poniedziałek, 12 grudnia 2016

W piątek rano

9 grudnia rozcięto jej uszko.
Po ośmiu miesiącach bezskutecznego leczenia gronkowców tudzież innych przyjemniaczków lekarz podjął decyzję: kroimy.
W trakcie krojenia wyszło pięć dorodnych polipów na błonie bębenkowej, ze skłonnością do odnawiania się.
Uszko zostało odpowiednio i na zawsze otwarte, coby w razie odnawiania można było polipy łatwo usunąć.

Zawiozłam rano całkiem sprawnego kota, odebrałam nietomnego flaczka.
Flaczek ważący 8 kg jest całkiem, całkiem ciężki.

Pierwsze godziny post factum - nietomność, nieogarniętość, zataczanie się niczym po kilku głębszych.
Sikanie, gdzie się da (tylko raz - nie udało się na trzęsących łapkach dotrzeć do kuwety).
I jedno ponarkozowe rzyganko.
Dałam radę.

Po czym niepokój.
Bo kołnierz, coby szwów nie naruszyć.
Trudno, życie, da się to jakoś ogarnąć.

Ale nie.
Maaaaau.
Niezadowolenie.
Maaaaaaaaaau.
Nie kumam, nie jarzę, jeść nie wolno do następnego dnia rano.
Maaaaaaaaaaaaaaaaaaaauuuuuuuuuuu!!!

Piątkowym wieczorem niezadowolenie, maaaaaaau oraz tupotanie stało się nie-do-wytrzymania.
Podałam mokrą karmę.
Zniknęła w mig.
Kocina obżarta do imentu zapadła w sen - po raz pierwszy od trzech dni wyspałam się i ja.

Dziś byłyśmy na kontroli.
Staphylococcus nieobecny.
Rana trochę ropieje, ale bez przegięć, jest dobrze.
Mam przemywać raz dziennie octaniseptem, za tydzień kolejna kontrola, z nadzieją zdjęcia szwów - i naszyjnego kołnierza.

Miski dziś pełne karmy mokrej, suchej i wody.
Niech je i pije na zdrowie.
Ogarnęła znienawidzony kołnierz i mimo niego właśnie uskutecznia wieczorną toaletę na najwyższym stopniu podium jej osobistego drapaka.

Około drugiej w nocy przyjdzie do mnie, pomruczy, zepchnie mnie na absolutne poduszkowe bezdroża, układając się przewygodnie. Pośpi tak około trzech godzin, po czym wyemigruje do przedpokoju na dość wysoką półkę. Wtedy ja ułożę się wygodnie i pośpię do 5.30.

Koty są niesamowicie rytualne.
Rytuałów nic nie ma prawa zakłócić.
Mam nadzieję odzyskać zaufanie mojej kociny, kiedy przestanę grzebać jej w uszku.
Stanie się to mnie więcej za półtora tygodnia.
Jestem dobrej myśli:)

1 komentarze:

Violet pisze...

Biedactwo. Ale wierzę, że będzie już tylko lepiej.
No i 8 kg kota? Nie spodziewałam się:) Buziaki:***

Prześlij komentarz

Dobrze, że jesteś :)