wtorek, 25 listopada 2014

Ma 13 lat.

I od tych 13 jesteśmy razem.
Śliczna. Mądra. Sprytna. Wesoła.
Żywa. Zabawna. Śmieszna. Skoczna.
Wierna. Szczekliwa.
Nasza...

Guz.
Wątroby lub jajnika.
Wyniki mniej niż średnie.
Kiepsko je, słabnie, dużo śpi.
Patrzy... smutno patrzy...
Z trudem wchodzi na parter, ciągnąc tylne łapki za sobą.

Można operować.
Zabieg kosztowny, a jeśli guz złośliwy to szanse na życie żadne.
Złośliwość prawdopodobna wielce, ponieważ mocno schudła.
Niejedzenie to nie jej bajka, potrafiła zeżreć prawie wszystko...

Nie wiem, co robić.
Ciąć czy pozwolić w spokoju dożyć swoich dni, miziając za uszkiem. ..?
Bliższe mi jest to drugie.
13 lat dla sznaucera to dużo.
Ile dobrych radosnych dni da jej i nam poważna operacja, a ile niepotrzebnego być może cierpienia?

Napiszcie coś.
Podpowiedzcie.
To mój pierwszy pies...

Idę się wyryczeć i wytulić zwierzaka.
Napiszcie.

11 komentarze:

Kasias pisze...

Trudna decyzja, ostatnio pochowalam 3 psy, wszystkie wiekowe i chociaz wylam niesamowicie przy uspieniu pierwszego, bo sie meczyla (20 lat miala chyba) to wydaje mi sie ze dobrze zrobilam, bo nastepny pochorowal sie z dnia na dzien i nie spodziewalam sie ze bede musiala patrzec na taka agonie. Przezylam to koszmarnie patrzac i nie mogac pomoc i zarzekalam sie ze juz nigdy wiecej psa bo mi serce peknie. A teraz spi obok taka mala sunia ze schroniska ktora pokochalam od pierwszego wejrzenia. Wiec rozumiem Cie jakie przezywasz dylematy i podejrzewam, ze kazda Twoja decyzja bedzie sluszna. Warto zapytac weterynarza co sugeruje i jak to widzi, bo najwazniejsze by piesek nie cierpial. Pozdrawiam serdecznie.

emka pisze...

podpisuję się pod powyższym komentarzem...najważniejsze żeby psinka nie cierpiała... myślę że weterynarz powinien mieć tu najwięcej do powiedzenia... on jest w stanie ocenić stan zdrowia na tyle obiektywnie żeby coś podpowiedzieć ....
wspieram ciepłymi myślami...
Pozdrawiam bardzo serdecznie!

alushka pisze...

Przerabiałam to ponad rok temu .... nasza sunia miała 12 lat, cierpiała... zdecydowaliśmy się na operację, wycięli śledzionę razem z dużym guzem.... dostała dużo krwi bo utraciła przy operacji... doszła do siebie po 4-5 dniach... po dwóch tygodniach zachowywała się prawie jak szczeniak (taka żywotna była, nie ta sama)... cieszyliśmy się bardzo.... niedługo jednak :( po trzech miesiącach zaczęła słabnąć, traciła blask w oczach... decyzja - ratujemy - następna operacja.... niestety, już się nie wybudziła z narkozy.... wyłam kilka dni... powiedziałam nigdy więcej nie chcę tego przeżywać... jak do tej pory nie mamy żadnego psa ...

Weterynarz podaje różne warianty, to Ty musisz zadecydować co robić.... pies cierpi teraz, po operacji zazwyczaj kilka dni i jest gotowy do zabawy.... ale na jak długo ???

Ściskam :*

Violet pisze...

Byłam w sanatorium, gdy brat zadzwonił, że z Leda jest źle, tez nowotwór. Weterynarz nie dawał szans na godne życie nawet po operacji, mówił o bólu i tym, że rak bardzo rozsiany. Zdecydowałam o uspieniu jej, nie chciałam, by dłużej cierpiała. Wiem, ze cokolwiek wybierzesz, będzie to podyktowane miłością. Trzymaj się kochana :*

Beata Redzimska pisze...

Dla psa wazne jest to ze jestes ... dla Niego, pozdrawiam serdecznie , poruszylas mnie Beata

Antonina pisze...

Kochać, być do końca. Oczywiście zapytać o sugestię weterynarza. To są indywidualne decyzje właścicieli. Kiedy Gucio zachorował, próbowałam ratować, woziłam na kroplówki, wypłakałam u rodzinnego zwolnienie (nie miałam urlopu) i byłam przy nim cały czas. Niestety zmiany neurologiczne poszły tak daleko, że już nie było innej decyzji. Musisz się przygotować na najgorsze...

Ataboh pisze...

Cokolwiek zrobisz zrobisz dobrze... ja wybrałabym spokojne odejście :)

iksinska pisze...

nic na siłę. Ważne, żeby nie cierpiała.

Ewa pisze...

Jestem jak Ty w tym samym punkcie...patrze jak cierpi , głaszcze i robię co mogę.Ale ,że nie mogę wiele to płacze z bezsilności... nie zdecydowałam się na uśpienie.Każdy ma prawo odejść w sposób naturalny... i niech tak pozostanie :)

in. pisze...

Tinusia miała 14. guzków na sutkach było mnóstwo, bo nie miała żadnych objawów, aż do czasu takiego rozprzestrzenienia się :( mieliśmy i tak spróbować z operacją. ale non stop miała stan zapalny, wysoką temperaturę, nijak nie dało się tego spędzić. więc pożegnałam Ją. i nigdy, nigdy nie zapomnę, chociaż to było 14 lat temu...prawie 15.
ja bym raczej nie ingerowała operacyjnie w sytuacji takiej, jak Wasza.
współczuję bardzo i ściskam mocno.

korespondencja pisze...

nie zezwolic na cierpienie.....tyle moemy jako ludzie, a wiec uśpić w swoim czasie

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)