Szczęśliwe jak dzikie norki:)
Wyjeżdżone do imentu!
Ja z podejrzeniem pękniętego żebra:D (boli, nie bardzo mogę się schylać, trudniej niż zwykle mi się oddycha).
Próbuję zasnąć z wiadomym skutkiem:D
Vi leży i takoż próbuje zasnąć, ale nadal jeździ na nartach:)))
Juro rano się rozstajemy:(((
Śnieg nie był najlepszy.
Mgła była jak cholera - miejscami dosłownie mleko!
Tyle, że jak ktoś naprawdę chce jeździć to mało co go zatrzyma:)
Nas NIC nie było w stanie zatrzymać - ani ból, ani hardcorowe przeżycia ( o tym w następnych odcinkach), ani ogromne zmęczenie.
Dałyśmy radę.
Obie, wespół wzespół - dałyśmy radę!!!
I miałyśmy z każdej sekundy, minuty i godziny naszego współbycia nieprawdopodobną frajdę:)))
Dobranoc!
Jak dam radę to jutro (tfuj, dziś:) następny post z fotami.
Naszych osobistych facjat u mię na blogu oczekiwać nie należy:)
P.S. Smakowanie chwil jest cudowne.
Jestem szczęśliwa!
A czeski Cernyj Kozel jak zwykle najprzewyborniejszy - dopijam ostatnie kropelki:)))
5 komentarze:
o Ty rozrabiako:) Ale fajne przeżycia opisujesz, mam nadzieję, że jednak żeberka nie złamałaś.
Wypatrywałam cię tam wcoraj. O 10:15 przjeżdżałam pod stokami, na których szusowałaś. Z łezką w oku bo zawsze mi przykro jak wracam z wakacji.
Ściskam cię mocno.
:)))) aż przyjemnie czytać :)))
Ech życie. Miałaś udany wypad- bije z Twoich słów.
Wypoczywaj.
:)))))
Prześlij komentarz
Dobrze, że jesteś :)