środa, 28 grudnia 2016

Varius Manx - Orla Cien

Widziałam orła cień
Do góry wzbił się niczym wiatr
Niebo to jego świat
Z obłokiem tańczył w świetle dnia

Widziałam orła cień
Do góry wzbił się niczym wiatr
Niebo to jego świat
Z obłokiem tańczył w świetle dnia

Słyszał ludzki szept
Krzyczał, że wolność domem jest
Nie ma końca drogi tej
I że nie wie co to gniew

Przemierzał życia sens
Skrzydłami witał każdy dzień
Zataczał lądy, morza łez
Bezpamiętnie gasił gniew

Choć pamięć krótka jest
Zostawiła słów tych treść
Nie umknie jej już żaden gest
Żadna myśl i żaden sens

czwartek, 22 grudnia 2016

Za chwileczkę, za minutkę...

zatopię ręce w pierogach i uszkach, nastawię barszcz, zrobię jajka w sosie tatarskim, bez których świąteczne menu byłoby u nas niepełne oraz nie-do-pomyślenia.

Jeszcze upiekę snickersa i sernik z kokosem, te ciasta kochają wszyscy, upiekę, przekroję na pół i jedną połówkę oddeleguję do córcianki.

Córcianka upiecze mięsa i ze mną się podzieli, zrobi stosowną sałatkę i sporą porcję odda mnie, od lat kilku praktykujemy takie podziały, każda z nas robi to, co jej najlepiej wychodzi, po czym dzielimy się na pół i mamy wszystko :)

Mąż zrobił mi dzisiaj resztę zakupów, zatem mam już wszystko, dobry taki mąż, któremu napiszę czego potrzebuję, a on w ramach  świątecznego zaangażowania wszystko to mi dostarczy z sercem i z radością.

Karp od zeszłej soboty się mrozi, jutro go rozmrożę i przyprawię, coby w sobotę wsunąć go do piekarnika i upiec. Będzie pyszny choć przepis jest mojego autorstwa i jest banalnie prosty, a wychodzi totalna pychota.

P.S. "Mamo, mamo, wigilia jest u mnie, masz zrobić (barszcz, jajka w sosie tatarskim, ciasta, karpia - resztę robię ja)" - od dwóch lat dostaję takie telefony, czuję się odciążona, jest mi z tym świetnie, młoda dama przejmuje inicjatywę, ja jestem tylko podwykonawcą, moja córka, moja córka rodzona dokładnie 29 lat temu, dokładnie w czwartek, w sobotę była wigilia, spędziłyśmy ją obie w szpitalu, w poniedziałek wypisałam na żądanie dziecko obciążone gronkowcem na +++...

Dziś jej gronkowiec odszedł w zapomnienie, dziś kończy 29 lat, ma 10 lat małżeńskiego stażu i 9-letniego synka, mówi, że ma wszystko, WSZYSTKO, widzę jej codzienne szczęście, jej przepiękny rozwój, widzę zięcia, którego kocham całym sercem, bo uczynił ją szczęśliwą i naprawdę oboje są dla siebie, tak bardzo dla siebie i tak bardzo to cenią...

Kocie uszko

goi się koncertowo.
Po gronkowcu nie został nijaki ślad (uuuuffffff!)
Kocina jeszcze się mnie boi - jeszcze jej w zdrowiejącym uszku codziennie grzebię, spryskuję octaniseptem, przecieram jałowym opatrunkiem.
Ale czymże jest octanisept wobec jodoformu!
Niczym:)
Zatem powoli ale skutecznie zbliżamy się do końca ośmiomiesięcznego horroru.

Szwy zostały zdjęte w poniedziałek.
Kołnierz jeszcze na kociej szyjce około tygodnia być musi - jak dobrze pójdzie w drugi dzień świąt zostanie zdjęty (decyzję mam podjąć sama) i miauczur odżyje.
Życie z kołnierzem na kociej szyjce to doprawdy kiepskie życie.
Paczam, to widzę, nie?

Troszkę schudła, ale formę ma dobrą.
(schudła przez kołnierz, jako rzecze wet)
Dziś doczytałam, że pierwsze dwa lata miałkun rośnie wzdłuż, drugie dwa lata wszerz.
I że tak ma być, że tak jest dobrze.
My mamy za sobą... 14 miesięcy.
Zatem moje 8 kg Maine Coona przerodzi się... w 10 kg???
Niech będzie nawet 15, byle zdrowe było:)

Z dnia na dzień robi się coraz bardziej przytulaśna.
Uczy się przyjmować głaskanie, mizianie, włącza się w ludzkie stado.
Około 2.00 w nocy przychodzi do mnie do wyrka, układa się na jej własnej poduszce i rozkosznie mruczy.
Pozwala się wtedy posmyrać pod bródką.

Maine Coon rośnie i dojrzewa przez cztery lata, zatem przed nami jeszcze ponad dwa i pół roku.
Poczekamy.
Damy radę.
Kofi jest mi już bardzo, bardzo bliska.
:)

poniedziałek, 12 grudnia 2016

W piątek rano

9 grudnia rozcięto jej uszko.
Po ośmiu miesiącach bezskutecznego leczenia gronkowców tudzież innych przyjemniaczków lekarz podjął decyzję: kroimy.
W trakcie krojenia wyszło pięć dorodnych polipów na błonie bębenkowej, ze skłonnością do odnawiania się.
Uszko zostało odpowiednio i na zawsze otwarte, coby w razie odnawiania można było polipy łatwo usunąć.

Zawiozłam rano całkiem sprawnego kota, odebrałam nietomnego flaczka.
Flaczek ważący 8 kg jest całkiem, całkiem ciężki.

Pierwsze godziny post factum - nietomność, nieogarniętość, zataczanie się niczym po kilku głębszych.
Sikanie, gdzie się da (tylko raz - nie udało się na trzęsących łapkach dotrzeć do kuwety).
I jedno ponarkozowe rzyganko.
Dałam radę.

Po czym niepokój.
Bo kołnierz, coby szwów nie naruszyć.
Trudno, życie, da się to jakoś ogarnąć.

Ale nie.
Maaaaau.
Niezadowolenie.
Maaaaaaaaaau.
Nie kumam, nie jarzę, jeść nie wolno do następnego dnia rano.
Maaaaaaaaaaaaaaaaaaaauuuuuuuuuuu!!!

Piątkowym wieczorem niezadowolenie, maaaaaaau oraz tupotanie stało się nie-do-wytrzymania.
Podałam mokrą karmę.
Zniknęła w mig.
Kocina obżarta do imentu zapadła w sen - po raz pierwszy od trzech dni wyspałam się i ja.

Dziś byłyśmy na kontroli.
Staphylococcus nieobecny.
Rana trochę ropieje, ale bez przegięć, jest dobrze.
Mam przemywać raz dziennie octaniseptem, za tydzień kolejna kontrola, z nadzieją zdjęcia szwów - i naszyjnego kołnierza.

Miski dziś pełne karmy mokrej, suchej i wody.
Niech je i pije na zdrowie.
Ogarnęła znienawidzony kołnierz i mimo niego właśnie uskutecznia wieczorną toaletę na najwyższym stopniu podium jej osobistego drapaka.

Około drugiej w nocy przyjdzie do mnie, pomruczy, zepchnie mnie na absolutne poduszkowe bezdroża, układając się przewygodnie. Pośpi tak około trzech godzin, po czym wyemigruje do przedpokoju na dość wysoką półkę. Wtedy ja ułożę się wygodnie i pośpię do 5.30.

Koty są niesamowicie rytualne.
Rytuałów nic nie ma prawa zakłócić.
Mam nadzieję odzyskać zaufanie mojej kociny, kiedy przestanę grzebać jej w uszku.
Stanie się to mnie więcej za półtora tygodnia.
Jestem dobrej myśli:)

czwartek, 8 grudnia 2016

"Ekshumacja ciała złożonego w grobie Piotra Nurowskiego wykazała, że pochowano tam szczątki innej ofiary katastrofy smoleńskiej, a nie prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego.

CYTATY:

Roman Imielski, dziennikarz "Gazety Wyborczej" 23.11.2016
"Ekshumacje są po to, żeby przedłużać i podsycać kolejne niepewności"

Ryszard Petru (12.11.2016)
"Ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej to działanie wyłącznie polityczne. To jest cynicznie wykorzystywanie tragedii. To jest kopanie rowu wobec rodzin, które sobie tego nie życzą. To dla nich olbrzymia trauma. Politycy PiS idą w to, nikogo nie słuchają. Chcą tylko rozdrapać rany, wywołać podział na tych, których wierzą w zamach, i tych, którzy nie wierzą. Dziwię się, że dokonuje się ekshumacji, bo to pewne sacrum, które jest teraz besztane przez PiS.

Lech Wałęsa (17.11.2016)
Są takie choroby, że ktoś lubi w tych umarlakach grzebać. Trzeba to zrozumieć, ale ja nie mam na to ochoty – powiedział Lech Wałęsa. Jak stwierdził, "ludzie, którzy biorą się za rządzenie i reprezentowanie nas, muszą się poddać badaniom psychologicznym".

Grzegorz Schetyna (11.11.2016)
"To jest coś niegodnego i nieprzyzwoitego, i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Jestem przekonany, że Ci którzy podejmują tę decyzję odpowiedzą za to nie tylko moralnie, ale także prawnie".

Agnieszka Holland (21.11.2016)
„Boje się, że oni rzeczywiście zainfekują te nieszczęsne zwłoki w czasie ekshumacji”.

Dominika Wielowieyska (7.11.2016)
"Jeżeli rodziny uważają, że nie ma potrzeby sprawdzania tego, to zostawcie to po prostu".

ks. Adam Boniecki (15.11.2016)
"Są takie sprawy, w których milczenie jest czymś, co historia kiedyś publicznie będzie wyrzucała Kościołowi. Że nie zabrał głosu w sprawach, które dotyczą moralności w życiu publicznym".

Ewa Kopacz (9.11.2016)
Dzisiaj te ekshumacje będą służyć przede wszystkim grze politycznej, którą będzie się przeciągać po to, żeby udowodnić tezę, którą postawił sześć lat temu jeden człowiek ze swoim zespołem, a dokładnie Macierewicz"

Bronisław Komorowski (14.11.2016)
Nie mogę zrozumieć motywacji. Jeśli ktoś za chwile wysunie następne oskarżenie, że kosmici są źródłem katastrofy smoleńskiej, to jeszcze raz będziemy robili ekshumacje?!”

Michał Szułdrzyński, dziennikarz "Rzeczpospolitej", 14.11.2016
"Spór o ponowne badanie zwłok ofiar może wywołać emocje, nad którymi rządzącym trudno będzie zapanować".

Szymon Hołownia w "Tygodniku Powszechnym" (10.11.2016)
"Decyzja o ekshumacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej nawet bez zgody ich rodzin to barbarzyństwo".

Wojciech Czuchnowski, dziennikarz "Gazety Wyborczej" (17.10.2016)
Ekshumacja, to jedna z bardziej drastycznych czynności procesowych, powinna być podejmowana tylko w wyjątkowo uzasadnionych przypadkach. Prokuratura PiS takiego uzasadnienia nie ma. (...) PiS, która przejęła śledztwo smoleńskie i za wszelką cenę, chce podważyć wcześniejsze ustalenia, nie ma takiego uzasadnienia."

środa, 7 grudnia 2016

W piątek

o godzinie 9.00 operacja Kofilinki.
Niepokój miesza mi się z radością, że po wielu miesiącach kocizna będzie zdrowa.

W uszku jest polip.
Gnije i wydala ropną wydzielinę.
Gronkowca niby zwalczyliśmy, ale ostateczna prawda wyjdzie na jaw w piątek.

Zwierzątko się mnie boi.
Mniej więcej od 8 miesięcy codziennie gmeram jej w uszku.
Na mój widok chowa się w najciemniejszy kąt.
Wyłazi nocami, przychodzi się przytulić i pochrapać wespół wzespół.

Będzie musiała trochę pocierpieć, niestety.
Teraz siedzi na swoim bocianim gnieździe i myje sobie futerko nieświadoma logiki zdarzeń.
Jutro około 19.00 dostanie ostatni przedoperacyjny posiłek.
A w piątek rano zawiozę ją do mojego zaufanego weta.
I będę czuwać u jego wrót.

Później będę miziać, podawać przeciwbólaki, karmić, czuwać.
Moja dobra dyrekcja dała mi dzień wolny.
Moja dobra, najlepsza na świecie dyrekcja.

Marzę o tym, że moje zwierzątko odzyska całkowite zdrowie.
Że przestanie się mnie bać.
Że z ufnością wskoczy mi na kolana i pozwoli się wygłaskać do imentu.
Że nie będę stanowić dla niej nijakiego zagrożenia...

Kocham tę kociznę.
Kocham cię, Kofi.
Niech ta operacja przywróci ci zdrowie.
Niech się tak stanie.

wtorek, 6 grudnia 2016

Całemu światu

pomóc się nie da.
Ale temu blisko  siebie zdecydowanie tak.
Jestem zwolennikiem pomocy stałej, celowanej do konkretnej osoby i tak też staram się czynić.

Jedną osobę której pomagam pominę - to już kilka lat, ona wie że o nią chodzi, może nawet czasem tutaj zagląda. Niech jej się szczęści, niech znajdzie pracę, życzę jej tego z całych sił.
Niech się wreszcie poczuje bezpiecznie.

Druga sprawa to szlachetna paczka, organizuje ją ktoś inny, my z mężem dołączamy się w takim zakresie, w jakim się zobowiązaliśmy.
Pani Pelagia będzie zabezpieczona na długi czas. I to jest radość.

Trzecia sprawa to nasza koleżanka pracowa, pisałam o niej, to ta, którą zaatakował nowotwór. Bierze kosztowną chemię, zorganizowaliśmy się wśród współpracowników, chemia ma trwać rok, dokładamy się do comiesięcznej kosmicznej ceny leku, dokładamy się wspólnie zbierając całkiem spore kwoty. To też jest radość, choć szans na wyzdrowienie chyba brak, za to są szanse na przedłużenie życia i o to oczy się walka.

To ziemskie życie trudne jest i niekoniecznie sprawiedliwe.
Dlatego chcę się dzielić tym, co mam i po prostu to robię.
To jest częścią mojego życia i nie służy bynajmniej poprawianiu sobie samopoczucia.
Ja wychowałam się w biedzie.
Dokładnie wiem, co to znaczy bardzo skromnie żyć, ubogo jeść.
Moi rodzice od zawsze poważnie chorują, majątek szedł na leki ratujące życie, za resztę się jadło i kupowało najpotrzebniejsze rzeczy.

Kiedy dowiaduję się, że ktoś nie ma butów, ciepłej kołdry na zimę i przymiera głodem... nie umiem tego znieść. Muszę DZIAŁAĆ. I robię to.

Głodnych nakarmić.
Spragnionych napoić.
Nagich przyodziać.

Nie, nie dlatego, że Kościół mi KAZAŁ.
To wypływa ze środka.
Z serca.
To jeden z elementów "zachowania się, jak trzeba".
I zrobienia - jako sługa nieużyteczny - tylko tego, co zrobić należało.

Bardzo szybko zapominam o tym, że daję.
Kompletnie nie pamiętam, ile daję.
Zatem nie wie moja lewa ręka, co czyni prawa.
I tak jest dobrze.
I tak ma być.

sobota, 3 grudnia 2016

Z niczego.

Dokładnie - z niczego nie zamierzam się tłumaczyć.
Ani też nikomu udowadniać, że  - mimo obaw - nie jestem wielbłądem.
Nie jestem.
Człowiekiem jestem.
To chyba jest jasne.

Moje postawy i poglądy są spójne od lat.
Jeśli w ostatnim czasie wyłania się z mojego pisania coś nowego nie oznacza to bynajmniej, że się zmieniłam.
Po prostu punkt ciężkości przeniósł się w najistotniejsze dla mnie obszary, a ja daję temu wyraz.
Jeśli o tym wcześniej ne pisałam to znaczy, że po prostu nie chciałam.
A teraz już chcę - i wręcz nie mogę inaczej.

Małypsychopato - niech Cię nie przerażam, śpij spokojnie.
Dalej jestem kobietą z jajami, może nawet większymi, niż onegdaj.
Bo widzisz, trzeba większej odwagi do przyznawania się do takich przekonań, o jakich piszę od pewnego czasu - niż do opisywania dobrych historii czy też pisania o dzierganiu.
Niech Cię zatem wątpliwości czy też niepokoje opuszczą.
Jestem przy zdrowych zmysłach, stabilna i świadoma tego, co jest dla mnie ważne.
Zapewniam Cię - dokładnie sprawdzam to, co udostępniam i o czym piszę.
Tobie także zalecam to samo.

Jutro odpoczywam - rodzinną bandą wybieramy się do ciepłych wód, coby się odprężyć, wypływać, wybąbelkować zmęczone mięśnie i kości.
Żeby się sobą wzajemnie nacieszyć.
Kocham pływanie i zamierzam się jutro w nim zapomnieć.

P.S. Wszystkim rozczarowanym faktem, że nie jestem kimś, kogo sobie wyimaginowali polecam nieco dystansu.
"Jeżeli ktoś mówi o tobie dobrze to nie czyni cię lepszym.
Jeśli ktoś mówi o tobie źle nie czyni cię to gorszym.
Po prostu jesteś tym, kim jesteś."

Autora tych słów nie pamiętam.
Jestem tym, kim jestem - od lat.
Nie chorągiewką na wietrze, nie kameleonem.
TYM, KIM JESTEM.
Nawet, gdyby to miało być powodem zawodu dla większości z Was.
Tyle - tylko tyle - i aż tyle.