Je (upssss - żre!), pije i ponosi konsekwencje jedzenia i picia w postaci pewnych regularnych zachowań:)
Obszczekuje na spacerach kogo się da.
Dużo wypoczywa i śpi.
Pokornie pozwala zmieniać sobie opatrunek i spryskiwać ranę octaniseptem.
Nadal wynosimy ją i wnosimy - chodzenie po schodach jest dla niej niewskazane.
Nasze kręgosłupy płaczą:)
Jutro o 18.00 wizyta kontrolna.
Postaram się zdać raport.
O tej porze roku, w zatęchłym listopadzie lub jakimkolwiek innym początku jakiegoś grudnia mój organizm/żołądek od pewnego czasu domaga się ciepłych zup. Nie ukrywam - sporo czasu zajęło mi zrozumienie, o co memu żołądku/organizmu chodzi.
Na szczęście byłam pojęłam:)
Nauczyłam się gotować sycące, esencjonalne rosoły (kostek rosołowych i innych veget nijak nie uznaję, nie chcę albowiem jeść UMAMI), które stały się bazą do pewnych określonych zup. A zupełnym szczęśliwym trafem moja osobista fryzjerka - skądinąd młoda wiekiem osóbka - podpowiedziała mi, co z rzeczonymi zupami (i nie tylko) można zrobić.
Siedzę onegdaj na fotelu, moja-ci-fryzjerka obrabia mię włosy i opowiada, jak to co wieczór podaje rodzinie dwudaniowy obiad.
Pytam, jak to możliwe przy 12-godzinnym dniu pracy mieć co dzień dwa dania na stole.
Fryzjerka zdradza mi SEKRET.
Otóż - gdy gotuje jakąkolwiek zupę - zawsze gotuje jej dużo.
Część podaje na bieżący obiad, część pakuje w słoiki 0,9 - wlewa wrzątek, odwraca do góry nogami, a jak wystygnie pakuje do lodówki. Zassane słoiki spokojnie wytrzymują 2 do 3 miesięcy. W lodówce - to ważne!
Skoro zupa obiadowa robi się "sama", drugie danie nie jest już problemem.
Ten pomysł zaczyna mnie fascynować.
Przemyśliwuję temat.
Z mojego esencjonalnego rosołu zwyczajowo powstaje:
- rosół:)
- zupa krem (z dyni, pieczarek, zielonego groszku, brokułów etc.)
- jakakolwiek inna zupa (pomidorówka, ogórkowa, krupnik etc)
Następnym więc rosołowym razem gotuję, miksuję, doprawiam - i pakuję do słoików.
Pomysł mojej fryzjerki sprawdza się znakomicie!
Z reguły po ugotowaniu dużego gara rosołu mam w zapasie 2 słoiki rosołu oraz 2 x 2 słoiki jakiejś zupy - krem, plus te same zupy w garach na bieżące spożycie. Wystarcza tego na 2 tygodnie - serio! Ponieważ zawsze jest obiadowa baza dorabia się do niej jakieś drugie danie - raz bardziej wyrafinowane, raz mniej. A jak Pani Domu totalnie brak sił (lub ma totalnego lenia ;p) to zawsze jest sycąca, gorąca zupa. Mówię wam - miodzio!
Dziś po pracy mąż dostał pomidorówkę i mięsne pierożki.
Kiedy on jadł ja nie czułam się głodna, więc zmiótł wszystko, co było.
Godzinkę temu jednak dopadł mnie spory głód.
To było klasyczne zupowe ssanie:)
Poleciałam do lodówki - a tam w słoikach zupa krem z dyni i rosół (ten drugi w słoiku niewielkim).
Odkorkowałam słoik.
Podgrzałam zawartość.
Ukręciłam lane kluseczki.
Ugotowałam - i pożarłam.
Ciepło mi w brzuszku:)
To brzuszkowe ciepełko jesienno - zimową porą jest bezcenne.
(nawet pieseńkę karmię ostatnio ciepłym jedzonkiem - myślę, że po operacji i o tej porze roku dobrze jej to zrobi).
Czemu o tym piszę? Żyję już długo na tym świecie, a o tak prostym sposobie nie wiedziałam (wiedziałam o długiej pasteryzacji, natomiast o tak krótkiej nie).
I może komuś z Was ten pomysł się przyda.
I może ktoś tak samo jak ja będzie miał lodówkowe zup zapasy, a później - w dowolnej chwili - będzie miał ciepło w brzuszku:)))
8 komentarze:
Ja mam zgoła inny sposób. Tez nie umiem gotować mało - więc z premedytacją gotuje dużo. A potem zupy wlewam w plastikowe pojemniki w odpowiednich porcjach - i zamrażam. Zamrażam również pierogi, kopytka, kotlety - te ostatnie potem tylko myk do piekarnika na chwilę - i już mam. Mrożę też kiełbasy i swojskie wędliny, które kupuję hurtem od dobrego faceta ze wsi podkieleckiej, a które nie mają chemii i trucizn w składzie..
Dziś zmogła mię grypa czy inne przeziębienie - weny do gotowania niet - a na obiad wyjęłam rano z zamrażarki pyszną wojskowa grochówkę. Gdy wrócę z pracy będzie rozmrożona, tylko zagotować - i już.:)
A za mną łazi ostatnio Twoja zupa gulaszowa:)
Buziaki:***
Cześć kochana:)
Każdy pomysł dobry, nie?
U mnie zamrażarka z reguły pełna, więc słoiki sprawdzają się lepiej.
Przepis na moją gulaszówkę masz? Jakby nie to podeślę:)
:***
przepis na gulaszówkę też bym chętnie otrzymała ;)
co do zup, robię podobnie :) rosół mrożę lub zalewam w słoikach i jest bazą do przeróżnych zup na jakie mam akurat "dziś" ochotę :)
Jakże się cieszę że psinka w formie!
To super wiadomość! :****
@emka - w takim razie chyba będzie trzeba przepis opublikować na blogu. Ale najpierw będę musiała gulaszową ugotować w domu - dawno nie robiłam, a z przepisem nie mogę dać plamy:)
a kukurydziana z chilli i mlekiem kokosowym? rewelacyjna tą porą. (ugotować kukurydzę w kolbach, obedrzeć kolby z ziarenek, dolać pół na pół bulionu warzywnego i mleka kokosowego - żeby miało gęstość jaką sobie Pani Szanowna życzy, dosypać chilli do smaku, zmiksować i pożerać:))
@ in. - z kukurydzą trochę mi średnio po drodze. Obawiam się, że modyfikowana genetycznie. Ale kto wie, czy nie spróbuję:)
gdyby nie pomysł na zupy w słoikach "na szybko" - chyba bym padła...
Gotuje tak zupy dla mojej mamy.
Rosół (odlewam do dwóch słoików) z którego pichcę coś jeszcze.
Znałam metodę i nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niej.
Dobrze, ze psina lepiej. Miałam kiedyś pół roku w życiorysie ze złamana psia łapą. Łapa była skręcona na śruby, pies - młody, niewybiegany seter szkocki... To było długie i ciężkie pół roku.
Pozdrawiam.
@ Wioleta - a ja potrzebowałam wielu lat, żeby metodę poznać. Na szczęście co się odwlecze...:)
A psina ma się całkiem dobrze:)
Prześlij komentarz
Dobrze, że jesteś :)