poniedziałek, 29 września 2014

Lubię ją.

Bo chłodniej.
Bo kolory cudne ma takie.
Bo w w spokojności, bez nadmiernej potliwości się wybiera wyposażenie do domowych wnękowych szaf.
I powoli się-zmierza do końca się-urządzania.

Lubię.
Bo ogrody prawie angielskie w pełnym słońcu się podziwia bez umiaru.
Się idzie, się pacza.
Się cieszy.
Się wycisza i uspokaja...



Się robi piknik przy zamku, pod ogromnym drzewem.
Niedobra herbata smakuje jak najlepsza.
Zmęczenie zaś służy wybornie. 
I mnie, i mój-ci-onemu.

Po prawdzie to trudno jest, ale nigdzie i nikomu wszak nie jest łatwo.
Słup boli.
Praca toksyną zalatuje tak, że ledwie wytrzymać można.
Na horyzoncie widać szpital, szpital z kimś bardzo bliskim na pokładzie.
Życie - jak moje, jak Twoje, jak Wasze...
Życie.

A po prawdzie drugiej...
Potomstwo moje ma dom i pracę.
I szczęśliwe, ciekawe życie.
Telefon: " Mamoooo, choooodź na kawęęęęę!" smakuje wyborniej nawet niż herbata pod drzewem.
Bo potomstwo mogłoby wszak być w Szkocji czy też innej Irlandii...
Mówią mi, żem szczęściara. Znaczy że ta dzieckowa zagranica nie jest mym udziałem.
I chyba coś w tym jest:)

Zatem chrzanić bolący ciągle kręgowy słup, chrzanić pracowe toksyny i ich źródło.
Jest mój-ci-on, są protoplasty, są potomki, jest dziecko-dziecka - tegoroczny pierwszoklasista.
Jest kawaaaaaaaaaaaa.
Jest życie.
I tego z całych sił się trzymam - u progu października Anno Domini 2014.
Życia się trzymam, realnego.
Takiego-jakie-jest.

piątek, 12 września 2014

Aaaach!

Mój kręgowy słup prawie jak nowy.
Z naciskiem na "prawie" :P
(boli regularnie, ale do wytrzymania).
Żyję i póki co planuję jeszcze pożyć:)

Po czem (znaczy po  mię) pochorował się mój-ci-on.
Z zagrożeniem życia - żeby nie było za łatwo.
Znaczy wylądował w trybie przyspieszonym  w szpitalu.
A ja z nim.
Jako osoba towarzysząca.
W celu odholowania i upewnienia się, że szpital zrobi, co należy.
Szpital zrobił :)
Dziś już wiemy, że mój-ci-on jeszcze pożyje, jako i ja:)
Dochodzi do siebie na ZLA.

Pracy zawodowej mam w cholerę.
Wrzesień, po prostu wrzesień. Jak co roku.
O atmosferze w robocie i stosunkach międzyczłowieczych pisać nie będę.
Koszmar z horrorem. I tyle.
Daję radę.
Ale nie każdy daje...

Znalazłam ciekawy (mały) temat do udziergania.
Jak znajdę czas to dziergnę.
Fotek poprzednich (ostatnich moich) udziergów nadal nie mam gdzie trachnąć (końcowka remontu z różnych względów utknęła w martwym punkcie, brak czasu i odpowiedniego tła do udziergów).
Martwy punkt staramy się z mój-ci-onym ożywić.
Z różnym skutkiem:)

Idę spać.
Jutro sobota, żaden to dla mię ujkęd, to po prostu nadrabianie zaległości z całego tygodnia.
Dobranoc Państwu.




sobota, 6 września 2014

Myślałam,

(myślenie albowiem zdecydowanie-ma-przyszłość),
że w kwestii biusthaltera doradcą może mię być natenprzykład o taki ktoś.
Ywentualnie kuleżanka, dobra i życzliwa znaczy się.
Ale żeby Pan Rehabilitant???
No w życiu!

Tymczasem ze względu na wzgląd (vide poprzednia notka), po wcześniejszej wizycie u  LPK - czytaj: lekarza pierwszego kontaktu (ostre leki przeciwzapalne i przeciwbólowe, żołądek płaaaacze!), niewielką poprawę zauważając (doprawdy niewielką) poszłam byłam do Pana Od Rehabu. Samowolnie i samorządnie. I niezależnie takoż.
Wybrałam tego, co ma najlepszą opinię w okolicy.
Znaczy że skuteczny niby i jak się na danym przypadku nie zna albo nieznajomość domniemywa to odsyła do ortopedy/neurologa/na RTG/na rezonans/niepotrzebne wiadomo-co.

No to poszłam.
Najsampierw wywiad. Słowny znaczy.
Poczem palpacyjne badanko.
Ooooo - tu, tu jest obrzęk, th-cośtam (znaczy 8-9-10, stawy międzykręgowe, columna vertebralis w odcinku piersiowem) zasklepione i zablokowane.
Dlatego boli w cholerę.
No to odblokowujem.

Nabrać powietrza-wypuścić powietrze - trrrrach!
Auuuć!
Wskoczyło na miejsce - no widzi Pani? jest super!
(Rwa jego mać - jakbym miała zasięg, tobym gościa walnęła z liścia!)

Po czem riplej.
I kolejne auuuuuć!
I jest suuuuuper - rwa jego mać!!!

Po czem... Pani się odwróci. Bardzo proszę.
Prawą dłoń na lewe ramię, lewą dłoń na prawe ramię.
Proszę ładnie trzymać!
(Pan Rehab z tyłu wchodzi na jakieś tajemnicze schodki, łapie mię za moje naramienne rączki i robi mi COŚ TAKIEGO, po czym widzę wszystkie gwiazdy i nie mogę złapać tchu).

- Oddychać, proszę oddychać! - słyszę.
Staram się. Nie mogę!!!
Po czem łapię.
Pierwszy, drugi, trzeci oddech.
Boli jak... rwysyn.
Pan na mię pacza i mówi:
 - Wszystko ok, jest w porządku, tak miało być, słyszy mnie Pani?

Słyszę - słyszę!!!
Co nie zmienia faktu, że mam ochotę tym razem przywalić Panu prawym prostym lub sierpowym, bo liść to już dla mnie za mało.
Na TAKIE KUKU w kręgowy słup.

- Jest ok - mówi Pan. - Proszę ćwiczyć, ruszać się jak najwięcej. A jutro (znaczy dzisiaj) będzie się Pani czuła jak po wykopkach. To normalne, to przejdzie, proszę mi zaufać. A jakby coś się działo, gdyby ból narastał proszę dzwonić - przyjmę Panią natychmiast, w poniedziałek.
 - Basen?  Mogę?
 - Ależ jak najbardziej!
 - Narty, rower, nordic walking, konie?
 - Nawet natychmiast! Zaraz po wyjściu ode mnie. Zero przeciwwskazań. I proszę zmienić biustonosz! Jest za ciasny w obwodzie. Może uciskać.

Płacę.
Wychodzę.
Boli jak... no wiecie.
Nie wierzę mu nic a nic!
Ledwo-dochodzę-do-domu.
Po czym - po godzince z okładem - z mój-ci-onym idziemy na spacer.
I pierwszy raz od wielu tygodni spacerowym kurckalopkiem przebiegam spory odcinek z niewielkim tylko bólem - zupelnie innym, jak dotąd.
Bólem... porehabilitacyjnym:)

Dziś robię duże zakupy.
Taszczę ogromne siaty.
Dwie bite godziny ze sporym obciążeniem ganiam po straganach i sklepach.
Czuję się świetnie!
Znaczy boli,  ale tak no... powykopkowo:)

P.S. Myślałam, że pewnie dysk, albo i dwa.
Albo może przepuklina jądra miażdżystego...
A tu tylko zaklinowane stawy.
Jak dobrze.
Jeszcze kilka dni i będę jak nowa.

Po raz kolejny doceniam, co to znaczy mieć zdrowe nogi, ręce, oczy, kręgowy słup... móc dźwigać ciężkie siaty i latać bez większego wysiłku.
Pamiętać.
I dziękować Bogu!
Ruch znaczy dla mnie bardzo wiele.
Jest mi niezbędny.
Jak powietrze...

P.S. 2. Biustonosz zmieniłam.
Znaczy kupiłam nowy.
A nawet dwa!



poniedziałek, 1 września 2014

No bolą plecy.

Nie chcą przestać, skubane.
Kręgosłup znaczy...

Żołądek mój nie znosi ketonalu, ale błony śluzowe w zdecydowanie innym niż żołądek miejscu jeszcze dają radę.
Zatem idę zapodać sobie lek w jedynie słuszny sposób.
Całą setkę.
Życzcie mi powodzenia.
Bardzo mi potrzebna spokojnie przespana noc...