Wspominam 2018. Rok 2018. Najtrudniejszy rok w moim życiu.
W styczniu 2018 roku po trzymiesięcznym wypowiedzeniu odchodzę z pracy. Do emerytury mam jeszcze kawałek, niemniej w pracy mojej nie da się już wytrzymać. W porę pojęłam, że czeka mnie albo psychiatryk albo lądowanie w pierdlu, z rozemocjonowaną i niestabilną nową dyrekcją nie jestem w stanie się dogadać. W swoim życiu zawodowym przeżyłam różnych dyrektorów całkiem sporo, z tym jednym człowiekiem współpracować nie mogę. Na dodatek w 2017 roku nękają nas liczne kontrole - ZUS, skarbówka, RIO, organ nadrzędny i na deser - NIK! Mam porządek w papierach, niemniej takie nagromadzenie kontroli generuje stres, pożera mnóstwo czasu i nie pozwala wydajnie wykonywać bieżących obowiązków.
Za pracą nie tęsknię, czuję ulgę, decyzja była świadoma i podjęta wspólnie z mężem. Niemniej zmiana to w życiu ogromna.
W lutym tegoż roku w łonie mojej bratanicy umiera znienacka pierwsze dziecko, córeczka, w ósmym miesiącu życia płodowego, uduszona pępowiną. Ciąża idealna, monitorowana, zadbana. Nikt się nie spodziewał. Wszyscy jesteśmy w szoku. Rodzice dziecka w największym...
W czerwcu 2018 moją mamę dopada znienacka udar niedokrwienny. O 9.00 wsiadam na rower, jadę do rodziców sadzić kwiatki, O 9.15 jestem na miejscu, mama traci równowagę, widzi podwójnie. Jedziemy na SOR, biegiem, krzyczę że udar, mama dostaje łóżko, w ciągu godziny sytuacja jest opanowana. Mama na tydzień ląduje w szpitalu, ja doglądam taty, bo sam nie powinien być.
W lipcu i sierpniu tegoż roku rodzice mają planowane zabiegi usunięcia zaćmy, zabiegi się odbywają, towarzyszę im non stop, pomagam w pielęgnacji poszpitalnej. Sprzątam, gotuję, poczyniam zakupy wszelakie.
W listopadzie 2018 zięć ma bardzo niebezpieczny wypadek w pracy, spada ze sporej wysokości na plecy. Badania, diagnoza - na szczęście nic wielkiego się nie podziało, niemniej stres był ogromny. Kilka dni oddychamy z ulgą.
Z końcem listopada na OIOM-ie ląduje zięciowy ojciec. Sprawy mają się poważnie, ojciec zięcia umiera po kilku dniach nie odzyskawszy przytomności. Jeszcze nie wiemy, że za chwilę pojawi się kolejny temat, kolejne zdarzenie, które ponownie zaważy na naszym życiu.
Ostatniego listopada kiepsko zaczyna się czuć mój tato. Boli go żołądek. Dostaje skierowanie do szpitala, jest obolały, ma wysoką gorączkę. Jedzie na oddział. Jestem przy nim ile tylko mogę, dziś sumienie mi wyrzuca, że za mało, że mogłam więcej i dłużej... Tato jest leczony silnymi antybiotykami, które bardzo go osłabiają. Pacjenta szpital wypisuje około 5 grudnia, w wypisie jak wół stoi "w stanie ogólnym dobrym".
Ten wypis bardzo mi się kłóci z biegiem następujących po nim zdarzeń. Mój schorowany wielonarządowo tato z dnia na dzień słabnie coraz bardziej, dyżurujemy przy nim z mamą na zmianę. Towarzyszy nam kilkakrotnie cudowna pielęgniarka, pomaga w opiece i udziela właściwych informacji. Lekarz rodzinny wezwany do taty 19 grudnia mówi, że wszystko jest ok, zakłada tacie cewnik. Pielęgniarka mówi, że serce jest bardzo słabe i że można się spodziewać wszystkiego... około godziny 15.00 tato wchodzi w agonię, o 19.00 oświadcza: "ja umieram", o 20.00 bierze ostatni wdech i wszystko zamiera...
Pogrzeb mieliśmy 24 grudnia, w Wigilię Bożego Narodzenia. Stół zastawili nam obficie przyjaciele. Traumy nijakiej nie mamy.
Odwracając się za siebie w tym 2018 roku pojęłam, że gdybym znała jego przebieg nie udźwignęłabym tego, co ze sobą niósł. A ponieważ przyszłości nie znałam, mogłam krok po kroku przeżyć to, co przyniosło życie. Dałam radę to udźwignąć. No i mogłam być z moimi najbliższymi, bo już nie pracowałam...
Jutro opiszę rok 2024.
14 komentarze:
Jak dobrze, że nie wiemy co nas czeka. Dużo, bardzo dużo działo się w Twoim 2018 r. Często potrafimy udźwignąć więcej niż nam się wydaje.
Serdeczności dla Cię. Dorota
No naprawdę, kumulacja niebywała, jak można to przetrwać? chyba tak jak piszesz, nigdy nie wiemy ile damy radę wytrzymać! takie roczniki pamięta się całe życie, oby nie było powtórki!
o rany oby sie nigdy nie powtórzył.
Kumulacja jakże ciężka do udźwignięcia...
Tulam.
Nieprawdopodobne nagromadzenie złego.
To była walka o duszę.
@Dorota - oj tak, zdecydowanie dobrze jest nie wiedzieć. Serdeczności i dla Ciebie, imienniczko moja:)
Jotka - to da się przetrwać wyłącznie krok po kroku, za bardzo nie rozpamiętując. Czasem wręcz dzień po dniu.
serdecznie pozdrawiam :)
@Teatralna - kto wie, różnie może być. Póki co nie myślę o tym. Pomyślę wtedy, gdy się już będzie działo.
Serdeczności noworoczne dla Ciebie :*
@Rybeńka - wiesz, że tego nie czuliśmy? Tej kumulacji? Ona po prostu się działa, krok po kroku...
Ściskam serdecznie :)
@Anonimowy - to Ty, Aniu? Coś czuję, że tak!
Nigdy nie czułam, że to walka o duszę... ciekawie to widzisz.
Też tulam :***
@Dorothea ten anonim to ja :-)
No tak myślałam :***
Dobrze nie wiedzieć co nas czeka, ta niewiedza jest… milsza 😉
Niech już więcej nie będzie powtórki. Spokojnego roku! Zdrowia i samych dobrych ludzi wokół.
@Roksanna - och, dobrze, jak dobrze! Serdecznie dziękuję za życzenia :***
Prześlij komentarz
Dobrze, że jesteś :)