piątek, 22 maja 2015

Oddzielam

ugotowane mięso od kości.
Odrobina spada na podłogę.
(w swoim czasie dbałam, aby takich "spadających odrobin" było sporo).
Nikt nie biegnie, żeby biegusiem jednym mlaskiem to, co spadło "sprzątnąć".
Sprzątnąć muszę sama.

Dzwoni domofon.
Nikt nie szczeka, żeby mnie ostrzec.
Że "uwaga-bandyci-mordercy"!
Muszę dbać o siebie sama, mój "system alarmowy" już nie działa.
A przecież jej szczek był zawsze bardzo konkretny.
Budził respekt.

Wracam z pracy do domu.
Nikt nie jazgocze i nie merda ciesząc się, że wróciłam.
Wita mnie dzwoniąca w uszach cisza.
Trudno mi ją znieść.

Chciałabym... chciałabym ucałować.
Psie czoło, między uszami.
Podrapać tam, gdzie lubiła najbardziej.
Zatopić ręce w jej futrze.
A właściwie nie.
Przytulić ogolone ciałko.
W ostatnim tygodniu było jej już za gorąco.
Udało mi się ją jeszcze (na raty, bo już nie była w stanie długo stać) ostrzyc.
Taka bezwłosa szczególnie lubiła mizianie, wskakiwanie do wyrka, przytulanie.

Dziś jest dzień łez płynących niczym wartki potok.
Na codzień muszę być profesjonalna i dzielna, bo kto to słyszał, tak smucić się z powodu psa...
Swoją tęsknotę skrzętnie więc ukrywam, jedynie smutku pozbyć się nie umiem.
Na szczęście tu na blogu mogę być sobą.
Podziękować każdemu, kto mnie wspiera.
Spuścić ze smyczy całotygodniową tęsknotę w postaci fontanny łez.

Dziękuję Wam za zrozumienie, za każde dobre słowo.
Mąż też mnie rozumie, a właściwie bardzo się stara, więc muszę mu na bieżąco siebie tłumaczyć.
Robię to.
Mężczyźni boją się naszych łez...

13 lat to kawał czasu.
Czasu kochania, przyzwyczajenia się, cieszenia z merdającej obecności.
Wiem, że ból minie i daję sobie na to czas.
Tu i teraz dzielę się tym, co czuję.
Dziękuję każdemu, kto chce ze mną w tym trwać.

10 komentarze:

Antonina pisze...

Płacz i rozpaczaj - to daje oczyszczenie. Po Guciu miałam podobnie.

Mordimerowa pisze...

Trwam i mocno tulę ;-) Rozumiem w pełni.

errata pisze...

Wcale nie musisz być dzielna. To bardzo piękne i ludzkie, płakać po psim przyjacielu.

Zofijanna pisze...

Doroto, ona była już psim staruszkiem. Moje też odeszły w podobnym wieku... i tez na raka. Rozumiem Cię. Płacz, wypłacz swój ból.

in. pisze...

tak bardzo Cię rozumiem. ściskam.

Lusia pisze...

Przytulam.

alushka pisze...

Już kiedyś pisałam, że to historia jak z mojego życia, naszej psiny.... tylko, że poddaliśmy ją drugiej operacji, z której się nie wybudziła :( a ja przeżywałam to wszystko tak jak Ty... pozwól płynąć łzom... tak, nie każdy to zrozumie ale na pewno ten kto przeżył to samo... jeszcze teraz (po ponad półtora roku) zdarza mi się nasłuchiwać psiego szczekania gdy wchodzę po schodach...
tulę Cię mocno i naprawdę wiem przez co przechodzisz i współczuję... z całego serca współczuję <3

Asik pisze...

Płakać za zwierzaczkiem to nie wstyd, nic dziwacznego...Szczerze współczuję :( W moim rodzinnym domu mieliśmy psa Maksia, który po 16 latach odszedł, serduszko już nie wytrzymało starości...rozpacz rodziców była ogromna, mama płakała jak tylko patrzyła na jego psi kącik w kuchni, tata wydawałoby się twardy facet też nie wstydził się swoich łez...Po dwóch latach jacyś "pomysłowi"ludzie wyrzucili na śnieg i mróz 6-miesięczną suczkę niedaleko domu rodziców... no i oczywiście była to miłość od pierwszego wejrzenia...śmiejemy się, że Maksiu wrócił w innym wcieleniu, bo sunia pyszczek ma identyczny, tylko budowę ciała inną:) Rodzice oszaleli na jej punkcie, a psince udało się znaleźć szczęśliwy dom:). Pozdrawiam serdecznie.

Nitki A nitki pisze...

Bardzo rozumiem i przytulam

Anna pisze...

jestem, rozumiem, bo też całkiem niedawno to przeszłam; nie będę oszukiwać, że ból minie, bo nie minie; tylko trochę rana przyschnie, ale zawsze będzie pękać, bo będziesz pamiętać;
mimo to daj sobie czas

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)