Jest Wielka sobota, godzina 19.31.
Ręce będę mieć jeszcze (za chwilkę) w sosie tatarskim i w serniku.
Jaja do sosu już ugotowane.
Sernik za momencik włożę do piekarnika.
Dziecię moje, moje dziecię młodsze od kilku już lat samorządnie, samowładnie i niezależnie dzierży władzę nad wszystkimi Świętami, rozdziela role, podejmuje decyzje i WŁADA tym, co, kto i KIEDY ma zdziałać w kwestiach kulinarnych.
UWIELBIAM TEN STAN.
Moja mała, dorosła dziewczynka w roli Szefa Wszystkich Szefów.
A ja - w roli podwykonawcy :)))
Wierzcie, drodzy rodzice - wierzcie, że z Waszych dzieci wyrosną ludzie, który świetnie dadzą sobie radę w życiu.
Moja wiara przeszłą ogromnie trudną próbę.
Nieprawdopodobną.
Moje dziecko wraz ze swym mężem i ze swoim dzieckiem ŚWIETNIE sobie radzi.
Moje drugie (a raczej pierwsze) również.
Wiara w Pierwsze Dziecko była próbą jeszcze większą niż w Drugie.
Mój Pierwszy Potomek swoje życie wygrał:)
Zmartwychwstał Pan - i żyje dziś.
Blaskiem jaśnieje noc!
Wiary, pokoju, spokoju (choć mnie samej o niego trudno).
Może trzeba nam będzie za wiarę oddać życie.
Niech nas Bóg błogosławi i strzeże.
I niech nam da siłę odchodzić z Jego Imieniem na ustach.
sobota, 26 marca 2016
piątek, 25 marca 2016
czwartek, 24 marca 2016
Robotę
trzeba "wypiłować", wyszlifować.
Pełen glanc.
31 marca to termin ostateczny.
Więc siedzę, piłuję, szlifuję.
Mam-grubo-powyżej-kokardy.
Jutro i pojutrze miałam zakontraktowany urlop.
Z naciskiem na czas przeszły niedokonany.
Urlop odpuściłam sama.
Termin jest termin i koniec.
Kocizna się nam popsuła.
Na kilka dni. Trzy.
Odpuściła standardowe szaleństwo, przypuściła spanie, leżenie, brak chęci do życia.
Po czasie okazało się, że coś jej zaszkodziło.
Żołądkowo - jelitowo.
Złapani, zła.
Zbyt często daje kociźnie kąski.
Widać nie wszystkie jej służą.
Zapamiętać!
Od pewnego czasu mamy na stanie zabawkę zwaną roboczo "męczykotem".
Zasilana bateryjnie kula z przedłużką w postaci gumki, zakończona pluszową myszką z piórkiem wprawia nasze zwierzę w stan długotrwałego polowania.
Męczykot "chodzi" co wieczór, coby choć część nocy państwo miało przespaną.
W tej minucie Kofilizna właśnie olała męczykota, uwalając się z wdziękiem na ławie (kategoria: absolutnie zabronione!).
Ale ten wdzięk, ten wdzięk - i te oczy... ach!
Jestem bez sumienia.
Albowiem nie mam sumienia z tejże ławy ją po prostu wywalić.
Ooooo - poszła sobie! Męczykot po raz kolejny ją wciągnął:)
Odpływam.
Zmęczona.
Senna.
Przestraszona.
Ile jeszcze nam zostało?
Ile nam zostało życia w pokoju - i w spokoju?
Podobno niecałe cztery lata.
Mam dość blisko, jakby co...
Pełen glanc.
31 marca to termin ostateczny.
Więc siedzę, piłuję, szlifuję.
Mam-grubo-powyżej-kokardy.
Jutro i pojutrze miałam zakontraktowany urlop.
Z naciskiem na czas przeszły niedokonany.
Urlop odpuściłam sama.
Termin jest termin i koniec.
Kocizna się nam popsuła.
Na kilka dni. Trzy.
Odpuściła standardowe szaleństwo, przypuściła spanie, leżenie, brak chęci do życia.
Po czasie okazało się, że coś jej zaszkodziło.
Żołądkowo - jelitowo.
Złapani, zła.
Zbyt często daje kociźnie kąski.
Widać nie wszystkie jej służą.
Zapamiętać!
Od pewnego czasu mamy na stanie zabawkę zwaną roboczo "męczykotem".
Zasilana bateryjnie kula z przedłużką w postaci gumki, zakończona pluszową myszką z piórkiem wprawia nasze zwierzę w stan długotrwałego polowania.
Męczykot "chodzi" co wieczór, coby choć część nocy państwo miało przespaną.
W tej minucie Kofilizna właśnie olała męczykota, uwalając się z wdziękiem na ławie (kategoria: absolutnie zabronione!).
Ale ten wdzięk, ten wdzięk - i te oczy... ach!
Jestem bez sumienia.
Albowiem nie mam sumienia z tejże ławy ją po prostu wywalić.
Ooooo - poszła sobie! Męczykot po raz kolejny ją wciągnął:)
Odpływam.
Zmęczona.
Senna.
Przestraszona.
Ile jeszcze nam zostało?
Ile nam zostało życia w pokoju - i w spokoju?
Podobno niecałe cztery lata.
Mam dość blisko, jakby co...
poniedziałek, 21 marca 2016
Adam już...
samodzielnie robi jedno kółko wokół szpitalnego łóżka!
Po czym pada.
Jest słaby jak mucha.
Ale żyje:)
Rokowania są pomyślne, aczkolwiek tak dużo się wydarzyło, że wprawdzie rokować można, ale WYrokować nie sposób.
Do świąt szpital.
Taki na razie jest plan.
A później? Później będzie później.
Podobno będzie musiał sporo zmienić w swoim życiu.
Niech więc zmienia - na zawsze, na dobre.
I niech będzie jak najzdrowszy.
Tego mu serdecznie życzę:)
Po czym pada.
Jest słaby jak mucha.
Ale żyje:)
Rokowania są pomyślne, aczkolwiek tak dużo się wydarzyło, że wprawdzie rokować można, ale WYrokować nie sposób.
Do świąt szpital.
Taki na razie jest plan.
A później? Później będzie później.
Podobno będzie musiał sporo zmienić w swoim życiu.
Niech więc zmienia - na zawsze, na dobre.
I niech będzie jak najzdrowszy.
Tego mu serdecznie życzę:)
wtorek, 15 marca 2016
Dziś o jedenastej
rozpoczęła się operacja wszczepienia rozrusznika serca.
Adasiowi.
Adamowi.
Przed chwilą dostałam sms-a, że sprawy tak się właśnie mają.
Módlcie się, proszę ja.
Prosi żona.
Prosi on.
Decyzja o stymulatorze zapadła dość niespodziewanie.
Oby była właściwa.
Adam jest w rękach bardzo dobrych specjalistów.
Módlcie się o sprawne ręce i mądre decyzje dla nich.
O siłę dla Adasiowej żony.
O moc dla ich dorosłych dzieci.
Proszę.
Proszę.
Proszę...
Adasiowi.
Adamowi.
Przed chwilą dostałam sms-a, że sprawy tak się właśnie mają.
Módlcie się, proszę ja.
Prosi żona.
Prosi on.
Decyzja o stymulatorze zapadła dość niespodziewanie.
Oby była właściwa.
Adam jest w rękach bardzo dobrych specjalistów.
Módlcie się o sprawne ręce i mądre decyzje dla nich.
O siłę dla Adasiowej żony.
O moc dla ich dorosłych dzieci.
Proszę.
Proszę.
Proszę...
poniedziałek, 14 marca 2016
Adaś.
Rozmawiamy.
Adaś ciągle się buja międy życiem a śmiercią...
Raz sala ogólna, po chwili w trybie nagłym OIOM.
I sms od żony "módlcie się..."
Dziura w sercu od lat, ostatnio ostra niewydolność mięśnia sercowego, później rozległy zawał (60-minutowa reanimacja, połamane żebra...)
Następnego dnia operacja na otwartym sercu.
I od tego dnia to bujanie...
Trudne to jak cholera.
Adasiowa żona trzyma się ostatkiem sił (ze zmęczenia), dwa miesiące przed rzeczoną akcją pochowali ponad dziewięćdziesięcioletnią Adasiową matkę, opiekowali się przez kilka lat jadąc na totalnej rezerwie, Adaś ją dźwigał nie mając po temu nijakich uprawnień (chore serce).
Serce sercem, a przecie matka matką...
Adaś bardzo chce żyć.
Jego żona bardzo chce, żeby on żył.
Po prostu nie było im dane sobie pożyć...
Proszę.
Błagam.
Wyprośmy mu o życie, jeśli tylko Szef nie ma innych planów.
Rybeńko.
Nie musimy się kochać.
Ale pomódl się za Adama, jego rodzinę, jego zdrowie.
I powierz go wszystkim, o których wiesz, że się modlą.
Niczego więcej od Ciebie nie chcę...
Adaś ciągle się buja międy życiem a śmiercią...
Raz sala ogólna, po chwili w trybie nagłym OIOM.
I sms od żony "módlcie się..."
Dziura w sercu od lat, ostatnio ostra niewydolność mięśnia sercowego, później rozległy zawał (60-minutowa reanimacja, połamane żebra...)
Następnego dnia operacja na otwartym sercu.
I od tego dnia to bujanie...
Trudne to jak cholera.
Adasiowa żona trzyma się ostatkiem sił (ze zmęczenia), dwa miesiące przed rzeczoną akcją pochowali ponad dziewięćdziesięcioletnią Adasiową matkę, opiekowali się przez kilka lat jadąc na totalnej rezerwie, Adaś ją dźwigał nie mając po temu nijakich uprawnień (chore serce).
Serce sercem, a przecie matka matką...
Adaś bardzo chce żyć.
Jego żona bardzo chce, żeby on żył.
Po prostu nie było im dane sobie pożyć...
Proszę.
Błagam.
Wyprośmy mu o życie, jeśli tylko Szef nie ma innych planów.
Rybeńko.
Nie musimy się kochać.
Ale pomódl się za Adama, jego rodzinę, jego zdrowie.
I powierz go wszystkim, o których wiesz, że się modlą.
Niczego więcej od Ciebie nie chcę...
piątek, 4 marca 2016
Rozmawiamy.
Bo wiesz, Adaś, to EKG wysiłkowe to dobre jest, ostatnio robiłam, nic mi nie grozi (póki co), zawał i wylew na razie mam z głowy.
Tak, tak, o zdrowie trzeba dbać mówi Adam, wiesz, to ważne jest, ja się staram, naprawdę.
Podpisuje umowę, uśmiechnięty (jak zwykle) wychodzi.
Nie wspomina, że od 15 roku życia ma wadę serca...
W ubiegłotygodniowy czwartek o poranku gwałtownie słabnie, żona wzywa karetkę, na kogutach jedzie na SOR, wada serca nagle się nasiliła, a nasz super-hiper-wypasiony szpital po kilku godzinach badań odsyła człowieka do domu.
W BEZPOŚREDNIM ZAGROŻENIU ŻYCIA.
Adaś leży w domu, niewydolność jest ostra, daje radę dojść do toalety i z powrotem.
Żona godzinami gmera w necie, pomagają dobrzy ludzie, rozdzwaniają się telefony, fruwają sms-y.
W sobotę zapada decyzja, własnym transportem żona wiezie męża do dobrego szpitala, bagatela 160 km, człowiek nadal w BEZPOŚREDNIM ZAGROŻENIU ŻYCIA.
Robi się nieco bezpieczniej - jest podpięty pod aparaturę, funkcje życiowe są dokładnie monitorowane, opieka bardzo dobra, Adam jest w trybie oczekiwania na poważną operację, termin to środa w bieżącym tygodniu.
Żona waruje w szpitalu non stop, opiekuje się mężem najlepiej jak można. We wtorek wiezie go na wózku do toalety, w trakcie Adama dopada bardzo rozległy zawał, reanimacja trwa kilkadziesiąt minut, żona w stresie traci przytomność...
W środę ma miejsce poważna operacja na otwartym sercu, zaszywają wieloletnią sercową dziurę, pacjent operację przeżywa, aczkolwiek stan jest bardzo ciężki, choć w miarę stabilny, Adam utrzymywany w śpiączce farmakologicznej.
Czwartek - brak danych.
Dziś - Adam wybudzony, ostatnich dwóch dni nie pamięta.
Stan nadal ciężki choć stabilny, szanse na życie są.
Współpracujemy zawodowo.
Człowiek jest mi bliski.
Proszę o wstawiennictwo do Najwyższego,
Tak, tak, o zdrowie trzeba dbać mówi Adam, wiesz, to ważne jest, ja się staram, naprawdę.
Podpisuje umowę, uśmiechnięty (jak zwykle) wychodzi.
Nie wspomina, że od 15 roku życia ma wadę serca...
W ubiegłotygodniowy czwartek o poranku gwałtownie słabnie, żona wzywa karetkę, na kogutach jedzie na SOR, wada serca nagle się nasiliła, a nasz super-hiper-wypasiony szpital po kilku godzinach badań odsyła człowieka do domu.
W BEZPOŚREDNIM ZAGROŻENIU ŻYCIA.
Adaś leży w domu, niewydolność jest ostra, daje radę dojść do toalety i z powrotem.
Żona godzinami gmera w necie, pomagają dobrzy ludzie, rozdzwaniają się telefony, fruwają sms-y.
W sobotę zapada decyzja, własnym transportem żona wiezie męża do dobrego szpitala, bagatela 160 km, człowiek nadal w BEZPOŚREDNIM ZAGROŻENIU ŻYCIA.
Robi się nieco bezpieczniej - jest podpięty pod aparaturę, funkcje życiowe są dokładnie monitorowane, opieka bardzo dobra, Adam jest w trybie oczekiwania na poważną operację, termin to środa w bieżącym tygodniu.
Żona waruje w szpitalu non stop, opiekuje się mężem najlepiej jak można. We wtorek wiezie go na wózku do toalety, w trakcie Adama dopada bardzo rozległy zawał, reanimacja trwa kilkadziesiąt minut, żona w stresie traci przytomność...
W środę ma miejsce poważna operacja na otwartym sercu, zaszywają wieloletnią sercową dziurę, pacjent operację przeżywa, aczkolwiek stan jest bardzo ciężki, choć w miarę stabilny, Adam utrzymywany w śpiączce farmakologicznej.
Czwartek - brak danych.
Dziś - Adam wybudzony, ostatnich dwóch dni nie pamięta.
Stan nadal ciężki choć stabilny, szanse na życie są.
Współpracujemy zawodowo.
Człowiek jest mi bliski.
Proszę o wstawiennictwo do Najwyższego,
Subskrybuj:
Posty (Atom)