czwartek, 29 stycznia 2015

Bezsilność.

Już prawie piątek.
Od wczorajszego poranka często sprawdzam skrzynkę.
Obiecanego maila brak.
Nie mam kwoty, jaką mam zapłacić.
Nie mam numeru rachunku bankowego.

Dziś i jutro jestem na urlopie.
Wpadam jednak do pracy, urlop mam nie w porę (konieczność), obowiązków multum.
Przypadkiem natykam się na koleżankę - żonę ratownika.
Przypadkiem i ona jest w pracy.
Przypadkiem dowiaduję się, że jeśli ZOZ nie odnotuje mojej wpłaty to o karetce poniedziałkowej mogę sobie pomarzyć. Mogą ją odwołać nawet w poniedziałek rano i skierować do innych zadań, robią tak dość często.
NIKT mi o tym nie powiedział.
I nie wierzę w przypadki.

Robi mi się gorąco.
Jest godzina 14.00.
Dzwonię do sekretariatu SOR-u.
- Ale ja do pani maila wysłałam, wczoraj - słyszę.
- Ale ja go, proszę pani, nie mam! - mówię gniewnie.
Szukam w przychodzących, szukam w spamie - nie ma.
Sprawdzamy, adres mailowy pani ma poprawny, maila wysłała, ona ma potwierdzenie, ja maila NIE MAM.
A przelew może już nie dojść.
A jeśli dojdzie to go nie zobaczą i nie zaksięgują.

Żona ratownika mówi mi, żeby na nic nie czekać, brać kasę i lecieć płacić gotówką, bo "mój" transport naprawdę jest zagrożony.
Dzwonię na SOR jeszcze raz.
Tak, jest kasa, można wpłacić jutro od ósmej, i koniecznie proszę mi przynieść potwierdzenie wpłaty, koniecznie!
Moja wściekłość rośnie, tak się składa, że tematy płatności nie są mi obce i pięć razy się zastanowię, zanim kogoś poproszę o udowodnienie, że mi  zapłacił, bo z dowodów wynika, że jednak nie. To, że mi ZAPŁACIŁ muszę sobie najpierw udowodnić sama, to mój psi obowiązek!!!

Przepraszam za te wykrzykniki, ale na myśl o tym, że brak ODNOTOWANEJ I POTWIERDZONEJ wpłaty mógł zaważyć o wyjeździe karetki doprowadza mnie do szału. Tkany misternie i z wielkim trudem plan mógł się rozbić o coś, o czym nie miałam pojęcia. Bo nikt mi o tym nie powiedział.

Zatem jutro bladym świtkiem biorę pieniądz w zęby i biegnę do kasy ZOZ-u, otrzymuję dowód wpłaty, po czym zanoszę je na SOR i jak słowo daję, żądam potwierdzenia, że go dostarczyłam!
Czy jest JESZCZE coś, o czym nie wiem, a co załatwić powinnam???

Co za burdel, noszsz jasny gwint...

4 komentarze:

Ataboh pisze...

Ciekawe dlaczego jakoś mnie ten burdel nie dziiwi? Ale wkurzyłabym się jak jasna...
Dasz radę!

Dorothea pisze...

@ Ataboh - a mnie dziwi, n mnie jeszcze ciągle dziwi! Miałam kontakt z niejednym oddziałem, takiego bajzlu nie widziałam nigdzie.

Rybeńka pisze...

ja nawet się nie umiem myślowo zorganizować...
nie wróce
no nie wrócę

Anna pisze...

przytulam

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)