czwartek, 24 marca 2016

Robotę

trzeba "wypiłować", wyszlifować.
Pełen glanc.
31 marca to termin ostateczny.
Więc siedzę, piłuję, szlifuję.
Mam-grubo-powyżej-kokardy.
Jutro i pojutrze miałam zakontraktowany urlop.
Z naciskiem na czas przeszły niedokonany.
Urlop odpuściłam sama.
Termin jest termin i koniec.

Kocizna się nam popsuła.
Na kilka dni. Trzy.
Odpuściła standardowe szaleństwo, przypuściła spanie, leżenie, brak chęci do życia.
Po czasie okazało się, że coś jej zaszkodziło.
Żołądkowo - jelitowo.
Złapani, zła.
Zbyt często daje kociźnie kąski.
Widać nie wszystkie jej służą.
Zapamiętać!

Od pewnego czasu mamy na stanie zabawkę zwaną roboczo "męczykotem".
Zasilana bateryjnie kula z przedłużką w postaci gumki, zakończona pluszową myszką z piórkiem wprawia nasze zwierzę w stan długotrwałego polowania.
Męczykot "chodzi" co wieczór, coby choć część nocy państwo miało przespaną.
W tej minucie Kofilizna właśnie olała męczykota, uwalając się z wdziękiem na ławie (kategoria: absolutnie zabronione!).
Ale ten wdzięk, ten wdzięk - i te oczy... ach!
Jestem bez sumienia.
Albowiem nie mam sumienia z tejże ławy ją po prostu wywalić.
Ooooo - poszła sobie! Męczykot po raz kolejny ją wciągnął:)

Odpływam.
Zmęczona.
Senna.
Przestraszona.
Ile jeszcze nam zostało?
Ile nam zostało życia w pokoju - i w spokoju?
Podobno niecałe cztery lata.
Mam dość blisko, jakby co...


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)