piątek, 6 grudnia 2024

Tadeusz cdn.

Początek był  tutaj (klik). Jednakowoż wena mnie opuściła (co widać, słychać i czuć), dlatego zakończenie opowieści będzie mniej spektakularne.

Otóż Mój-Ci-On wszedł do przedpokoju Tadeusza szeroką na circa 30  cm ścieżynką, wzdłuż której piętrzyły się nieprzebrane ilości Tadeuszowych skarbów... Rzeczone skarby były zdobyczami z tajemnych wyjazdów i zagracały nie tylko długi na 4,5 metra przedpokój. Zagracały identycznie caluśkie mieszkanie. Zdaliśmy sobie sprawę, że oto nad nami (mieszkanie nasze mieści się pod Tadeuszowym) wisi mnóstwo kilogramów (tona?) różności, które to kilogramy mogą nam kiedyś zwyczajnie spaść na łeb razem z sufitem. Niepokój nasz przybrał na sile.

Któregoś dnia Tadeusz dał nam znać, że jedzie do Dużego Miasta na bypassy. Był w niezłej formie. W okolicach przedbożonarodzeniowych na zabieg miał dotrzeć.

No i pojechał. I zszedł był biedak w samiuśkie Boże Narodzenie. Serce nie wytrzymało. Byliśmy na pogrzebie i na stypie, niemniej obciążony sufit w naszej głowie urastał do coraz większych rozmiarów, albowiem mieszkanie dostał w spadku Tadeuszowy brat. On chory na serce, jego żona schorowana wielorako.

Tadeuszowy spadek nadal wisi nam nad głową...

Spadkobierca Tadeuszowy (brat) zmarł. Została schorowana żona i dwójka jej dzieci. Nikt się tematem nie interesuje. Żonę sprowadziliśmy, kiedy latem w kuchni zaczęła nam się woda lać z sufitu. Podczas jednej z licznych tegorocznych burz. Póki co temat ogarnięty (ekipa naprawiła kawalątek dachu i rynny). Co będzie dalej???