wtorek, 27 listopada 2012

Samo życie

Wiek średni.
Płeć męska.

Od czwartku objawy.
Osłabienie, z dnia na dzień coraz większe. Ale to przecież się zdarza.
Jelitówka, na bank jelitówka, teraz wszyscy tak mają.
Morfologie i inne tam gazometrie ok.
Przejdzie.

W sobotę niepokój, słabość rośnie, tętno zaczyna przekraczać setkę i na takim poziomie się utrzymuje.
Po północy jest już całkiem niedobrze - pojawia się krew tam, gdzie jej być nijak nie powinno.
Słabość sprowadza dużego człowieka w trybie nagłym do parteru.
Parter połączony jest z nietomnością całkowitą.
Przyjeżdża karetka.
Ciśnienie 50 na coś tam.
Nosze, wóz tnie na kogutach.

Szybkie badania.
Hemoglobina 6.
Ciśnienie cieniutkie.
Podejrzenie krwotoku wewnętrznego.
Ratowanie życia.
1,5 litra krwi, osocze. Płyny.
W niedzielę rano sms: "Jestem w szpitalu, w nocy zabrało mnie pogotowie".
Szczegółów dowiaduję się później...

Wczoraj gastro.
I ogromna ulga - to tylko (w tej sytuacji) żołądek i dwunastnica, stan zapalny i owrzodzenie.
Jak dotąd - bezobjawowe, bezbólowe...
Ten brak objawów to dla mnie szok.

A dziś?
Pompa infuzyjna z lekiem przeciwkrwotocznym,  nadal płyny, już odczuwalny głód (żarcie kapie przez kroplówkę) - i uśmiechnięta krótka rozmowa telefoniczna:)

P.S. Natychmiastowy przyjazd do wezwania.
Szybka fachowa pomoc.
Trafiona (mam nadzieję) diagnoza.
Jestem wdzięczna. Bardzo wdzięczna.

... inaczej wyglądałaby ta notka, gdyby nie było wolnej karetki... brakowało niewiele...
I choć się ze śmiercią liczę, choć o niej pamiętam i wiem, że zawsze przychodzi nie w porę - TA z wielu powodów dotknęłaby mnie wyjątkowo boleśnie.


16 komentarze:

Rybeńka pisze...

Dobrze, jest dobrze. Nie myslimy o tym, co by bylo, gdyby, nie nie nie.

Dorothea pisze...

Dobrze jest, Rybciu.
Dobrze.
Nie zajmuję się zanadto tym, co by było, gdyby.
Czasem tylko przemknie myśl...
Czasem.

Zofijanna pisze...

Zdążyli tym razem w porę- udało się i to jest ważne- ogromna ulga i można się szeroko usmiechać.

Dorothea pisze...

Tak jest, Zofi!
Dlatego też uśmiecham się bardzo szeroko:D

I nie wiem, naprawdę nie wiem, dlaczego tak jest, ale póki co w mojej szeroko pojętej rodzinie raczej zawsze zdążają w porę...
Choć nie zawsze trafiają z diagnozą.

Rybeńka pisze...

Czasem to nawet moga glupie mysli przechodzic, cobysmy sie nie rozzuchwalili:)

Dorothea pisze...

Aleś się wstrzeliła!
Komentarz o 20.00!
Chyba powinnam jakąś nagrodę przyznać:D

Rybeńka pisze...

Ha!
Takam zdolna bestia!

Ata pisze...

Dorcia - przytulam i współczuję przeżyć! A Dużemu Człowiekowi bólu, strachu i cierpienia.
Będzie dobrze, Rybko :-*

Viola pisze...

Widocznie nie Jego czas :) Pozdrawiam :)

Dorothea pisze...

Rybcia - no zdolnaś, jak nic!:)

Dorothea pisze...

Atuś, dzięki:*
Już jest dobrze.
A strachu na szczęście wiele nie było - po prostu nie było czasu.

Dorothea pisze...

Violu - no widocznie.
I na szczęście!
Jak dla mnie i dla niego również - i dla sporej gromadki ludzieńków:)
Serdeczności!

Kaczka pisze...

Uff!
:*

ossa pisze...

:) ufffff

Anna http://milosc-rak-codziennosc.blogspot.com pisze...

No to gucio, że się dobrze skończyło. Trza teraz odsapnąć:)

Kankanka pisze...

Dobrze. Ulga.

Mam nadzieję, że już się nic takiego nie wydarzy, nie masz czasu na takie przygody i stresy. Druty stygną :))))

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)