygranej życzę wszystkim, ale się nie da:) Maszyna losująca co prawda ma obolałe gardełko i do przedszkola dziś nie poszła, ale przemieszcza się swobodnie i na polecenia reaguje - zatem losowanie jutro, według planu. Maszyna w swej chorobie mieć będzie trochę atrakcji - gorzej, jak sama zechce z tego losowania coś mieć! Chyba jakąś słodką niespodziankę przygotować muszę:)

3. Ze względu na wzgląd szwendania się po jurajskich krakowsko - częstochowskich szlakach nie zdążyłam przygotować niespodzianki dla tych, którzy byli blisko odgadnięcia, co dziergam na candy. Stokrotnie upraszam przebaczenia, nadrobię z prędkością światła. Losowanie tejże niespodzianki sie odbędzie, ale będzie to losowanie... kota w worku!:D

To lece.
Popracować!

    środa, 12 października 2011

    Karty na stół:)

    No co ja zrobię, że sama nie mogę wytrzymać?
    No nic!
    Nie chce mi się czekać z pokazywaniem udziergu do 18 października, skoro już dziś mam zdjęcia z udziałem mojej pięknej modelki:)

    Przypominam tylko - zapisujemy się pod tym postem, tam też wrzuciłam jedno zdjęcie całości, a tutaj możemy sobie pogadać:)

    No to fotki, proszę państwa, fotki candowego udziergu. Tego, co to będzie przedmiotem candy W CAŁOŚCI nie zgadł nikt, natomiast niektórzy byli blisko typując poszczególne elementy - i oni właśnie wezmą udział w losowaniu niespodzianki. Której jeszcze nie mam, ale którą przygotuję:)

    Odsłona pierwsza:



    Odsłona druga:


    Odsłona trzecia - pełna:)


    I jeszcze warianty odsłony trzeciej:






    Aparat wreszcie nie skłamał - przy czerwieni nie skłamał, no szok! Malina jest malinowa, taka, jak na żywo, taka samiuśka. Cieszy mnie to bardzo:) Kadry za to kiepskie (trzeba było focić bardzo szybko), ale za to jaka modelka! Mówię jej, że ma u mnie etat - a ona się śmieje:) Jest piękna i bardzo fotogeniczna - i jest moja! Nie oddam. Najwyżej... wypożyczę!