środa, 3 sierpnia 2011

Nie lubię hipermarketów

No naprawdę nie lubię.
Jest mi w nich zbyt ciasno.
Jestem anonimowa.
Jestem tylko koszykiem, do którego wkładam kolejne produkty, koszykiem zobowiązanym do odstania kolejki do kasy, zapłacenia za zakupy, dzień dobry, do widzenia, zapraszamy ponownie.

Owszem, korzystam. Czasem. Wtedy, kiedy jest taniej, kiedy czegoś trzeba kupić więcej (na przykład octu do ogórków:) Mąki. Cukru. Jogurtów. Kawy, herbaty. Reszty nie widzę. W obszernej reszcie się gubię.

Ale tak naprawdę lubię małe sklepiki.
Mają swój klimat. Jestem tam u siebie - rozpoznawalna, swoja. Pani z warzywniaka nieproszona zostawia mi banany w kropki, przecenione - bo takie lubimy najbardziej:) Potrafi mnie dojrzeć ze swojego sklepu, kiedy wracam po pracy do domu i krzyknąć: "mam dla pani banaaaaaany"!
A pani w rybnym podaje mi mintaja o niskim stopniu zlodowacenia, bo wie, że takiego lubię najbardziej.

Lubię małe sklepiki.
Wręcz uwielbiam.
Można liczyć w nich na dobrą radę. Można zadzwonić i zapytać, kiedy będzie dostawa, a ciepły, głęboki głos o przecudnej barwie powie mi wszystko, o co zapytam. Jak wygląda malabrigo sock i do czego się nada będąca właśnie w promocji lima. O tym, że wkrótce nowa dostawa i że trzeba ścibić kasę też się dowiedzieć można bez problemu:)  Można w nich zamówić ręcznie przędzioną i pięknie farbowaną wełnę. Wensy, jedwabie, merynosy, beefele. Jedyne, niepowtarzalne, fantastyczne! Nie-do-przecenienia.
I można pogadać z przemiłą właścicielką o kolorach, gatunkach wełen. Można zapytać o wszystko - i uzyskać odpowiedź.
Można zrobić zamówienie i dostać przemiłego maila zachęcającego do dalszej współpracy. I będzie ta współpraca, będzie! Zwłaszcza, że spinki do szali są prześliczne:)

Hipermarkety stosują chwyty wyuczone w toku nauki zwanej marketingiem. Istnieje wszak przedmiot pod nazwą "psychologia hipermarketów"! Wiedzieliście o tym??? Ja się dowiedziałam kilka lat temu. Jakie stosować chwyty, jakie techniki manipulacji, jakie sposoby, żeby związać ze sobą klienta tak, aby ten niczego się nie domyślał i żeby wracał jak bumerang. Nie zawsze wiedząc, po co i dlaczego.
Odkąd o tym wiem nie daję się nabrać. Do hipermarketu idę zawsze z kartką ze spisanymi zakupami - i nigdy nie kupuję niczego więcej, co będąc jeszcze w domu na niej zapisałam. To mój sposób na siebie i na nieplanowane odchudzanie portfela:)

Nie lubię hipermarketów.
Dziewiarskich też:)
Wolę małe sklepiki, gdzie jestem rozpoznawana, gdzie mnie zawsze ciepło przyjmą, doradzą, miło obsłużą.
Małe sklepiki mają swój klimat. Prowadzą je pasjonaci.
I myślę, że właśnie ich pasje są ich przyszłością:)

42 komentarze:

tabakowska pisze...

Nie wiedziałam, że można kupić wełnę wielokolorową. :)
Moja Mam to robiła swetry używając kilku kłębków, jeśli mieć chciała wzór na swetrze...

Hipermarkety.
Najlepiej kupować w nich produkty pakowane: cukier, ryż, herbatę, kawę... robić zapas w szafkach, wychodzi taniej.

Resztę kupuje tam, gdzie mi doradzą wędlinę, warzywa, owoce bez chemikaliów.

Dorothea pisze...

A można, psze pani, można!
Ja też resztę kupuję tam, gdzie mi DOBRZE doradzą.
Gdzie wszystko jest przedniej jakości.
Wełnę też:)))

Frasia pisze...

Też nie lubię hipermarketów, dlatego rzadko do nich chodzę - zakupy tam najczęściej robi mąż :). On potrafi kupić tam tylko to co potrzebne, na resztę nie zwracając uwagi. Najbardziej jednak nie lubię hipermarketów budowlanych - chodzenie między półkami pełnymi śrubek, kabli i innych ustrojstw okrutnie mnie męczy. A dzisiaj właśnie musiałam przeżyć tę "przyjemność" :(.

Dorothea pisze...

Ja też się często posiłkuję mężem:))) Dostaje kartkę i jak ładnie poproszę to mi kupi:) A po budowlanych będę musiała latać, bo cała chałupa idzie pod remontowy młotek. Na szczęście po dziewiarskich nie muszę:) Zakluczyli mię drzwi, a zamki mają niczym Gerda:D:D:D

Anonimowy pisze...

O tak, sklepiki z duszą to zdecydowanie to!
Dzięki różnym zbiegom okoliczności jedyny market, jaki odwiedzam, to Billa pod domem :) Nie jest wielka, więc daję radę. Do wielkich sklepów jadą wielcy faceci - ja tam po prostu mdleję ;)

Nie żebym się chciała wymądrzać, ale nie ma psychologii hipermarketów, nawet jeśli poważni ludzie tak mówią. Zachodzą w nich jedynie zjawiska psychologiczne ;)
Fanaberia :)))

;) pisze...

brrrr... jak ma iśc do jakiegoś wielkopowierzniowca to mam lekki stukot serca:

1. zawsze trafiam na jakieś przestawienia... no bo po co klient ma wejśc tylko po coś co mu potrzebne... niech pobładzi troszkę, a może akurat cos po drodze chyci czego nie planował... zanim dotrze do obranego wprzódy celu.

2. zawsze trafiam na spedzających tam czas rekreacyjnie "klientów" - ja lubię "wwzw": wejść wziąć zapłacić wyjść. Cóż nie wszyscy tak mają... ludzie całymi rodzinnymi tabunami włóczą się po tych sklepach szukając nie wiedzieć czego.

Przepadam za moimi sklepikami osiedlowymi... Wlazuję do warzywniaka i pani ode proga pyta czy dziś biorę miód malinowy, bo pamięta że ostatnio brałam 2 razy pod rząd... wie, ze jak mówie 10 jaj, to mam na myśłi te od kurek wolnobiegających i wie że za moment wyjmę mój własny pojemnik najakowy;)
A jak wchodzę do osiedlowego spożywczego to pani Kasia wie, że nie kupuję wieprzowej wędliny ino drobiową i zawsze mi coś poleci e'specjale;)
Nawet w naszej małej Biedronce mam swoich ludzi... a moja Mila swoja ulubioną ekspedientkę, która jak wchodze sama to sie pyta o moja córcię: witam, a gdzie moja najlepsza koleżanka? sama ma synka, więc moja Milka jakoś po babsku jej do gustu przypadła. No i wspomnę na koniec jeszcze pana ochroniarza, co wie że mój Ślubny golonkę lubi (choć nie powinien) i zawsze mu coś odłoży extra chudego jak w trakcie rozładunku zauważy takową... lubię małe sklepiki:)

Jadzia pisze...

Ani mąż, ani ja nie bywamy w hipermarketach . Wręcz je omijamy szerokim łukiem. Dziewiarskie zaopatrzenie robię przez internet ,bo u nas pasmanterie są licho zaopatrzone. Pozdrawiam.

Dorothea pisze...

Basiu, z tą psychologią hipermarketów to słowo honoru! Mieli ludzie na marketingowych studiach taki przedmiot - być może wydumany na potrzeby uczelni:)
No chyba, że mię w trąbę zrobili, ale już się nie będę mogła z nimi porachować - wyprowadzili się:)

Dorothea pisze...

Millu - o to właśnie!
Wwzw - przyswajam, jeśli pozwolisz:)

Dorothea pisze...

Witaj Jadziu!
Ja dziewiarskie zaopatrzenie robię tylko przez internet, bo w okolicy nie ma dobrego sklepu.
Ale nawet i w sieci zdarzają się dziewiarskie... hipermarkety:)
I też się w nich można totalnie zgubić.
Nie mówiąc już o ciepłym przyjęciu, dobrej atmosferze i tym specyficznym kontakcie z klientem, tym takim... no wiesz, no przecież wiesz. Bo to się i czuje i wie:)

in. pisze...

czyżbym była jedyna, która lubi hipermarkety? to znaczy, nie tyle "lubi", ale woli robić tam zakupy. chyba dlatego, że ja zakupów nie cierpię, i korzystam z miejsc, gdzie najwięcej rzeczy jestem w stanie kupić za jednym "zamachem". wpadam, idę w konkretne miejsca, biorę konkretne rzeczy, nie jestem typem włóczącym się po markecie dla przyjemności.
jedyny wyjątek stanowią warzywa i owoce w sezonie - te kupuję na placyku niedaleko domu.
podobnie mam ze sklepami dziewiarskimi - sprawdzam, który sklep ma na stanie wszystko, albo przynajmniej najwięcej z rzeczy, które planuję nabyć, i tam kupuję. przy droższych włóczkach patrzę też na różnice w cenach, ewentualne dostępne rabaty itp.
no chyba, że są to włóczki unikatowe, ręcznie przędzione czy farbowane - to wiadomo, że zasady są inne:)

Dorothea pisze...

Inuś - widocznie jesteś wyjątkiem:)
A wyjątki przecież potwierdzają regułę:)

martuuha pisze...

inka - mam to samo. no i nie czarujmy się - jakiego uroku by nie miały osiedlowe spożywczaki, to drogo w nich jak pierun :/ przykra rzeczywistość.

Anonimowy pisze...

Dorotko, wiem,że na pewno było tak jak napisalaś, ale to smutna wiadomość. Nie pierwszy raz okazuje się,że to co nazwane, nazywa się raz jeszcze,by lepiej się sprzedawało. Do tego jakoś dziwacznie :(
W psychologii takiej "pseudonauki" jest niestety bardzo dużo i wielkie znamieniności je prawią :(
Fanaberia

Theli pisze...

Inka, nie jesteś wyjątkiem :) Ja też wolę mieć wszystko w jednym miejscu. Podobnie na zakupy ubraniowo-butowe idę raczej do galerii, a nie do małych sklepików. Tyle, że mi naprawdę wszystko jedno, jakiej firmy cukier czy marchewkę kupię. A dżemów czy innych jogurtów lubię mieć wybór i co i rusz jakąś nowość. Nikt mnie nie popędza, bo stoi za mną w kolejce, mogę sobie sama do woli szukać, macać, wąchać. Nie potrzebuję rady sprzedawcy, jaki makaron kupić. Małe sklepiki tak nie mają.
Ale włóczki to insza inszość, towar luksusowy, przemyślany, hobby jakby nie było, a nie codzienne ładowanie do gara. Liczy się jakość. Drogich win i sukienki ślubnej też bym w markecie nie kupiła.

Dorothea pisze...

Martuś, w osiedlowych spożywczakach bywa drogo. Dlatego w nich nie kupuję tego, czego najwięcej w domu nam schodzi. Niemniej jednak bywać tam nie lubię i już.

Dorothea pisze...

O kurczę - no w marketach nie lubię, a nie w spożywczakach i warzywniakach! Samobója trafiłam:D

Kankanka pisze...

Ogólnie lubimy jak nas lubią. Stąd nie szukam w marketach przyjaźni - wręcz widzę je jako małe obozy. Ostatnio jeden z marketów wymyślił dość przykrą zabawę. Pewnie to miało uprzyjemnić klientowi pobyt w sklepie, ale odniosło odwrotny skutek - otóż ekspedientki-kasjerki i podawaczkimagazynowe tańczyły! Taniec taki sobie, miny owych Pań bardzo nieszczególne, klient dość mało zainteresowany - frajdę miał zarząd i liderzy!
Ja czułam się okropnie, bo to był cyrk, żal mi było tych zmuszonych osób.
Osobiście wybieram małe sklepy koło domu.
Z wielkopowierzchniowych jednak kocham budowlane - tam się nikt nie interesuje klientem i mogę godzinami oglądać plastiki, metale, duperele kombinując co z nich można zrobić.

Dorothea pisze...

Basiu - wiem, że tej psychonauki jest dużo.
Dla mnie sztuka marketingu to sztuka manipulacji, psychomanipulacji - trudno ją czasem dostrzec, ale jeśli człowiek raz zobaczy, że umiejętnie jest nabijany w butelkę i że leci niczym mucha do lepu to więcej się nabić nie da. Czy w innego balona zrobić.

Dobrze wyszkoleni marketingowcy potrafią wiele; mamią promocjami, ogłaszają konkursy, pompują ludzkie ego. Przywiązują do siebie, uzależniają. A ludzkie ego lubi być duuuże, czyż nie?

Kocham wolność - dobrze pojętą wolność, w tym wolność wyboru.
Małe sklepiki tę wolność mi dają:)

Dorothea pisze...

Theli - no włóczki, wełny, wełenki, ten nasz towar luksusowy i przyjemność wielka - ten najbardziej lubię kupować w małych sklepikach!
I mieć kontakt z ich właścicielami:)

Dorothea pisze...

Kankanko, słonko - mam na drutach Twój piękny len z merynosem i dorywczo dziergam, jak mam wolną chwilę. Takiej wełny we włóczkowym markecie bym nie kupiła:D
Taką wełnę mogła uprząść tylko Kankanka, a ja mogłam ją kupić u Laury!
Czujesz?:)

Kankanka pisze...

No nie może być!

Dorothea pisze...

No może być - i jest!:D:D:D

Kankanka pisze...

Tom ciekawa!

Dorothea pisze...

Se weź na wstrzymanie:D:D:D
Prędko nie będzie, bo to dorywcza i nieskomplikowana produkcja, dziergana wyłącznie od czasu do czasu, jak rzeczonego jest odrobinę więcej. Jeszcze na efekty trza poczekać:)

Kankanka pisze...

No to se w spokoju poczekam, u mnie też młyn więc dziergadłą odłogiem nieco.....

martuuha pisze...

no ale jak to?!?!

Spes pisze...

Świetny temat!!
To i ja cegiełke dołożę...
Nie lubię i staram się nie korzystać...a najbardziej nie lubie za to, .ze zniszczyły i nadal niszczą dzien święty - niedzielę!! Niszczą tym, .że wytworzyly nową kulturę niedzielnych wycieczek rodzinnych !
To sam koszmar!
Dzieci miast spędzac czas z rodzicami na spacerach, słuchaniu bajek, opowiadan, spotkań rodzinnych, rozmowach, chodzeniu do teatru wspólnym czytaniu dobrych książek czy oglądaniu dobrych filmów, włóczone sa od najmłodszych lat po tych przybytkach handlu!

Dawno temu moja babcia, potem mama a teraz ja zawsze powtarzam..."niedzielna praca w g...o sie obraca".
Żal mi tych zapracowanych ludzi, najczęściej kobiet , które zostawiają swoje rodziny i gonią w ten dzień za urobkiem, żal mi tych szwendających sie i szukających szcześcia w kupieniu byle czego...

A wystarczyłoby zwyczajnie nie pojść tam w niedzielę...oj, szybciutko zamknięte bylyby te przybytki. Mamy taka moc a nie wykorzystujemy jej! Jak cielęta...

Czemu w tylu krajach nie ma mowy o tym by sklepy były pootwierane w niedzielę! I jakos zyją, nikt z głodu tam nie umiera i nie spi na podłodze bo nie kupił ( w niedzielę) tapczanu!

A propos cieląt...to chyba niemieckie przysłowie mówi, ze"głupie cielęta ...same wybierają rzeźnika"

Może warto byłoby rozkręcic akcję ":nie kupję w niedzielę" po to by więcej ludzi mogło godznie ten dzien spędzić!

Anonimowy pisze...

Każdy niech robi sobie zakupy gdzie chce - wszak rozum i wolna wola w każdym,prawda? Żaden hipermarket na nic mnie nigdy nie naciągnął - sama decyduję co chcę i na to,czego nie chcę jest wyraz "nie,dziękuję". Hipermarkety mają to do siebie,że klienci robią w nich syf -i to mi przeszkadza ewentualnie - jedzą ukradkiem,rzucają byle gdzie ,to co im się odwidziało np.lody,z których kapie do butów :(,dzieciakom daje się niezapłaconą wyżerkę albo zabawki,które później walają się np.w serach - widziałam to wszystko na własne oczy i tylko zastanawiało mnie,że przecież takie zachowania chamskie sieć wlicza w koszty. W sklepikach na ogół drogo,towar bardzo często przeterminowany,a to że ktoś narzuca mi kupno bananów? Nie chciałabym,bo sama chcę decydować kiedy mam te banany kupić.W małym sklepiku na ogół nie ma nawet w czym wybierać,bo właściciel nie będzie ryzykował ani nieznanego towaru,ani dużej ilości.Nigdy np. nie kupiłam dobrej kawy w prywatnym sklepiku :( Popularne,reklamowane w TV gatunki i ...koniec.A pogadać to sobie można przy szarlotce na własnej sofie,a nie w byle niedoświetlonym sklepiku :(.

Dorothea pisze...

Ech, anonimowy - skąd tyle frustracji?
Moje sklepiki są doświetlone, a pani proponująca mi banany PAMIĘTA, że je chcę i lubię;)
Markety maja mnóstwo towarów przeterminowanych.
Dobrą kawę kupuje tylko w prywatnym sklepiku - naprawdę dobrą:)

A poza tym, anonimowy... napisz kim jesteś, no przedstaw się, chociaż nick lub imię podaj! Wypadałoby, doprawdy:)

Juta pisze...

Mam szczęście mieszkać w miasteczku gdzie jest kila "molochów".Tak je nazywamy.Względy finansowe decydują że do nich zaglądam.Ale dwa razy w tygodniu mam targ na którym kupuje pomidory takie prosto z pola, marchew niezbyt dorodną i nie tak elegancką jak z hipermarketu.Ale zapewniam że smaczniejszą i przede wszystkim zdrowszą.Tak samo owoce. A i potargować się można.Sklepików małych jest jeszcze mnóstwo.Reasumując Nie lubię hipermarketów.
Myślę jednak że jeżeli ktoś chce spędzić godnie dzień to go spędzi bez względu na hipermarkety.
Pracowałam dużo lat w Zakładzie gdzie produkowano leki.Laboratorium musiało pracować w ruchu ciągłym.Hipermarket w Boże Narodzenie jest zamknięty a mnie, gdy wypadała zmiana to pracowałam.Było przykro ale na pewno nie ubyło mi godności.
Pozdrawiam baaardzo cieplutko.

Krysia pisze...

To i ja coś dopowiem. Zakupy robię tam gdzie mogę kupić co chcę i gdzie taniej./ Np masło klarowane różni się ceną nawet o 5 zł na pudelku. Hipermarkety , nie da się ukryć mają większy wybór towaru i za to je lubię. Ponieważ stawiam na jakość a potem na cenę kupuję w różnych sklepach. Mąkę orkiszowa w jednym , serek biały w innym, wędliny w innym a papier srakowy w innym - .
Te moje małe sklepiki maja miłych sprzedawców ,
których na domowy użytek nazywam- pani jajeczna, pani chemiczna, pani szynkowa....

Panie znają moje gusty oraz gusty stałych klientów. Gdy pytamy o towar , którego nie ma w sklepie zostaje towar sprowadzony.
Zawsze chwile porozmawiamy i jest milo i bez tłoku. W hipermarkecie mam towar, tłok i promocje . Czyli do wyboru do koloru. Gdyby sklepiki miały to co zazwyczaj kupuję w jednym miejscu i nie musiałbym latach po różnych sklepach to miałabym o wiele więcej czasu na drutowanie.Zycie byłoby bajką.

martuuha pisze...

Wiara w to, że na targowisku warzywa, czy owoce pochodzą "prosto z pola" i jakieś zdrowsze, nie pryskane, nie nawożone, ma korzenie gdzieś bardzo głęboko, ale niestety - dziś ta wiara jest absolutnie nieuzasadniona. W tej chwili mało który handlarz targowy to PRODUCENT, większość to niestety tylko handlarze. Pryskają, nawożą wszyscy, bo skoro chcą się utrzymać, to muszą mieć plon. I to nierobaczywy.
Mieszkam teraz w zagłębiu sadowniczym i niemal codziennie widzę niewielkie traktorki, które ciągną przez sady rozpylacze.

Juta pisze...

Uwierz mi że istnieją jeszcze malutkie poletka i drzewa owocowe i ludzie którzy te swoje zbiory dowożą na targ.Masz rację że na pewno nie odbywa się ta produkcja z całkowitym wyeliminowaniem nawozów i oprysków.Ale na pewno w dużo mniejszym stopniu niż przy masowej produkcji.
Oczywiście że jest też wielu handlarzy.Ale mieszkając kilkadziesiąt lat w tym samym miasteczku ludzie się po prostu znają.
Zapewniam Cię również, że jest sporo zwolenników nawet robaczywego plonu w zamian za zaniechanie chemii.
Pozdrawiam

Dorothea pisze...

Juta - wierzę, wierzę! Na moim targowisku mam takich ludzi, którzy przywożą plony z własnej "gównianej", obornikowej hodowli. Od nich kupuję niewymiarowe unijnie ogórki:)

Dorothea pisze...

Martuuha - Juta Ci odpowiedziała:)

Dorothea pisze...

Krysiu - no życie to nie bajka i przez to czasu na dzierganie mamy mniej. Ale biegając do pań jajecznych i pań szynkowych może zdrowsi będziemy?:) Ja tam biegam - i wierzę, że warto!
A upieczony w domu chleb smakuje tak, że żaden inny nie smakuje już wcale:)

Krysia pisze...

Dorotko,za rada naszej pani dietetyk w kuracjo odchudzającej czyli ratującej wątroby przed stłuszczeniem staram się nie jeść chemii. Chleb pieka na zakwasie i tak jak Ty uważam, ze nie ma nic lepszego. Zjadamy go do ostatniej kruszynki. Zamiast wegety ziola, zamiast nieznnych wędlin i puszkowanych rzeczy - ser biały, ryby wędzone i jajka. Szynka i wędliny sporadycznie.
Efekt- chudniemy oraz wyczuwamy w żarełku sztuczne dodatki. Nie jesteśmy w stanie przelknąc jedzenia z chemia . Czyli jednak jemy zdrowiej i smaczniej. Ogórki na gnojowce- mistrzostwo świata. Mam na działce wiec, wiem co mowie.
Do wypieku chleba potrzeba- wody, maki, drożdży lub zakwasu , soli. . Wychodzi pyszny. Po co dodawać różne rzeczy, które psuja smak? Chyba tylko dlatego, że dzięki dodatkom chleb zamiast 24 godzin rośnie 1 godzinę . A że kupując taki chleb jemy chemię sprzedających nie obchodzi. To samo z wędlinami. Ale my nie ciemniaki i jak producenci nie chcą nam robić dobrych rzeczy to sobie sami robimy, prawda Dorotko?

Dorothea pisze...

Ano prawda!
Wegeta wypadła mi z kuchni kilka lat temu bezpowrotnie:) Zioła rulez:) Udziec z indyka najlepszy z czosnkiem, majerankiem i solą - rewelka!
Chleb piekę na drożdżach, ale rośnie mi dwie i pół godziny. Na zakwasie jeszcze nie umiem - nie mam w domu miejsca, gdzie byłaby odpowiednia dla niego temperatura. Polepszaczy zero - mąka razowa orkiszowa i żytnia, pszenna chlebowa, zakwas suszony naturalny, sól i 3 deko drożdży na 1200-gramowy bochen:)
Ser biały, ryby i jajka - jajka wiejskie, pyyycha!

Anonimowy pisze...

Ale naiwne jesteście Czytelniczki, jaki supermarket? To w czystej postaci reklama sklepiku włóczkowego, któregoś z paska bocznego i jednocześnie antyreklama innego zapewne, którego tam nie ma. I kto tu nie stosuje chwytów psychologicznych? Żałosne!

ps
i mam pełne prawo do anonimowości :)

Dorothea pisze...

Anonimowy:
1. Reklamy są na pasku bocznym więcej nie potrzeba
2. Chwyt psychologiczny? Mylisz pojęcia. Lubię - nie lubię to nie chwyt, to szczera prawda. A że nie podana na tacy? A któż mi zabroni?:)
3. Żałosne? Rozbawiłeś mnie, anonimie. Żałosne jest postępowanie właścicieli hipermarketów. I nieetyczne, głęboko nieetyczne.
4. Niby masz prawo do anonimowości, ale kultura wymaga, żeby się jednak przedstawić. Anonimowość to tchórzostwo.
5. Serdecznie pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Witam,
Dorothea, bardzo fajnie jest wszystko uogólniać. Czasami i w małym sklepiku siedzi pani do której nie warto podchodzić bez kija, a w hipermarkecie można uciąć miłą pogawędkę z kasjerką. Nie oceniam tego ze strony pracownika tylko klienta.
Jeśli chodzi o sklepy włóczkowe - te duże - to może nie próbowałaś czy zostaniesz miło potraktowana, czy ktoś ci nie doradzi. Bezsensownym jest porównywanie korporacyjnych molochów (hipermarketów) ze sklepami dziewiarskimi. Nie myślę żeby jakakolwiek odczłowieczona korporacja miała takowy. Są to jednak rodzinne interesy, jak mniemam, a ich wielkość nie przesądza o ich jakości.
Masz czterdzieści kilka komentarzy do tego postu - zastanów się czy nie jesteś takim ... hipermarketem opinii.
Podrawiam
dziewiarka

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)