introspekcja nie jest dla mnie dobra.
Być może dla nikogo nie jest, dla mnie jednak z całą pewnością.
Doświadczyłam takowej, przecierpiałam, wyszłam z nawyku, już mi więcej (mam nadzieję) nie grozi.
Zatem unikam.
Stosuję jedynie wówczas (ale tę zwyczajną, nie nadmierną), kiedy jakaś silna emocja bądź sygnały somatyczne sugerują, że coś we mnie jest nie tak.
Wtedy staram się odkryć co się dzieje, uświadomić to sobie, przeżyć - i pożegnać bez żalu tak przyczyny, jak też i skutki.
I tak się dzieje, i tak jest dobrze.
Nic nie ląduje na strychu podświadomości.
Ostatnio jednak coś mnie zaskoczyło.
Nawykła do odbierania i analizowania sygnałów negatywnych nie dostrzegłam, że moje ciało wysyła sygnały zgoła inne.
Że budzę się rano wyspana i wypoczęta.
Że mięśnie mam rozluźnione, kark niebolesny.
Że rano piję kawę, układam włosy, robię lekki makijaż - w spokoju.
Że ogarniam kocią kuwetę, nakładam porcję świeżej karmy, nalewam do miseczki wodę - bez pośpiechu.
Że pakuję do torby śniadanie, miziam kociznę na pożegnanie, przekręcam klucz w drzwiach - bez stresu.
Idę do pracy.
Po prostu IDĘ DO PRACY.
Szef mi nie strzeli w tył głowy, jego zastępca nie wbije noża w plecy.
Niczego nie muszę się bać.
Nikt nie musi, jeśli tylko uczciwie pracuje.
Rzecz jasna nie wszyscy tak robią i nie każdy ten spokój docenia...
Moje szefostwo nie ucieszy się z mojego błędu czy porażki, jeśli tylko uczciwie o tym poinformuję i poproszę o pomoc.
Ja zwyczajnie tę pomoc otrzymam, ot tak, po prostu.
Ja już mogę czegoś nie wiedzieć...
Moje szefostwo doceni każde zaangażowanie, każde staranie.
Moje szefostwo jest zwyczajne, nijak nie nadęte, cholernie pracowite.
Moje szefostwo cieszy się, kiedy podwładnym dobrze się dzieje...
Nie jestem już przyczajonym do skoku lampartem czy panterą.
Byłam - i nie wiedziałam, że jestem.
Robię swoje.
Pracuję.
Jest normalnie, jest tak normalnie, że trudno w to uwierzyć.
Mija trzeci miesiąc, odkąd nastały zmiany.
Emocje już dawno opadły, pozostała rzeczywistość, a ja się do niej uśmiecham...
Kot właśnie pożarł wieczorną porcję i mości się na drapaku.
Męża zgarnęła firma, każąc mu po nocy naprawiać, co się w międzyczasie popsuło.
Ja leżę w wyrku i skrobię ten post.
Życzę każdemu z Was doświadczania tego, co w końcówce pracy zawodowej, w ostatnich jej latach jest mi dane.
Pokoju.
Spokoju.
Szacunku.
Zwyczajności...
3 komentarze:
Dobrze się czyta takie wiadomości. Dają nadzieję na normalność.
Niech Ci się tak dzieje już zawsze.
Niech się dzieje😊.
To bardzo dobrze, pozdrawiam serdecznie
To bardzo dobrze, pozdrawiam serdecznie
Prześlij komentarz
Dobrze, że jesteś :)