sobota, 6 września 2014

Myślałam,

(myślenie albowiem zdecydowanie-ma-przyszłość),
że w kwestii biusthaltera doradcą może mię być natenprzykład o taki ktoś.
Ywentualnie kuleżanka, dobra i życzliwa znaczy się.
Ale żeby Pan Rehabilitant???
No w życiu!

Tymczasem ze względu na wzgląd (vide poprzednia notka), po wcześniejszej wizycie u  LPK - czytaj: lekarza pierwszego kontaktu (ostre leki przeciwzapalne i przeciwbólowe, żołądek płaaaacze!), niewielką poprawę zauważając (doprawdy niewielką) poszłam byłam do Pana Od Rehabu. Samowolnie i samorządnie. I niezależnie takoż.
Wybrałam tego, co ma najlepszą opinię w okolicy.
Znaczy że skuteczny niby i jak się na danym przypadku nie zna albo nieznajomość domniemywa to odsyła do ortopedy/neurologa/na RTG/na rezonans/niepotrzebne wiadomo-co.

No to poszłam.
Najsampierw wywiad. Słowny znaczy.
Poczem palpacyjne badanko.
Ooooo - tu, tu jest obrzęk, th-cośtam (znaczy 8-9-10, stawy międzykręgowe, columna vertebralis w odcinku piersiowem) zasklepione i zablokowane.
Dlatego boli w cholerę.
No to odblokowujem.

Nabrać powietrza-wypuścić powietrze - trrrrach!
Auuuć!
Wskoczyło na miejsce - no widzi Pani? jest super!
(Rwa jego mać - jakbym miała zasięg, tobym gościa walnęła z liścia!)

Po czem riplej.
I kolejne auuuuuć!
I jest suuuuuper - rwa jego mać!!!

Po czem... Pani się odwróci. Bardzo proszę.
Prawą dłoń na lewe ramię, lewą dłoń na prawe ramię.
Proszę ładnie trzymać!
(Pan Rehab z tyłu wchodzi na jakieś tajemnicze schodki, łapie mię za moje naramienne rączki i robi mi COŚ TAKIEGO, po czym widzę wszystkie gwiazdy i nie mogę złapać tchu).

- Oddychać, proszę oddychać! - słyszę.
Staram się. Nie mogę!!!
Po czem łapię.
Pierwszy, drugi, trzeci oddech.
Boli jak... rwysyn.
Pan na mię pacza i mówi:
 - Wszystko ok, jest w porządku, tak miało być, słyszy mnie Pani?

Słyszę - słyszę!!!
Co nie zmienia faktu, że mam ochotę tym razem przywalić Panu prawym prostym lub sierpowym, bo liść to już dla mnie za mało.
Na TAKIE KUKU w kręgowy słup.

- Jest ok - mówi Pan. - Proszę ćwiczyć, ruszać się jak najwięcej. A jutro (znaczy dzisiaj) będzie się Pani czuła jak po wykopkach. To normalne, to przejdzie, proszę mi zaufać. A jakby coś się działo, gdyby ból narastał proszę dzwonić - przyjmę Panią natychmiast, w poniedziałek.
 - Basen?  Mogę?
 - Ależ jak najbardziej!
 - Narty, rower, nordic walking, konie?
 - Nawet natychmiast! Zaraz po wyjściu ode mnie. Zero przeciwwskazań. I proszę zmienić biustonosz! Jest za ciasny w obwodzie. Może uciskać.

Płacę.
Wychodzę.
Boli jak... no wiecie.
Nie wierzę mu nic a nic!
Ledwo-dochodzę-do-domu.
Po czym - po godzince z okładem - z mój-ci-onym idziemy na spacer.
I pierwszy raz od wielu tygodni spacerowym kurckalopkiem przebiegam spory odcinek z niewielkim tylko bólem - zupelnie innym, jak dotąd.
Bólem... porehabilitacyjnym:)

Dziś robię duże zakupy.
Taszczę ogromne siaty.
Dwie bite godziny ze sporym obciążeniem ganiam po straganach i sklepach.
Czuję się świetnie!
Znaczy boli,  ale tak no... powykopkowo:)

P.S. Myślałam, że pewnie dysk, albo i dwa.
Albo może przepuklina jądra miażdżystego...
A tu tylko zaklinowane stawy.
Jak dobrze.
Jeszcze kilka dni i będę jak nowa.

Po raz kolejny doceniam, co to znaczy mieć zdrowe nogi, ręce, oczy, kręgowy słup... móc dźwigać ciężkie siaty i latać bez większego wysiłku.
Pamiętać.
I dziękować Bogu!
Ruch znaczy dla mnie bardzo wiele.
Jest mi niezbędny.
Jak powietrze...

P.S. 2. Biustonosz zmieniłam.
Znaczy kupiłam nowy.
A nawet dwa!



3 komentarze:

Basia pisze...

To terapia manualna, wiem, znam, bez tego nie funkcjonuję:))) Nie forsuj się za szybko.

Dorothea pisze...

Basiu - dziękuję, nie forsuję się, Twoje zdanie w temacie baaardzo mi się przyda!
Swoją drogą nie spodziewałam się, że tak wiele osób cierpi z powodu kręgosłupa. Rozmawiam, odkrywam ich problemy - i czuję się zdrowa. Ludzie naprawdę cierpią. Serdeczności, Basiu:*

jadowita pisze...

Dobry osteopata to skarb, wiem coś o tym :) i o chrupnięciach też :D

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)